Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

 

 

Wchodzę do Urzędu Skarbowego
a powietrze stoi tu
gęste, ciężkie, podsłuchujące,
jak bigos po świętach,
który ktoś próbował reanimować defibrylatorem -

jak mgławica, która wciąga petentów niczym komety,
mieli ich w czarnych księgach i
wypluwa w postaci oświadczeń,

jakby każda jego cząsteczka
chciała mnie rozliczyć z własnego oddechu,
wirując we własnej galaktyce
czarnych dziur absurdów.


Krzesła stoją rzędem,
jak pluton meblościańskich egzekutorów,
którym już na niczym  nie zależy,
nawet na własnym lakierze.

Przy recepcji
kobieta w okularach tak grubych,
że NASA mogłaby przez nie badać słońce
i jeszcze dostać premię za szczegółowość.

Patrzy na mnie,
jakby sprawdzała,
czy jestem człowiekiem,
czy tylko błędem w systemie.
Patrzy tak przenikliwie,
jakby miała w oczach rentgen,
który potrafi rozpoznać grzechy podatkowe jeszcze z czasów,
gdy byłem plemnikiem.

- Numer,
mówi głosem,
który trzeszczy jak TERMINATOR 5000
przepychający historię podatkową narodu.

Dostaję 666/B.
numer jak sygnet diabła w księgach, który pieczętuje każdą myśl podatnika.
„B” jak „Będzie bolać”.

Siadam.
Obok mnie mężczyzna
w garniturze z PRL-u,
tak sztywnym, że chyba jest zbudowany
z rozporządzeń Jaruzela wprowadzonych w życie
na zawsze.

- Czekam trzeci rok,  szepcze.
- Okienka są czynne,  mówię.
- Są.
Ale nieczyniące.

Wyświetlacz miga
jak alarm w elektrowni jądrowej,
który wszyscy nauczyli się ignorować,
taki alarm, przy którym nawet reaktor westchnąłby: dobra, jak  nikt i tak nie przyjdzie

Idę do okienka.
Pięć kroków -
a czuję się, jakbym szedł
na pogrzeb własnego konta bankowego,
w asyście komorniczej orkiestry dętej.

Urzędnik siedzi jak kapłan,
który połknął cały Dziennik Ustaw
i teraz medytuje nad moim losem.

Jego brwi
mogłyby służyć bocianom
za sezonowe gniazdo.

- Dokumenty,
komenderuje.

Rozkłada je
z precyzją chirurga
operującego bez znieczulenia,
bo znieczulenie nie jest kosztem uzyskania przychodu.

Przegląda moje liczby
jakby były księgą upadku cywilizacji.

Nagle zamiera.
Jakby w tych papierach zobaczył liczbę, której nawet kalkulator nie chce liczyć, tylko prosi o ostatnie namaszczenie.
Jak człowiek,
który wyczuł trzęsienie
tych zimnych fal absurdów,
co wyrywają dusze z orbit.

- No… to mamy problem.

Wstaje.
Zdejmuje okulary.
Urząd zamiera -
Wygląda teraz jak arcykapłan biurokracji,
który za chwilę otworzy kamienną tablicę z moim losem -
tak ciężką,
że nawet grawitacja zwalnia z szacunku.

Drukarki wstrzymują wydruk,
kserokopiarki zamykają paszcze.

- Po analizie…
- Z uwzględnieniem…
- I po przeliczeniu współczynnika…

Wręcza kartkę
jak wyrok z zakurzonej wersji Hammurabiego.

- Musi pan zapłacić,
w ciągu czternastu dni…

Pochyla się.
Patrzy mi w oczy.
Czuje oddech paragrafów.

- trzydzieści siedem tysięcy…
czterysta dziewięćdziesiąt trzy złote…
i trzy grosze.

Jakby moje życie zostało sprasowane
w zakurzonej prasie prawa
i wciśnięte w banknot,
który nigdy nie dotrze do portfela,
a tylko odbija się od ścian bezlitosnego świata.

- Skąd taka kwota?!

- Z pana życia...
Z pana życia, proszę pana.

Krzesło obok mdleje.
Nie mam do niego żalu.


W broszurze
- zajęcie konta,
- zajęcie mieszkania,
- zajęcie marzeń.
Punkt trzeci wytłuszczony.

Wychodzę.
Świat wydaje się lżejszy.
Albo ja cięższy
o trzydzieści siedem tysięcy
i trzy grosze,
które są jak śmiech losu
odbijający się od szyby.


Drzwi zamykają się za mną
jak stalowe powieki olbrzyma,
który śni o podatkach
i połyka w snach tych, którzy próbują uciec.
Jak paszcza rekina pożerającego ostatni kawałek wolności,
mrucząc:

„Do zobaczenia.
Nawet jeśli tego nie chcesz.”

 

 

 

 

 





Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


×
×
  • Dodaj nową pozycję...