Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

@Migrena

To wiersz o wyjątkowej sile zmysłowej i poetyckiej, z jednej strony bogaty, świadomy w języku, filmowy, a jednocześnie głęboko emocjonalny. Znakomicie łączy erotykę, kosmologiczne odniesienie i symboliczny dramat chwili , razem ikoniczne stopione w monumentalną wizję apokalipsy. Tej małej, bliskiej, osobistej.

 

Opublikowano

@Migrena trochę w duchu Tennessee Williamsa "Kotki na gorącym blaszanym dachu"

Wiem, że fabuła sztuki inna, ale tam też była niecierpliwość tak jak u Ciebie .

I jakby świat miałby się rozpaść- ale to nie jest ważne- bo liczy się tu i teraz,

a potem niech się dzieje co chce.

 

Noo Jacek!!! Robi wrażenie

Opublikowano

@Migrena kiedyś myślałam, że o miłości powiedziano już wszystko. Jednak  gdy czytam Twoje wiersze to zmieniam zdanie.

Ciągle czymś zaskakujesz cos rozświetlasz.

Przychodzę tu po natchnienia i zwykle znajduję.

I za to dziekuję

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

Opublikowano

@Migrena

 

Jest moc

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

zmysłowa i krwista, w tym wierszu! 
 

„włamywaliśmy się w swój świat:
z ciał, z cienia, z gwiazd.” 
 

Hmm…czytając…mam ochotę poczęstować się jabłkiem, z zakazanego drzewa …

 

A „ noc była dzika..” 

 

Niezwykle namiętna opowieść Migrenko

 


 

 

Opublikowano

@KOBIETA

 

od Ciebie jabłko przyjmę !!!!!

 

obawiam się jednak, że na gryzieniu jabłka się nie skończy :)

 

ale dach nam chyba nie jest potrzebny :)

 

wiadomo.....

 

dziękuję Dominiko :)

dziewczyno z rajskimi jabłkami :)

 

 

 

 

@infelia

 

można gwizdać :)

zeby tylko jakiś chiński satelita na łeb nie zleciał :)

 

dziękuję.

 

 

 

Opublikowano

@Migrena To wiersz, który czyta się z zapartym tchem, niemal czując ten wiatr na dachu i gęstość atmosfery. Duża ilość niezwykłych obrazów, metafor zatrzymuje, bo każda jest oryginalna i niesamowicie działa na zmysły. Zakończenie - metafora księżyca jako pęknięte jabłko nieba i struna światła, z której sączyła się cisza o smaku krwi jest absolutnie genialna. To obraz, który łączy w sobie mit (jabłko), zmysłowość (struna, sączenie) i pierwotny, niemal ofiarny wymiar (smak krwi). Jest to synestezja, która idealnie zamyka ten intensywny utwór. Zbudowałeś "kapsułę czasu" – świat poza światem, niesamowitą atmosferę, z siłą żywiołów i kontrastów.

Wiersz jest niezwykle sensualny - "Twoje ciało błyszczało - złamany płomień, rozgrzane szkło" czy "w powietrzu pachniało burzą i winem" - to obrazy, które działają na wszystkie zmysły jednocześnie.

ps. Zaliczyłam też kilka dachów - dach Biblioteki UW, Akademii Muzycznej w Krakowie - też zadziałały na zmysły, ale nie tak intensywnie jak na Twoim genialnym "starym dachu". :)))

Opublikowano

@Berenika97

 

to my Nika jak te dwa koty marcowe :))))

 

ja po dachach nie chodziłem bo mam lęki wysokości.

 

ale raz, kolega co studiował archeologię śródziemnomorską zabrał mnie do piwnic pod UJ.

 

dał mi dwie latarki i kawałek gromnicy z zapałkami a sam miał górski czekan.

 

i poszliśmy.

 

ja robiłem za latarkę.

on prowadził po znakach kredą na ścianach.

doszliśmy do jakiegoś zakamarka i on zaczął czekanem drapać zmurszałe cegły.

kiedy pytałem co tam jest , powiedział zebym się zamknął.

 

po dwóch godzinach usłyszeliśmy jakies głosy .

ale od strony skąd przyszliśmy.

ja się zgasiłem i siedliśmy na gruzie.

 

nagle hałas jakby kogoś obdzierali ze skóry.

 

kolega usiadł na kocie to ten się rozdarł.

 

wziął go pod kurtkę i czekamy.

 

obok nas przeszła jakaś ekipa i ktoś podniesionym głosem nakazywał aby ci co z nim byli poszli do pani Zosi a ona da im łańcuch i kłódkę.

ten gość wydzierał się jeszcze, że nie życzy sobie żeby tutaj ktoś właził.

 

kiedy oni przeszli, Wojtek zabrał kota i wyszliśmy.

 

po drodze przekonywał mnie, że to kot po Turkach jest.

 

temu kotu dali na imię Turek.

szwendał się po akademiku jeszcze ze dwa lata.

 

nigdy sie do siebie nie zbliżyliśmy.

udawał  ze mnie nie zna.

 

 

Nika.

dziękuję serdecznie za koment.

wszystkiego dobrego ')

 

 

 

 

 

 

 

Opublikowano (edytowane)

@Berenika97

 

:)))))))

 

przepraszam za bezczelność ale........widocznie weszłaś nie w ten tunel !

 

miłego :)

 

 

 

 

@Annna2

Aniu.

a Ty się na mnie nie gniewaj  za tego Krawczyka.

 

zamiar miałem inny.

wstawiłem dla Ciebie Banaszak&Nowicki w pięknym tangu "przetańczmy tę noc jeszcze raz".

 

wstawiłem i na próbę otworzyłem.

 

a tu ten medialny potwór yt. napisał, że ten utwór można odtwarzać tylko na nim.

 

to dałem alternatywę  - Krawczyka.

 

wybacz.

 

 

Edytowane przez Migrena (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Berenika97

 

używając zasady kosmologicznej która mówi, że Wszechświat jest jednorodny (homogeniczny) i izotropowy w dużych skalach.

 

Izotropowy czyli wygląda tak samo we wszystkich kierunkach.

 

jeżeli my oboje uznamy, że podobna zasada dotyczy też piwnic, lochów i tuneli w Krakowie to gdziekolwiek byśmy nie weszli wszędzie powinien być jakiś kot po Turku albo innym Tatarze.

 

chyba, że ktoś go już wcześniej udomowił albo raczej uakademikował :)

 

studenci zdolni są.......do wszystkiego :)

 

Nika.

:)))))

 


 

Opublikowano

@Migrena

Drogi Kosmologu Podziemny,

Twoja teoria o izotropowości krakowskich piwnic w kontekście rozmieszczenia kotów po Turkach i Tatarach jest... rewelacyjna!

Muszę jednak wnieść poprawkę: zasada kosmologiczna działa tylko w dużych skalach, a kot to jednak obiekt kwantowy – może jednocześnie być i nie być w piwnicy ( kot Schrödingera w lochu). Dodatkowo koty wykazują tendencję do spontanicznej anihilacji z normalną materią studencką, przekształcając się w ciepło akademickie i mruczenie kwantowe.

Co do "uakademikowania" – potwierdzam, studenci zdolni są rzeczywiście do wszystkiego, włącznie z naruszeniem praw termodynamiki (żyją bez jedzenia w sesji) i teleportacji (znikają na wykładach, pojawiają się na imprezach).

Pozdrawiam ciepło (izotropowo, we wszystkich kierunkach) :)

Opublikowano

@Berenika97

 

no tak.

 

duża skala.

w Krakowie lochy i piwnice to jednak skala duża jest.

 

bez jedzenia.

potwierdzam.

nie było wśród nas ludzi o znaczacych wagach.

a i ten "turek" chudy był, niezależnie od sesji.

 

a karmiony był w każdym pokoju.

niestety tą samą biedą co my.

 

zawsze kiedy się spotykaliśmy uśmiechał się do mnie.

ale był to uśmiech pogardy.

 

nie szanował nas za wkuwanie zasad i praw.

a gardził nami za biedę.

 

ten kot......nie wiem czy by polubił Schrödingera.

 

pewnie by się burzył, że on przecież nie królik u magika co raz w kapeluszu jest a innym razem go nie ma.

 

bo gdybyśmy te zasady stosowali szerzej to cholerne lochy raz by były żeby np. we wtorek ich nie było.

 

Nika.

 

to ja pozdrawiam Cię homogenicznie - czyli "po całości". 

 

:))))))

 

 

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
    • Na to mam ton.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...