Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Moje dłonie siegają częściej
po wino niż po chleb.
Do późnego wieczora

jestem zbyt zajęty
umartwianiem duszy
by odpowiadać na choć najskromniejsze potrzeby ciała.
Są dni gdzie łóżko mnie więzi.
Są jednak i takie gdzie łaknę wolności
ścian swego odludnego więzienia.
Przed snem, błądzę w ciemnościach
zakurzonych kątów

by choć przez chwilę
dać posmakować
artretycznie powyginanym palcom,
zimna użytych do aranżacji farb.
Szkarłatu krwi i perłowości łez.
Duchy ze ścian poznają mój zapach.
Łaszą się do swego pana.
Mimo agonii, czasami zmuszą się
do krótkiego śmiechu.
Wołają mnie po imieniu.
Tym ziemskim nie piekielnym.
Wypalonym na duszy.
Przed którym drżą
aniołowie i ziemskie błazny.

Kiedyś miałem imię.
I czas na to by żyć.
Bez bólu i lęku.
Broniłem się przed cieniem.
Uciekałem, lecz on był zawsze
przed mym krokiem jeszcze o krok.
Gdybym wtedy spłonął
razem z moimi wierszami.
Czy cień wkroczyłby za mną w ogień?
Ale to przecież ogień rodzi cień.
Języki ognia namawiają bym spłonął.
Języki cieni liżą me rany.
Trucizną próbują wymusić we mnie
kolejny raz uległość.

Tak przecieka rzeczywistość,
przez dziurawy dach.
Wschodzi czarna tarcza słońca.
Gdy cząstka jego światła

mnie dosięgnie.
Obrócę się w proch.
Duchy ze ścian pytają czasami,
czy stąd daleko do nieba.
Nie wiem.
Mi tylko piekło pisane.
I znów wczesnonocne harce.
Trupi blask gwiazd.
Nad łąkami.
W zbożu jeszcze zielonym,
cichutkie stąpania.
To stopy bose północnic.
Ich śpiewy przerywają świsty sierpów.
Tną szyję i żywoty kochanków.
Dobrze im tak.
Kto jeszcze ufa miłosnym potworom.
A może i żałować ich należy.
Ja przecież też kiedyś ufałem.
A teraz przeklinam nawet siebie.

Czas się uwolnić.
Udało mi się wzniecić wreszcie żar
na zalanym przed laty
i zapomnianym palenisku.
Wiązki brzozowego chrustu
czekały na tę chwilę.
Języki ognia dostrzegły mnie,
choć w narkotycznym uniesieniu chwili,
były tak spragnione swego istnienia,
że wolały pięścić

ceglane ściany kominka.
Pieściłem ich zmysły.
Dorzucając drewna i szczap.
Duchy ze ścian milczały zatrwożone,
patrząc jak piekło
wychodzi poza ramy swego świata.
Prawie mnie mieli.
Cienie tańczyły dziko,

okadzone dymem.
Pogrzebaczem wybiłem wszystkie okna
by świeżym oddechem powietrza,
wzbudzić furię ognia.
Spod kuchennego stołu
wyciągnąłem bańkę na naftę.
I cisnąłem ją w ogień.

Pamiętam tylko to jak cienie,
porwały mnie
przez rozsadzony pożarem komin.
Duchy wybiły rygle z drzwi
i rozpierzchły się w mgielny mrok boru.
Płonąłem żywcem.
Niesiony przez diabły

w trupi blask gwiazd.
Dobrze byłoby żałować

i uronić choć łzę.
Mnie ogarnął jednak

demoniczny śmiech,
który objął połacie okolicy.
Okoliczni bajali potem,

że słyszeli piorun,
który najpewniej zniszczył chatę.
Płonęła kilka godzin.
Wiele miesięcy później na pogorzelisku,
stanął jesionowy krzyż

i światło łojowych świec
rozświetlało mrok i klątwę.
Na darmo jednak.
Bo nikt stąd jeszcze nie trafił do nieba.

Opublikowano

@Simon Tracy

Wiersz-wizja o artyście-potępieńcu, uwięzionym między życiem a śmiercią, twórczością a autodestrukcją.

Narrator to zjawa – malarz? poeta? – który już nie żyje, ale jeszcze nie umarł. Mieszka w nawiedzonym domu ze swoimi obrazami ("duchy ze ścian"), pije zamiast jeść, tworzy ze "szkarłatu krwi i perłowości łez". Kiedyś miał imię i życie, ale cień – depresja? grzech? przekleństwo? – dogonił go.

Koniec to próba samospalenia jako desperackie wyzwolenie.

Język mroczny pełen gotyckiego okrucieństwa i romantycznego potępienia.

Jest tu typowa dla Twoich utworów atmosfera.

Opublikowano (edytowane)

@Simon Tracy... tytuł zachęcił.

Strasznie dluuugie są Twoje wiersze i dlatego "uciekam" od nich, poważnie piszę.

Skłamałabym, że pomimo mrocznych treści, tak prowadzisz 'pióro', że człek wchłania całość

na kilka wdechów, bo na jednym się nie da- za dłuuuugie... :)

Zostawiłam plus, ponieważ sprawnie piszesz swoje historie.

 

 

Edytowane przez Nata_Kruk (wyświetl historię edycji)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @viola arvensis dziękuję
    • @Wiesław J.K. Jej Wiesław, rozważania czysto teoretyczne, skoro coś nami kieruje, nazwiemy to wizją, to oczywistym jest ten wolny wybór, tu sprawdza się stare powiedzenie albo idziesz z,albo pod prąd -co ono oznacza dla Ciebie? Przy okazji dzięki za przypomnienie tej rozwałki ( od rozważania:)) Pozdrawiam 
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      @obywatel Głupie może nie, ale trudno nie zgodzić się z tym, że zaaranżowane być może jest, a może napewno...sam nie wiem. Pozdrawiam! :)
    • Mnie proszę nie liczyć. Policzcie sobie nawet psa, kota czy świnkę morską. Ale beze mnie… Że co? Że co się ma wydarzyć? Nie. Nie wydarzy się nic ciekawego tak jak i nie wydarzy się nic na płaskiej i ciągłej linii kardiomonitora podłączonego do sztywnego już nieboszczyka.   I po co ten udawany szloch? Przecież to tylko kawał zimnego mięsa. Za życia kpiarsko-knajpiane docinki, głupoty, a teraz, co? Było minęło. Jedynie, co należy zrobić, to wyłączyć ten nieustanny piskliwy w uszach szum. Ten szum wtłaczanego przez respirator powietrza. Po co płacić wysoki rachunek za prąd? Wyłączyć i już. A jak wyłączyć? Po prostu… Jednym strzałem w skroń.   Dymiący jeszcze rewolwer potoczy się w kąt, gdzieś pod szafę czy regał z książkami. I tyle. Więcej nic… Zabójstwo? Jakie tam zabójstwo. Raczej samobójstwo. Nieistotne z punktu widzenia rozradowanych gówniano-parcianą zabawą mas. Szukać nikt nie będzie. W TV pokazują najnowszy seans telewizji intymnej, najnowszy pokaz mody. Na wybiegu maszerują wieszaki, szczudła i stojaki na kroplówki… Nienaganną aż do wyrzygania rodzinkę upakowaną w najnowszym modelu Infiniti, aby tylko się pokazać: patrzcie na nas! Czy w innym zmotoryzowanym kuble na śmieci. Jadą, diabli wiedzą, gdzie. Może mąż do kochanki a żona do kochanka... I te ich uśmieszki fałszywe, że niby nic. I wszystko jak należy. Jak w podręczniku dla zdewociałych kucht. I leżących na plaży kochanków. Jak Lancaster i Kerr z filmu „Stąd do wieczności”? A gdzie tam. Zwykły ordynarny seks muskularnego kretyna i plastikowej kretynki. I nie ważne, że to plaża Eniwetok. Z zastygłymi śladami nuklearnych testów sprzed lat. Z zasklepionymi otworami w ziemi… Kto o tym teraz pamięta… Jedynie czarno białe stronice starych gazet. Informujące o najnowszych zdobyczach nauki. O nowej bombie kobaltowej hamującej nieskończony rozrost… Kto to pamięta… Spogląda na mnie z wielkiego plakatu uśmiechnięty Ray Charles w czarnych okularach i zębach białych jak śnieg...   A więc mnie już nie liczcie. Idźcie beze mnie. Dokąd.? A dokąd chcecie. Na kolejne pokazy niezrównanych lingwistów i speców od socjologicznych wynurzeń. Na bazgranie kredą po tablicy matematyczno-fizycznych esów-floresów, egipskich hieroglifów dowodzących nowej teorii Wielkiego Wybuchu, którego, jak się okazuje, wcale nie było. A skąd ta śmiała teza? Ano stąd. Kilka dni temu jakiś baran ględził na cały autobus, że był w filharmonii na koncercie z utworami Johanna Straussa. (syna). Ględził do telefonu. A z telefonu odpowiadał mu na głośnomówiącym niejaki Mariusz. I wiedzieliśmy, że dzwonił ktoś do niego z Austrii. I że mówi trochę po niemiecku. I że… - jest bardzo mądry…   Ja wysiadam. Nie. Ja nawet nie wsiadłem do tego statku do gwiazd. Wsiadajcie. Prędzej! Bo już odpala silniki! Ja zostaję na tym padole. Tu mi dobrze. Adieu! Poprzytulam się do tego marynarza z etykiety Tom of Finland. Spogląda na mnie zalotnie, a ja na niego. Pocałuj, kochany. No, pocałuj… Chcesz? No, proszę, weź… - na pamiątkę. Poczuj ten niebiański smak… Inni zdążyli się już przepoczwarzyć w cudowne motyle albo zrzucić z siebie kolejną pajęczą wylinkę. I dalej być… W przytuleniu, w świecidełkach, w gorących uściskach aksamitnego tańca bardzo wielu drżących odnóży… Mnie proszę nie liczyć. Rzekłem.   Przechadzam się po korytarzach pustego domu. Jak ten zdziwaczały książę. Ten dziwoląg w jedwabnych pantalonach, który po wielu latach oczekiwania zszedł niebacznie z zakurzonej półki w lombardzie. Przechadzam się po pokojach pełnych płonących świec. To jest cudowne. To jest niemalże boskie. Aż kapią łzy z oczu okrytych kurzem, pyłem skrą…   Jesteś? Nie. I tam nie. Bo nie. Dobra. Dosyć już tych wygłupów. Nie, to nie. Widzisz? Właśnie dotarłem do mety swojego własnego nieistnienia, w którym moje słowa tak zabawnie brzęczą i stukoczą w otchłani nocy, w tym ogromnie pustym domu. Jak klocki układane przez niedorozwinięte dziecko. Co ono układa? Jakąś wieżę, most, mur… W płomieniach świec migoczące na ścianach cienie. Rozedrgane palce… Za oknem jedynie deszcz…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-03)    
    • @m1234wiedzialem, że nie zrozumiesz, szkoda mojego czasu. Dziękuję za niezrozumienie i pozdrawiam fana.   PS Żarcik etymologiczny od AI       Etymologia słowa "fun" nie jest w pełni jasna, ale prawdopodobnie wywodzi się ze średnioangielskiego, gdzie mogło oznaczać "oszukiwanie" lub "żart" (od XVI wieku). Z czasem znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki", które są obecnie głównymi znaczeniami tego słowa.  Początkowe znaczenie: W XVI wieku angielskie słowo "fun" oznaczało "oszukiwanie" lub "żart". Ewolucja znaczenia: W XVIII wieku jego znaczenie ewoluowało w kierunku "przyjemności" i "rozrywki". Inne teorie: Istnieją spekulacje, że słowo "fun" mogło pochodzić od średnioangielskich słów "fonne" (głupiec) i "fonnen" (jeden oszukuje drugiego). 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...