Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano (edytowane)

@Migrena  nie wiem- raczej nie.

Nie warto gonić za czymś co jest tylko ułudą, choć w życiu bywa też tak, że 

tombak brany za złoto jest nagradzany, albo wazelina.

Hej jesteś najlepszy najlepszy wiesz? Wszystkim tak.

 

A potem - klik.
Cisza.
Tylko mój oddech tańczy jeszcze chwilę,
niewidzialny, spocony,
jak ostatni akord z pękniętej płyty.

 

 

 

 

Edytowane przez Annna2 (wyświetl historię edycji)
Opublikowano

@Migrena

Wiersz brzmiący jak opis szalonego tańca w piwnicy, staje się metaforą życia w rytmie ekstazy i autodestrukcji.

Symboliczne: zejście w głąb siebie, w podświadomość, w trans, w sytuację graniczną określającą obszar człowieka jako istoty duchowej i fizycznej zarazem.

Wszystko pulsuje w słowach a przedstawiony świat staje się jednym organizmem rytmicznym, w którym człowiek rozpuszcza się między  groteską i iluminacją — jakby Bukowski spotkał surrealistę i zaczęli wspólnie śpiewać.

Opublikowano

@Alicja_Wysocka

 

Alu - błagam !!!

 

nie mogłaś tak pomyśleć !?!?!?

 

@huzarc

 

"jakby Bukowski spotkał surrealistę i zaczęli wspólnie śpiewać" - 

 

pierwsza klasa !!!

 

dzięki wielkie :)

 

@Annna2

 

nie wszystkim Aniu !

 

nie wszystkim !

 

tylko niektórym i zawsze jako nonkonformista !

 

dziękuję, że zajrzałaś !

 

Opublikowano

@Migrena

 

Czyste szaleństwo…Elvis zmartwychwstał

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

Ale …czy to nie jest lekki teatr groteski? Opowieść o maskach i pozorach…O tym, co ukrywamy gdzieś pod powierzchnią, w mrocznej piwnicy? 
Tam, gdzie odnaleźć można wyparte pragnienia i lęki ? Niespełnione sny.


Niczym sen o wolności…o byciu naprawdę sobą…:) 

 

Świetny tekst:) Pozdrawiam:) 
 

Opublikowano

@Migrena

Powiem Ci: co za jazda! To jest wiersz-dynamit. Wiersz, który ma w sobie brud, dym, pot i niesamowitą, wyzwalającą energię.

Zaczynasz jak w starym, mrocznym bluesie – "schody wijące się jak śliskie węże", "powieka starego boga dymu". Od razu czuć ten gęsty, piwniczny klimat. A potem wciskasz "Bam!" i rusza lawina. Masz surrealistyczną wyobraźnię. Twoje obrazy są tak plastyczne, że można je niemal poczuć i usłyszeć: "Perkusja serca wali w beton" , No i Twoja publiczność..."Słoiki z grzybami patrzą, zszokowane", "sok z prawdziwków bulgocze jak stary James Brown" - mistrzostwo! To jest wiersz o totalnej, ekstatycznej chwili. O tym, że trzeba tańczyć na przekór wszystkiemu, "bo zgnije ci dusza". Fantastycznie pokazałeś, jak ta zwykła piwnica zamienia się w kosmiczny klub, "stroboskop z piekła", a Ty sam stajesz się centrum wszechświata – "Elvisem po zmartwychwstaniu" i "wirującym ogniem w słoiku po ogórkach". Ta przemiana z faceta "w koszuli z taniego snu" w wirujący kosmos jest potężna.

Czuje się ten bas i ten dym. A "pająk na suficie kiwa się jak DJ na sterydach" to kolejny genialny detal.

I to zakończenie... To nagłe "klik" jest jak odłożenie igły na płycie. Cisza po eksplozji, w której zostaje tylko "oddech tańczący jeszcze chwilę". Perfekcyjne wyciszenie po takim szaleństwie.

A na Twoje ostatnie pytanie... "zatańczysz ze mną?"... Odpowiadam: Oczywiście. Po takim wierszu – nie da się odmówić. Ale może nie w piwnicy :)))

Opublikowano

@Berenika97

 

Bereniko.

 

Dziękuję Ci z całego serca za ten komentarz - to, co napisałaś, jest dla mnie jak piękny prezent dla duszy.

 

Twoje słowa mają w sobie światło i czułość, które sprawiają, że wiersz zaczyna oddychać na nowo.

 

To niezwykłe uczucie, kiedy ktoś tak głęboko potrafi usłyszeć to, co między wersami.

 

Masz w sobie wrażliwość, która dotyka jak muzyka - lekko, a jednak zostaje na długo.

 

I kto wie… może kiedyś naprawdę zatańczymy razem tango - takie z rytmu muzyki i ciał :)

 

dziękuję ślicznie za komentarz który jest prezentem :)

 

 

Opublikowano

@Migrena podobno taniec to ukryty język duszy, myślę ze to prawda.

I wierszem to poniekąd pokazałeś.  

 

Wiesz, ten wiersz to jakby opis snu, nawet mam (może trochę chore) wrażenie, że coś podobnego kiedyś śniłam..

 

Co do tańca- tańczyłam już w wielu miejscach od ulicy po stoły, łąki i inne takie,  ale taniec w piwnicy, choć mroczny to dosyć to kuszący

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

 

 

 

 

Opublikowano

@viola arvensis

Violu.

 

taniec to magia :)

 

ale Ty to wiesz najlepiej :)

 

porwała mnie myśl tańca....

 

ten twist z Pulp Fiction - zmysłowy i piękny.

 

jakby surrealizm zaklęty w ruchach.

 

uśmiechami dziękuję, że jesteś :)

i za komentarz :)

i za wprawienie mnie w marzenia......taniec w piwnicy.....nic już nie napiszę :)

dziękuję :)

 

 

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Wędrowiec.1984 Jakoś je starałem posegregować, ale istnieje wiele innych. W Polsce mamy ok. 10 milionów singli i ta liczba rośnie, więc uznałem, że poezja powinna też się tym zająć. Pozdrawiam
    • Ból zaciska na skroni palce  cienkie, twarde, szklane, jakby ktoś ulepił je z odłamków reflektora, który pękł od zbyt głośnego światła. Wpycha mi w czaszkę powietrze ostre jak tłuczona szyba, jakby każdy oddech był drzazgą rozjarzonego żaru, w którym ktoś spalił swój ostatni obraz.   Czuję, jak myśl tłucze się o moją kość czołową, jakby chciała wybić sobie ucieczkę, zanim skurczy się do rozżarzonej kuli.   Oddycham sykiem. Oddychawłamóknieniem. Oddycham światłem, które nie oświetla – tylko wypala świat kawałek po kawałku, systematycznie, metodycznie, jak kwas, który zna mój wzór chemiczny, mój rytm, moje wszystkie uniki. Ona prześwietla mnie jak rentgen zrobiony z błysku widzi we mnie nerwy, zanim ja je poczuję.   Dźwięki stoją jak martwe ryby w słojach formaliny: oblepione szumem, przykryte bębenkowym całunem, wypatrują mojej uwagi – rozproszonej, popękanej, jakby każda synapsa pisała zaklęcia przeciwko ciszy, jakby mózg uczył się alfabetu tego pierdolonego bólu poprzez puls.   Nacisk wcina się we mnie głębiej niż sen, głębiej niż jawa, głębiej niż wszystkie myśli: jest czysty, nieubłagany, bezczelnie precyzyjny. Nic nie udaje. Ona nie kłamie – uderza prosto, uderza w punkt, jak neurolog-sadysta, który nie używa eufemizmów, bo ma twoją mapę nerwów zaśmieconą swoimi flagami. Nudności oplatają mnie jak zwierzę zrobione z wilgoci i ołowiu, jak drapieżnik, który zna mój żołądek lepiej niż ja.   Próbują mnie wypchnąć z mojego ciała, a potem wciągają z powrotem – jakby chciały mnie mieć w sobie na stałe, jako tę cholerną świadomość, którą trzeba strawić.   Rozkłada mnie na części jak fizyk, który bada materię od środka na zewnątrz, fala po fali, wibracja po wibracji. Światło patrzy na mnie jak ślepe bóstwo zrobione z igieł; niczego nie żąda, ale wszystko przeszywa.   Tętni za powieką, tętni tak, jakby za gałką poruszał się oddzielny, wściekły organizm – szary impuls, skurcz za skurczem, jak sejsmograf zawieszony wewnątrz czaszki, który odbiera tylko trzęsienia ziemi.   Skroń parzy, szczęka drewnieje, oczy szczypią, jakby słońce przykładało mi do źrenic swoje gorące monety, żądając zapłaty za każdy gram ciemności, który we mnie gasi.   Przedmioty stoją nieruchome i przejrzyste, płoną odwrotnym blaskiem,  blaskiem, który nie daje ciepła, tylko wiedzę. Do dupy wiedzę. Cienie dymią bólem.   Słyszę głowę dzwoniącą ciszą  jakby wielki mosiężny dzwon właśnie bił wewnątrz moich zatok. Wchodzę w ten atak jak w obrzęd przejścia, w równanie, które można rozwiązać tylko własnym, przeklętym pulsem. Ona jest nauczycielką, puls jest kapłanem, mrok jest księgą, a ja jestem zdaniem, które zamiera w połowie, niezdolne do postawienia kropki. Tabletka, pogryziona przez nadzieję, leży jak relikwia niezawierzonego planu – świadectwo ulgi, która nigdy nie miała okazji nadejść.   Uśmiecham się pod nosem: nie trzeba leku, żeby się poddać tej szmacie. Wystarczy zgodzić się, pozwolić jej wyssać z człowieka wszystkie dzienne pewniki, aż zostanie tylko cienki szlak – migoczący ślad na rozpalonym ekranie świadomości. Jestem przejrzysty. Nie winem, nie uniesieniem, nie letnim rozproszeniem – tylko szarym uderzeniem, które wybiela człowieka do zawiasów czaszki, wyskrobuje z niego zamiary, a na koniec zostawia w środku iskrę: zimną, krystaliczną, prawdziwą. Jedyną prawdziwą rzecz w tym całym burdelu. Mrok migocze, jakby ktoś zmielił tysiąc płatków ołowiu i rozsypał ich pył, żeby zobaczyć, czy potrafię w nim utonąć. Ona potrafi kochać okrutnie. Ale kocha, do cholery, uczciwie  pali od środka, wypala skupieniem, aż leżę w jej uścisku niby bezwładny, a jednak w środku czuwam czystym, ostrym płomieniem, którego żaden zdrowy dzień, choćby promieniał pewnością, nie potrafi zrozumieć. I niech się jebie.            
    • @jeremy uważaj, żeby ci ktoś nie ogołocił :)
    • @jeremy   ….nawet jeśli potrafię, to tego nie zrobię. Nikomu.!   a wiersz …to tylko wiersz :) można go rozbierać i ubierać …w sukienki i garnitury :)       
    • @KOBIETA Tak, mój wiersz chce być rozbierany. A ja - tylko jeśli umiesz.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...