Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Tak, jak tu - jest piknie ;) IMHO:
~ Fru! ~




Odejdź ode mnie, ty kurwo, Frustracjo,
i zabierz ze sobą złamane paznokcie,
spódnice za ciasne, wysokie obcasy,
wyjdź, trzaśnij drzwiami i zostaw mnie samą

.
(...)

czas jest
spalić burdel
nie chcieć
mieć przyjaciół


--------------------------------------------------------------------------------

Dnia: 2004-09-04 17:36:14, napisał(a):
Marta Magdalena


pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Oj zadarzało się atorowi Trenów i Pieśni, np. we fraszce:

"Na Matematyka

Ziemię pomierzył i głębokie morze,
Wie, jako wstają i zachodzą zorze,
Wiatrom rozumie, praktykuje komu,
A sam nie widzi, że ma kurwę w domu."

Zdarzało się też napisać wulgarny tekst Tuwimowi:

"Do jednej

Piotr miał cię za swą dziką żądzę,
Jan za to, że jest piękny ciałem.
Alojzy miał cię za pieniądze,
Ja - zawsze cię za kurwę miałem."

Wiosna (fragm.)

" Hej, czternastolatki,
Będzie dziś z was korowód zasromanych matek,
Kwiatki moje niewinne! Jasne moje dziatki!

Będzie dziś święto wasze i zabrzęczą szklanki,
Ze wstydem powrócicie, rodzice was skarcą!
Wyjdziecie dziś na rogi ulic, o kochanki,
Sprzedawać się obleśnym, trzęsącym się starcom"

"A kiedy cię obejmą śliskie, drżące łapy
I młodej piersi chciwie, szybko szukać zaczną,
Gdy rozedmą się w żądzy nozdrza, tłuste chrapy,
Gdy ci kto pocznie szeptać pokusę łajdaczną -

- Pozwól!!! Przeraź go sobą, ty grzechu, kobieto!
Rodzicielko wspaniała! Samico nabrzękła!
Olśnij go wyuzdaniem jak złotą rakietą!
"Nie w stylu" będziesz - trwożna, wstydliwa, wylękła..."

Jednak "mistrzem" w tej materii był Jan Andrzej Morsztyn, szczyt wulgarności osiągnął w wierszu:

Nadgrobek kurwie

Pan: Czyj to grób:
Kurwa: Dopychajże!
Pan: Czyja to mogiła:
Kurwa: Wieźże dalej, a dzierż się, bym cię nie zrzuciła!
Pan: Cóż? CZy tam szkapę jaką na cmentarz wrzucono?
Kurwa Nie wiem-ci bo i na mnie dość długo jeżdżono
Pan: A czemuż to tak blisko leżysz przy kościele?
Kurwa: Jabym Ci tam wołała, gdzie kat łóżka ściele.
Pan: Ale jakoż cię zowią!
Kurwa: Kurwa, kurwa, bracie.
Pan: Tyś to! Więc cię opuszczam.
Kurwa: Ba, lepiej by gacie.
Pan: Chyba cię osrać.
Kurwa: Mam i ja tę dziurę.
Ale wolijż tej zażyć, co nią leżę wzgórę.
Pan: Niech cię tam robak wierci!
Kurwa: Cóż, kiedy bez kuśki.
Pan: Więc cię tam wąż nadzieje!
Kurwa: I ten-bo maluśki.
Pan: Niechże cię diabli łupią. już słowa nie rzekę!
Kurwa: A ty za mo-ię duszę odpraw się choć w r[ę]kę."

Tak więc nawet największym zadarzały się poetyckie wybryki ;)

pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


nie chodzi o wulgarną poezję tylko o wulgaryzmy w poezji
czasami niezbędne dodające pikanterii lub podkreślające emocjonalność wypowiedzi (jak w podanym przeze mnie przykładzie)
zdaża się również, że są pomocne w stylizacji tekstu :)

pozdrawiam
Opublikowano

może i niektórzy używają wulgaryzmów... dla mnie poezja jest swego rodzaju ucieczką przed codziennością, więc i przed przekleństwami.
cóż - ile ludzkich charakterów tyle różnych odpowiedzi.

Pozdrawiam
Kalina

Opublikowano

a oto moj ulubiony wierszyk wulgarny:
J. Tuwim.

NA PEWNEGO ENDEKA
CO NA MNIE SZCZEKA

Próżnoś repliki się spodziewał
Nie dam ci przytyczka ani klapsa.
Nie powiem nawet pies cię jebał,
Bo to mezalians byłby dla psa.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




nie zgadzam sie. tutaj rownie dobrze mógł użyć np.:"jędza" i nie zmieniło by to zbyt wiele. to nie jeste mistrzostwo. Tuwim rozgryzł wulgaryzm i zamienił go w swój włąsny neologizm.
P.S. Jestem wielkim fanem "poematu mojej melancholii":)
Opublikowano

Cóż można powiedzieć. Wulgaryzm to słow takie samo jak każde inne, składa się z dźwięku i semantyki. Nie rozumiem czemu ludzie tak uprzedzają się do dźwięku. Jakby się jeszcze czepiali semantyki... No bo jaka jest róznica znaczeniowa między kurwą a prostytutką?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tego nie znałem. Aż trudno uwieżyc, że tak dawno znano takie wyrazy jak "jebać".

Ja jednak wolę Morsztyna.

Na smętną

Śmiejesz się, gdy cię heblują na ławie,
A potem płaczesz, kiedy już po sprawie.
Skądże-ć to' Czy-ć żal, że cię obłapiano!
Czy że tylko raz i że poprzestano!

O Zośce

Gdy weźmie w rękę kusia nasza Zosia, snadnie
I jako go szacować, i co waży, zgadnie,
Bo kiedy więc posłuszny wstaje do posługi,
Wie, wiele funtów waży, wiele ćwierci długi,
A gdy się, niebożątko, po pracy schyliło,
Powie, wiele mu gwichtów i miary ubyło.
To-ć tedy za rozmiarem takim i uwagą
Ta ręka nie jest ręką, ale łokciem z wagą.

O parobku

Igrał z dziewczyną parobek na sienie,
Ona się jednak broniła uczenie
I groziła mu nie skarżyć przed panią,
Ale mu przebić łeb siana wiązanią.
On jako mężny posłał to oręże
Pod zadek, a sam dziewczynę przylęże,
A po rozprawie kazał jej te wiązki
Tam sobie wetknąć, gdzie ma krok niewąski.


pozdrawiam
Opublikowano

Świetne. Ja tego nie znałem. Słuchajcie, myśle, że ten temat można by przemianować na "spis wierszy niepoprawnych". Cudownie jest czytać takie odkopane perełki. Tylko proszę nie cytować tutaj całęj "trzynastej księgi":)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Pomysł niezły, autorka tego tematy Joasia B. chyba niebędzie miała nic przeciwko.

Na srebrny urynał

W nieszczęsne srebro szczysz, a ze szkła pijesz:
Drożej szczysz, niźli pijesz - nie po ludzku żyjesz.

Jan Andrzej Morsztyn

Małżeństwo

Sameś skurwysyn, kurwa twoja żona,
Tak się ty diabłu godzisz jak i ona:
Gracie oboje, oboje pijecie,
Wzajem kradniecie, wzajem się bijecie.
Gdyście tak równi i tak siebie godni
Jak wiecheć zadku czemuż tak niezgodni!

Jan Andrzej Morsztyn

Do jednej

Nie wiem, jak cię wołają, czy Zosiu, czy Zusiu;
Słyszę tylko, że imię kończy się na siusiu.
Choćbyś się też pode mną nawet posiusiała,
Czyń co chcesz, byleś tylko pode mną leżała.

Jan Andrzej Morsztyn

Apoftegma

Jeden kawaler, nie mając zabawy,
Komedyjańskie chciał słyszeć rozprawy;
Że nie w czas przyszedł, pojrzawszy po ciżbie,
Zgadł, że nie będzie gdzie siedzieć w tej izbie
Umknął mu się ktoś przecię nań łaskawy
I puścił mu róg twardej swojej lawy.
Ale mu snadź siedzieć, równa mu się śmierci,
Tak go po zadku ona lawa wierci,
Więc się przesiada coraz, poprawuje
I na półłanki niewczas dyspenduje.
Aż panna rzekła, siedząc przed nim z bliska:
"Ej, toć się wiercisz!" - A on jak z biczyska:
"Gdybyś to co ja między udy miała,
Dopieroż byś się, panienko, wierciała!"

Jan Andrzej Morsztyn

Dobra Mama (fragm.)

Kiedy nadchodzi wieczór już,
Mówi mam mama kochana:
"Śpij ma dziecinko, oczki zmruż,
Śpij smacznie aż do rana.
Sukieneczki złóż
Na krzesełku tuż
I wdziej koszulkę nocną;
Już na ciebie czas,
Więc ostatni raz
Uściskaj mamę mocno.

[...]

Zaledwie mam przeszła próg,
Już jej dziewczynce grzecznej
Z radosnym śmiechem legł u nóg
Braciszek jej... cioteczny;
Ręce chłopcu drżą,
Tuli siostrę swą
I gryzie w samo uszko;
Tu zuchwały smyk,
Tak jak zawsze zwykł,
Schowany był pod łóżko!

Za chwilę już dzieciaki dwa
W pieszczotach słodkich toną,
Niewinny uścisk długo trwa,
Oczęta żarem płoną;
Coś skrzypnęło... ach!
Co za straszny strach,
Serdeuszko bije mocno;
Już się robi świt -
"Adasiu... mnie jest wstyd...
Oddaj koszulkę nocną..."

Różane ciałko drży jak liść -
"...Adasiu, tak nie można...
Ja muszę przecież zamąż iść,
Ja muszę być... ostrożna!
Przecież dobrze wiesz,
Że bym chciała też,
Oddałabym ci wszystko...
Ale potem... cóż?..
Chyba umrzeć już -
Albo... zostać... artystką..."

Niedługo słychać ranny gwar,
Dzieweczka śpi już sama;
Knejpowskiej kawy niosąc war,
W drzwiach staje dobra mama.
Wlepia tkliwy wzrok:
Dziś szesnasty rok
Zaczyna drogie dziecię!
"Co by tu?.. Ach, wiem!
Waniliowy krem!
Nic tak nie lubi na świecie..."


Tadeusz Boy Żelenski

pozdrawiam
Opublikowano

Nie o dźwięk i nie o semantykę chodzi, rzecz tkwi w intencjach. Słowem - róbta co chceta.

PS. Tylko nie piszta "zdarza" przez "ż". Już bluzgajcie lepiej :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @W_ita_M.   O, hecą żrące lecą rżące - ho.  
    • Gdy wieczorna jesienna mgła, Wszystko wkoło z wolna spowiła, Tłumiąc nikły gasnącego dnia blask, Niczym opuszczona na świat zasłona,   W ponurą jesienną słotę, Na starym z czerwonej cegły kominie, Przysiadł szary zziębnięty gołąbek, Między skrzydełka wtulając główkę,   Wtem spomiędzy matowej mgły, Dostrzegł widok ponury, W dole przed jego maleńkimi oczkami, Z wolna się zarysowujący…   Do rozrzuconych szeroko po obiedzie resztek, Na przemarzniętej trawie, Zleciały się licznie kruki posępne, Bezpardonową wszczynając walkę,   Zimna mokra trawa, Pierwszym jesiennym szronem pokryta, Areną się stała zaciekłych walk, Licznego kruczego stada,   Liczne kości z sutego obiadu, Rozrzucone bezładnie na polu, Miały być bitewnym trofeum, Dla najsilniejszych z kruczego stada osobników,   Głośne rozjuszonych kruków krakanie, Niczym wściekłych barbarzyńców okrzyki wojenne, Po spowitym gęstą mgłą krajobrazie, Cichym niosło się echem,   Pomiędzy wielkimi kretowiskami, Podobnymi do okopów na polach bitewnych, Niczym żołnierze w bojach zaprawieni, Zawzięte kruki toczyły swe walki…   Zakrzywionym dziobem swym ostrym, Próbował kruk stary kość przepołowić, Przez drugiego młodego przepędzany, Próbującego wydrzeć mu zdobycz,   Usiłując brzuchy nasycić, By dotkliwy głód zaspokoić, Nie zaprzestając zaciekłej walki, Wciąż wytężały swój spryt,   Wydziobując w skupieniu zaschnięty szpik Z porozrzucanych na około kości, Usilnie wczepiały w nie swe pazury, By dzioby w ich wnętrzach zagłębić,   Połykając łapczywie Każdy znalezionego pożywienia kęs, Wkoło tylko rozglądały się bacznie, Rozeznając możliwe zagrożenie,   A najprzezorniejszy z kruków siedząc na gałęzi, Na łakome kąski spoglądając z góry, Nagły z powietrza szturm przypuścił, Naraz odpędzając kilka innych,   Te szeroko rozpostarły swe skrzydła, Natarcie jego próbując zatrzymać, Lecz daremną była ta próba, Zmuszone były ustąpić mu pola,   Widząc posępne te kruki, Wyrywające sobie wzajemnie zdobycz, Zmrużył oczy gołąbek skulony, Powiewem zimnego wiatru szturchnięty…   Wnet rzęsistego deszczu kurtyna, Spór pomiędzy kruczym stadem rozsądziła, Do rychłego szukania schronienia, Wszystkie bez wyjątku ptaki przymusiła,   Przed ulewnego deszczu strugami, Pierzchnęły wnet wszystkie posępne kruki, Chroniąc się pomiędzy krzewami, Bujnych drzew rozłożystymi gałęziami,   Ukrył się i gołąbek, Przed zimnym rzęsistym deszczem, Pod starego opuszczonego domu dachem, Przycupnąwszy cichutko w kącie.   A każda jesiennego deszczu kropla, Brudna, wstrętna i zimna, Dla maleńkiego suchej trawy źdźbła, Była niczym trzask bicza,   A deszczu kropel setki tysięcy Tworzące zwarte oddziały i zastępy, Wielki frontalny atak przypuściły, Na połacie zmarzniętej ziemi…   Patrząc tak zza szyby, Na pole zaciekłej między krukami bitwy, O jakże cenną dla nich zdobycz, Podłe z obiadu resztki,   Ponurym wieczorem jesiennym, Mgłą i deszczem zasnutym, Krzepiąc się łykiem z miodem herbaty, Próbując zebrać rozproszone swe myśli,   Z niewyspania półprzytomny, Przecierając dłonią klejące się oczy, Patrząc na ten krajobraz ponury, Takiej oto oddałem się refleksji…   Gdy widzę jak różni szemrani biznesmeni,  Zawzięcie walczą między sobą o wpływy, Dostrzegam jak bardzo w uporze swym ślepym, Posępnym tym krukom bywają podobni.   Gdy otyli szemrani biznesmeni, Przesiadując wieczorami w knajpach zadymionych, Paląc cygara i popijając whisky, Rozplanowują kolejne swe finansowe przekręty,   Niczym dla dzikiego ptactwa, Zalegająca w rowie cuchnąca padlina, Tak zwęszona tylko korupcji okazja, Staje się łupem dla mafijno-biznesowego półświatka,   Pobłyskiwanie sztucznych złotych zębów, Fałsz wylewnych uśmiechów, Towarzyszące zawieraniu szemranych umów, Przy ruskiej wódki kieliszku,   Często bywają zarzewiem, Biednienia lokalnych społeczeństw, Gdy szemrani biznesmeni nabijając swą kabzę, Skazują maluczkich na zubożenie…   Huczne wystawne bankiety, Gdzie alkohol leje się strumieniami, Dzwonią pełne wódki kieliszki, A z ochrypłych gardeł padają kolejne toasty,   Gdzie szalona zabawa niepodzielnie króluje I rozsadzają ściany z głośników decybele, Dzwonią szklane butelki w kredensie, A strumieniami leją się drogie alkohole,   Gdzie w ochrypłych gardłach przepastnych Lokalnych biznesmenów szemranych, Kieliszki pełne gorzałki Znikają jeden po drugim   Gdzie niezliczone sprośnie dowcipy, Padają okraszone rubasznymi przyśpiewkami, A pijaków podkrążone oczy i czerwone nosy, Tłumaczy ich bełkot łamliwy,   Często będące zwieńczeniem, Podpisania umowy wielomilionowej, Z lekceważonego prawa nagięciem, Gdzie łapówki główną odgrywają rolę,   Czasem tak bardzo bywają podobne, Posępnych kruków wieczornej uczcie, Gdzie wielki zatęchłego mięsa kęs, Wyrywają tylko osobniki najsilniejsze…   Na płynnych niejasnych pograniczach Biznesowego i mafijnego świata, Utarta między gangsterami hierarchia, Przypomina tę z kruczego stada,   Gdzie kolejny szemrany kontrakt, Niczym podły padliny ochłap, Jest jak w krwawej walce nagroda Dla osobnika o najprymitywniejszych instynktach…   I ten wielki świat nowoczesnością pijany, Do ubogich odwrócony plecami, Gdzie tylko silne osobniki, Wyrywają najlepsze kęsy,   Czasem tak bardzo przypomina, Pomimo upływu tysięcy lat, Wielką ucztę dzikiego ptactwa, Na truchle dzikiego zwierza…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • I nagłówki, a laik; wół gani.    
    • Ukradli konia ino: kil, Darku. Dar koi, no - koniokrady        
    • Wiersz krótki ale naprawdę znakomity... Pozdrawiam Najserdeczniej!
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...