Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Freney

Użytkownicy
  • Postów

    645
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez Freney

  1. Uniżenie przepraszam za mój jakże uwłaczający twojej osobie komentarz.
  2. Nie najprościej zacząć od podręczników? w każdej bibliotece jest Słownik terminów literackich, a i seria Wielka Historia Literatury Polskiej (każda epoka historycznoliteracka ma swój oddzielny tom, literatura staropolska też reprezentowana zacnie) jest zasobna w informacje na takie tematy.
  3. W takim razie przestań uprawiać makulaturę w swoich komentarzach, pokornie wysłuchaj tego, co S. H. miał Ci do powiedzenia i racz chociaż ten tekst poprawić. I uwierz wreszcie, że to naprawdę nie jest perła ani polskiej ani światowej literatury i że powinna figurować ciut gdzie indziej.
  4. przepraszam, ale co to ma być? jesteśmy na forum literackim i rozmawiamy o wierszu czy sikamy w bramie?
  5. Utwór Eliota, o ilę się orientuje, ciągle nazywa się "Ziemia jałowa", zgodnie z przekładem, zamiast "Waste land". Na drzewie wiesza się karmniki, natomiast uderza raczej grom niż ogrom, choć może i bywa odwrotnie. Tyle z poprawek. Pytanie brzmi: po co kursywa? rozumiem ją przy cytacie (chyba że wszystkie pochylenia to gra z Eliotem? nie mam pod ręką książki, więc proszę o odpowiedź), ma jakieś uzasadnienie, choć w polskiej praktyce edytorskiej wyróżnia się kursywą raczej cytaty obcojęzyczne. Ale po co kursywa potem? wydaje się kompletnie pozbawiona funkcjonalności, a skoro ma być samym ozdobnikiem bądź podpowiedzią dla czytelnika - temat uważam za otwarty. Niemniej chciałbym usłyszeć niesmiertelne co autor miał w tym względzie na myśli. Jest jakieś małe potknięcie w interpunkcji. Zastanawia też zasadność nawiązania gry z Eliotem. Poza tym wiersz rzeczywiście niezły, nie odstręcza toną odsmażanych emocji ani płaczliwym tonem, co nie jest paradoksalnie zjawiskiem częstym. Czytałem z przyjemnoscią, zastanawiałem się też nie bez frajdy.
  6. Tandetne i melodramatyczne - co może się jednakże podobać, jak widać powyżej. Popracuj nad czasem (gdzieś około przełomu trzeciej i czwartej ćwierci tekstu wysypuje Ci się czas - teraźniejszy i przeszły), nie ma co żonglować dopóki nie ma to logicznego uzasadnienia. Unikaj konstruowania zbyt wyszukanych porównań - kremowy deser jest pretensjonalny i w gruncie rzeczy zabawny, burzy lekturę mającą raczej poważne ambicje. Bardzo dobre wrażenie zrobiła na mnie dbałość o język, nie tak częsta jak można by jej sobie życzyć. To bardzo warto pielęgnować. Do wycięcia natomiast wielokropki (uzadnienie mają wyłącznie fonetyczne - i od razu kojarzą się z naiwnym sentymentalizmem, a nie chcemy takich skojarzeń, prawda?) i 90% akapitów - bo niemal żaden z nich nie jest nową myślą, tylko kontynuacją poprzedniej. W rezultacie robi się z tekstu wiersz; a zamiarów usadowienia się pośrodku między epiką a liryką tekst ten przecież nie zdradza. No i sprawa ostatnia - nie widzę powodów, dla których to opowiadanie miałoby się znajdować w dziale zaawansowanym.
  7. Freney

    Problem

    A czemu mam odwalać czyjąś robotę? i co mnie obchodzi, że komuś się nie chce? wybacz, ale mam dość xix-wieczne myślenie i w moim mniemaniu, zapewne bardzo naiwnie, ktoś kto interesuje się literaturą, nie mówiąc już o tym, że chce w niej próbować swoich sił - wie chociaż jak wygląda biblioteka. Mowa zresztą nie o podręcznikach fizyki jądrowej tylko np. o "pamiętniku literackim", który można znaleźć bez specjalnego wysiłku.
  8. Freney

    Problem

    Może to po prostu kwestia nieprzekładalności tworu powstałego na gruncie kompletnie innej kultury i kompletnie innego języka (a więc i mentalności) na inny język / kulturę / mentalność? nie prościej samemu poszukać w książkach zamiast pytać tu? literatura dotycząca haiku i miniatury poetyckiej jest z pewnością po czasach oharyzmu bardzo obfita.
  9. Rzecz ma się tak: niestawianie znaku równości między podmiotem wiersza a autorem pozwala w ogóle traktować wiersz jako niezależny byt i dopiero wtedy doszukiwania się w nim czegokolwiek. Natomiast jeśli znak równości postawimy możemy zadawać owo tak wyśmiane i wyświechtane (czy słusznie? - temat do kolejnej dyskusji): co autor miał na myśli. Nie zapominajmy natomiast, że jeszcze głęboko w XIX wieku, a już z pewnością w czasach (pożal się Boże - ponoć) ojca współczesnej powieści, Honoriusza B., nie było w ogóle możliwości niepostawienia takiego znaku równości. Narratora z samego gruntu i z samych korzeni mentalności czytelnika utożsamiano z autorem - to on grzmiał, nawoływał, karcił, wyśmiewał itd. Być może tu tkwi choćby problem pokoleniowy: starsi, klasyczni, okołowojenni, którzy "poezję" utożsamiają z obecnością rymu, metru, harmonii, i młodsi, być może też już okołowojenni, którzy poezji upatrują w pretensjonalności języka. Dużo tych tematów na odrębną dyskusję. Moje zdanie, niespełnionego polonisty - nie utożsamiać. Poza tym sądzę, że kartaginę należy zniszczyć ;) f.
  10. Freney

    Education

    Tak. To, przepraszam, przekład jest? popis twórczości dwujęzycznej? katowana w nieskończoność moda na angielskie tytuły? może by chociaż słowo komentarza? bo tak to jest najordynarniejszy olew czytelnika i prosta pretensjonalność.
  11. Antek. Dobry chwyt dialogu, choć niewydobyty do końca na wierzch - może zwodzić. Dobrze zagrane na banalnej formie, właśnie w tonie niezostawiania śladu. W porządku też poszczególne zaburzenia, w końcu linia i tak przechodzi do spokoju. Ładny aforystyczny koniec, dobrze spuentowane. Jeśli zgodzić się z Q. w zarzucie o banale to raczej rodzi się więcej pytań niż odpowiedzi, takich mianowicie, czy aby można w równie konwencjonalnej formie wypowiedzi obejść się bez umiejętności zagrania banałem w odpowiednim miejscu?
  12. No widzicie; a ja dla odmiany skrytykowałem kiedyś popis prozatorski jednej z tutejszych, nieobecnych już od jakiegoś czasu sław (obraził się był dżentelmen na serwis i wystrzelił stąd czym prędzej). Dżentelmen ów, nie dość że wkleił tenże tekst razy chyba 3 (pamiętam, że moderacja miała wątpliwości), to jeszcze popełnił go, co tu kryć, w sposób skandaliczny (kolejny pogląd z cyklu "proza jest łatwiejsza"). Skrytykowałem. Więcej grzechów nie pamiętam. Co zrobił jegomość? jegomość założył drugie konto (jeden jedyny komentarz napisany kiedykolwiek z tego konta) i wylał żale pod jednym z moich kalekich płodów. Postępowanie iście chwalebne i świadczące o wielkości charakteru skądinąd - jak już napisałem - wychwalanego tu pod niebiosa poety. Nie tylko maluczcy mają z tym problemy ;) obiegowe doświadczenie, ze im gdzieś bardziej kolorowo tym większe echo wewnątrz sprawdza się i tu :) f.
  13. Na razie oczywiście trudno coś powiedzieć - prosiłeś wszak o cierpliwość. Kilka niezgrabnych momentów do wygładzenia - przeczytaj kilka ostatnich zdań, zwłaszcza od momentu "kilka godzin później" - sporo tam nieporozumień. Również pierwsze 3 zdania ostatniego fragmentu brzmią dość drewienkowato - Męczyżna. Kobieta. Mężczyzna. Zastanawia także melodramatyczność rozmowy porucznika z matką - z tym trzeba jednak poczekać, bo oczywiście nie wiem jak rzecz ma się dalej. Tyle uwag na gorąco, czytałem z dużym zainteresowaniem. f.
  14. Wada, o której mówi Adam to to, że jest to tekst napisany na fali zachwytów nad poprzednim wyłącznie po to, żeby zamieścić go na poezji.orgii. Taktyka taka sobie. Do korekty parę spraw edytorskich - np. w dwóch miejscach po wypowiedzi kogoś z tłumu pojawia się wyłącznie pół cudzysłowu: Uwierzę, jeśli ściągniesz bluzkę" w polskich konwencjach edytorskich używa się wyłącznie myślnika wprowadzającego czyjąś kwestię - wygląda to na przemieszanie zwyczajów rodzimych z anglosaskimi. Jedna fraza do poprawy, ta mianowicie, że wagę przywiązuje się do rzeczy fundamentalnych, zamiast rzeczom fundamentalnym. Co dobrego: chwyt dziennikarski jest niezły, przy czym najlepiej uwidacznia się w końcówce. Początek nie zapowiada jeszcze tego zbyt dokładnie, natomiast samo wnętrze zbyt ucieka w groteskowość, w miasto awangardy itd. Końcówka byłaby zatem elementem najbardziej udanym. Polecałbym starać się o unikanie przesady, da to znacznie lepsze efekty. f.
  15. Mylisz się, że w tym tekście nie ma reguł, jest bardzo konwencjonalny. Powstrzymam się od zachwytów, niemniej chyba dobrze wywiązałoś (bezpłciowość w końcu) się z konwencji, skoro w ogóle da się taką sieczkę czytać, i to nie bez przyjemności. Pamiętaj jednakże, że jest to sposób na utwór raczej na krótką metę. Nie ma w tym też ani krzytyny zapowiedzianego antyblogu - ciekaw jestem czy wyjaśni się to w dalszym ciągu, który zapowiadasz. f.
  16. Antku; przedmówczyni Twa ma rację - niestety wiersz jest suto zakropiony kiczem. Począwszy od konkretu w końcówce ostatniego wersu. Musisz pamiętac, że wiersz ma swoje "plamy gorąca", pozycje interpretacyjnie znacznie bardziej istotne od pozostałych. Taką jest między innymi klauzula ostatniego wersu. Te Pieniny, niestety, jakkolwiek w osobistym spotkaniu wybitnie piękne, tu układają się w rodzaju czegoś z turystyki z Orbisem (do Ciechocinka, do wód, do Rabki, na Karaiby). A szkoda, bo pierwszy wers zapowiada z kolei ciekawy wywód; moje pierwsze wrażenie po przeczytaniu incipitu było takie: o proszę, być może coś o złotym wieku. Zaglądam. Pierwsza strofa podtrzymuje dobre wrażenie, zwłaszcza stawanie się, formowanie, wybieranie. Inicjacja. Ta zostaje podtrzymana - wprawdzie nie dochodzi do - brzydko mówiąc - "konsumpcji", owo zaś niedojście jest usytuowane w miłej, Nowakowej przestrzeni (do tego jeszcze okrutnie nowaczny sakrament - brawo!), niemniej zapach siana, sam już z siebie wskazujący na bukolikę, sielankę, zostaje brzydko zakontrowany przez pokazanie niedojścia do konsumpcji. Zasada naczelna gry z czytelnikiem / oglądaczem / uczestnikiem wygląda nieco inaczej. W filmie grozy, żeby człowieka przestraszyć, trzeba mu nie-pokazać złej siły sprawczej. W filmie erotycznym, żeby człowieka rozbudzić, trzeba mu nie-pokazać całego zajścia wraz z anatomią, bo całe wrażenie pryśnie natychmiast. Podobnie tutaj: trzecia strofa jest tandetna, choć podobnie jak pozostałe, znakomicie napisana. Sentyment psuje całość. Filarecko-filomackie zakończenie, jakkolwiek o nadzwyczaj szlachetnych intencjach, i przecież w gruncie rzeczy bardzo prawdziwe, jest niestety bardzo naiwnie wyłożone. Brak gry. Dlatego też uważam wiersz za nierówny; i jakkolwiek znakomity formalnie, bez natrętnych rymów, dobry metrycznie - nie wyzyskuje wszystkich swoich możliwości. Jak zwykle w takich sytuacjach odradzam polerowanie banału, bo można się tym zarobić na śmierć nędzną; lepiej popracować więcej nad nowymi wierszami. powodzenia i kibicuję nadal. f.
  17. Jak to ocenić? wyłącznie w kategoriach żartu literackiego? bo pokrewieństwo do żartów z cyklu "wstaję rano, dookoła mnóstwo krwi, patrzę - a tu ranne pantofle", przyznasz sama, jest wyraźne. Całość oczywiście napisanie w tonie dość playboyowym, ze spełnioną naczelną zasadą istnienia przemysłu bieliźnianego oraz literatury erotycznej - nie pokazać. To oczywiście dobrze, choć opisując takie zdarzenia, powiedzmy otwarcie - przypominające raczej Nagi instynkt niż grand hotel w rodzimym zapadłym sopocie - nie da się uniknąć sporej dozy kiczu. Kicz ów, rzecz jasna, jest uzasadniony ostatnimi zdaniami, całość sprowadza się zatem do literackiego żartu. I tu kółko się zamyka, bo czytelnik pozostaje z wątpliwościami czy tylko jako żart ma to traktować. Formalnie oceniam wysoko, podobnie jak poprzednie Twoje opowiadania. Irytujące są jedynie wielokropki - uzasadnione intonacyjnie, nieuzasadnione funkcjonalnie. Czytałem jakby jednak nie było (także jako zdrowy mężczyzna) - z ciekawością. f.
  18. Freney

    żebrak

    Nic się nie czepiam, zadaję rzeczowe pytanie interpretacyjne ;) f.
  19. Freney

    żebrak

    Silnie udramatyzowane studium uśmiercenia motyla poprzez dotknięcie go? f.
  20. Freney

    Próba Penelopa

    Masz rację, Kocie, grafia nie jest tu elementem znaczącym, wniosek przyjmuję i zmieniam. Myślniki zostają jako interpunkcja i wyznaczanie pauz ;) f.
  21. Freney

    Próba Penelopa

    Dziękuję za dobre słowo i niebanie się mojego wiersza ;) będę zobowiązany przede wszystkim za uwagi co do przesady: jest li czy też jej nie ma ;) f.
  22. Freney

    Próba Penelopa

    Podobno najdostojniej wyglądała w kwiatach nieznanej ziemi południowej; Tasman i Cook i awanturnicy z kolonii rzucali jej całe kiście – i afgańskie klejnoty – do stóp. Ponoć nie pozwalała się do siebie modlić. A przecież takie sutki to był kult płodności, za takie zbrodnie zostawało się pająkiem; takie sutki to tylko Wenus z Willendorfu. A on? Gdy schodził z gór dźwigał świat na ramionach – jak Atlas, pocięty żyłami kruszców, bardzo stary i siwy, usilnie równany z ziemią, oszukiwany już nawet przez półbożęta.
  23. Bardzo słusznie, duży bałagan się w tym zrobił.
  24. Co zwróciło moją uwagę w sposób bardzo pozytywny: pisanie o miłości o to kruchy lód. Tyle tu grozi konwencji, tyle tu grozi patosu. Od patosu ustrzegłeś się niemal całkowicie, za co oklaski. Jest kilka konwencjonalnych wyliczeń, niemniej wydaje się to mądrze powiedziane i nie zatrąca tym miłosnym banalikiem znanym nam wszystkim doskonale czy to z wczesnych prób pisarskich czy to z ton wierszy, czy skądkolwiek wreszcie indziej. Takie trzymanie w ryzach dotyczy przede wszystkim początkowej części tego maleństwa, ku końcowi (odrobinę!) rozluźniłeś dryl, czego jednakowoż nie poczytuję za wadę. Drobna kosmetyka w pierwszym zdaniu: przecinek między "rozżarzonej" a "nocnej" jest niepotrzebny, natomiast "sponiewiera" to forma czasu przyszłego, podczas gdy wypowiedź jest w czasie teraźniejszym, zatem - "poniewiera". Czytałem z przyjemnością. f.
  25. Dlatego też jak najszczerzej kibicuję; dobre rymotwórstwo jest przecież sztuką piekielnie trudną, zwłaszcza że ograny rym jest raczej środkiem satyrycznym niż poważnym sposobem wyrazu. Poza tym - rym to całe ogromne, niechętnie eksplorowane pole do popisu, z konsonansami, asonansami, rymami semantycznymi i innymi sposobami zagospodarowania klauzuli i nie tylko. Do tego oczywiście wspaniałe możliwości metryczne. Ale to wymaga także odpowiedniego czytelnika - i przestawienia na nieco bardziej czuły na konwencję sposób czytania, zamiast tego całkiem - współczesnego nam. f.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...