Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano


Bo kiedy już wejdziesz, potkniesz się. O jazz.
O walizki. O tak zwane doświadczenie życiowe,
biografię Chanel. O Pawlikowską w podróży. I jazz.

Nim usiądziesz do stołu, zapomnisz. Zamilczę
cię. Przy kawie podam rękę.
Pójdziemy razem. Poprzez deser. Zapatrzę cię.
Zapatrzę się.

Możemy się nigdy nie dowiedzieć.
Początek to był, czy koniec.


  • Odpowiedzi 46
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Panie Andrzeju gdzie w tym jest erotyk?
sam tytuł przeraża...

i jakby co to ja za drzwiami z numerkiem...
przed chwilą dowiedziałam się że, rękę podaje się przy kawie,
nie wiem dlaczego uczono mnie inaczej
ale wiem że, przed snem doskonale smakuje truskawka w śmietanie...

Opublikowano

Możemy się nie dowiedzieć
czy początkiem był koniec

Z tych dwóch wersów można bardzo ciekawy tekst napisać. Reszta jest zwykłą wyliczanką, dodatkowo pełną powtórzeń. Trza się wyobraźnią posłużyć tylko.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Panie Andrzeju gdzie w tym jest erotyk?
sam tytuł przeraża...

i jakby co to ja za drzwiami z numerkiem...
przed chwilą dowiedziałam się że, rękę podaje się przy kawie,
nie wiem dlaczego uczono mnie inaczej
ale wiem że, przed snem doskonale smakuje truskawka w śmietanie...



Gdzie jest erotyk ?
Zaskoczę panią ;) - w każdym kolejnym słowie wiersza, otwierającym najsubtelniejszą, najpiękniejszą (i niestety bezpowrotnie traconą) przestrzeń "pomiędzy/ przed/ gdyby"...
Tytuł nie wzbudziłby w pani przerażenia, gdyby łaskawie połączyła go pani z pierwszym wersem :

poczekaj na mnie za drzwiami
Bo kiedy już wejdziesz

Jest w tym (niezgrabne i rozczulające) pragnienie i obawa, zaproszenie i przekora, zabawa i deklaracja, wszystko to, co skutkuje "motylami w brzuchu".
Pani numerkowo - truskawkowe dygresje świadczą o tym, że przeszła pani "obok" wiersza. Pewnym pocieszeniem może być to, że nie jest pani w tym osamotniona... ;)

Opublikowano

...no, musiałam się załogować....jasny szlag mnie trafia, kiedy czytam komentarze pokojowych...i im podobnych... Panowie i ...niestety Panie, dajta se na wstrzymanie. To jest dobry wiersz...i jedyna przykrość ...to ta, że muszem się zgodzić z Panem A.B. ;-))

Może tylko tych kropek trochę za wiele...ale rozumiem intencje..
Autorce gratuluję. ;-))

( ten drugi Jazz chyba zbędny... dopełnia frazę...ale jest powtórzeniem na małej przestrzeni...i jakoś mi nie pasi... ;-))

nie musi...;-)) pozdrawiam agn.

Opublikowano

@andrzej barycz
@agnieszka wawrzyniak

To nie jest dobry wiersz.

Pierwsza strofa:

Patrz, jaka jestem super - słucham jazzu. No i mam walizki pod drzwiami. To takie symboliczne. Do tego Chanel, Pawlikowska i jeszcze więcej jazzu, taka jestem fajna.

Druga strofa:

Stół, kawa - biedne symbole, w tylu już kiepskich wierszach oznaczały to samo, ale co tam - użyję. Zapatrzę cię i zapatrzę się - jej, co za przewrotny "twist", na pewno czytelnik będzie pod wrażeniem.

Trzecia strofa:

Sama już nie wiem, o co mi chodzi.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





taaak - ja już zdążyłem poznać prymitywny gust laika amatora w kwestii piękna i poprawności gniotów aŁtorki warzywniak i mnie jedynie szlak może trafiać, że znowu "ktoś" (monotematyczne) grzebie w cudzych upodobaniach i odbiorze

mnie osobiście wali to, czy ktoś widzi w gniocie erotyk, czy przełomowe, industrialne dzieło i zawsze mnie wkurwia biblijny grom: "ludzie, czy wy tego nie widzicie?!"....................jedynie słusznego punktu widzenia i "nadwrażliwości" - to jest chore

...panie ( cienki) jakiś tam, ten "'szlak "" jakoś pana za słabo ...""wali "" a to przecież nie kto inny ...tylko niejaki byle jaki Mit...ho...tyn czy raczej Mithomann jast autorem gniotów największych a przynajmniej wiodących..

To pan jesteś chory na nienawiść do wszystkiego co inne i nie mieści się w pańskim ograniczionym móżdżku. Nikt nie twierdzi , że to jest przełomowe dzieło ani dzieło, napisałam , że to jest dobry wiersz....a pod nim zwyczajne czepialstwo i nic więcej.

No tak, ale to zrozumie średnio rozgarnięty ktoś, pierwszemu ""erudycie "" ( ? ) ( wg. Mithotyna ) na forum, trudno to przychodzi i to pan jesteś ""ałtorem"" jedynego słusznego punktu widzenia i chorej "'nadwrażliwości "" ! Nie kto inny...

bez poważania. agnieszka wawrzyniak ...z małej...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Uwielbiam w dyskusji, gdy ktoś wyważa otwarte drzwi ;)
Jak pan myśli, co oznacza użyty przeze mnie zwrot, "sprywatyzowanie obiegowej erotyki" ?
Pierwsza strofa :
Panu wyraźnie nie podoba się peelka, co automatycznie przenosi pan na wiersz. Tekst byłby lepszy, gdyby panienka była w guście p. Żubra ? ;)
Druga strofa :
Jakieś przykłady symboli "bogatych z urodzenia", kojących zblazowanie literackiego bywalca ? ;) Symbolika stołu i kawy jest u pana wybitnie życzeniowa, podpięta pod tezę. To jedynie rekwizyty spełniające rolę "usługową" dla treści, kontekst dla emocji.
Trzecia strofa :
Gdybyż to miłość była tak prosta, jak ją pan chce widzieć i opierała się na wiedzy, i "wiedzeniu",sprawę załatwiłyby podręczniki, kursy i szkolenia... ;)
Rozumiem, że wiersz jest zły, bo jest, co poświadcza pan swoim autorytetem. Kurde...nie działa...zupełnie nie wiem dlaczego ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





taaak - ja już zdążyłem poznać prymitywny gust laika amatora w kwestii piękna i poprawności gniotów aŁtorki warzywniak i mnie jedynie szlak może trafiać, że znowu "ktoś" (monotematyczne) grzebie w cudzych upodobaniach i odbiorze

mnie osobiście wali to, czy ktoś widzi w gniocie erotyk, czy przełomowe, industrialne dzieło i zawsze mnie wkurwia biblijny grom: "ludzie, czy wy tego nie widzicie?!"....................jedynie słusznego punktu widzenia i "nadwrażliwości" - to jest chore

...panie ( cienki) jakiś tam, ten "'szlak "" jakoś pana za słabo ...""wali "" a to przecież nie kto inny ...tylko niejaki byle jaki Mit...ho...tyn czy raczej Mithomann jast autorem gniotów największych a przynajmniej wiodących..

To pan jesteś chory na nienawiść do wszystkiego co inne i nie mieści się w pańskim ograniczionym móżdżku. Nikt nie twierdzi , że to jest przełomowe dzieło ani dzieło, napisałam , że to jest dobry wiersz....a pod nim zwyczajne czepialstwo i nic więcej.

No tak, ale to zrozumie średnio rozgarnięty ktoś, pierwszemu ""erudycie "" ( ? ) ( wg. Mithotyna ) na forum, trudno to przychodzi i to pan jesteś ""ałtorem"" jedynego słusznego punktu widzenia i chorej "'nadwrażliwości "" ! Nie kto inny...

bez poważania. agnieszka wawrzyniak ...z małej...

Mam dużą tolerancję, jeżeli chodzi o "maltretowanie" tekstu literackiego (lub krytycznego), kiedy jednak maltretowanie dotyka osoby autora, komentatora lub czytelnika, tolerancja staje się zerowa. Albo szanowni adwersarze zmienią język i obszar aktywności (warzywniak, Mithomann), albo zafunduję im czasowy urlop, z przeznaczeniem na refleksję...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Panie Andrzeju gdzie w tym jest erotyk?
sam tytuł przeraża...

i jakby co to ja za drzwiami z numerkiem...
przed chwilą dowiedziałam się że, rękę podaje się przy kawie,
nie wiem dlaczego uczono mnie inaczej
ale wiem że, przed snem doskonale smakuje truskawka w śmietanie...



Gdzie jest erotyk ?
Zaskoczę panią ;) - w każdym kolejnym słowie wiersza, otwierającym najsubtelniejszą, najpiękniejszą (i niestety bezpowrotnie traconą) przestrzeń "pomiędzy/ przed/ gdyby"...
Tytuł nie wzbudziłby w pani przerażenia, gdyby łaskawie połączyła go pani z pierwszym wersem :

poczekaj na mnie za drzwiami
Bo kiedy już wejdziesz

Jest w tym (niezgrabne i rozczulające) pragnienie i obawa, zaproszenie i przekora, zabawa i deklaracja, wszystko to, co skutkuje "motylami w brzuchu".
Pani numerkowo - truskawkowe dygresje świadczą o tym, że przeszła pani "obok" wiersza. Pewnym pocieszeniem może być to, że nie jest pani w tym osamotniona... ;)


poczekam za drzwiami. nie mam zamiaru się potykać o bałagan jaki panuje u peelki. siadając do stołu czułabym się nieswojo. nie byłabym tym kim jestem... w takich warunkach trudno o romantyzm... czytając wnikam w treść, więc nie ma mowy o przejściu obok. na deser (...) mogę sobie pozwolić wtedy gdy wokół panuje porządek, nie ma tego
nie "pieprzmy się gdzie popadnie"... może w stosie książek...
nie przekona mnie pan.
Opublikowano

Więcej erotyzmu jest w pornigrafii. Gust czytelnika nie ma znaczenia chyba. Chanel to tak oklepane, że w tysiącach podobnych bzdur różni je zamieszczali. Chanel ona wizjonerką była, niestety ten tekst odcisków jej nie wart.
Po co pan broni przegranej sprawy?

Opublikowano

Zdziwiona jestem kłótnią nad tym wierszem.... :)
Były tutaj o wiele lepsze i przeminęły bez echa... Znaczy - lepsze - moim zdaniem.
De gustibus.... i.t.d.. Jednego porusza, drugiego - wcale. Kropka.
Mnie nie poruszył. Jest napompowany snobizmem. Metafory - nieobecne. Wersyfikacja - niezrozumiała. Druga zwrotka - WTF?
Erotyk? Może i erotyk, ale mnie by schłodził nazbyt. ;)
Bez urazy. To jedynie moje zdanie w temacie.
Dodam, że autorce zdarzają się wiersze, które mnie poruszają. :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



cóż, szlag-szlakowi nierówny (się zdarza) zaś ty się zdarzyłaś i nie tylko z małej litery jako niezły obrazek, którego już nie trzeba interpretować, bo wszystko jest wyeksponowane - odreagowuj sobie, bo tylko tyle z pogranicza lub aż tyle - możesz


...taaa, lubię to wszystko ....eksponować..poza tym , nie mam problemów, żadnych problemów , nawet pogranicze mnie nie bodzie...ani to, że ""niewiele mogę"". Cóż zatem miałabym odreagowywać..?

Rozumiem , że pan ""możesz"" ...

agnieszka w. z małej, ale tylko dla Przyjaciół...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Dwudziestopięcioletni  hydraulik Roman C. ma żonę. I w tym fakcie nie ma nic nadzwyczajnego, bo przecież bardzo wielu mężczyzn w tym wieku posiada męża lub żonę, ale sytuacja Romana C. jest o tyle nietypowa, że posiada on żonę tylko w stosownych dokumentach bo w rzeczywistości to ona uciekła do pięćdziesięcioletniego architekta Vincenta Z., a konkretnie odjechała jego mercedesem klasy S. Było tak. Późnym wieczorem, kiedy zwykli ludzie chodzący rano do pracy już dawno śpią, Vincent Z. jechał samochodem głównymi ulicami stolicy. Jechał do domu z małego przyjęcia po wernisażu malarskim swojego przyjaciela, kiedy nagle w świetle ulicznych lamp zobaczył smukłą dziewczynę ubraną tylko w majtki. Jedną ręką zasłaniała sobie piersi a dłoń drugiej trzymała na łonie chociaż miała przecież już ochronę w postaci majtek. Takie podwójne zabezpieczenie wrażliwych miejsc może świadczyć o szczególnej cnocie kobiety, ale kiedy będący po dwóch kieliszkach szampana w doskonałym humorze architekt zatrzymał wóz i wysiadł pytając cnotliwą dziewczynę czy może jej jakoś pomóc ta bez chwili zwłoki wskoczyła na przednie siedzenie jego samochodu. Noc była dla lekko starzejącego się Vincenta Z. jak bajkowy sen, ale były też następne noce i dnie i na okoliczność otrzymanego od losu takiego szczęścia architekt wziął sobie urlop w swojej własnej pracowni. Wiedział już, że jego nowa miłość ma na imię Ania i kiedy była na basenie jakiś bezwzględny złodziej ukradł jej wszystko co miała łącznie z ubraniem. Po zamknięciu basenu przesiedziała  godzinę w krzakach i kiedy ją architekt zobaczył przemykała ulicami do domu. Powiedziała też swojemu wybawcy, że ma męża. On spytał kim jest. Odpowiedziała, że hydraulikiem pracującym w wodociągach miejskich. Ach tak, powiedział architekt a w duchu pomyślał, że oto trafiła mu się świetna dziewczyna, której mąż jest jakimś tam zwykłym hydraulikiem. Cóż za przeciwnikiem  może być dla mnie hydraulik. Zjadłam takich frajerów na śniadanie. Ale to był błąd. Nie minęły nawet dwa tygodnie a już w odwiedziny do Vincenta Z.  przyszedł hydraulik, który nieznanymi nam sposobami szarpanego zazdrością męża zdobył adres domowy architekta. Bez zapowiedzi, więc nie został wpuszczony, tym bardziej, że nikogo nie było w domu, bo zakochani jedli akurat kolację w luksusowym lokalu. Ale hydraulicy mają złe nawyki, szczególnie gdy są po pracy i nie odchodzą od drzwi kiedy zadzwonią i nikt im nie otworzy. Ten akurat monter instalacji wodno-kanalizacyjnej był po robocie i nie dał się łatwo spławić banalną nieobecnością gospodarza. Zakochani wrócili wczesną nocą. Hydraulik nie został jednak wpuszczony pod okna pod którymi mógłbym wykrzykiwać swoje lamenty, stał bowiem przy furtce a uruchamiana pilotem brama była kilkadziesiąt metrów dalej bo przecież posiadłość była nadzwyczaj okazała. Gdy dobiegł brama była już zamknięta. Przez płot bał się wejść, bo gospodarz wypuścił z kojca dwa wielkie psy. Tak więc tego wieczoru nie spojrzał nawet w oczy swojej niewiernej żonie, na co jak się wydaje miał wielką ochotę. Stojąc przy ogrodzeniu ale na ulicy miotał wyzwiskami pod adresem nie tylko architekta ale również własnej żony. Był bardzo głośny i jego lamenty przeszkadzały widać wysublimowanym lokatorom stojących wokół willi, bo ktoś wezwał straż miejską a ta zabrała rozhisteryzowanego Romana C. Następnego dnia zaraz po pracy przybiegł pod dom złodzieja swojej własnej żony racząc się wcześniej alkoholem pitym wprost z butelki dla podniesienia sobie widocznie otuchy. Ale architekt ze swoją kochanką a żoną hydraulika pływał cały dzień żaglówką. Wrócili późnym wieczorem i już Vincent Z. miał naciskać pilota uruchamiającego bramę, kiedy pod jedną z choinek zobaczył zaczajonego pod nią mężczyznę. Z samochodu zadzwonił po policję i już po niedługim czasie napompowany alkoholem hydraulik pojechał do izby wytrzeźwień, a zakochani do rana baraszkowali na puszystym dywanie. 50-letni Vincent  Z. architekt nie był przecież już młodzieniaszkiem i pewnie seksowna kobieta chcąca akurat przewietrzyć pościel, a nie mająca pod ręką drąga nie miałaby z niego pociechy przy wieszaniu prześcieradła czy innej  kołdry na przykład, ale Ani C. architekt imponował spokojem cechującym ludzi zamożnych, bukietami kwiatów, podarunkami, miłymi słówkami, urokiem życia i stylem bycia bardzo różnym od nudnego i nerwowego bo konwulsyjnie poskręcanego zazdrością życia z własnym mężem. Praca hydraulika nie wymaga intelektualnej wprawy i nie jest twórcza, żeby taki intelekt pobudzać. A więc drogi myślowe montera instalacji wodno-kanalizacyjnych nie dają się łatwo ogarnąć normalnym ludziom. Roman C. doszedł do wniosku, że musi zaalarmować cały świat aby tylko ta skończona łachudra, jego żona wróciła do domu. Sięgnął więc po pióro i zaczął pisać listy do sejmu i senatu, policji,  związku architektów, różnych rzeczników, gazet i tygodników tych kolorowych również. Prosił w nich o pomoc bo ten Vincent Z. zamieszkały tu i tu ukradł mu żone którą niewoli i czy złodziej żon może w ogóle być architektem, dopytywał adresatów retorycznie. Napisał list do prezydenta Stanów Zjednoczonych. Pisał do różnych agent Unii Europejskiej. W liście do królowej brytyjskiej Elżbiety drugiej żalił się, że nikt nie chce mu pomóc a przecież ten łobuz który uwiódł mu żonę jest pedofilem bo uwięziona ma dopiero 23 lat. Biuro prasowe królowej przysłało na papierze Pałacu Buckingham słowa pociechy. Ponadto królowa kazało mu być dobrej myśli. List był po angielsku więc go nie przeczytał, bo akurat tak się przypadkiem zdarzyło, że w tym języku nie był biegły. Nie chciało się jednak odpisać cierpiącemu hydraulikowi ani papieżowi ani prezydentom kilku państw z różnych kontynentów, ani nawet kanclerzowi Niemiec, który przecież jest tak egzotycznie i nienaturalnie wyczulony na losy polskich obywateli. Jeden list zrobił jednak na kimś wrażenie i to na kimś w siedzibie Narodów Zjednoczonych. Trafił on mianowicie na biurko pani Joanny Z. prywatnie żony Vincenta Z. zatrudnionej w  Nowym Jorku jako tłumaczka. Zanim to się jednak stało bardzo zniesmaczony dotychczasowymi rezultatami swoich działań hydraulik napisał kolejny list do ministra spraw wewnętrznych. Pisał w nim, że widział jak ktoś zakopuje w lesie niedaleko drogi tej a tej, przy dużym ciemnym kamieniu zwłoki zamordowanej kobiety. Do listu dołączył szkic sytuacyjny. Listy tego nie podpisał wszystko natomiast starannie wytarł łącznie z kopertą. Na taką informację policja zareagowała natychmiast. Miejsce było tak dokładnie opisane, że grupa dochodzeniowa dotarła tam natychmiast. Na miejsce w płytkim grobie niezbyt starannie zamaskowanym leżały zwłoki kobiety z ranami po nożu w okolicach serca. Niemłoda już kobieta ubrana była wyjątkowo odświętnie jakby wprost odeszła od świątecznego obiadu. Zwłoki przewieziono natychmiast do zakładu medycyny sądowej zajmującego się szukaniem przyczyn śmierci rozbierając badane osoby niemal  na czynniki pierwsze. W kieszeniach garsonki znaleziono dwa listy. Jeden ze stacji serwisowej mercedesa w którym serwisant udzielał rabatu na swoje usługi panu Vincentowi Z. zamieszkałemu tu i tu, drugi zaś był rachunkiem za usługi telekomunikacyjne na kwotę 376 zł i 35 gr. i był wystawiony na pracownię architektoniczną z siedzibą w centrum miasta, a przesłanym na domowy adres Vincenta Z. właśnie. Porywacz żony hydraulika został zatrzymany i po przeprowadzonej w willi rewizji przewieziony do aresztu. Podczas przeszukania willi do domu weszła elegancka i pachnąca kobieta. Policjantom przedstawiła się jako  Joanna Z. żona właściciela pracowni architektonicznej o uwodzicielskiej i zwodniczej nazwie PHANTOM. Vincent Z. został tymczasowo aresztowany. Nie można było ustalić kim jest odkopana w lesie kobieta. Na przesłuchaniach Vincent Z. kierował uwagę policjantów w stronę męża swojej kochanki, bo przecież jaki mógłby mieć cel architekt o jego klasie aby mordować starsze niewiasty. Policjanci podążyli tropem wskazanym przez siedzącego w więzieniu architekta. Podczas wielogodzinnego przesłuchania hydraulik zeznał, że sam zbrodnie zaplanował kierując poszlaki na architekta, aby tylko wyrwać ukochaną i niewinną żonę z rąk tego starego zboczeńca. Poszedł mianowicie na cmentarz, znalazł świeży grób, wykopał ciało i zawiózł je swoim fiatem 126p do lasu wrzucając je we wcześniej wykopany dół. Zanim to zrobił kilkakrotnie dźgnął kobietę w okolice serca nożem monterskim, jaki w jego przedsiębiorstwie pracodawca rozdaje hydraulikom. W kieszeń garsonki wsadził ukradzione ze skrzynki pocztowej architekta listy. Vincenta Z. natychmiast zwolniono z aresztu a hydraulika oskarżono o zbezczeszczenie zwłok, wprowadzenie policji w błąd, kradzież korespondencji i z kilku jeszcze artykułów kodeksu karnego. W konsekwencji tej sprawy niewierna żona wróciła do hydraulika wykonującego instalacje wodno-kanalizacyjne, a on sam został skazany na więzienie w zawieszeniu i grzywnę bo sąd pod wpływem biegłego psychologa dopatrzył się okoliczności łagodzących wynikających z jego głębokiej desperacji. Niestety ten brak altruistycznych pobudek w dzieleniu się własną  żoną z innymi mężczyznami sprawi mu, biorąc pod uwagę jej  temperament jeszcze kłopot. Ale to jest jego własna melodia przyszłości. Najgorzej na używaniu cudzej żony wyszedł architekt Vincent Z. Jego własna żona bez zbędnych ceregieli wywaliła go z domu który stanowił jej własność bo tak było zapisane w przedmałżeńskiej intercyzie. Odjechał więc swoim wyładowanym rzeczami osobistym mercedesem klasy S, bogatszy o wrażenia które przecież dla każdego człowieka są najbardziej wartościową kolekcją życia.    
    • @Toyer Tak jest !!!! Pięknie napisane piękne wyznanie !!!!
    • @violetta I ja za to właśnie Cię podziwiam :)
    • @MIROSŁAW C. O tak ! Twój wiersz to magia słów. Wysoka półka poezji !
    • @Migrena ja to tak powierzchownie się zakochuję, z takim wzdychaniem, że dobrze, ale to nie jest szczera ani dogłębna miłość. Jakby się coś stało, to żegnam się, nie jestem w stanie niczego dobrego naprawiać i coś ciągnąć. Jestem z tych co uważają, że cię samo ich tworzy i układa. Tak jak widzisz, lubię sobie pójść ładnie na kawkę, powzdychać, pozachwycać się chwilą, popatrzeć na widoczki. 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...