Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Idźmy dalej
i powiedzmy wprost
że miłość to jest najlepsze
lekarstwo na życie -
bo w amoku miłości
to życie nie jest tym życiem -
tylko czymś więcej
(niż śmiertelną chorobą
przenoszoną drogą płciową) -
i co tu się zastanawiać
nad tym nad czym nie ma
co się zastanawiać
(czekać na miłość - przyjdzie
czy nie przyjdzie) - kiedy
dość to kochać.


2012-03-05

Opublikowano

Wiersz należy do gatunków kocopołów pospolitych, który wyróżnia się mętlikiem-pętlikiem myślowym udającym głębokie przemyślenia. Jest to rozciąganie tandety do granic możliwości, jest też najlepszym sposobem na popadanie w rozpacz, siwienie i stany depresyjne. Często pomaga na oczyszczenie żołądka. Kocopoły zazwyczaj są wciskane odbiorcą siłą, stąd znane powiedzenie" kocopolska furia". Niestety, utwory te wiją się i wiją, w dodatku zapuszczają korzenie i zostają. Wyplewienie kocopoła jest nadzwyczaj trudne, wyrywany jęczy jak ów korzeń mandragory.
Po zażyciu (przeczytaniu) kocopoła trafiamy do krainy pustostanu myślowego, gdzie podrygują w tańcu św. Wita i rozum i logika. Fundamentem kocopoła jest filozofia Jana Berbelucha, twórcy dzieła: "Ple ple i skrzek jako substancja bytu", której założenia można odnaleźc w tutejszym kocopole:

"życie nie jest życiem tylko czyms więcej" - Berbeluch, str. 1789, t. I

"i co tu się zastanawiać
nad tym nad czym nie ma
co się zastanawiać" - tamże, str. 345, tom XIII

Reasumując - wybitny reprezentant kocopolizmu.

Opublikowano

Dawno już wiem na co Cię stać, co Cię tak bardzo boli i kto Ci chętnie sprzyja. Gdzieżbyś więc śmiał mnie zawieść, dlatego też cieszę się, bo Twoje wywody to również balsam na moją duszę, co już jest raczej nie do ugryzienia przez Ciebie, tylko do współczucia Tobie. Pozdrawiam

Opublikowano

ładny tytuł

wiersz, dla mnie, żaden... założenie, że miłość to amok - naiwne, najciekawszy w tym wierszu cytat o życiu jako chorobie..., znany i dość powszechnie wykorzystywany, tu wzięty jest w nawias, a poza nawiasem paplanina o niczym

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Przykro mi to mówić, ale właśnie powyżej o tym już mówiłem, kto komu sprzyja i zasadniczo nawet sprzeniewierza się sobie. A pewnie, że Ci wolno, szkoda tylko, że Cię nie stać na własne zdanie, tylko za wszelką cenę na podlizywanie się Michałowi.
A co do tego, co jest w pierwszym nawiasie, to również nawiązuje tytuł wiersza i w tym właśnie jest rzecz. Bo ten wiersz to jest właściwie refleksja (ale która idzie jeszcze dalej) nad pewnym dziełem Krzysztofa Zanussiego. Ale po co ja Ci to mówię, kiedy dla Ciebie to jest czarna magia. Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Wie Pani co, piękne jest to, że ja uważam że miłość, a nawet kochanie bez wzajemności jest najskuteczniejszym lekarstwem na życie, czyli na śmiertelną chorobę przenoszoną drogą płciową, i piękne jest to, że Pani uważa, że to miłość jest ciężką chorobą na którą (w domyśle) najlepszym lekarstwem jest (skoro nie ma takiego /żadnego/ lekarstwa) przeżycie (przeczekanie) okresu zawodu miłosnego. Z tym, że nie ma co za długo czekać, tylko najlepiej zakochać się ponownie i jeszcze mocniej, co właśnie jest najlepszym rozwiązaniem wszelkich kwestii. I o tym właśnie jest mój wiersz. Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A czymże to moje zgoła odmienne zdanie jest gorsze od Twojego zgoła odmiennego zdania. Najpewniej tym, że jest moje (poza tym, że to są odmienne zdania). Jakby Ci to jeszcze powiedzieć, stać mnie na zajęcie własnego stanowiska, nawet w sprawie poruszanej przez samego Krzysztofa Zanussiego. Jego więc tytułowa myśl filmu i jego film są dla mnie tylko i przede wszystkim inspiracją do czegoś więcej (przynajmniej wydobycia ze siebie), a nie żeby tylko wtórować, to co że akurat słynnemu reżyserowi.
No i zapewniam Cię, że się nie wstydzę swojego wiersza, że wręcz jestem dumy z niego, a nawet szczycę się nim. Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak widzę, specjalizujesz się w odkrywaniu czegoś, co jest powszechnie znane, inaczej mówiąc wyważasz otwarte drzwi. I to ci dopiero jest ładne.
A co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to przygaduje kocioł garnkowi. I mogę tylko dodać, że Twoje poetyckie możliwości, a tym bardziej rozeznanie, to dla mnie małe piwo. Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak widzę, specjalizujesz się w odkrywaniu czegoś, co jest powszechnie znane, inaczej mówiąc wyważasz otwarte drzwi. I to ci dopiero jest ładne.
A co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to przygaduje kocioł garnkowi. I mogę tylko dodać, że Twoje poetyckie możliwości, a tym bardziej rozeznanie, to dla mnie małe piwo. Pozdrawiam.


W kwestii pisaniny, to idziesz drogą "idem per idem", twierdzisz, że "jarzyna to marchew, albo coś innego". Pozwolisz jednak, że ja w te twoje napuszone dyrdymały które tu wklejasz po prostu wierzyc nie będę - bo takie jest moje niezbywalne prawo.
Co ciekawsze, nie dośc że tworzysz te kocopołki, to jeszcze jesteś najżarliwszym ich obrońcą - a to o czymś świadczy, prawda? Tyle, że anonimowośc zapewnie ci wygode, możesz sobie pozrzędzic, ponarzekac, zaistniec jakoś (szkoda, że pod szyldem "poezja współczesna")
I uważaj przy okazji, żeby cię to "małe piwo" nie zmiotło, bo przykro nagle znaleźc się pod stołem zalanym w trupa.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak widzę, specjalizujesz się w odkrywaniu czegoś, co jest powszechnie znane, inaczej mówiąc wyważasz otwarte drzwi. I to ci dopiero jest ładne.
A co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to przygaduje kocioł garnkowi. I mogę tylko dodać, że Twoje poetyckie możliwości, a tym bardziej rozeznanie, to dla mnie małe piwo. Pozdrawiam.


W kwestii pisaniny, to idziesz drogą "idem per idem", twierdzisz, że "jarzyna to marchew, albo coś innego". Pozwolisz jednak, że ja w te twoje napuszone dyrdymały które tu wklejasz po prostu wierzyc nie będę - bo takie jest moje niezbywalne prawo.
Co ciekawsze, nie dośc że tworzysz te kocopołki, to jeszcze jesteś najżarliwszym ich obrońcą - a to o czymś świadczy, prawda? Tyle, że anonimowośc zapewnie ci wygode, możesz sobie pozrzędzic, ponarzekac, zaistniec jakoś (szkoda, że pod szyldem "poezja współczesna")
I uważaj przy okazji, żeby cię to "małe piwo" nie zmiotło, bo przykro nagle znaleźc się pod stołem zalanym w trupa.
Na Ciebie to już na pewno nie będę uważał, bo jak dla mnie, to jesteś za cienki w pasie.
Czy ja Ci każę w coś wierzyć, a tym bardziej czy ja się muszę zgadzać z Twoim zdaniem (jeszcze o mojej twórczości). Cóż złego jest w ripoście?
Jaki ja tam jestem anonimowy, Ci którzy chcą wiedzieć kim jestem, dobrze to wiedzą. Ale zapewniam Cię, że czytelnicy bardziej interesują się moją twórczością (również krytyczną), niż mną samym (jakoż do szczęścia nie jestem im chyba potrzebny). A anonimowy, to jestem akurat po to, żeby nie zaistnieć (co jest chyba oczywiste). No i na ten portal to mnie zapraszałeś bez mała osobiście i to kilkakrotnie, bo grupę osób wśród której bywałem. A nie przypominam sobie, żeby to było zaproszenie z wyłączeniem działu - poezja współczesna. Możesz więc powiedzieć, że sam wywołałeś wilka z lasu.
No i zapewniam Cię, że nie jesteś (chociaż bardzo chcesz być) wyrocznią mojej twórczości. Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A czymże to moje zgoła odmienne zdanie jest gorsze od Twojego zgoła odmiennego zdania. Najpewniej tym, że jest moje (poza tym, że to są odmienne zdania). Jakby Ci to jeszcze powiedzieć, stać mnie na zajęcie własnego stanowiska, nawet w sprawie poruszanej przez samego Krzysztofa Zanussiego. Jego więc tytułowa myśl filmu i jego film są dla mnie tylko i przede wszystkim inspiracją do czegoś więcej (przynajmniej wydobycia ze siebie), a nie żeby tylko wtórować, to co że akurat słynnemu reżyserowi.
No i zapewniam Cię, że się nie wstydzę swojego wiersza, że wręcz jestem dumy z niego, a nawet szczycę się nim. Pozdrawiam.

Nie jest gorsze, ja się nie oburzam na odmienność Twojego zdania.
Pozdrawiam
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jak widzę, specjalizujesz się w odkrywaniu czegoś, co jest powszechnie znane, inaczej mówiąc wyważasz otwarte drzwi. I to ci dopiero jest ładne.
A co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to przygaduje kocioł garnkowi. I mogę tylko dodać, że Twoje poetyckie możliwości, a tym bardziej rozeznanie, to dla mnie małe piwo. Pozdrawiam.


W kwestii pisaniny, to idziesz drogą "idem per idem", twierdzisz, że "jarzyna to marchew, albo coś innego". Pozwolisz jednak, że ja w te twoje napuszone dyrdymały które tu wklejasz po prostu wierzyc nie będę - bo takie jest moje niezbywalne prawo.
Co ciekawsze, nie dośc że tworzysz te kocopołki, to jeszcze jesteś najżarliwszym ich obrońcą - a to o czymś świadczy, prawda? Tyle, że anonimowośc zapewnie ci wygode, możesz sobie pozrzędzic, ponarzekac, zaistniec jakoś (szkoda, że pod szyldem "poezja współczesna")
I uważaj przy okazji, żeby cię to "małe piwo" nie zmiotło, bo przykro nagle znaleźc się pod stołem zalanym w trupa.
Na Ciebie to już na pewno nie będę uważał, bo jak dla mnie, to jesteś za cienki w pasie.
Czy ja Ci każę w coś wierzyć, a tym bardziej czy ja się muszę zgadzać z Twoim zdaniem (jeszcze o mojej twórczości). Cóż złego jest w ripoście?
Jaki ja tam jestem anonimowy, Ci którzy chcą wiedzieć kim jestem, dobrze to wiedzą. Ale zapewniam Cię, że czytelnicy bardziej interesują się moją twórczością (również krytyczną), niż mną samym (jakoż do szczęścia nie jestem im chyba potrzebny). A anonimowy, to jestem akurat po to, żeby nie zaistnieć (co jest chyba oczywiste). No i na ten portal to mnie zapraszałeś bez mała osobiście i to kilkakrotnie, bo grupę osób wśród której bywałem. A nie przypominam sobie, żeby to było zaproszenie z wyłączeniem działu - poezja współczesna. Możesz więc powiedzieć, że sam wywołałeś wilka z lasu.
No i zapewniam Cię, że nie jesteś (chociaż bardzo chcesz być) wyrocznią mojej twórczości. Pozdrawiam.


Jak mnie znasz osobiście, to doskonale wiesz, jakie mam zdanie o anonimach na portalach internetowych. Co do zaproszeń, to zapraszliśmy rzeczywiście - co wieczór, ba, nawet był baner poezji.org. Co do twojej postawy, to jest bajecznie komiczna, aczkolwiek - patrz zdanie pierwsze.
I tyle, masz czarno na białym co sądzą czytelnicy o takiej poezji. Przemyśl problem, zastanów się, a potem mierz pasy. Bo poetę mierzą jego poezją i może byc polew na salonach.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.





nie mam tu nic do dodania, wszystko powiedziane wyraźnie i czytelnie, a co najważniejsze - uczciwie;
problem trafił do autora - co z tym zrobi jego rzecz;

J.S
Może są tacy, a nawet na pewno są tacy, którzy się zgadzają z Twoim Jacku i Michała zdaniem (zresztą jakże zgodnym, bo jakże mogłoby być inaczej), ale ja (i chociażby nikt już więcej) wyraźnie nie zgadzam się z Wami, właśnie jakże pięknie zgodnymi. Chociaż gratuluję Wam Waszej zgodności, ale nie zazdroszczę Wam niczego. Pewnie dlatego, że nie mam takiej potrzeby (żeby zgadzać się z tym, z czym nie muszę się zgadzać), a mam swoje wzorce i autorytety, które mnie nie zawodzą i są równie mocne jak.. Ale chyba nie tak bardzo mocne, jak mocna jest Twoja Jacku, z Michałem sztama. Dziękuję za odwiedziny. Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Od kiedy to ja jestem dla Ciebie poetą, i od kiedy to ja kłamię. Może mi jeszcze wmówisz, że nie ma czegoś takiego jak porozumienie (się) bez słów. Kiedy przecież Wy, to znaczy Ty i Jacek bardziej się rozumiecie bez słów, niż słowami (tak bardzo się zgadzacie ze sobą, tj. nie dacie sobie krzywdy zrobić). A przynajmniej (jak w tym wypadku) jedne słowa (Twojego komentarza) wystarczą Wam za wiele i na o wiele za dużo.
A co do szkalowania, to Twój pierwszy komentarz jest najlepszym tego przykładem. I nie mów mi, że nie rozumiesz dlaczego, czy że nie jest. Bo może Jacek uważa, że nie jest, ale ja tak na pewno nie uważam. A uważam, że jest wręcz cynicznym i wulgarnym wmówieniem jakichś niestworzonych rzeczy wierszowi i autorowi wiersza. Dlaczego? Już wyjaśniam. Bo nawet pomijając te wszystkie epitety, którymi mnie w komentarzu poczęstowałeś, to i tak mylisz się nawet wtedy kiedy mówisz: 'wyróżnia się mętlikiem-pętlikiem myślowym udającym głębokie przemyślenia'. Kiedy przecież wiersz tylko i wyłącznie (chociaż nie dla wszystkich wyraźnie) mówi o tym, że najlepszym lekarstwem na życie (skoro życie jest śmiertelną chorobą przenoszoną drogą płciową) jest miłość. I w dalszym ciągu wiersz mówi, że nie ma się co zgłębiać, zastanawiać, mądrzyć się, poruszać niebo i ziemię, bo nawet jeśli nie zaiskrzy miłość (cały ambaras, żeby dwoje chciało naraz), to przecież i tak można, a nawet należy kochać, choćby i bez wzajemności. Bo być zakochanym, to jest dość i więcej niż wszystkie mądrości i całe bogactwo świata. I to jest właśnie cała wymowa wiersza, czy to tak trudno zrozumieć, czy odczuć. Pozdrawiam.
Opublikowano

Znowu kłamiesz - po pierwsze, imputujesz jednej z przedmówczyń, że się "podlizuje", co jest wierutną bzdurą rodem z przedszkola, potem szukasz jakiś układzików. Dlatego polecam otrząsnięcie się i próby w warsztacie. To naprawdę nie wina odbiorców, że uważają taką pisaninę za porażkę, więc daj im zyc i nie wmawiaj głupot.
Sferę prywatną też sobie daruj - dla mnie jesteś typowym anonimem, i póki tak jest, nie pisz mi, że gdzieś bywasz i jesteś. Najpierw pokaż twarz, a potem szukaj sensacji.
I tyle, zero treści w wierszach, zero godności w wypowiedziach. Dno.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Roma bardzo się cieszę że właśnie tak go odczytałaś-pozdrawiam pięknie

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Zegara z kukułka kojarzy mi się z domem krewnych, którzy zakupili ten zegar wnukowi. Nie był to antyk, ale raczej zabawka dla milusińskich. Lubiłam wujka i ciocię, pamiętam głośne dyskusje, nawet zegar nie potrafił uciszyć gości. Niektóre błahe przedmioty budzą wspomnienia, wyjostwo nie żyje, a z ich potomkiem nie mam kontaktu.
    • @Roma ciepło wydziela się podczas tarcia
    • W podróży Marcjanna nie przywiązywała uwagi do regularnego spożywania posiłków. Pod wieczór kobietę ogarnął przytłaczający głód. Rozkopany rynek w Poznaniu oferował wiele możliwości kolacji w rozwiniętej sieci knajpek, ale ceny odstraszały jak widok piranii w akwarium. Czuła, że za chwilę straci panowanie nad nogami, szum w uszach i rozedrgane ciało domagało się dostawy kalorii.           Na chwilę przysiadła w pizzerii ulokowanej na skraju starego miasta. Kelnerka namawiała na smaczne naleśniki płonące niczym pochodnia. Trudno było wyjaśnić, że tej potrawy miała szczerze dosyć, gdyż towarzyszyła jej prawie przez trzy dni. Ostatecznie wybrała pizzę hawajską, lubiła ciasto drożdżowe, szynkę i ananasy. Nie podzielała opinii rozpowszechnionej wśród smakoszy tego włoskiego specjału, iż reprezentuje tylko amerykańską markę, niesłusznie przypisywaną twórcom tego typu dania.           Pierwsze kęsy uspokoiły organizm. Przeniosła się z chłodnego ogródka do wnętrza lokalu. Majowa pogoda okazała się kapryśna, częste mżawki i wahania temperatury. Słoneczne przebłyski urozmaicały wieczorną aurę, ale wraz z zachodem słońca rześkie powietrze nie zachęcało do pobytu na zewnątrz.           Wygłodniały organizm pożerał wzrokiem jedzenie. Spożyła połowę gigantycznej porcji, a na drugą zabrakło miejsca. Mili restauratorzy zapakowali w okrągłe pudełko niezjedzone fragmenty zamówienia. Przy świecach wesoło gwarzyła grupka nieznajomych. Omawiali rekonstrukcję historycznego zwodzonego mostu łączącego zamek w Czarnej Górze ze stałym lądem. Dyskusja między dwoma architektami a inżynierem nie należała do stonowanych. Wybuchały głośnie okrzyki i śmiechy.           Andrzej spostrzegł Marcjannę przy bufecie i bez zapowiedzi pożegnał kolegów. Biesiadnicy starali się zatrzymać kompana. Rozumieli, że odmiennymi argumentami posługuje się racjonalnie myślący inżynier, a innymi artyści rozmiłowani w kształtach i wierni tradycji. Usiłowali zbagatelizować nieporozumienie.           — Jutro powrócimy do tematu. Teraz idę za marzeniem. Zobaczyłem kobietę, z którą chcę spędzić resztę życia. Nie ma czasu.           — Jędruś, ty latasz za młódkami. Ta turystka ma swoje lata, wkrótce cię znudzi. Ona nie na twój gust. Wkrótce opadnie niczym zwiędły liść.           — Nie wasza sprawa. Do jutra! ***           Ta wymiana zdań oddaliła mężczyznę od Marcjanny, która jeszcze długo włóczyła się po mieście z nieodłączną pizzą. Dotarła do ronda Kaponiera, gdzie postanowiła zakończyć wędrówkę. W oczekiwaniu na tramwaj zajęła miejsce na ławce. Miejscowy bezdomny zainteresował się firmową papierową torbą, która leżała obok właścicielki. Zareagowała głośno, że nie myszkuje się w cudzej własności. Niezrażony rozmówca odrzekł, że leżała obok. Marcjanna spojrzała na reklamówkę i zapytała wprost mężczyznę, czy nie jest głodny. Okazało się, że natręt właśnie polował na kolację, gdyż nie jadł ani śniadania ani obiadu.           Turystka wyjęła wydrukowany plan linii komunikacyjnych Poznania, który był cennym towarzyszem w podróży i wręczyła pizzę bezdomnemu, który szybko opróżnił opakowanie i jeszcze ciepłą pizzę złożył na pół. Wkrótce wskoczył do tramwaju i pomachał ręką dobrodziejce na pożegnanie. ***           Andrzej nieprzyzwyczajony do pieszych wędrówek z trudem łapał powietrze. Zmęczenie fizyczne i poczucie niepowodzenia nie odbierało woli walki o nieznajomą. Dostrzegł ją przy dworcu, kiedy oczekiwała na tramwaj. Dopadł wybrankę w ostatniej chwili, motorniczy przygniótł poły skórzanej kurtki. Interwencja pasażerów pozwoliła na wyswobodzenie się z niezręcznej sytuacji. Pomimo bólu w przedramieniu dotarł do Marcjanny kołysanej do snu monotonnym ruchem pojazdu.           — Czekałem na panią całe życie. Proszę o chwilę rozmowy, nie odtrącaj mnie od razu, moja droga!           — Nie znam pana, myli mnie pan z inną osobą.           — Nie ma błędu. Spotkaliśmy się w pizzerii, potem prawie dwie godziny szukałem pani.           Rozbawiona kobieta uśmiechnęła się lekko. Wymówiła typowe zdanie pasujące do sytuacji.           — Nie jestem nastolatką, która lubuje się w tego typu podrywie. Znam swą wartość i nie angażuję się w tego typu znajomości. Pan oszalał.           — Pani uroda i wdzięk nie pozostawiają mnie obojętnym. Czuję się jak uczniak uwiedziony przez tajemniczą boginkę.           — Dość tych żartów, proszę zostawić mnie w spokoju.           — Żąda pani zbyt wiele. Chcę umówić się na całe życie.           Prowadzili tego typu dialog prawie przez godzinę. Powrót do schroniska wymagał jeszcze przesiadki. Marcjanna zawsze dokładnie sprawdzała przed wejściem na pokład trasę autobusu. Na tablicy wyświetlał się właściwy numer linii komunikacyjnej. Drobne niedociągnięcie doprowadziło do nieoczekiwanej komplikacji. Pierwsze przystanki nie wzbudzały niepokoju, ale dalsze nagłośniane nazwy miejscowości brzmiały obco. Kierowca omijał miejscowość, w której nocowała Marcjanna.           Niespodziewanie z pomocą przyszła uprzejma dziewczyna, którą nieco zdradzał ukraiński akcent. Zaoferowała podwózkę po odbiorze samochodu z naprawy. Oboje zabrali się w drogę z pomocną nieznajomą. Po półgodzinie dotarli do celu. Z dala słychać było pohukiwania sowy. Nadeszła chwila rozstania.           Przygoda, która miała trwać przez całe życie, nie zakończyła się. Marcjanna usłyszała pukanie do drzwi.           — Tu nie ma wolnych pokoi, obok ciebie jest tylko wolne miejsce. Przyjmij mnie na jeden nocleg, jestem porządnym facetem. Nie obawiaj się. Zameldują mnie za twoją zgodą. Zobacz moje dokumenty.           Uporczywie przyglądał się kobiecie w twarzowym różowym szlafroczku.           — Śpisz przy drzwiach. Ani się waż zbliżać do mnie, bo narobię krzyku. Ucierpi twoja reputacja, kimkolwiek jesteś.           Mężczyzna nie potrafił poradzić sobie z pościelą. W odruchu współczucia Marcjanna przygotowała łóżko do snu. Sama zaszyła się w kolorowym śpiworze z poduszką ozdobioną falbanką i wkrótce zapadła w objęcia Morfeusza.           Andrzej przyniósł z korytarza wygodny fotel i przez całą noc czuwał nad snem kobiety. Rankiem obudził ich śpiew ptaków. Kiedy Marcjanna otworzyła oczy, uciekł z fotela na łóżko. Brak jakiegokolwiek załamania lub fałdki na posłaniu zdradzał, że nie spędził tam nocy. Na czas toalety musiał opuścić kwaterę. Kobieta wpuściła go do skromnego lokum, kiedy nie mogła poradzić sobie z zamknięciem walizki. Chwalił sobie wspólne śniadanie, dekoracyjnie sporządzone kanapki i kawę z mlekiem. — Znamy się niecałą dobę. Już wyjeżdżasz, zostań jeszcze chwilę. Mam zarezerwowany pokój w hotelu BAZAR. Uczcijmy to spotkanie. Nie pożałujesz. — Moje plany nie sięgają tak daleko. Realizuję program, który ustaliłam przed wyjazdem, zwiedzam katedrę, farę i izbę pamiątek po Ignacym Józefie Kraszewskim. O siedemnastej powrót do Warszawy. — Jesteś bezlitosna, nic nie poradzę. Dasz mi numer telefonu?           Zwiedzanie Poznania przebiegało pomyślnie, aura sprzyjała robieniu zdjęć we wnętrzach i na wolnym powietrzu. Opady deszczu nie utrudniały spacerów po mieście. W psychikę kobiety zakradł się lekki żal, że nigdy więcej nie natknie się na sympatycznego faceta.           Zaskoczyła ją kolekcja pucharów, jaką Polacy podarowali najpłodniejszemu polskiemu pisarzowi wszech czasów. Zapomniany dzisiaj, u współczesnych czuł się wielką estymą, musiał emigrować, gdyż władze rozbiorowe obawiały się jego obecności w Polsce. Frapowały ją wielce te myśli. *** Podróż minęła szybko, pociąg dojechał bez opóźnienia na stację Warszawa-Centralna. Ciągnęła powoli walizkę, która nie należało do lekkich. Na ruchomych schodach poczuła lekkie uderzenie w ramię. Andrzej nie próżnował. Wykwaterował się z hotelu i zdążył na przyjazd pociągu. Marcjanna starała się nie okazywać entuzjazmu, ale nie mogła opanować bicia serca. — Maryś, skąd masz takie niecodzienne imię? — Po mojej prababci po kądzieli. Kiedyś unikano nadawania dziewczynkom imienia Maria z uwagi na jej boskie pochodzenie. Stąd pochodzą Maryle, Marianny i Marceliny. Niektóre sięgają starożytnych epok. Czasami decydowała data urodzenia, przy chrzcie nadawano imię świętej patronki. Ty niezaprzeczalnie nosisz w sobie uroczego huncwota, który z niecnoty zamienia się w bohatera i niezłomnego męża. — Taka kariera postaci literackich. W mojej rodzinie każdy potomek nosi to imię jako pierwsze, drugie lub po bierzmowaniu. Wszyscy jesteśmy Jędrusiami. ***           Po miesiącu wyruszyli we wspólną podróż jako narzeczeni. Andrzej nadzorował pracę nad gotyckim mostkiem, a Marcjanna podróżowała po dworach i pałacach Wielkopolski. Upatrzyła sobie jedną siedzibę na miesiąc miodowy. W Czerniejewie upodobała sobie Piekiełko i czytelnię w palmiarni. ***           Na kilka dni przed ślubem zamieszkali w tym pałacu. Pomimo chłodu kobieta uporczywie przesiadywała pod palmami. Narzeczony przyszedł, aby zabrać ją do luksusowego apartamentu, ale ciągle przedłużała swój pobyt w ulubionym miejscu. Personel miło nastawiony do młodej pary zaproponował oddzielenie przestrzeni tylko dla nich przenośną ścianką. Upojeni atmosferą jedynej w swoim rodzaju siedzibie noc przed zaślubinami spędzili na sofie w cieplarni. Zasnęli przytuleni pod liśćmi rozłożystego drzewka. Rankiem obudziła ich głośnym krzykiem papuga, władająca niekoniecznie eleganckim słownictwem.           Po kameralnym przyjęciu w „Piekiełku” wybrali tę niecodzienną scenerię również na noc poślubną, tym razem po włączeniu ogrzewania. Z jednej strony, wytworna czytelnia ozdobiona egzotycznymi roślinami, a z drugiej skromne schronisko zapisało się złotymi zgłoskami w ich historii. Często tam powracali, chociaż oboje pochodzili z Mazowsza. ***           Zanim powiedzieli sakramentalne „tak”, Andrzej zdradził przyszłej żonie, długo skrywany sekret. Specjalnie wprowadził w błąd nowopoznaną kobietę. Wiedział, że autobus, do którego wsiedli, nie zawiezie ich do pożądanego celu. Pragnął zabrać ze sobą Marcjannę do hotelu w Poznaniu, uczynna Ukrainka tylko zaprzepaściła jego plany. Skromny nocleg pod Poznaniem związał ich oboje na dobre mimo zaskakująco skromnego otoczenia.           W ramach zwierzeń Marcelinka przyznała się, że tej pamiętnej nocy przed jej oczami rozegrała się niesamowita wizja. Dwa kręgi wirowały na niebie, lekkie i cienkie jak ślady odrzutowca. Samoloty zwykle pozostawiają ślady wysoko i w poziomie. Te koła zbliżały się i oddalały tuż nad ziemią. Po kwadransie połączyły się i stworzyły szeroką obręcz, która powoli rozpraszała się jak dmuchawce. W głowie zaświtała myśl, że może pisane jest im być parą. Bała się wspomnieć o tym Jędrusiowi, gdyż przypominało to polowanie na męża kobiety w średnim wieku.           Ten widok powrócił, gdy w kościele podążali do ołtarza w jednym z nielicznym drewnianych kościółków w krainie początków polskiej państwowości. Po wyjściu ze świątyni przy akompaniamencie marsza weselnego pragnęła przeniknąć w ciało Andrzeja i wzorem wyimaginowanych kręgów połączyć się na wieki. Bawiła ją analogia geometryczna o wpisanych figurach. Na niebie stado gołębi latało w formie koła tworząc aureolę nad ukośnym dachem kościółka. Dwie synogarlice powitały państwa młodych przed progiem. One symbolizowały miłość po grób. Po dziś dzień Marcjanna uwielbia te ptaki i rozsypuje przed nimi ziarna zbóż w niepogodę. ***           Czytelniku, jaki morał wynika z tej historii. Dobro zawsze zwycięża bez względu na okoliczności. Szczęście czeka przy drodze, sprzyja odważnym.  
    • @otja może ukoją, może i troszkę ogrzeją. Dzięki za komentarz ;)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...