Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

- A jednak słowa nie mają monopolu na głupotę.
Przecież są też pióra, drzewa w kartkach, kropki.
Poruszają się przeciwstawne kciuki, dłonie i rękawy,
Krwawią miecze i obcierają buty.

- A jednak paznokcie odrastają nie tylko wiosną,
Złamane żebra zrastają się bez podpowiedzi
I wąsy zapuszczają się tylko do śmierci.
Nawet naskórek odchodzi w logicznej ciszy,
Bez szorstkich krzyków i głębokich westchnień.

A jednak kamienie są ludziom potrzebne.
Nie mniej niż słońca, chmury i wietrzne pytania.

Opublikowano

Życie - Multisyzyf, który jest w każdym z nas i nie pyta o sens tego co robi...
Odrastanie, zrastanie, zapuszczanie, odchodzenie...uporczywe, odnawialne " bycie ", toczenie egzystencjalnych kamyków, po torach żłobionych nie odpowiedziami a pytaniami.
Pytaniami syzyfowymi, bo ilekroć alchemik - Kowalski ma złudzenie, że oto uzyskał/wtoczył kamień odpowiedzi, ten stacza się w wietrzne pytania...
Dobre.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Mógłbym prosić o rozwinięcie tej myśli ?
Wątpię aby autor pisał tekst na strzelnicy, z zamiarem włączenia... ; )

napisałam jakbyś ? nie napisałam nic o strzelnicy ;D
jakbyś czytał, to byś wiedział!
:P
nie będę rozwijać, idę po ziemniaki na bazar
:)) chopu obiad trza uwarzyć!
:D
Opublikowano

Raczej rozprawka filozoficzna niż wiersz, która zaczyna się od tezy: "A jednak słowa nie mają monopolu na głupotę", która ewoluuje (jak dla mnie nieco na siłę) by przeobrazić się w: "A jednak kamienie są ludziom potrzebne".
Używając podobnego zabiegu, postawię przeciwstawną do tego tezę: A jeśli nie byłoby kamieni? Jeśli wyobrazić sobie takie miejsce, to czy teza wiersza nie "weźmie w łeb", jak to się mawia? I owszem - istnieje takie miejsce bez kamieni: Biegun Północny i o dziwo, podobno w języku eskimoskim jako jedynym na Ziemi nie istnieje słowo: wojna.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


JA + ten drugi... przecież tylko tyle wystarczy nieraz do wojenki, więc to również nie tylko sprawa przeludnienia. Igloo eskimoskie nie jest zbyt duże, a przecież noc trwa tam kilka miesięcy! Zwariować można a co dopiero nie pokłócić się na śmierć i życie z sąsiadem.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Cieszę się że przypadlo do gustu. Przypomina mi się mój "znajomy", którego prawie co dziennie widuje pod sklepem (posiadającym monopol na alkohol), który to popijając wino marki wino wzdycha tak samo, zimą, latem, wisoną : " Życie..."

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tak. Te pytania są najgorsze, męczą, nie ma na nie dobrej odpowiedzi, ale czym byśmy byli bez nich, czym je zastąpić?
Dziękuję za pochylenie się nad tekstem.
Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wlaściwie nie wiedzialem co to za dyskusja, jako że ostatnio z pisaniem i orgowaniem bylem trochę w separacji, wstrzelać się nie mialem zamiaru, ale skoro tak wyszlo to wlaściwie chyba dobrze. Zapędów mentorskich nie mam na pewno :) Ale ciesze się że mój glos jest dla kogoś cenny.
Pozdrawiam R.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Migrena Nie jest, tylko mało spałam. Wiesz, moje myśli na noc ubierają szpilki, takie z metalowymi końcówkami i ganiają się. Nigdy nie zakładają kapci, zegar też nie - ale zegar jest do wytrzymania. Teraz piję kawę, dam radę, a jak nie, to zasnę na klawiaturze :)
    • @Alicja_Wysocka niech Ci nie będzie smutno :) Proszę.
    • @Migrena Ależ nie gniewam się, Czasem jest mi smutno i przykro, ale gniewać się nie potrafię, no może godzinę, dwie... Dobrego dnia :)
    • Złota klatka nie tylko dla ducha.
    • Mają po pięćdziesiąt lat i czarne dziury w oczach – nie patrzą, tylko wciągają rzeczywistość jak ssąca rana po niedokończonej modlitwie. Ich dłonie – puste łuski po chlebie powszednim, ich kręgosłupy – barykady z kości, po których przejechały wszystkie reformy jak czołgi bez hamulców. Mieszkają w sarkofagach z kredytu, gdzie wilgoć skrapla się jak wstyd, a lodówki milczą jak świadkowie koronni biedy. W kuchni – Jezus spuszcza wzrok. Nie potrafi zapłacić za gaz. Ich świętość – to odmówienie obiadu, herosizm – to czekanie w kolejce do kardiologa dłużej niż Mojżesz czekał na deszcz. Są rżnięci – bez znieczulenia, przez państwo, co ma twarz mównicy i ręce kata. Z każdej ich rany wypływa formularz. Krew zamienia się w akta. Marzenia – wywożone są na wysypisko razem z obietnicami z ulotek wyborczych. Ich oczy – śmietniki reklamy, na ekranach telewizorów bez dźwięku leci kabaret – posłowie śmieją się z własnych podwyżek. Ich kolana – klęczą pod ciężarem zakupów, gdzie margaryna kosztuje więcej niż godność. Miłość? To kanapka bez szynki, cisza między dwojgiem ludzi, którzy nie mają siły mówić. Ich ciała – mapy skreśleń i guzów. Ich dusze – grzyby po Czarnobylu, niby żyją, ale do niczego się nie nadają. Rząd ich nie widzi – rząd liczy. Kościół zbiera na dach, a Bóg kąpie się w ciszy i nie odbiera. Listonosz przynosi tylko mandaty. Listy umarły. Marzenia zdechły na poczcie. Ich dzieci – wyemigrowały do snów, gdzie lekarka mówi „dzień dobry”, a nie przelicza człowieka na ryczałt. Tu – trzeba umierać według grafiku, bez bólu, bo nie ma już morfiny. Bez świadków, bo pielęgniarki płaczą w kiblu między dyżurami. Ich serca biją jak młotki sędziowskie w sprawach o zaległości czynszowe. Ich wolność – to przerwa na fajkę między tyraniem a zdychaniem. Ich nadzieja – konsystencja oleju silnikowego. Zgęstniała. Lepi się do palców. A mimo to – idą. Z oddechem jak para z ust zimą, z kieszeniami pełnymi paragonów napisanych krwią portfela. Idą po chodnikach z gówna i betonu, po Polsce, która udaje, że jest państwem. Ich skóra – atlas zmarszczek po wszystkich rządach. Ich języki – zapomniały słowa "godność". Zostało tylko: „proszę”, „błagam”, „czekam”. Ale czasem, w ciemnym lusterku tramwaju, za warstwą kurzu, żółci i łez, widać coś – nikły błysk, iskra pod popiołem. Jakby ktoś tam w środku jeszcze miał zęby. I trzymał je – na potem.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...