Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Niesamowite są te twoje potyczki z czasem - jego definiowanie, smakowanie, obracanie w palcach...
Wiersz wysmakowany, przemyślany, spełniony.
Woda, to wieczny wędrowiec.
: )

P.S.
Peel w tym wierszu działa trochę jak wahadło Foucaulta... ; )
Tytułu nie zmieniaj, ma tyle wspólnego z ciężkością głazu, co czołg " Twardy " z paprotką... ; )

  • Odpowiedzi 45
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tekst ma strukturę kaszanki
i takoż smakuje

pozdrowienia dla autorki i smakoszy, ;)

Uwielbiam kaszankę, zdarza mi się jadać taką, o jakiej mogą tylko pomarzyć w niebie...

Pozdrawiam smakoszy półproduktów z mikrofali - tanio, szybko ale brzuch można zapchać ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


tekst ma strukturę kaszanki
i takoż smakuje

pozdrowienia dla autorki i smakoszy, ;)

Uwielbiam kaszankę, zdarza mi się jadać taką, o jakiej mogą tylko pomarzyć w niebie...

Pozdrawiam smakoszy półproduktów z mikrofali - tanio, szybko ale brzuch można zapchać ;)
de gustibus non est disputandum... czyż nie, Rycerzu Smętnego Oblicza ? ;)
kaszankę, jak się kto uprze, tyż można potraktować mikrofalą

ukłony dla Dulcynei, ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Uwielbiam kaszankę, zdarza mi się jadać taką, o jakiej mogą tylko pomarzyć w niebie...

Pozdrawiam smakoszy półproduktów z mikrofali - tanio, szybko ale brzuch można zapchać ;)
de gustibus non est disputandum... czyż nie, Rycerzu Smętnego Oblicza ? ;)
kaszankę, jak się kto uprze, tyż można potraktować mikrofalą

ukłony dla Dulcynei, ;)

Gdyby gustowna maksyma pojawiła się na początku pogawędki ( i została zrozumiana ), być może obeszłoby się bez pozdrowień ale to subtelności, których z mikrofali nie wyjmiesz... ; )
Czyż nie Damo Chwiejnego Oblicza ? ; )
Możesz sobie wkładać do mikrofali nawet buty zimowe i kota sąsiadów, mnie nic do tego - to nie ja się upieram...
Ukłony dla Dul...skiej ; )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




chodzi mi o brzmienie, nie o sen, znaczenie...to całkiem inny ciężar gatunkowy Lecterze, całkiem inny...

Z każdym ciężarem gatunkowym, Lucid Dream pieści moje ucho...
Ale ja się nie znam, ja jadam kaszankę ; )
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




chodzi mi o brzmienie, nie o sen, znaczenie...to całkiem inny ciężar gatunkowy Lecterze, całkiem inny...

Z każdym ciężarem gatunkowym, Lucid Dream pieści moje ucho...
Ale ja się nie znam, ja jadam kaszankę ; )

- ponawiam pytanie, które ostatnio dość często zadaję poetom w związku z niepokojącą modą na anglicyzmy, a to przecież współczesny makaronizm: dlaczego angielskiemu czy niemieckiemu poecie nie postoi w głowie nadać swojemu wierszowi tytułu polskiego?
- bo ma poczucie obowiązku wobec własnego, ojczystego...
czy nasz język jest tak ubogi, że musi posiłkować się obcojęzycznymi wyrazami? to tylko bezrefleksyjna moda, w poezji - zadaniu poetyckim - pójście na łatwiznę;
no więc - Lecterze - Twoje pieści a moje drażni aż do bólu;
i to nie jest tylko formuła estetyczna typu de gustibus...to problem;
możesz go zignorować - ja nie potrafię;
i nie wierzę, że nie ma zamiennika, ekwiwalentu -
J.S

PS.;
jest w tym wierszu coś magicznego - przychodzi mi na myśl metampsychoza, wielkie koło powrotów z religijności wschodniej, życie jako nieprzespany sen w śnie...i nie wiersz kwestionuję, ale wyłącznie naklejkę na nim -

a co do kaszanki - lubię, prosto z patelni, podaną przez kobietę która patrzy jednocześnie głęboko w oczy...
:))
J.S
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


de gustibus non est disputandum... czyż nie, Rycerzu Smętnego Oblicza ? ;)
kaszankę, jak się kto uprze, tyż można potraktować mikrofalą

ukłony dla Dulcynei, ;)

Gdyby gustowna maksyma pojawiła się na początku pogawędki ( i została zrozumiana ), być może obeszłoby się bez pozdrowień ale to subtelności, których z mikrofali nie wyjmiesz... ; )
Czyż nie Damo Chwiejnego Oblicza ? ; )
Możesz sobie wkładać do mikrofali nawet buty zimowe i kota sąsiadów, mnie nic do tego - to nie ja się upieram...
Ukłony dla Dul...skiej ; )
o ile mnie pamięć nie myli, don Kichote nie znał jejmość Dulskiej, ale faktycznie - zwalczał chwiejne oblicza - szczególnie wiatraki
a wszystko ku chwale Aldony Lorenzo, znaczy Dulcynei,
od tej walki dostał smętności na twarzy, przeto go nazwano Rycerzem Smętnego Oblicza ;)

pod tekstami Agaty jesteś dla mnie niewiarygodny,
a krótkofalówek, tfu... mikrofalówek nie używam, przeto potencjalny kot potencjalnych sąsiadów może czuć się u mnie bezpieczny od tego urządzenia, tudzież wszystkie kalosze świata :)

ps. mam multumfunkcyjny piekarnik, istne cudo (techniki) , ale na ten temat mogę ewentualnie porozmawiać z Agatą ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Z każdym ciężarem gatunkowym, Lucid Dream pieści moje ucho...
Ale ja się nie znam, ja jadam kaszankę ; )

- ponawiam pytanie, które ostatnio dość często zadaję poetom w związku z niepokojącą modą na anglicyzmy, a to przecież współczesny makaronizm: dlaczego angielskiemu czy niemieckiemu poecie nie postoi w głowie nadać swojemu wierszowi tytułu polskiego?
- bo ma poczucie obowiązku wobec własnego, ojczystego...
czy nasz język jest tak ubogi, że musi posiłkować się obcojęzycznymi wyrazami? to tylko bezrefleksyjna moda, w poezji - zadaniu poetyckim - pójście na łatwiznę;
no więc - Lecterze - Twoje pieści a moje drażni aż do bólu;
i to nie jest tylko formuła estetyczna typu de gustibus...to problem;
możesz go zignorować - ja nie potrafię;
i nie wierzę, że nie ma zamiennika, ekwiwalentu -
J.S

PS.;
jest w tym wierszu coś magicznego - przychodzi mi na myśl metampsychoza, wielkie koło powrotów z religijności wschodniej, życie jako nieprzespany sen w śnie...i nie wiersz kwestionuję, ale wyłącznie naklejkę na nim -

a co do kaszanki - lubię, prosto z patelni, podaną przez kobietę która patrzy jednocześnie głęboko w oczy...
:))
J.S

Miałbyś rację, Jacku, gdyby tytuł rzeczywiście był makaronizmem ( inspirowanym modą, mechanicznym wtykaniem obcego gęgania ). Tak nie jest, Lucid Dream, to pojęcie naukowe, posiadające bogatą literaturę, to konkretna wartość poznawcza. Obawiam się, że gdyby autorka użyła polskiego zamiennika, to przy " kaszankowym " podejściu do lektury, większość czytających potraktowalaby tytuł, jak ozdobnik w stylu " samotności sznur białych pereł ". Jak napisałem, w wierszu nie ma niczego przypadkowego...
: )

P.S.
Makaronizmy ( prawdziwe ), to młodopoetycka zmora, z którą walczę gdzie i jak się da...
Co do kaszanki - wiesz co dobre i jak to podać...
: ))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Gdyby gustowna maksyma pojawiła się na początku pogawędki ( i została zrozumiana ), być może obeszłoby się bez pozdrowień ale to subtelności, których z mikrofali nie wyjmiesz... ; )
Czyż nie Damo Chwiejnego Oblicza ? ; )
Możesz sobie wkładać do mikrofali nawet buty zimowe i kota sąsiadów, mnie nic do tego - to nie ja się upieram...
Ukłony dla Dul...skiej ; )
o ile mnie pamięć nie myli, don Kichote nie znał jejmość Dulskiej, ale faktycznie - zwalczał chwiejne oblicza - szczególnie wiatraki
a wszystko ku chwale Aldony Lorenzo, znaczy Dulcynei,
od tej walki dostał smętności na twarzy, przeto go nazwano Rycerzem Smętnego Oblicza ;)

pod tekstami Agaty jesteś dla mnie niewiarygodny,
a krótkofalówek, tfu... mikrofalówek nie używam, przeto potencjalny kot potencjalnych sąsiadów może czuć się u mnie bezpieczny od tego urządzenia, tudzież wszystkie kalosze świata :)

ps. mam multumfunkcyjny piekarnik, istne cudo (techniki) , ale na ten temat mogę ewentualnie porozmawiać z Agatą ;)

Nie zależy mi na wiarygodności wobec ciebie - mam obowiązek ( i przyjemność ) być wiarygodny wobec tekstu...
Mam rozumieć, że tekst jest niedobry dlatego, że ja napisałem, że jest dobry, bo chcę zrobić dobrze Agacie, co z kolei jest niedobrze odbierane, bo Agatę nie stać na dobry wiersz, gdyby było jednak stać, to niedobrze o tym mówić, bo wtedy ta dobroć jest niedobra, dobra byłaby wtedy, gdyby dobroć wskazał najpierw jakiś dobry człowiek, co zwolniłoby mnie z niedobrego obowiązku bycia niedobrym...
Czy Agata dostaje jakieś ujemne punkty " za pochodzenie ", za Lectera... ?

P.S.
Mimo wszystko nie chciałbym być potencjalnym kotem, twoich potencjalnych sąsiadów - pod tekstami Agaty, jesteś dla mnie niewiarygodna.
; )
Opublikowano

pewnie to, co napiszę będzie jak grochem o ścianę, jednak spróbuję ;)

pisząc komentarz pod tekstem autora (niekiedy zaczepny) liczę na odzew autora, nie rzecznika,
czasem na polemikę, z autorem, nie z rzecznikiem,
hmm... masz w tym tekście swój udział ? ;)
moje chwiejne oblicze lubi jak mu się podrzuca argumenty, których samo nie dostrzegło, ponieważ jest nie na żarty nienażarte i uwielbia tyć od wiedzy,
bezwstydnie też potrafi zmienić zdanie, gdy mu zaskoczy to, co uprzednio nie zaskoczywszy,
oblicze moje jest również bezwstydnie naiwne (i nie mogę mu tego wybić z pyska), bo tkwi w mniemaniu, że ałtor umieszczając tekst tutaj, chce się nie tylko nim pochwalić

ja rozumiem, że do tekstów Agaty masz stosunek hmm... że się tak wyrażę - emocjonalny,
to piękne i wzruszające, naprawdę - te rozprawki, ech prawie peany... kurcze, chyba zazdroszczę ;)
ale doprawdy - czy naprawdę, ale to naprawdę MUSISZ pojawiać się pod każdym mniej pochlebnym komentem, jak ta nie przymierzając kwoka? wszak Twoje Kurczątko ma własne pazurki (tipsy?) oraz dzióbek ;)

Don Kichote - odpuść, niech się Dulcynea hartuje ;)


Agata, dla mnie za mało krwi w tej kaszance a za dużo kaszy (i kto są ci "my"?)
dla mnie pożytek z tekstu, że bujnęłam w kierunku lucida dream'a,
jednocześnie im dłużej bujam, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że proporcje nie takie...
ciekawam następnych (tekstów ma się rozumieć), obiecuję że zajrzę (na tę okoliczność może zamknij gdzieś Lectera? a jak nie zamkniesz, to nie zajrzę - będziesz miała mnie z głowy)
;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Anka daj już spokój z tym wierszem, jeszcze mi nie odpisałaś pod poprzednim, a zależało mi.
Piotrek se broni ten tak intensywnie, bo mu się bardzo podoba. A mnie się jeszcze bardziej podoba, że jemu się podoba ;)
Tipsy powiadasz? Dawno nie miałam - pomyślę ;)
Może na zakończenie konkursu :)
W hartowaniu mnie to Ty jesteś najlepsza :D więc mi tu nie wymiękaj - chcę się uczyć od najlepszych ;)) Jak kiedyś dostanę od Ciebie plusa to chyba głową wybiję sufit, albo i strych :))
Zobaczy się.
Buźka wiedźmo :))
Opublikowano

Jacku Hanibalu ;) , Sojanie Lecterze ;) napisaliście dużo dobrego o wierszu i poszerzyliście moje horyzonty. Na prywatne potrzeby pozwalam Wam zmieniać w wierszu wszystko, łącznie z tytułem np na "Przejrzysty sen" byle tylko miał takich Czytaczy.
Serdecznie dziękuję.
Pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kobieto, wywołujesz mnie do odpowiedzi ( " pozdrawiam smakoszy " ) a potem masz pretensje, że odpowiadam ?! Tradycyjnie masz więcej do powiedzenia na tematy osobiste autorki i jej partnera, niż tekstu. Za grzebanie w mojej prywatności, typowy babski magiel, zrzucam ze schodów...Orgowy " kurnik " już istnieje, jeżeli masz ochotę się wykwoczyć na temat jajek, grzędy i koguta, mogę przypomnieć adres... ; )
Albo będziemy rozmawiać merytorycznie, na poziomie faktów literackich albo nie będziemy rozmawiać w ogóle...
Opublikowano

Wracam enty raz do wiersza i tutaj własnie ciekawie użyłaś wielkich liter,, Woda , Droga" podoba mi się ten chwyt literacki, gdyż Woda ma uzasadnienie pisowni z wielkiej litery ponieważ jest to zywioł zaś droga nie. Jednak w takim zapisie i formie wiersza ,, Droga" ma uzasadnienie , gdyż Woda zawsze znajdzie Drogę , to jest nieuniknione, ale Droga i tak powstanie , by dotrzeć do Wody, gdyż to źródło zycia dla istnień.

Dobry wiersz

szacuneczek

be

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kobieto, wywołujesz mnie do odpowiedzi ( " pozdrawiam smakoszy " ) a potem masz pretensje, że odpowiadam ?! Tradycyjnie masz więcej do powiedzenia na tematy osobiste autorki i jej partnera, niż tekstu. Za grzebanie w mojej prywatności, typowy babski magiel, zrzucam ze schodów...Orgowy " kurnik " już istnieje, jeżeli masz ochotę się wykwoczyć na temat jajek, grzędy i koguta, mogę przypomnieć adres... ; )
Albo będziemy rozmawiać merytorycznie, na poziomie faktów literackich albo nie będziemy rozmawiać w ogóle...
baba swoje a dziad swoje...

hm... jak piszę, że pozdrawiam, to znaczy że pozdrawiam a nie wołam, jak chcę wywoływać, to wołam a nie pozdrawiam,
sam pociągnąłeś "literacko" kaszankowy wątek, bo ja nie wołałam : "Lecter! naści, masz kaszankę!!" ;)
absolutnie nic mi do Twej prywatności, wcale jej nie tykam (raczej sam to czynisz), ale publiczną donkiszoterię - i owszem, bo zabawna,

chcesz się dalej bawić w przekupę? to się baw, ale już beze mnie, od czasu do czasu mogę sobie odpuścić ostatnie słowo ;)
trochę mi przykro ze względu na Agatę, że dałam się "wkręcić",
sory Agata za mój udział w tym bałaganie pod Twoim tekstem

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @huzarc   Wiem :) przecież zawsze podnosimy się…a smak słony karmel pozostaje głęboko w nas, tracąc  swoją słoność…   Jest doskonały

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Twój wiersz ! 
    • Mija już drugi tydzień moich ćwiczeń rezerwy. Zaliczyliśmy różnorakie ćwiczenia taktyczne, także pieszy marsz na czterdzieści cztery kilometry. Na sobotę, niedzielę i poniedziałek udało mi się uzyskać przepustkę. Zadzwoniłem więc do zakładu karnego i zapowiedziałem na niedzielę wizytę u Agnieszki, dodając, że będą na widzeniu u Agnieszki jeszcze dwie osoby ze mną. Myślałem, że pojadą ze mną mój ojciec i ojciec Agnieszki. Kiedy dotarłem jednak w sobotę do domu okazało się, że nie mogą oni, z różnych powodów, jechać ze mną w niedzielę i dlatego muszę jechać sam.   Ponieważ dostałem z więzienia informację, że w niedzielę o godzinie 10.00 zaczyna się msza święta dla więźniarek, w której mogą uczestniczyć także osoby odwiedzające, postanowiłem się wybrać odpowiednio wczesnym autobusem, żeby zdążyć na dziesiątą. Kiedy dotarłem do zakładu karnego, zostałem zaprowadzony do kaplicy, gdzie osadzone, a także odwiedzający czekali już na rozpoczęcie mszy. Od razu zauważyłem Agnieszkę, ona mnie też zauważyła, uśmiechnęliśmy się do siebie i ja usiadłem za nią. Ekscytowało mnie to bardzo mocno, że mogłem moją żonę znowu oglądać w tej więziennej rzeczywistości, ale w takiej więziennej sytuacji, w której jej jeszcze nie widziałem. Myślałem także o tym, czy wpatrując się w czasie mszy w moją żonę, nie naruszę przykazania, że we mszy należy nabożnie uczestniczyć. Ponieważ jednak od czasu, kiedy pierwszy raz ujrzałem Agnieszkę jako więźniarkę, stała się ona dla mnie wzorem skromności, to uwierzyłem, że da się uczestnictwo we mszy świętej pogodzić z gapieniem się na nią. Uczestnicząc we mszy ciągle myślałem jakoś o Agnieszce. Ponieważ dostrzegałem, że pod chustką ma najwyraźniej włosy związane w kok, to ciągle mnie kusiło, żeby ją za ten kok pociągnąć. Raz już nawet trzymałem rękę blisko je głowy, żeby ją pociągnąć za ten kok, ale powaga mszy świętej mnie od tego powstrzymała. Myślałem także o tym, czy trudno jest jej w drewniakach klęczeć i wstawać z klęczek, ale do żadnego wniosku nie doszedłem.   Po mszy wszystkie więźniarki, które miały mieć widzenie, oraz odwiedzający zostali zaprowadzeni do ogrodu więziennego, gdzie się miało to widzenie odbyć. Ja z Agnieszką udaliśmy się do krzeseł wskazanych przez funkcjonariuszkę i po serdecznym przywitaniu się usiedliśmy na nich. Moja żona rozpoczęła rozmowę:   - Jak tam Marcin? Wszystkie dziewczyny tutaj tęsknią za nim. I więźniarki, i funkcjonariuszki.   - Super się ma. - odpowiedziałem z lekką nutą ironii. - Odpoczywa od tego babińca w męskim gronie.   - Bardzo niedobrze, że w tym wieku ciągle jeszcze nie ma, ani żony, ani narzeczonej, ani nawet dziewczyny. Będziemy musiały coś z tym zrobić.   - Nadgorliwość jest gorsza od faszyzmu. - odpowiedziałem żonie mrugając przy tym okiem. - Ale wiesz co...Agnieszka. Muszę skoczyć koniecznie do ubikacji…   -Spytaj się pani strażniczki. Ona ci pokaże, gdzie jest ubikacja.   Wstałem z krzesła, podszedłem do nadzorującej widzenia funkcjonariuszki i ona wskazała mi drogę. Szybko udałem się tam, ale nie o potrzebę fizjologiczną głównie mi chodziło, był to raczej pewien pretekst. Kiedy po krótkim czasie wróciłem, zaszedłem siedzącą na krześle Agnieszkę od tyłu, szybkim ruchem pociągnąłem ją za znajdujący się pod chustką kok, oraz dwoma szybkimi ruchami wykopałem jej spod stóp więzienne drewniaki, które poleciały na pobliską roślinność.   - Ale ty jesteś głupi! – usłyszałem zdenerwowany, ale jednak opanowany głos mojej żony. - Dziękuję za komplement, Agnieszko. - odpowiedziałem.   - No to wyobraź sobie, że to nie jest komplement! - usłyszałem jeszcze bardziej zdenerwowany, ale ciągle opanowany głos mojej żony.   Usiadłem znowu naprzeciwko Agnieszki. Teraz widziałem zdenerwowanie na jej twarzy.   - Oczywiście to ty pójdziesz moje chodaki.   Zgodnie z zasadami grzeczności, które od zawsze mi wpajano i według których, jak kobiecie coś upadnie, to mężczyzna powinien się zaraz schylić i jej to podnieść, powinienem teraz natychmiast przynieść Agnieszce jej więzienne drewniaki. Tym bardziej, że to przeze mnie wylądowały one tam, daleko od niej. Ale mi się teraz zachciało być złośliwym wobec żony. Jej pobyt za więziennymi murami, ta cała niezwykłość, ten stan nadzwyczajny w naszym małżeństwie, spowodował u mnie natłok emocji, dodatkowe i narastające zauroczenie moją żoną, któremu w racjonalny sposób nie byłem w stanie dać upust…   - A sama sobie idź po chodaki. - rzuciłem prowokacyjnie w stronę Agnieszki.   Agnieszka wstała z obrażoną miną i boso udała się do pobliskich krzaków, skąd wróciła już w więziennym obuwiu.   - Nie o to chodzi, że musiałam boso przejść te parę kroków. Chodzi o to, że mi tu robisz obciach przed ludźmi. A tak ciebie chwaliłam, że jesteś takim wspaniałym, kochającym mężem. Wszystkie dziewczyny mają tu o tobie takie dobre zdanie, a ty się zachowujesz, jak smarkaty gówniarz.   - Aguś, od kiedy tu się znalazłaś, w naszym małżeństwie zrobiło się jakoś ciekawiej, przez to, że państwo pod postacią wyroku skazującego się niejako wdarło się do naszego małżeństwa. A ponieważ, jak mówi przysłowie, z jedzeniem rośnie apetyt, to mi się zachciało, żeby się między nami zrobiło jeszcze ciekawiej. I dlatego chciałem spowodować taki kontrolowany kryzys w naszym małżeństwie…   Robiąc zrezygnowaną minę Agnieszka postukała się w czoło. Kiedy tak wykładałem Agnieszce te moje aberracje, widziałem, jak na mnie patrzą się ludzie – zarówno więźniarki, jak i odwiedzający je ludzie oraz funkcjonariuszka nadzorująca te widzenia. I jakoś mi wcale to gapienie się na mnie nie przeszkadzało. A nawet wręcz przeciwnie…   - Widzisz Marek, inne osadzone też są tu odwiedzane przez swoich mężów i jakoś ci mężowie umieją się zachowywać normalnie. Może ty byś też spróbował? Może byś to potraktował jako taką normalną rozmowę z twoją żoną? - powiedziała Agnieszka, tym razem już bardziej łagodnym tonem.   Coraz bardziej mi to imponowało, że mnie moja żona traktuje, jako takiego niezrównoważonego gówniarza.   - Widzisz Aguś, na samą myśl, że miałbym to widzenie z tobą w zakładzie karnym, kiedy ciebie widzę w tym stroju Kopciuszka, potraktować jako normalną rozmowę, na samą taką myśl kompletnie głupieję!   Agnieszka znowu zrobiła zrezygnowaną minę.   - Dochodzę do wniosku, że poślubiłam nieuleczalnego wariata. Coraz bardziej mi pochlebiało, jak moja żona mnie ocenia. Ale zamiast jej to wprost powiedzieć, postanowiłem zamiast tego odwzajemnić się pięknym za nadobne.   - A ty nie zgrywaj takiej normalnej. Marcin, wasz strażnik więzienny, mi opowiadał, jak mu groziłaś, że go zbijesz drewniakiem, jak sobie nie znajdzie dziewczyny. Więzienie nie oduczyło ciebie takich szaleństw?   - No może zrobiłam źle. Jeżeli to była groźba karalna, to może powinnam dostać dodatkowy wyrok i posiedzieć dłużej… - powiedziała moja żona, teraz już mniej pewnym głosem.   - W każdym razie to nie powód, żebyś mi tutaj robił taki obciach. - oznajmiła znowu nieco bardziej stanowczym, ale dosyć łagodnym głosem.   - Gdybyś się zachowywał bardziej normalnie, to bym mogła ci opowiedzieć coś ciekawego o życiu tu, w zakładzie karnym.   No, przyznam, że zabrzmiało to ciekawie. Jak najbardziej miałem ochotę dowiedzieć się o tym, w jakim towarzystwie moja małżonka siedzi.   -No to opowiadaj. - odpowiedziałem.   - Ta dziewczyna, która siedzi przed nami ze swoim ojcem. To jest Agata Leszczyńska, a jej ojciec jest sędzią. Dostała wyrok w zasadzie za to samo, co ja, jazda w stanie nietrzeźwości. Tyle samo promili co ja, tyle, że bez stłuczki, jak u mnie. I dostała dziewięć miesięcy bez zawieszenia. Ten sam sędzia, co u mnie, orzekał. No i Agata, skromna i honorowa dziewczyna, nie odwołała się od tego wyroku. Także ze względu na swojego ojca, którego bardzo szanuje i który jasno dał jej do zrozumienia, że u niego nie ma co liczyć na pobłażanie…   W głosie Agnieszki można było słyszeć, że Agata jej imponowała tą swoją skromnością i honorowością. Jeszcze się nasłuchałem różnorakich, ciekawie opowiedzianych historii więźniarek. No i trochę się nasłuchałem o różnych niby to błahostkach życia więziennego. No i w końcu moja żona mi też przypomniała o tym, żeby opowiadać o życiu żołnierza na poligonie. No więc opowiadałem… Aż w końcu nastąpił koniec widzenia, które w naszym przypadku zostało przedłużone, ze względu na moje wyjście do ubikacji.   Kiedy już żegnałem się z Agnieszką i zbliżyłem się do niej, żebyśmy się mogli pocałować, zaraz po całusie poczułem ugryzienie w wargę oraz dwa kopniaki – w jedną i drugą nogę.   - To było za te twoje dzisiejsze wybryki. O dalszych karach pomyślę, jak wyjdę na przepustkę. - oznajmiła małżonka łagodnym i jednocześnie stanowczym głosem. I uśmiechnęła się na pożegnanie.   Kiedy już Aga oddaliła się ode mnie na parę kroków w kierunku funkcjonariuszki, rzuciłem w jej kierunku:   - A tak w ogóle, to jesteś głupia.   Moja żona szybkim ruchem odwróciła się do mnie i pokazała mi język. Potem oddaliła się z funkcjonariuszką.   Opuściłem zakład karny, jakkolwiek przez nikogo nie niepokojony, to jednak w stanie pewnego niepokoju i ekscytacji. Samo zakończenie widzenia powinno przecież zostać uznane za niepokojące. „Małżonkowie rozstali się będąc skłóconymi”- tak pewno rozumowałyby nasze mamy, czyli moja i Agnieszki. I pewno by się bały o przetrwanie naszego małżeństwa. No bo tu kłótnia, a do tego jeszcze dziewczyna siedzi w kryminale, to przecież mąż mógłby sobie znaleźć kochankę. Ale przecież o to chodzi, że mąż jest na punkcie tej siedzącej w kryminale dziewczyny, która jest jego żoną, bez reszty pierdolnięty.   Tak sobie myślałem, czy przez to moje zachowanie na terenie jednostki penitencjarnej, w czasie widzenia, mógłbym dostać zakaz przychodzenia do Agnieszki. Im dłużej bym się nie mógł widzieć z moją najukochańszą, tym bardziej byłoby to romantyczne… A może jednostka penitencjarna doniesie o moim zachowaniu do wojska...W końcu na widzeniu byłem w mundurze. I będę miał raport karny… Ta myśl, że z powodu Agnieszki bym miał mieć nieprzyjemności, cholernie mnie ekscytowała. A może to Agnieszka będzie miała nieprzyjemności, bo powiedziała do mnie, że jestem głupi, a na koniec mi pokazała język. Może będzie miała za to postępowanie dyscyplinarne w zakładzie karnym, a ja będę temu winien i będę musiał ją na kolanach za to przepraszać, bo to w końcu ja ją sprowokowałem…   ***   Ponieważ widzenie z Markiem zakończyłam o dziesięć minut później, niż inne dziewczyny, nie wracałam na oddział z innymi więźniarkami, tylko osobno. Kiedy już byłam na oddziale, to funkcjonariuszka, która zamykała za mną kratę, a wcześniej nadzorowała widzenia – Marzena ma na imię i jest dokładnie w moim wieku – powiedziała do mnie:   - Ten twój mąż to jest chyba trochę… - i zrobiła palcem wskazującym kółko przy skroni.   - No cóż. Zanim tu trafiłam byliśmy normalnym, kochającym się małżeństwem. Ale od kiedy tu trafiłam, mój Marek kompletnie zgłupiał na moim punkcie. Dziwisz się? W końcu takie widzenie z żoną to dla faceta najbardziej szałowa randka, jaką sobie może wyobrazić. A jak jeszcze dziewczyna, z którą randkuje, ma taki szałowy strój więzienny, jak ja…   - Faceta nigdy nie zrozumiesz… - rzekła Marzena.   - Przynajmniej tego mojego. - odpowiedziałam.                      
    • @violetta Cześć na śliwki mam ochotę, to chyba menopauza???
    • @Alicja_Wysocka  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      Czaruś …no cóż…nikt nie potrafi tak czarować   pozdrawiam ! 
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...