Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'miłość' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe - publikuj swoje utwory
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o portalu
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


  1. powiedziałabym, że jest letnia bo jak nazwać coś co nie jest ani ciepłe, uczuciowe ani chłodem ignorancji nie grzeszy po prostu jest niewłaściwe dla danej osoby w danej sytuacji mija się z adekwatnością nigdy nie właściwa bardziej boli darzącego, czy niechętnego? z czasem ewoluuje przypadkowo bez zamierzonego kierunku stanie się upałem, czy chłodnym wieczorem, po dusznym dniu? zależąca od zachcianek bogów, miłość platoniczna.
  2. Swoimi namiętnymi ust muśnięciami, subtelnie w zmysłowy nastrój wprowadzasz. Dotykasz mojej głowy, bawisz się włosami, na strunach podniecenia powoli zagrywasz. Znasz już wszystkie nuty pragnącego ciała. Z rozmysłem tych najwrażliwszych dotykasz. Jak wirtuoz, pewnie zwiększasz moje doznania i nagle grać przestajesz, z rękami umykasz. A w ciele mym szaleje symfonia poczęta, budząc gwałtowne erotyczne pragnienia, które płyną namiętności wzburzoną rzeką, powiększając doznania twardego korzenia. Przenika nas rozkoszna miłosna muzyka, nie dając nam już ani sekundy wytchnienia. Porusza zmysły, serca i do dusz nam wnika, dając cudowną bliskość i rozkosz spełnienia.
  3. Czy Tobie jest wszystko jedno W jakim świecie żyjesz? W kłamstwach po szyję? Czy prawda ma kłaniać się bredniom? Za ścianą płacz, huk i cisza. Tam mrok jaśnieje furią pacynek, Blendery i ciała pakują do skrzynek. To świat kłamstwa dzisiaj. Czasem i waran złapie za różaniec, Z martwej dłoni przypadkiem wyszarpie. Na takich czekają sądu harpie. Z nich ciemność sypie sobie szaniec. Nie szukaj księżyca w odbiciu jeziora. Kreda wtedy piszczy skrzekliwie. Przestanie, gdy to przyjmiesz, Że bez prawdy dusza jest chora. Dziś tonie niezmiennie we wczoraj, Na jutro dziś zawsze jest pora. www.quidem.art
  4. Kiedy zabierają wam wszystko? A wszystko inne odchodzi? Co radzicie robić? Przecież wszystko już prysło. Na ekranie Neo i zrośnięte usta. Co jemu radzicie? Gdy niemo krzyczycie A wokół przestrzeń pusta.. Dlaczego Wiola nie może się spotkać? Nic więcej nie chcę prócz prawdy. Co wtedy zrobiłby z was każdy? Ot. Tajemnica słodka. Te słowa do jednej kieruję dziewczyny. Choć kocham do szpiku, Miłość nie jest wnykiem. Proszę o spotkanie i prawdę jedynie.
  5. Spośród wszystkich ludzi wybrałam właśnie Ciebie, w stosunku do innych mam zbyt duże wymagania. Chciałabym, żeby byli życzliwi i nie mówili, kiedy gubię rękawiczki, że jestem niezdarą. Niechże też nie wywołują mnie do odpowiedzi, bo tak jak wtedy, gdy siedziałam w pierwszej ławce boję się i wciąż nie jestem przygotowana.
  6. Pokaż mi jak chodził ślimak po twojej twarzy Jego wytrzeszcz, rajd we włosy Odwróć oczy od tych gruzów, tłumów na peronie Chcesz kwiaty? U nas nie mają radości Tak lubisz... chryzantemy te żółte i te niebieskie
  7. Kochaj, żyj, bo póki jesteś, ma znaczenie Twoja kawa, Twoje łóżko, jego dłonie, jej skóra i nasze usta. Kochaj, żyj, bo póki oddech, płuca łapią jeszcze dzisiaj. Póki jest Twoja ulica, otoczona drzewem. Póki nie ma na niej krzyży, cmentarne powietrze ciężkie. Kochaj, no i patrz jej w oczy, Póki jeszcze nie oślepłem, by był błękit, było życie, była wiara w rzeczy wieczne. Co się nigdy nie stanie, ale gdyby upadło miasto, jak tama, przesz szpary, wylejeją się wszystkie strachy, Ciernie postrzępią stolice, a ktoś będzie klaskał, ktoś będzie się śmiał. A gdy upadnie najsmutniejsze miasto, które dziś piersią nas zastawia. Ma w opiece Twój ogródek, Twój spokojny spacer z psem. Ma w opiece biblioteki, ma w opiece kawę. Stoliki w kawiarni małej, gwar ulic, co widzisz ciągle. I gdy zatańczą po słowach, płomienie garniturowe, gdy przyjdzie zostawić dom, szukać miejsc, gdzie będę obcy. Zostawię w piwnicy wiersze, A gdy stąpi ktoś, stwierdzi, że może czuliśmy.
  8. Jestem przy Tobie nawet w tej chwili Nie martw się - szepczę niemo. Jest w nas żar płonącego krzewu. Nie wszystko inni zabili. Nie bój się, ukochana. Przyjdzie lato, jesień, przejdą lata. Słońce rosą będzie lśnić na kwiatach, Woda rzeźwić będzie w kranach. Miłości moja, serduszko uspokój. Jestem i będę zawsze przy Tobie, Bo twoja miłość złączyła mnie z Bogiem I lśnić będzie zawsze w pamięci mroku.
  9. Ty. Jesteś tak daleko. Glob wiruje bez celu. Proszący głos wielu Ledwo zahaczy chmur mleko. Nawet mój krzyk. Dlatego milczę. Oni skaczą po żebrach, Kopią w głowę, brzuch. Taki w nich bojowy duch, A wyobraźnia taka biedna. Nie ma sensu krzyczeć. Pamiętasz te gwiazdy Z dachu na wyspie? Metaliczny smak księżyca, Ciepło na naszych policzkach. Te dotknięcia wszystkie. Pamiętam smak Twój każdy. Zabito mi Ciebie. Zadziobano najpiękniejszy uśmiech. Złamano kręgosłup, strzaskano czaszkę, Wrzucono do serca słowa nieważkie. Nie czekali aż uśniesz. Jad był nawet w chlebie. Mam wciąż okruch naszej planety. Znalazłem w śmietniku. Czar zmienił mnie w perłopława, Już nieważny widok i strawa. Nie szukam wyników. Ich wiara to perła, niestety. Bądź naprawdę. Proszę. Bez prawdy nawet liść nie opada W wietrznym chłodzie listopada. Bez niej różaniec zamienia się w proszek. Dlatego ich nie znoszę.
  10. -Mistrzu, czy się spotkałeś z magią w życiu swoim? -Mam to na co dzień, kiedy jesteśmy we dwoje.
  11. "Wielki Mike", płakałem cały czas. Dlaczego ten plugawy świat mnie nienawidzi? Przez żyły płynie czas i kwas. Przyszłość pustką brzydzi. Kochała mnie z całej siły, Jak nikt na świecie… Jak mi Bóg miły. Czy to też wiecie? Michael dostał miłość i miłość Dostała jego czyste serce. Czego chcieć więcej? I u mnie tak było. Było! Nienawidzę tego świata. Depcze radość i śmieje się z bólu, Jak szerszeń w wystraszonym ulu. Ogniska pali na kwiatach. Nie chcę nic od was. Nic od nikogo. Boli mnie nieustannie i hałas i cisza. Tego nikt nie słyszy, Prócz Boga.
  12. Powoli przestaje już wierzyć, Że mogłabym się do niego zbliżyć. I ilekroć powiem, ze już tego nie powtórzę, Zawszę będę czuła jego dotyk na mej skórze. Mimo, że tylko w snach jego ręka na mej talii, A te marzenia o nim są w wielkiej oddali, Cień nadziei w moim sercu zakwita, Gdy poranek po marzeniach nowy mnie wita. Choć pozornie tylko w me lico całuje powoli, To serce i tak kołacze i swawoli. A gdy dotyk jego dłoni na mym ciele "czuję", To moje zmysły mówią mi, że chyba wariuję! Myślę o Tobie o wieczornej porze, Myślę, kiedy rano tez otworze oczy. Ale mimo, że nie widziałam Cię już lat wiele, Zawsze o Tobie myślę, mój przepiękny aniele.
  13. Skrajem światła sunie cień, Gdzie zawsze były skarby, Sny twarde… Nie po każdej nocy przychodzi dzień. Zostają słowa. Nawet zapach w końcu znika. Zostaje smutek i pustka na strychu. Wahadło nadzieje odcina zbyt szybko. Lis zasnął zmęczony we wnykach. A co zostanie po kimś, kto kłamie? A co jeśli pamięta wszystko?... Ja już nie chodzę na targowisko. Opowiesz, jak się spotkamy. Tymczasem niewdzięczny wciąż kocham. Nieważny świat, fakty, ludzie. Znalazłem jej miłość w trudzie, Więc może i ją znowu spotkam? A może łaskawy los resztę tej historii Zdołał opisać na serwetce w kafejce, Że serce znieruchomiało i ostygły ręce? Czasem dobry koniec, choćby i bez glorii. Czas na świat bez ludzkiej flegmy. Moje serce bije w dzieciach. Wszystko inne rozkradli przecież. Wzięli nawet duszę biedną.
  14. Młody ze mnie człowiek, który wygłupiać się lubi Nie chcę stabilizacji ani popaść w długi Pragnę muzyki co przeszywać mnie będzie Kaca moralnego co czai się wszędzie Wykrzyczę na głos „Miłość jest głupia” A przyznana samotność to nie skrucha Pocałunek złożę na każdym chłopaku Co radość mi sprawii na rodzinnym gmachu Mówią mi że swoich wybryków będę żałować Mają może rację, ale czy to jest powód by się schować? By zaprzestać to co fajne? No cóż teraz będę kląć jak popadnie
  15. czerniąc pasma włosy moczyła w bagnie i z wplecionym zielem widłaka bez chusty nagłownej wchodziła w leśny oddech na twardym legowisku ziemi barwiąc się żmijowcem dawała każdemu pierwszą krew wylęgłe we mnie jej gorące kamienie opasują napastliwym kołem podrywka dla wykastrowanych małżeństwem schnących pod zbroją codzienności palą wzrokiem bławatki oczu jednak mnie skupiasz tylko ty pierwszą połową nocy błądzące twarze i pożar ciepłych miejsc
  16. Aktualnie jedna piękna mnie onieśmiela Baby są inne – to słowa mego przyjaciela Całować się namiętnie na razie nie daje Dlatego to w komplementach nie ustaję Erato mi rymy do liryków cały czas podpowiada Fircykiem i lekkoduchem nie będę – to zasada Grzechy z przeszłości wymazać czas na zawsze Honor mieć lecz bez pychy a wtedy najciekawsze Indywidualne pojawią się w życiu choćby epizody Jak by nie było to miłość nigdy nie wyjdzie z mody Kochać i być kochanym dla serca ważne zadanie Lubić można wiele lecz do jednej rzec: Kochanie Łatwo nie jest albowiem do dokonania wyboru Musisz mieć rozsądek oraz też poczucie humoru Nie gniewać się o nic czyli tak bez powodu Omijać zakręty i zgodnie iść już do przodu Panna jest zgrabna i mądra i do tego śliczna Róża - jej na imię do tego taka romantyczna Słońce nawet zimą odbija się na jej twarzy Tak lubię gdy się uśmiecha i na jawie marzy Usta ma jak maliny oczy to dwa nieba błękity Wiem że też mnie kocha bo wszystkie zeszyty X ich było- już listami do mnie są zapisane Yeti emocji się budzi bo z Różą pozostanę Zabiorę w rejs do krainy marzeń w magicznej łodzi Źdźbło trawy na wiosło wystarczy w myśli powodzi Żona Róża za szczerą miłość życie nasze osłodzi
  17. -Mistrzu, rozum i miłość, gdy nie idą w parze, które z nich ważniejsze i w jakim wymiarze? - Miłość gdy bez rozumu udać się nie może, lecz rozum bez miłości boleść duszy zmoże.
  18. Ile kroków zrobiłem? Usiadłem na kamieniu milowym. W ciszy wspominam przeszłą drogę, By nie zapomnieć za chwilę. Mama. Gwiazda Polarna nieba. Jest przy każdym moim kroku. Uczyła wierzyć Bogu. Więcej mi słów nie trzeba. Dzieciństwo. Zdarte kolana i wyobraźnia. Nieśmiertelna ciekawość. Nigdy człowiek nie miał dość. I miłość. Też była ważna. Młodość jak kliper herbaciany Przez burze i flauty Kochając szanty. Smutek leczyła mama. Potem cały świat. Otworzył się piękny. Serce biło i kochało jak szalone. Jedną po drugiej traciło żonę. A później mroczne zabiły bębny. Zanim czerw uderzył zrywając aorty, Dotknąłem nieba, słuchałem Boga, Dwa serca otuliła miłość błoga, Razem zwiedzaliśmy wielkie świata porty. Wtedy uderzył. Wszystko w pył. Kosmos był. Żył. Policzyć je było najprościej. Tyle zrobiłem kroków. Wszystkie były ku Bogu. Pół kroku mi tylko brak do miłości.
  19. lepkie spojenia między zmierzchem a bladym różem dnienia ciągłe bliże wybacz oparzyła mnie ta kropla ciebie zmienia krzywiznę jej miednicy byłyśmy jak siostry kanianka nosi syna jestem niedosytem wilczym mleczem drzazgą nie potrafię zapomnieć tego ciepłego zapachu trzyma głęboko mocno zawsze nigdy mątwa wchłania niebo nie bądź zakocham cię
  20. Ludzie jak gołębniki na słupach. Stada słów między nimi Z łopotem roznoszą o czym śnimy, Tyle, że nikt ich nie słucha. Ludzie jak burzowe chmury. Deszcze myśli zlewają na glebę, Sobie nie zostawią ani jednej, Bo wszystkie zbyt ponure. Ludzie jak fale na stawie, Co kończą wzburzone na brzegu, Ale robią wyścigi w tym biegu. Jak delfiny, prawie. Ludzie jak kamienie na stoku. Szturchają się i toczą lawiną. Nieważne, że ktoś tam zginął, Nawet jak stał z boku. Miłość to wszystko, czego potrzeba, Żeby ludzie stali się ludźmi, Ale tak jest najtrudniej, Bo mosty trzeba z piwnic wygrzebać.
  21. Zatrzymaj się. Dopiero wtedy zobaczysz ciszę I samotność. W codziennym transie Nawet nie słyszysz, Jak łzy ci mokną. Moją kotwicą Była pusta tablica. Ktoś starł mi życie gąbką, Kiedy zdołałem równanie uprościć I wszystko sprowadziłem do miłości. Zły wynik. Nie zdałem. Wtedy się zatrzymałem.
  22. - Dzwonił?- - Nie. Powiedziałam, że jak tylko da znać pierwszy będziesz wiedział. Uspokój się, kochanie. Mężczyzna stał przy kuchennym oknie. Przyglądał się, jak grupka dzieci zawzięcie rysuje kredami na asfalcie. Obok artystów przemknęły dwa rowerki. Wiosna wciskała się w każdy kąt. Zieleń młodych liści była jeszcze blada, a trawa dopiero przeciskała swoją grzywę przez wczesnowiosenną martwotę zielonych skwerków, jednak zapach wiosny, specyficzny aromat ciepłej ziemi, pierwszych kwiatów, słońca z zaplątanymi w bukiet woni resztkami zimowego chłodu, ten zapach coraz intensywniej przenikał dzień. Kobieta podeszła i wtuliła się w pochylone lekko plecy. - Nie martw się. Będzie dobrze. Wiesz najlepiej, jaki z niego twardziel. Palcami przeczesywała delikatnie jego włosy. - Taaa, wiem. Moja krew w końcu… - Przerwał na chwilę. Do grupki dzieci podszedł uroczy, kudłaty chłopiec, trzy-, czteroletni. Za nim niespiesznie kroczył ojciec rozmawiając z kimś przez komórkę. - Jak ja z nim! dawno temu, popatrz, tam! Mężczyzna nagle przylgnął do szyby i zamknął oczy. Podwórkowy gwar, szelest wiatru w koronie niedalekiego drzewa, wszystko to otuliło jego zmęczony umysł. Nagle zaczęły mu błyskać pod powiekami obrazy, odległe, wytarte, zakurzone wspomnienia. … Stoją na osiedlowym parkingu, mały zagląda z zaciekawieniem pod jakiś samochód trzymając ręką dłoń ojca. - Tato, a co to za juja? - To? Rura wydechowa… - - A czemu ona ją chowa?... … Wieczorem czytał mu jak zwykle do snu. Ostatni etap czytana wyglądał tak, że obaj leżeli obok siebie w łóżku. Mały otulony kołdrą, ojciec na krawędzi jedną nogą opierając się o podłogę. W pewnym momencie chlopiec przysunął się bokiem do ojca, wsunął głowę tak, że policzkiem leżał na jego ramieniu i szepnął. - Ale kochasz mnie?.... Ojciec aż się zachłysnął. Przestał czytać. Spojrzał na synka. Ten odpowiedział uważnym, przeraźliwie dojrzałym spojrzeniem, a w oczach miał troskę i czułość maźnięte cieniem uśmiechu. -Oczywiście, synku... bardzo... bardzo... – Przytulił go. … Siedzi przy komputerze. Usłyszał idącego przez pokój malca, odwraca głowę w stronę dziecka i kątem oka widzi jak mały zaplątał się o plastikowy kosz na zabawki i upada. Ojcu serce zamiera, ale ostatkiem siły wstrzymuje oddech, z wysiłkiem powstrzymuje się przed panicznym biegiem w kierunku chłopca. Przygląda się dyskretnie. Mały najpierw leżąc zaczyna standardowe - eeeeeEEEEE! – Jednak tak zawodząc rozgląda się uważnie, a zauważywszy, że nikt nie wpadł histerię, kończy – EEEeeee tam! – I wstaje. Dopiero wtedy ojciec odwraca się i wyciąga ręce, a chłopiec wpada mu w ramiona jak małe tornado. - Uderzyłeś się? - Taa, o, tu – mały pochyla głowę a paluszkiem pokazuje na strzechę rozwichrzonych włosów . Ojciec zbliża swoją twarz do włosów chłopca i całuje czubek głowy, jednocześnie wciągając z lubością zapach dziecka. - No i po krzyku.- … - Kochanie? Zamyśliłeś się.. - Bo on taki podobny…- Mężczyzna odsunął się lekko od okna. Na szybie został ślad policzka i mokre ślady. Przeciera twarz dłonią. - Jezu! Mężu, płaczesz? - Aaaa, bo by zadzwonił… cholera jasna!.. do starych i powiedział, że wszystko w porządku jest i tyle. Kobieta troskliwie objęła mężczyznę i odciągnęła go od okna - Chodź, napijemy się herbatki. W salonie oboje usadowili się na kanapie. Mężczyzna popijając powoli herbatę patrzył ślepo na wyłączony telewizor. W końcu otrząsnął się i powiedział ze zdziwieniem. - Boli to bycie rodzicem, jak cholera boli, nie? - Szczególnie jak ich nie ma i nie wiesz co się z nimi dzieje, to rzeczywiście piecze. A pamiętasz, że chcieliśmy jeszcze więcej dzieci? … A może do siostry dzwonił? – Mężczyzna skrzywił się - Nie, córunia już z dwadzieścia razy dzwoniła i tak go obsobaczyła za to milczenie, że mówię ci! jak stary marynarz i to do mnie, do ojca, takimi strzelała tekstami, że na jego miejscu sam bym się wykastrował. – Roześmiali się głośno. Kobieta pokiwała głową ze zdumienia. - Jakim cudem ma taką niewyparzoną buzię?! Do dziś się zastanawiam. Przecież od kiedy rozumieli już pierwsze sylaby w domu nie usłyszeli złego słowa… chyba, że tatuś coś pod nosem walnął? Przyznaj się... - No przestań. Nawet na budowie się śmiali ze mnie, że kląłem jak przedszkolak… Taki charakterek ma dziewczyna po prostu. Piękna i groźna. Cała mamusia… - Ty, ty, kolego, uważaj sobie – Kobieta złapała za poduszkę i udała, że rzuca. Zamilkli. Po chwili mężczyzna zgrzytnął zębami. - Szlag by to, nie mógł księgowym zostać? Tylko ratownik, cholera, górski i strażak się zrobił. Po diabła pozwalałaś mu oglądać strażaka Sama? Co?... Kobieta spojrzała niepewnie na męża. Potem uśmiechnęła się pod nosem - Taa, ja pozwalałam. Tatusiu. Odłożyła kubek, podeszła do męża, delikatnie wyjęła kubek z jego dłoni i też postawiła na stoliku. Potem usiadła mu delikatnie na kolanach i przytuliła się. - Im bardziej się je kocha, tym bardziej człowiek się boi… To co mamy robić? Przestać kochać? Mąż objął ją serdecznie i głaskał. - Nigdy w życiu. Za nic. Niech boli. A co mamy cenniejszego od tego bólu, kochana żono i matko moich dzieci? - No to o co chodzi? O ten ból? Mężu?... O niego chodzi? To ma być nagroda?... Mężu mój mądry, powiedz, czy o to chodzi?... Ktoś zapukał do drzwi mieszkania. - Dobra, kochanie, nie zasypiaj mi na kolanach. Pójdę otworzyć. Może przysłał telegram, albo co… Kobieta ożywiła się. Wstała i rzuciła idąc do kuchni - Dobra, ty otwórz, a ja zrobię coś do jedzenia. Mąż podszedł do drzwi. Otworzył. Na klatce stał wysoki, postawny, młody mężczyzna. Ogorzała, brudna twarz, zmierzwione włosy, zakurzona, mocno wyeksploatowana skórzana kurtka, brezentowa torba. Wyglądał jak połączenie Indiany Jonesa i członka motocyklowego gangu. Wokół głowy, zakrywając jedno ucho, zawinięty miał bandaż, który łobuzersko zadzierał włosy nad czołem. Usta gościa rozciągnęły się w uśmiechu. - Cześć tato. Niespodzianka! Starszy mężczyzna eksplodował! złapał go w ramiona, ściskał z całej siły, głowę oparł na ramieniu syna i klepiąc go po plecach, krzyknął - Kobieto zrób więcej jedzenia, gościa mamy! Synku!... Łobuzie… Ta niemal wyfrunęła z kuchni. Z jej oczu płynęły ciurkiem łzy, a usta zdobił szeroki uśmiech. Szarpnęła za mężowskie plecy, wciąż wciśnięte w stojącego roześmianego syna. - Puść go stary! daj się przywitać! .. Mąż oderwał się od gościa, odwrócił do żony, chwycił ją w pół i, śmiejąc się głośno, powiedział gromkim głosem - To O TO chodzi w tym wszystkim, kochanie! O TO WŁAŚNIE CHODZI!
  23. Jestem i czekam Już dosyć długo czekam I chyba najwidoczniej się już nie doczekam Bo ciebie nie ma Za długo ciebie nie ma odpuściłeś Olałeś, to ten zapał sprzed kilku miesięcy Zmieniłeś się Nie dziwie się, bo on nas spycha na inne tory Wpycha do naszego maratonu, inne, równie dziwne, niepotrzebne pierdoły Ale ty, silny byłeś Wrażliwy, taki prawdziwy Wtedy nie chciałam Ale teraz? Chcę, bo wiem, że kocham Dziwne no nie ? Uczucie istnieje? A jednak, jest takie prawdziwe Tylko szkoda, że tylko jedno Bo ty Już odpuściłeś ( i mnie zostawiłeś Porzuciłeś zniszczyłeś)
  24. Czternastego grudnia spojrzałem na jego twarz, a dopiero potem dostrzegłem blask jego piwnych oczu. Był blady, lecz się nie bał. Byłem blady, choć w głębi towarzyszyła mi odwaga. Podszedłem do jego ciała i swoją dłoń położyłem na jego ramieniu. On odwzajemnił mi mój ruch nieśmiałym uśmiechem, po czym złapał wspomnianą dłoń i zdjął ją ze swojego ramienia. Co ty robisz? - rzekł wpatrując się na mnie z brakiem zrozumienia. Mnie zaś wypłynęła z oczu łza i załamany własnym czynem uciekłem od niego, pozostawiając jego ciało w ciemności panującej wtedy nocy. Wróciłem do nieocieplonego domu, usiadłem przed gramofonem i począłem słuchać muzyki klasycznej. Zakochałem się w nim bez wzajemności i miłość, która powoli zaczęła kwitnąć nagle, niczym burzy atak, umarła przez strach i zbyt liczne szkody. Wiem... widzisz we mnie szaleńca, widzisz we mnie psychopatę. I jestem psychopatą, bo jak to możliwe, że akurat ciebie pokochałem. Chciałem go objąć i pocałować, a teraz przy marnym papierosie rozmyślam nad bezsensownością obecnego życia. Cóż ze mnie za idiota. Pogrzeb już dla siebie uszykowałem. Pora zmienić strój, zmienić twarz... pora przestać być tym kogo dotąd widzieliście i kogo dotąd nie rozumieliście.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...