Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Znajdź zawartość

Wyświetlanie wyników dla tagów 'odrzucenie' .

  • Wyszukaj za pomocą tagów

    Wpisz tagi, oddzielając je przecinkami.
  • Wyszukaj przy użyciu nazwy użytkownika

Typ zawartości


Forum

  • Wiersze debiutanckie
    • Wiersze gotowe
    • Warsztat - gdy utwór nie całkiem gotowy
  • Wiersze debiutanckie - inne
    • Fraszki i miniatury poetyckie
    • Limeryki
    • Palindromy
    • Satyra
    • Poezja śpiewana
    • Zabawy
  • Proza
    • Proza - opowiadania i nie tylko
    • Warsztat dla prozy
  • Konkursy
    • Konkursy literackie
  • Fora dyskusyjne
    • Hydepark
    • Forum dyskusyjne - ogólne
    • Forum dyskusyjne o poezja.org
  • Różne

Szukaj wyników w...

Znajdź wyniki, które zawierają...


Data utworzenia

  • Od tej daty

    Do tej daty


Ostatnia aktualizacja

  • Od tej daty

    Do tej daty


Filtruj po ilości...

Dołączył

  • Od tej daty

    Do tej daty


Grupa podstawowa


Znaleziono 9 wyników

  1. Sashi933

    Tory samotności

    Jestem i czekam Już dosyć długo czekam I chyba najwidoczniej się już nie doczekam Bo ciebie nie ma Za długo ciebie nie ma odpuściłeś Olałeś, to ten zapał sprzed kilku miesięcy Zmieniłeś się Nie dziwie się, bo on nas spycha na inne tory Wpycha do naszego maratonu, inne, równie dziwne, niepotrzebne pierdoły Ale ty, silny byłeś Wrażliwy, taki prawdziwy Wtedy nie chciałam Ale teraz? Chcę, bo wiem, że kocham Dziwne no nie ? Uczucie istnieje? A jednak, jest takie prawdziwe Tylko szkoda, że tylko jedno Bo ty Już odpuściłeś ( i mnie zostawiłeś Porzuciłeś zniszczyłeś)
  2. Wepchnięci między ładowarki pamiętamy ciągle jak ładuje słońce Chowamy resztki wspomnień aby nie trafić do trasha Ręce zamieniamy w klawiaturę albumy zakurzonych zdjęć wpychamy w chmury Tak ciągle chcemy być ale jesteśmy niczyi, tylko tolerowani Wbijamy dłonie w skały WiFi, nie spadamy przetrwanie ciągle nam wychodzi Między szydełkiem a iPhonem Tylko fala starego życia zakłóca nasze nowe rutery Spakowane pliki jeden po drugim wysyłane ku chwale przyszłości mało w którym jest nasz file Patrzymy za siebie... Tak wielu zostało w gettach cmentarzysk Jak dobrze, że przy życiu trzyma nas love-apka Przekleństwo od lat nas prześladuje, cholerny wirus errory mrówek czerwonych, trojany tych czarnych Głód gdy półki puste, pustka gdy pełne „Doceńcie nas, tyle przeżyliśmy!” - za to nie będzie nawet lajka W walce o e-życie niszczymy nowe Hej! Czy drzewo odrzuca młode liście? I już tylko jedno pytanie - jak stworzyć emotkę „nie kasujcie nas”?
  3. Subfasada moje ciało jest moją fortecą obrastam tłuszczem gdy lato mija izoluję łono i biodra by mnie tylko nikt nie dotykał jestem potężna oporna i ciężka wszystko potrafię i wszystko przetrwam o jedną rzecz proszę tylko o miłość Pozorantka pogłaszcz mnie muśnij ręką możesz wejść bezpośrednio w moją drugą warstwę nie jestem mocna nie jestem szorstka jestem tylko bezradna
  4. Królestwo organiczne snów Liść martwy tkwi rozszczepiona jawą ciszy płatkami.
  5. I Nie wiadomo, skąd przybył i po co… Owiewany porannym, rześkim powietrzem połyskiwał w promieniach słońca wypolerowanym metalem, bądź materią ― znaną jedynie jakimś kosmicznym Amundsenom, przemierzającym niezbadane wymiary, niezliczone warstwy czasu… II Nagromadzona energia rozerwała wreszcie powłokę bezwietrznej, dusznej nocy ― z trzaskiem piorunów i blaskiem rozczapierzonych błyskawic… Strumienie ulewnego deszczu uderzały wściekle o szyby, targane porywami szalejącego wiatru, niby hordy gwiżdżących, dudniących kopytami diabłów… Spływała wartkim potokiem bulgocząca woda, tocząc korytami swoje brudy… Zalewała piwniczne okienka… Bob Sparrow ― już od szczenięcych lat lubił obserwować gwiazdy, te drgające iskry wszechświata… Inny niż rówieśnicy… ― Cichy, introwertyczny samotnik. Zamiast biegać za piłką, wolał wchłaniać tajemnice natury… Fascynowały go szepty drzew… Rozmawiał z nimi… Przywierał doń spierzchniętymi wargami, całując ich chropowatą, pachnącą żywicą korę… ― Tak, to był pewien rodzaj autyzmu… Miał swój świat, do którego nawet jego własna matka nie miała dostępu, a przecież kochał ją najbardziej na świecie… Po wielkim wyładowaniu atmosferycznym nad jedną ze stacji transformatorowych ― w całej dzielnicy wysiadł prąd… Jedynie łuny rozbłysków wypełniały nadal mroczne otchłanie ciężkiego nieba, rozsiewając mdlącą woń elektryczności… Wciąż tkwił bez ruchu, jakby całą wieczność… Chciał koniecznie dostrzec coś jeszcze, jednak ― zmorzył go nieubłagany sen… III Przecierając dłońmi zaspane oczy, wyjrzał szybko przez otwarte okno… Miasto szumiało codziennym rozgwarem, zgrzytało tramwajowymi kołami… Kreski dalekich, fabrycznych kominów wypuszczały powoli białą, skłębioną nawałę… W oślepiających blaskach acetylenu spawacze łączyli żelazne płyty, budując obłe cielsko oceanicznego statku pod obracającymi się, ażurowymi ramionami smukłych dźwigów… Chodziły tam i z powrotem ― po wielkich szynach ― ogromne konstrukcje portowych suwnic… Chwytały swoimi szponami sześciany ładunków, przestawiały, brały następne… Trzeszczały naprężone cumy kontenerowców, chrzęściły łańcuchy podnoszonych kotwic… Metaliczne pogłosy upadających blach zagłuszały pokrzykiwania, przekleństwa robotników… Splątane, pulsujące żyły industrialnego krwiobiegu buchały z podziemi kłębami gorącej pary, zasnuwając na powierzchni krztuszące się pojazdy… ― Pomiędzy nimi ― ludzie… ― Rozbiegane we wszystkich kierunkach ― kolorowe mrówki… Czesał mu włosy przesycony spalinami wiatr… Porywał z ulicy śmieci i kurz, zataczał kręgi nad łąkami ludzkiego osamotnienia…. Spojrzał wyżej… ― Obiekt wciąż tam był ― niewzruszony, niedostrzeżony przez innych… Połyskiwał w promieniach słońca, wśród niepowtarzalnych atomów, świetlistych strumieni… (Włodzimierz Zastawniak, Lipiec, 2014)
  6. źródło: https://pixabay.com/ Światło pochmurnego dnia ― wsącza się łagodnie… … okna są szeroko otwarte na deszcz… ― na ten szmer ― spadających kropel… … Pode mną ― lśniąca spirala dębowych poręczy… ― kamiennych schodów… … gdzieś coś zatrzeszczało… Od moich kroków? Lecz nic... … znowu cisza… … W piskliwym szumie ― wyławiam tak jakby szept… Odwracam się… … w smugach szarego blasku ― mżą jedynie ― piksele samotności … … bieleją ― zatrzaśnięte drzwi… … … przepływają mi przed oczami ― zamazane niepamięcią ― symbole przeszłości… … zaśniedziałe tabliczki ― bez nazwisk ― i liczb… … Co do mnie szepczesz ― zjawo? … co chcesz takiego ważnego przekazać? Lecz nic… … znowu deszcz… (Włodzimierz Zastawniak, 2016-12-04) --- * Tytuł jest zaczerpnięty z powieści pt. „Matka noc”, Kurta Vonneguta. Tak tytuł nosi jeden z jej rozdziałów.
  7. KasperM

    Spisek

    Znany głos postaci o szczerym sercu, głos człowieka ukrytego pod ciężką zbroją, którą pozwala zrzucić ze swoich wątłych ramion tylko w towarzystwie ludzi o odcieniu idealnie dopasowanym do palety barw świadomie wybranych, jako fundament jej artystycznej duszy przestał być falą werbalną na łączach, pokonał zmęczenie i zapragnął stać się namacalnym dowodem na udany związek ironi z groteską. Mróz, przed którym uciekała został daleko w tyle... jednak zostawił pamiątkę po krótkim, wspólnym spacerze- chłodne spojrzenie, które zgasiło w jednej sekundzie -marzenie o cieple domowego ogniska -magię szczerego uśmiechu -wiarę w ludzi odpornych na ludzką głupotę, w ludzi czułych na cierpienie człowieka -odwagę by móc szczerze wyrażać swoje uczucia -poczucie własnej wartości, które pozwala nam być sobą. Dla mnie czas się zatrzymał. Szybkie spojrzenia zamiast słów wymieniane były w równych odstępach. W powietrzu czuć było spisek. Myślaly, że nie zauważam niemych znaków. Dla nich być może subtelnych, dla mnie? Ewidentna ignorancja. W milczeniu przyglądałam się tej teatralnie odegranej scenie podpatrzonej w przedwojennym, niemym kinie z gatunku komedii, uśmiech poprzedził standardowe do zobaczenia w zestawie z papa... Spoczęły złożone jako ostatnie w kant nienaganny stosy czystego prania w szaf zakamarkach i na tajemnicą owianych półkach. Rozstawione na stole szklanki, które tworzyły znak trójkąta... równo rozłożone kąty zdawały się być połączone niewidzialną nitką przyjaźni. Pozostawione na dnie szklanek pierwiastki żeńskiego poczucia humoru skończyły w głębinach zlewozmywaka. Zawstydzone swą nagoscia, szklane naczynia poddały się bez walki mocy ciepłego strumienia, aby wraz z pozostawioną po przypalonym obiedzie zastawą zmyć z siebie zapachy wspólnie spędzonego popołudnia. Kiedy głową rzeźbiłam kształt snu w poduszce karuzela znaków zapytania krążyła niebezpiecznie szybko, nie dając się zatrzymać... Na niej siedząca ja ze strachem w oczach, zdecydowana na skok będący jedyną drogą ewakuacji z tego rozpędzonego koła uciekających przede mną odpowiedzi... Tak czuje się ten, któremu przecięta została więź, kończąc jako osobno nic nieznaczące ogniwo.
  8. Czekam na Ciebie Na wietrze rozdmuchującym wspomnienia, Wsłuchany w szum fal zagłuszających bicie serca, Czekam. Okrutne mewy wrzeszczą by zapomnieć, Chcą tylko jeść i pójdą spać, Gdy przyjdzie wreszcie zachód słońca, Ukoi fale, stłumi wiatr, Przyjdziesz na plażę i spojrzysz na mnie, W ostatniej chwili, nim noc zgasi świat.
  9. jedna krótka chwile najpiękniejsza jak narodziny zamienił się w koszmarny smutek wszystko wina tej osoby której kochałem tak dawna nie płakałem dziękuje mej najukochańsze pani mojego serca prze zakochanie w przyjacielu znanego po kilka lat a ja zostałem podrzucany jak butelka do śmietnika nie umiałem kochać , ty mnie tego nauczyłaś po to abym poczułem wielki smutek przed osobą którą kocham nażycie nawet prezent miałem dla naszego uczucia a teraz on idzie na dno jak ta miłości
×
×
  • Dodaj nową pozycję...