Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 02.12.2025 uwzględniając wszystkie działy

  1. znikasz w połowie myśli, twoje imię gaśnie powoli, jak iskra bez powietrza. wracasz echem, słowa dryfują między "kiedyś" a ciszą, próbuję zamknąć cię w wersie, złapać jak zgubiony rytm, lecz brzmienie przecieka mi przez palce. a ty - sylaba po sylabie- wycofujesz się w głąb siebie. otwieram dłoń - mieściła naszą pewność - został tylko popiół.
    15 punktów
  2. Wchodzę do Urzędu Skarbowego a powietrze stoi tu gęste, ciężkie, podsłuchujące, jak bigos po świętach, który ktoś próbował reanimować defibrylatorem - jak mgławica, która wciąga petentów niczym komety, mieli ich w czarnych księgach i wypluwa w postaci oświadczeń, jakby każda jego cząsteczka chciała mnie rozliczyć z własnego oddechu, wirując we własnej galaktyce czarnych dziur absurdów. Krzesła stoją rzędem, jak pluton meblościańskich egzekutorów, którym już na niczym nie zależy, nawet na własnym lakierze. Przy recepcji kobieta w okularach tak grubych, że NASA mogłaby przez nie badać słońce i jeszcze dostać premię za szczegółowość. Patrzy na mnie, jakby sprawdzała, czy jestem człowiekiem, czy tylko błędem w systemie. Patrzy tak przenikliwie, jakby miała w oczach rentgen, który potrafi rozpoznać grzechy podatkowe jeszcze z czasów, gdy byłem plemnikiem. - Numer, mówi głosem, który trzeszczy jak TERMINATOR 5000 przepychający historię podatkową narodu. Dostaję 666/B. numer jak sygnet diabła w księgach, który pieczętuje każdą myśl podatnika. „B” jak „Będzie bolać”. Siadam. Obok mnie mężczyzna w garniturze z PRL-u, tak sztywnym, że chyba jest zbudowany z rozporządzeń Jaruzela wprowadzonych w życie na zawsze. - Czekam trzeci rok, szepcze. - Okienka są czynne, mówię. - Są. Ale nieczyniące. Wyświetlacz miga jak alarm w elektrowni jądrowej, który wszyscy nauczyli się ignorować, taki alarm, przy którym nawet reaktor westchnąłby: dobra, jak nikt i tak nie przyjdzie Idę do okienka. Pięć kroków - a czuję się, jakbym szedł na pogrzeb własnego konta bankowego, w asyście komorniczej orkiestry dętej. Urzędnik siedzi jak kapłan, który połknął cały Dziennik Ustaw i teraz medytuje nad moim losem. Jego brwi mogłyby służyć bocianom za sezonowe gniazdo. - Dokumenty, komenderuje. Rozkłada je z precyzją chirurga operującego bez znieczulenia, bo znieczulenie nie jest kosztem uzyskania przychodu. Przegląda moje liczby jakby były księgą upadku cywilizacji. Nagle zamiera. Jakby w tych papierach zobaczył liczbę, której nawet kalkulator nie chce liczyć, tylko prosi o ostatnie namaszczenie. Jak człowiek, który wyczuł trzęsienie tych zimnych fal absurdów, co wyrywają dusze z orbit. - No… to mamy problem. Wstaje. Zdejmuje okulary. Urząd zamiera - Wygląda teraz jak arcykapłan biurokracji, który za chwilę otworzy kamienną tablicę z moim losem - tak ciężką, że nawet grawitacja zwalnia z szacunku. Drukarki wstrzymują wydruk, kserokopiarki zamykają paszcze. - Po analizie… - Z uwzględnieniem… - I po przeliczeniu współczynnika… Wręcza kartkę jak wyrok z zakurzonej wersji Hammurabiego. - Musi pan zapłacić, w ciągu czternastu dni… Pochyla się. Patrzy mi w oczy. Czuje oddech paragrafów. - trzydzieści siedem tysięcy… czterysta dziewięćdziesiąt trzy złote… i trzy grosze. Jakby moje życie zostało sprasowane w zakurzonej prasie prawa i wciśnięte w banknot, który nigdy nie dotrze do portfela, a tylko odbija się od ścian bezlitosnego świata. - Skąd taka kwota?! - Z pana życia... Z pana życia, proszę pana. Krzesło obok mdleje. Nie mam do niego żalu. W broszurze - zajęcie konta, - zajęcie mieszkania, - zajęcie marzeń. Punkt trzeci wytłuszczony. Wychodzę. Świat wydaje się lżejszy. Albo ja cięższy o trzydzieści siedem tysięcy i trzy grosze, które są jak śmiech losu odbijający się od szyby. Drzwi zamykają się za mną jak stalowe powieki olbrzyma, który śni o podatkach i połyka w snach tych, którzy próbują uciec. Jak paszcza rekina pożerającego ostatni kawałek wolności, mrucząc: „Do zobaczenia. Nawet jeśli tego nie chcesz.”
    11 punktów
  3. Od płomienia, co malował cienie w jaskini, po maszynowe zapisy w matrycy z krzemu, prawda szuka swego ujścia, źródła problemu w uroku światła, które pamięta i wini. Ciemny czas wypala wnętrza liter pożogą słońca puchnącego agonią mlecznej czerni, w rzece krwi — w chwili, kiedy już życie przemogą siewcy upokorzenia i hodowcy cierni. Zostanie twój policzek w mej dłoni, łza krzywa w czułej miękkości języka męskiej czerwieni, i spojrzenie, które — bez zbędnych słów — nazywa, czym jesteśmy we dwoje dla siebie stworzeni.
    11 punktów
  4. Wieczna poezja ∞ Wieczorna poezja opisuje mą godność, dawno zawisłą na drzewie. Gdzieś między oczyszczalnią ścieków powiewają moje wypłowiałe wiersze – ze starannie wykonanym rysopisem wołają o choć cząstkę uwagi. Spaczone strofy krzyczą i łżą – społeczny niedobór dobił je kilkukrotnie, gwarantując odciski na poparzonych stronach. Nikt nie śmiał się nimi zainteresować. Nawet w kościele amfetaminy, modliły się o zmycie brudu z ich włókien. Słowa między słowem próbowały umieścić moje zmysły w piekle; przez światła celtyckie pisały rosyjskim atramentem: „Osoby widzące więcej zostaną dotknięte.” „Osoby z darem widzenia oślepną.” Długopis wolnym drukiem płacze o blondwłosym Azraelu, podsuwającym archaiczne myśli: „Jesteś zbyt brudny, by spocząć w glebie.” Wiem, iż ma rację, gdyż rodzina szukała mnie w mym własnym grobie. Papier pamięta o wszystkim w ciszy niesie trumnę pełną wydarzeń. Bez słowa umiejętnie skrywa traumę - nigdy nie dowiedzą się, co czuję. -
    8 punktów
  5. nad ranem unoszą się obrazy jakby czas zapomniał o własnych granicach wciąż słyszę echo kroków które kiedyś brzmiały obietnicą w świetle odbitym od szyb tańczą cienie dawnych uśmiechów lekkie jak oddech pierwszej nadziei próbuję je dotknąć a przechodzą przeze mnie jak wiatr który nie zna powrotów i tylko serce niesie ich ślad jakby jeszcze chciało wierzyć że utracone nie znaczy zgaszone
    7 punktów
  6. ma serce łatwopalne uważaj na słowa-iskry jej nie narażaj bo potem sama z ogniem zostaje odchodzisz ona nie wie co dalej i łzami gasi krwiste płomienie nie poznasz z jakim żyje cierpieniem nim wzniecisz pożar, który ją strawi zastanów się czy chcesz się tak bawić.
    6 punktów
  7. Zapamiętałam ciebie w sobie.! Impulsami bólu w receptorach dotyku, w kubeczkach smakowych języka. Zmysłową siecią połączeń tęsknotą wilgotnych warg, rozbieram siebie z sadzy nocy i pyłu dnia. A kiedy wchodzisz we mnie światłem, odwieczną czerwienią jabłka zostanie nam zapomniane.!
    6 punktów
  8. Kimże jest ta, która świeci z wysoka jak zorza, piękna jak księżyc, jaśniejąca jak słońce (...) Pieśń nad Pieśniami, 6, 10. Jesteś gwiazdą. Ja - miastem-widmem, w którego zakamarki zapuszczasz lękliwe słowa. Migotanie zagląda do rumowisk przez szczeliny w zetlałych deskach. Dzień po dniu tego miasta ubywa; gwiazda nad nim śpiewa pieśni raz weselne, raz żałobne. Dziękuję, że to ty. W zielonych kołyskach traw usnęły wspomnienia, rojące się tu kiedyś nad każdą kałużą. Jesteś gwiazdą, językiem czystego blasku. Ja - miastem, gdzie dziś z każdego okna słychać krzyk narodzin. Jak zorza - ©Tie-break, listopad 2025 r.
    6 punktów
  9. wszystkie do niego prowadzą nie zmienisz tego nie masz takiej mocy tych dróg nie ominiesz musisz nimi iść bo po to one są wszystkie do niego prowadzą świat doskonale o tym wie i ty też więc nie śpiesz się zwolnij oddychaj marz śnij ciesz się tym co obok już wiesz o czym mowa niech sobie poczeka i tak wygra
    5 punktów
  10. tam gdzie kraniec wsi pod starą bieloną jabłonką co ją przed koziołkiem ojciec wapnem wysmarował porodziłam cię córko z boleści ty przyszłaś i znoju na nieszczęście w rodzinne strony mory i wiepierze przywołując mówili z czepka wyjęta Przeklęta drżąca jak wątłe źdźbło na wietrze w podkurczonej piąstce dzierżąca życiodajną pępowinę na cóż ci było świata ogladać po trochu ścierałam wnętrznicę wkładając do mleka proch cichoj no cichoj dziecino sześć sióstr sześć świec makiem obsypana sukienka
    5 punktów
  11. Malutkie, świńskie oczka figlarnie zakręcony ogonek. Szorstka w dotyku skóra, z warstwą ukrytego sarkazmu. Nieustannie ryjesz w ziemi.! instynktownie żerując. Wszystkożerne… szybko rosnące, parzystokopytne zwierzę.!!! :(((( będę płakać.!
    5 punktów
  12. zimny puch pokrył wysokie żeremie jak okiem sięgnąć biel niezmącona jednym tropem w oddali słychać nawoływania wilków gruboskórne bobry wyłapane jesienią moczą posiekane grzbiety w solance komandiry napchają brzuchy nad drzwiami odprawiona skóra złoci się i drga w lekkim podmuchu sadzy lichy piec oddaje połowę ciepła w barakach brakuje powietrza zwinięte gałgany które niegdyś przyozdabiały pańskie łoża co zaradniejsze kobiety trzepią na mrozie pod ścianą gnije Sierjoża popsuta krew nabrała koloru czerni a przecież tak niedawno wtykał obierki przejrzałych kartofli w gnój tylko patrzeć jak zbiorą plony nieopodal skulona siedzi w połogu żona dziecko pająk o pękatym brzuchu wysysa krew na biedę na nieurodzaj
    4 punkty
  13. Rozpuszczam w ustach bryłę żalu roztapiam z chmury śnieżny koc tuszując rzęsy szkicem pragnień w spełnioną, rozświetloną noc. Lżejsza niż płatek w ciszę spadam w antracyt węgla, jeszcze lśniąc przełykam twardą kruchość pestki, w czerwieni bieli z zimna drżąc.
    4 punkty
  14. Dopiero trzeciej nocy pozwolono nam odstąpić od dział. Przybyły nasze okręty i szczelnym półkolem otoczyły port. Jak urzeczony podziwiałem ich sylwetki. Ukryty w koronie drzewa, uczepiony chropowatego pnia. Szybko wypatrzyłem największy z nich. Trzymasztowy galeon ze strymowanymi na wiatr żaglami. Na topie grotmasztu miał wywieszoną flagę nasza i admiralską. Na nim przypłynął prawdziwy bohater. Pierwszy morski lord. Liczyłem rozbłyski prochu z armat jego. Kule tłukły w zacumowane brygi i fregaty. A ściany domostw nabrzeżnych, odbijały odgłos dudnienia Z haubic, hakownic, kartaun i muszkietów. Leje się tylko śmierć i pożoga. Bóg ani miłosierdzie w tych lufach nie mieszka. Fleuty okaleczone, toną przy nabrzeżu. Ich drzazgi z burt, rozrzucone po falach jak ludzkie trzewia. Giną pod wodą ładownie, pełne zamorskiego towaru. W porcie już pierwsze domy płoną. W tawerny oknach ciemności. Nikt dziś nie zagląda do kieliszka. Działa obrońców, dymią jeszcze w zgliszczach niedawnych stanowisk i redut. Martwi, nie będą już stawiać oporu. Tyś zapach prochu i smak rumu. Bardziej niż murwy i dziewki ukochał. Zielone fale i dębowy pokład, droższe Ci od stabilnej ziemi. Teraz już tylko mordy kaprawe a nie serca niewieście, będziesz rozbrajał. Zawsze w ogniu wojny. Gdzieś pomiędzy admiralskimi flagami a pirackimi banderami.
    4 punkty
  15. Wciąż od nowa czekam — na ten dzień szczególny, gdy mgiełki z nadniebnego dworu Melancholii nawieje. Wówczas cień mój posłuszny prędziutko oczy ociera i jak smyk się śmieje!
    4 punkty
  16. Oficer wachtowy obrócił leniwo klepsydrę i rozkazał wybicie czterech popołudniowych szklanek. Wiało silnie od rufy. Nasz galeon odniósł prawie śmiertelne rany w walce z posejdonowym żywiołem. Za wschodni horyzont odchodziły, gnane furią zniszczenia, skołtunione, grafitowe i zimne bałwany burzowych chmur. Pierwszy oficer, przeciskał się ku mnie z trudem. Mijał pokład zaścielony resztkami żagli i luźnym już w większości olinowaniem masztów. Melduję, że Czarny Łabędź zatonął a z Zielonego Smoka nadano sygnałem, że przyjęli kilkanaście ton wody w ładownie przez uszkodzenie poszycia. Nie będą w stanie wyrównać stępki. Dodatkowo prawie powaliło im grotmaszt i zerwało z niego gafel. Woda i wiatr zablokowały ster i zerwały oba bakstagi. No i stracili dziesięć osób w tym szypra. Patrzyłem przez reling na bakburcie na szczątki Łabędzia, unoszące się na spienionych falach. Znów oszukałem widmo śmierci. A przepowiedziane mi umrzeć na morzu a nie ze starości gnuśnej lub krwawej zarazy. Podejść pod burtę Smoka! Pod wiatr podejść od dziobu! Rzucić liny i trap między pokłady Przejąć załogę! A żywo dranie! Co do metra! Później czekać na dalsze rozkazy. Pod mundurem, poprawiłem zawiniątko z Twoimi listami. Od łez i słonej wody były już nieczytelne. Usłyszysz kiedyś Miła, dzwięk dzwonków marynarskich za oknem. I ujrzysz wtedy w salonie, widmo swego kapitana. Wokół jego załogę przeklętą. Dla nich żegluga jest wiecznością. Tak jak pokuta za grzechy. Ostatnia psia wachta. Tam gdzie bezkresne oceany zaświatów. Cmentarzysko dusz i wraków piekielne.
    4 punkty
  17. Osaczasz mnie - nieobecnością, pustką, odsuniętym ramieniem ... Szukam pomysłu na życie w koronach drzew, na myślowych wertepach, w szumie wody w publicznych ustępach ... A gdy już wreszcie znajduję właściwy ustęp w księdze losu - umieram ...
    4 punkty
  18. Dzisiaj ujrzałem twe kształty obłe w parku za ławką stałeś nadobnie i na wspomnienie romansów naszych poniżej krzyża dreszcz przeszedł masę. Twój męski profil zawsze mnie kręcił mózg mi z wysiłku mieszał w pamięci bo tylko Ciebie zawsze kochałem i innych damek posiąść nie chciałem. Stopy spocone ręce natchnione nie straszne były mi jęki Twoje męsko objąłem swoją osobą poprowadziłem przy sobie drogą. I już się mierzę z nowym wyzwaniem chcę cię ujeździć mój drogi panie i sapać z tobą przez dzionek cały by zazdrościły inne pedały. Nie musisz dzwonić jestem przy Tobie przesmarowane masz szparki w sobie więc się nie dąsaj i daj mi siebie . . . . . . . . . . . . . mój ty rowerku tak brak mi ciebie.
    3 punkty
  19. tam, gdzie powietrze pamięta kroki, których już nikt nie stawia, świat rozsuwa się jak zasłona i wpuszcza odrobinę ciemności, żeby dzień nie zapomniał, jak smakuje głębia czas stoi tam na jednej nodze jak ptak w połowie myśli, a każda myśl jest powolnym, ciężkim skrzydłem unoszącym się nad milczeniem wśród gałęzi przechodzą przez siebie cienie, jakby szukały wspólnego kształtu dla dwóch niespójnych godzin i tylko serce zawieszone na cienkiej nici zdziwienia bije w rytmie, którego nie da się zapisać — bo każda nuta jest próbą zrozumienia czegoś większego niż światło
    3 punkty
  20. Przeczytałem sześć wierszy – każdy dobry, lepszy od mojego. „Rozbiorę się całkiem i przejdę przez zimny trawnik”. Telefon oznajmił – umarł. Nosowym głosem, jak mówił literat - pisał o kocie - słabo znałem człowieka, mniejsza z nim. Poszedłem słuchać Dat Dere. Co to takiego? Ta śmierć. Widziałem wiele – w Lizbonie strach, mimo tabletek, szklanki whisky – irlandzki torf mam na języku, żaden ptak nie siada z podwiniętym skrzydłem. Lizbono, wielki prysznicu! Błądziłem, nie mogąc znaleźć Ginjinhy z shot-glass, chociaż zjechałem windą. Żadnego pisania! Cierpię na anhedonię. Nie ma na to leków, w każdym razie niewiele. Nie słyszę rymów, rytmu, nut. Bach jest Händlem Ginsberg Sosnowskim – mylę postaci, rytm, rym, bez dwóch zdań – Gefühllosigkeit! Potrzebny wam tłumacz – ins Polnische? Okres latencji snu, i snu REM wydłużyłem do granic, za nimi nic – urwisko. Małe statki zasypiają na Tagu, kołysząc fado na bakburtach. Kto wymyślił wyliczanie wstecz, jakby dni przed miały znaczenie? Przedwczoraj i jeszcze przed widziałem cię - niosłaś torby pełne szmat. Miałem podejść, zapytać, co słychać. Nie rozmawiamy od lat. Od 2 lat włóczę się, drażni mnie kolor – ta zima, zgasły liście i ptaki na drzewach, ślisko. Czasami myślę, że tutaj od zawsze i przede mną – wieczna zmarzlina, ludzie zamknięci na cztery spusty, dwie apteki – zwykłe „dzień dobry” jest obojętną grzecznością. Nic, chociaż w radiu każdy ma coś do powiedzenia. Zaprzyjaźniłem się z lokalną polityk – bez znaczenia, przypomina Ciebie – paplasz, dlatego nie odbieram: wyjdziemy, czy dziś, teraz? Twoja impulsywność męczy mnie. Wolę, gdy piszesz. Twoja pojedynczość jak u O’Hary, twoja mnogość. Wciąż Ty. Kocham obrazy, teatr, sztukę – przez jakiekolwiek s czy k, Kicz za 200 zł u kosmetyczki, nie ma Strzemińskiego, w muzeum dwie rzeźby Kobro pośrodku czegoś, co też jest suprematyzmem. Postawiłem lampkę na grobie obok upiornych, solarnych zniczy, potem u rodziców. Tli się, ostatkiem sił piszę dat dere, dat dere - jak u dziecka w głowie. Idę w kierunku trawnika zasypanego śniegiem. Zima. Słabo znałem człowieka, ktoś powie, grzebiąc nogą dołek. Możesz wziąć tamtego dużego słonia (you can have dat big elephant over dere). Możesz go wziąć, potem.
    3 punkty
  21. @Gerber Bardzo dziękuję! Może to jedyny sposób, by strata nie była całkowita. :) @KOBIETA Bardzo dziękuję! Żar popiołu zamiast ognia – czasem to najtrudniejszy stan. :)) @Tectosmith Dziękuję za te słowa! Pozdrawiam serdecznie. :) @Whisper of loves rain Bardzo dziękuję! To właśnie ta nieuchronność jest chyba najtrudniejsza – widzieć, jak ktoś oddala się krok po kroku. @Waldemar_Talar_Talar Dziękuję za tak ciepłe odczytanie. Nadzieja bywa piękna. :) Pozdrawiam. @Robert Witold Gorzkowski Dziękuję z całego serca. Twoje słowa są dla mnie cennym wsparciem. Pozdrawiam. :)) @Migrena Serdecznie dziękuję! Twoja analiza idzie znacznie głębiej niż moja świadomość podczas pisania. :) Fascynuje mnie, jak pokazujesz w tym wierszu całą filozofię straty – nadałeś temu precyzyjny język. Post-egzystencjalna pustka – dokładnie! Twoje słowa o Bycie Drugiego uciekającym poza język to coś, co czułam, ale nie potrafiłam nazwać. I to, co napisałeś o porażce logosu - jest piękne i prawdziwe. Przepiękny komentarz. :))) @Wiechu J. K. Bardzo dziękuję! Dokładnie tak jest. Pozdrawiam.:) @Marek.zak1 Fajnie, że wiersz działa na różnych płaszczyznach – każdy może odczytać go przez swoje doświadczenie. Serdecznie Ci dziękuję! Jestem wzruszona Twoim komentarzem. Uściski! :) @Christine Bardzo dziękuję! Tak, ważna. :) Pozdrawiam.
    3 punkty
  22. Skryte w Słowie ZŻycie Przyrody Z Duchem Światłem W Niewiedzy Widzenie Pozazmysłowego Świata Dusza z Dushą Się Splata Wszystkie Wymiary I Przestrzenie Przejawy Życia i Śmierci
    3 punkty
  23. Porwij moje sny I stwórz trochę Niepokoju w moim sercu Rozbij złe obrazy Nie bądź taka jak ja Wylej morze łez Obudź mnie w końcu I ten cały przeklęty świat!
    3 punkty
  24. codzienność czasami … nie jesteśmy snem jesteśmy ogrodem ogrodem pełnym kwiatów dbajmy o nie aby nie było chwastów 12.2025 andrew
    3 punkty
  25. Bladym okiem spoziera na dno przepaści. Jakże łatwe jest życie — dół lub góra! Już zmierzch się srebrzy — niby miękka chmura.
    3 punkty
  26. że dziś albo jutro zresztą nie ważne aby lepiej było by chciał wiatr wiać który ciepłem częstuję żeby drzewo szumiało a nocą świerszcz upiększał sny by miłość nie kłamała by była szczera jak echo a prawda zawsze była prawdą by nie płakała by życie cieszyło nie było cieniem trudnych chwil może dziś albo jutro zresztą nie ważne ważne by być widzieć zachody czuć zapach ziemi umieć kolorowo śnić
    2 punkty
  27. - Mistrzu, płatna miłość, co możesz nam rzec o niej? - Miłości nie kupisz, lecz spędzisz czas upojnie, po wszystkim oblej kuśkę gorzałką obficie, by wszelakie robactwo wygnać należycie. bo jeśli się zagnieździ, wtedy kuśka snadnie, ani chybi spleśnieje i wtedy odpadnie.
    2 punkty
  28. Zima tego roku sroga jak na podgrzewany klimat, muszę kupić buty, sweter i coś jeszcze, co, wie tylko żona - targa mnie po kontuarze. Grubosz przemarzł, stojąc na tarasie. Nic mi się nie chce – poza piciem herbaty, wanilia wypełnia dom aromatem, miło. W lutym wybieram się na południe – tam wiecznie trwa koncert cykad i niebo przejrzyste – łatwiej ułowić Boga wzrokiem, tutaj pluskwiaki gryzą mnie w dupę w podrzędnym hotelu. Srogo – jak mówi profesor. Dostałem sms – kurier twardo wyznacza godzinę, czekam, patrzę na dziurę w ścianie, gdzie wieszałem obrazek, szkic nieudany, ale własny – jest coś miłego, jak wanilia, w tworzeniu. Myśli o samobójstwie leczę – odłożyłem odciętą głowę na półkę, niech stoi. Wygląda dobrze obok Lowella - w wierszach lubię niepokój; przeczuwał atak serca, jak każdy samobójca – nie zdążył, to pewne. Lit w normie – sprawdzałem, dudni mi w żyłach, drga, nie umiem nawet pisać. Lekarz gryzmoli coś, zanim wyda receptę. Niech pan da znać – na pożegnanie. Dam. Warto mieć klasę. Gorzej z Berrymanem. Oglądałem most, miasto skute – jak u nas – zimą. Minneapolis – etymologia złudna, piszą, że nazwa pochodzi od wody. Człowiek na starość wymaga opieki, nadmiernej dbałości, kąpania prawej, potem lewej nogi, to męczy. Jestem zmęczony, fakt – zakładam głowę na szyję i patrzę w lustro. Bruzda. Podbródek. Oczy. Całość nad wyraz logiczna – a jednak coś nie gra, utyka, próchnieje jak czas zgubiony, drobny, skrzywiony receptor. Serotoninowy skrzat w pięknym ogrodzie życia. Czytam, pijąc herbatę, pachnie wanilia, miło. Za oknem zima, dam znać, co dalej. Co dalej?
    2 punkty
  29. @violetta graj. podaję numery: 6,11,22,27,37,49. po wygraniu oczekuję miłosnego rewanżu.:))))) @M jak Malkontent dziękuję,:) @KOBIETA Dominiko. jutro.......wkleję coś z Twojej pani doktor specjalizacji.:))) przyjrzymy się pracy psychiatry. dziekuję Dominiko. serce poetki ku gwiazdom wzlatuje.....Twoje.:)))))))) ps. Christi........jest świetna.:)))))) to poetycka jaskółka.:))))))) nadzieja.:))))))) @Berenika97 Bereniko. brak mi słów.:)))))) dziękuję za słowa....... które wznoszą mnie gdzieś wysoko, tam gdzie jest miliard razy przyjemniej niż tutaj, na ziemi.:)))) i obiecuję - w tym tygodniu dobiorę się do POCZTY.!!!!!!!!! dzięki wielkie Bereniko.:)
    2 punkty
  30. Sanki, łyżwy i narty stoją gotowe. Tata serwisant spisał się dzielnie, Mama już wyznacza trasę kuligu, A ja z nosem przylepionym do okna Nadaremnie wypatruję płatków śniegu. Gdzie jesteś, pani zimo? och, jak mi ciebie brak. Pomacham do ciebie – o, tu, tutaj przyjdź Proszę z tym artystą, co maluje szyby W magiczne ogrody, wróć natychmiast! Usyp nam ten cud puszysty jak manna I chrupiący pod nogami; zapalę lampkę Niczym latarnię morską na parapecie. No chodź szybciutko, dość wyczekiwania. Niech znów stanie się zima sroga, Jak z pamięci wyjęta lub z kronik dziejowych. Nawet nie wiesz, jak się stęskniłem za Lepieniem bałwana z marchewkowym nosem. Gdzie te czasy, gdy dobrą zabawę Kończyło się z przemokniętymi rękawicami I butami, a mokre portki aż prosiły się o lanie. Rozmarzony, pod kołdrą cieplutką, się kulę, Zaciskając kciuki, niczym kibic wytrwały, Bo może w nocy zakradnie się jednak mróz I uszczypnie mnie w nos, wołając: „to ja, zima!”
    2 punkty
  31. @KOBIETA Ten wiersz jest intensywny i zmysłowy, pełen cielesnego pragnienia i tęsknoty. Zaintrygowała mnie puenta - "A kiedy wchodzisz we mnie światłem" . To może być zarówno erotyczne, jak i duchowe (albo jedno i drugie naraz). Ale ta "odwieczna czerwień jabłka" i "zostanie nam zapomniane" - to fascynujące. Jakby w momencie zjednoczenia wszystko inne - grzech, wiedza, pamięć - przestawało mieć znaczenie. Albo jakby miłość miała moc wymazywania, albo odkupienia. Piękny erotyk. :)
    2 punkty
  32. Gdy świat w pomroce drżał bez granic, a łez ludzkich grad twardy spadł, w ubogiej stajni rodzi się Wygnaniec, co swoim płaczem niesie świat. Nad zimnym żłóbkiem Matka schylona drży, jakby słyszała przyszły jęk. U Jej kolan Syn — jak słomka krucha — a w Nim wieczności święty lęk. Pasterze idą w pokorze cichej, niosąc wspomnienia minionych bied. W obliczu Dziecięcia widzą iskierkę, która z ciemności budzi świat wnet. Za nimi królowie przez burze idą, a gwiazdy bledną w ich trudny ślad. Dary swe niosą — choć dobrze wiedzą, że Anioł spisuje człowieczy świat. A gdy godzina krwawą jest nocą, a winy ludzkie unoszą mgłę, wzrasta światełko, co mrok przebije, niby nadzieja w mroźnej pomroce. O Dzieciątko — naucz nas wybaczyć to, co boli, uleczyć ranę, co w sercu tkwi. W tej nocy głuchej bądźże nam światłem, by człowiek z powrotem ku miłości szedł.
    2 punkty
  33. @truesirex dziękuję truesirex:) czerwienią chmur i rzęs :) @violetta nie marznę:) lubię Ciebie Violetko :) ponieważ potrafisz przeprosić:) @Robert Witold Gorzkowski dziękuję Robercie :) uśmiech dla Ciebie:) @Waldemar_Talar_Talar :) zapachem chmury śniegu. Dziękuję z kobiecego serca:)
    2 punkty
  34. @huzarc Dziękuję :) @KOBIETA Dziękuję :) @violetta Dzięku, Wiolu :). Kawa ok, ale lepsza zwykła. Może płytę Milli Vanilli ;):)? @Gosława Myślę, że mąż nie lubi rozstawiania ...po kątach :);), a nie obrazów. Szkice jak u dziecka, mają urok tym samym :).
    2 punkty
  35. Tyle wspomnień przed nami, przed życiem całym, A ja w sercu mam gwar — niewypowiedziany żal mały. Bez pośpiechu, z pulsującą szyją na wietrze, Oddycham powoli, choć wciąż to nie lepsze. Jak oddychać mam, gdy drży każda rana, Skoro dopiero niedawno rytm swój złapałam? Czas mi płynie w dłoniach jak woda po skale, Wciąż uczę się tracić i ufać — niedbale. Pod powieką mam blask, co zgasł gdzieś nad ranem, Ale w ciszy go szukam, krokiem niepewnym, stłumianym. Więc gdy znowu świat krzyczy, ja milknę na chwilę, By poczuć, jak serce bije subtile. Bo choć w środku wciąż burza i pył po wichurze, To w rytmie tym nowym ja staję się — w naturze.
    2 punkty
  36. Przeczytałem pierwszy wers wysłał mnie do kolejnego był niewyraźny czwarty uciekł do piątego tutaj międzywersowa pogawędka przeszedłem do smutnego odczytał mnie moimi literami a to ja miałem czytać jego jak tu oko zarzucić każdy wygania widocznie je strofuje strofy nie miały nic do powiedzenia
    2 punkty
  37. @Marek.zak1 ;) Mimo tego, że nie byłeś w Norwegii to jednak Norwegia miała jakiś swój udział w powstaniu Ciebie :) Dzięki @Berenika97 :) Nie jestem fanką kryminałów ale jak tak z Migreną zachęcanie to może sięgnę, tym bardziej że wyczytałam w necie , iż jedną z autorek Nor - kryminałów porównują do Agaty Christie a jej to akurat czytałam chyba wszystko, bo jest wyjątkowa. Mnie przyciąga noblista Jon Fosse, też jako człowiek, choć go osobiście nie znam, ale tak chyba działa ta mgła... ;) Dzięki:) @Starzec ;) Dzięki, również pozdrawiam @Migrena :)) Miło, bardzo dziękuję @Christine :) bywają miejsca magnesy :) Dzięki @Rafael Marius :) To masz co wspominać. Fakt, klimat tam nie nadzwyczajny, co w moim przypadku jest paradoksem, że mnie ta Norwegia tak przyciąga, bo nie przepadam za zimnem :( Ale fakt, ludzie w klimatach chłodnych jakby spokojniejsi, co mnie akurat odpowiada. Dzięki:)
    2 punkty
  38. @violetta Każdy ma prawo wyrazić opinię tak o wierszu jak i twórcy. Moja poezja jest bardzo specyficzna. Ja sam jestem bardzo specyficzny. Ten wiersz nie przypadł Ci do gustu i ja to w zupełności rozumiem. Nie musisz przepraszać. @Christine Jak narazie chyba ostatni z motywem krain snu. Dziękuję bardzo. @Berenika97 Ja zazwyczaj toczę walkę najpierw o samą możliwość zaśnięcia. Jak już mi się uda to ostatnio nie jest tak tragicznie w moich snach. @Wiechu J. K. Pozdrawiam serdecznie!
    2 punkty
  39. Wyszłam samotnie w mroczną noc; Młoda krew za morzem przelewana Przesiąkła skrzydła mojego ducha- Nosiłam swój smutek wyczerpana. Lecz kiedy w górę uniosłam głowę, Ponad cienie w zimnym śniegu drżące, Zobaczyłam na wschodzie Oriona, Znajome gwiazdy jak dawniej lśniące. Przez okna w domu mojego ojca, W zimowe noce bawiąc się snami, Jako dziecko widziałam Oriona Ponad innego miasta światłami. Mijają lata, sny, mija młodość, Wojny serce świata rozrywają, Wszystko się zmienia, tylko na wschodzie Te piękne gwiazdy niezmiennie trwają. I Sara: I went out at night alone; The young blood flowing beyond the sea Seemed to have drenched my spirit’s wings— I bore my sorrow heavily. But when I lifted up my head From shadows shaken on the snow, I saw Orion in the east Burn steadily as long ago. From windows in my father’s house, Dreaming my dreams on winter nights, I watched Orion as a girl Above another city’s lights. Years go, dreams go, and youth goes too, The world’s heart breaks beneath its wars, All things are changed, save in the east The faithful beauty of the stars.
    2 punkty
  40. Raz w świecie, gdzie stałość nic już nie znaczy, Kopało kamienie dwoje kopaczy. Pierwszy - rozrzutnik; wzrok ma rozbiegany, Gdzie spojrzy tam ciśnie szpadel posrebrzany. Nim skończy dobędzie kilof ze złota, Bo ciągnie go obok nowa robota. Ledwie zaczął, już biegnie, bo widzi w oddali Miejsce, gdzie nie wbił jeszcze żadnej stali. Drugi w jedno miejsce przychodzi co rano I bije w ziemię łopatą drewnianą, Więc rzecze raz doń rozrzutny kolega: ,,Czemu w miejscu pan siedzi i nic pan nie biega? Czy nie pora się pozbyć tej starej łopaty? Patrz pan jak u mnie arsenał bogaty! A od skarbów się zaraz nie zamkną drzwiczki!" ,,Pan tak zmieniasz i masz pan jedynie kamyczki." Usłyszał rozrzutny i ruszył z powrotem W świeżutkie miejsce ładować młotem. Znów znalazł, radość, tryumfu krzyki I rzuca głaz nowy na inne kamyki, By ruszyć znów szukać ku uciesze wzroku. Drugi zaś nawet nie zrobił kroku, Nie zmienił miejsca, ni łopaciny, Kopał i wykopał. Ten kamień. Jedyny. 06.08.2023
    2 punkty
  41. kap kap kap wyprane myśli deszcz nie pytał i leje po latarniach próbuje wepchnąć światło do kałuży a tu - złote kwiatki księżycowe pola jakieś komety i rakiety i serduszka na czarny piątek między wersami mrówki noszą puste słowa - śnieg bez końca na starym kineskopie może wejdę do windy spotkam olbrzyma i grupę chińskich pingpongistów winda się zatnie - wszyscy nagle zważymy swoje życia
    2 punkty
  42. @KOBIETA To bardzo zmysłowy, a jednocześnie delikatny wiersz, napełniony nabrzmiałym gęstym kształtem obrazu, jak ciało, które pamięta mocniej niż słowa…
    1 punkt
  43. 1 punkt
  44. @Tectosmith Dziękuję Ci za lekturę i piękną interpretację. Bardzo cieszę się, że fizyczność i "grawitacja" w tym tekście wybrzmiały tak wyraźnie. Czasami łączę poezję z fizyką. :))
    1 punkt
  45. @Christine Christi. jesteś jaskółko poezji.:) zamiast dziękować słowami za to, że jesteś i za Twoje ciepłe słowa - dla Ciebie.
    1 punkt
  46. Mnie tam się podoba. Odnośnie dyskusji pod wierszem - jeśli ktoś nieudolnością swą łamie reguły gatunku, bo inaczej nie potrafi, albo brakuje warsztatu - można mu wiele zarzucić. Ale jeśli ktoś te reguły przekracza umiejętnie - to jest zaleta, a nie wada utworu.
    1 punkt
  47. @Berenika97 Bardzo interesująco zbudowana paralela między rozstaniem, a bezradnością języka wobec jego nieuchronności. Mowa tu, oczywiście, o języku poetyckim, który sam staje się metaforą tej relacji.
    1 punkt
  48. Dziadzio Władzio w piwnicy pod Zgierzem z wnuczkiem kryją się jak nietoperze. -Po co, pyta Hugonek, tkwimy tu cały dzionek? -Cichaj! Babka już wraca z moździerzem. Dziadzio Władzio w popłochu (wieś Gnaty) zgarnia wnuczka i wnuczkę do chaty. Gdy zamyka drzwi z trzaskiem, w oknie kładzie wór z piaskiem. -Babka poszła na targ po granaty.
    1 punkt
  49. Studnia Białe ściany chłodzą dłonie, twarz pobladła od szukania światła. Z każdym wypadniętym włosem spadam głębiej i głębiej. Tkwię w bezruchu latami, choć minął zaledwie dzień. Mama każdej nocy nie śpi, codziennie śni o wschodzie. Skóra przemokła wilgocią, więc zacząłem pisać poezję — hermetyczną i brudną, powściągliwą i mokrą. Czas obiecał mi poprawę, zamiast tego oddycham coraz płycej, szybciej. Czas miał mnie wyleczyć, zamiast tego tracę myśli. Nadal ich czuję za plecami, dlatego nigdy nie wróciłem do domu. Unoszę się w mętnej wodzie, pluskwy wżerają się w serce. Smród rozkładu mojego ciała czuć aż między drzewami. A ja powtarzam w kółko: „To się nie dzieje.”
    1 punkt
Ten Ranking jest ustawiony na Warszawa/GMT+01:00


×
×
  • Dodaj nową pozycję...