Drogą pokuty, drogą boleści,
Lud Izraela szedł lat czterdzieści,
Jak proch w pustyni rozwiany —
A w doli strasznej, w doli tułaczej,
Wołał bolejąc: „Mojżeszu! raczej
Wiedź nas po dawne kajdany!
Wiedź nas po dawne pęta i młoty!
My zginiemy tutaj, z żaru, spiekoty,
Z pragnienia zginiemy i głodu.
Dzień każdy wyje nam jękiem skonu,
Bóg ogłuchł — żaliż do jego tronu
Doleci skarga narodu!
Pragnienie pali, a w piersiach matek,
Żar już pokarmu wypiekł ostatek,
Krwi, krwi, nie stało już w żyłach.
Patrz! tam niemowlę w bólach się wije,
Pieni się, kona — ach! już nie żyje —
I my padamy na siłach.
Padają żony i córy pilne,
I syny nasze by dęby silne,
Jak ścięte padają kłody.
Już tylko w koło wzrok wodzimy dziki,
Głos w piersiach zamarł, przyschły języki,
Wody! ach wody! ach wody!
Oblicza nasze trąd szpeci blady,
Piersi na sztuki rwą żywcem gady,
Bielmo osiadło na oku —
W proch nasze Bogi starłeś bezbożny,
Pokaż nam teraz gdzie twój Wielmożny,
Gdzie Bóg twój Wielki? — proroku!”
I powstał Mojżesz i rzekł: „O ludu!
Nie kuś Jehowy, nie wołaj cudu,
Bo cudem często skaranie!
Pan cię doświadczał dając niedolę,
Przeto cię trądem posiał na czole,
A węże włożył w posłanie!
Pragnieniem palił i wędził głodem,
Bo chciał cię wielkim widzieć narodem,
Chciał abyś przerósł cierpienia:
Ale żeś szemrał wbrew Jego woli,
Przeto ci Pan mój wejść nie dozwoli
Do ziemi twojej — wytchnienia.
Lecz ucisz jęki, bo Pan wspaniały
Wodę ci kazał wywieść ze skały,
I z łoża powstać bez szkody!”
Jeszcze nie skończył, gdy na Mojżesza
Trzykroć niesforna huknęła rzesza:
„Wody! ach wody! ach wody!”