Byle do wiosny
A wiosna?
Gdzie ona?
Więc schodzę w siebie po kamiennych stopniach
Ze soplem w dłoni jak z mieczem lub lampą
Której nie zgaszą
Podmuchy tych pustek
Kto z nas nie schodzi w kopalnie dzieciństwa?
Kto z nas nie błądzi światłem po tych ścianach
Gdzie w czarnych rzeźbach węgla kamiennego
Pełno odcisków
Paproci
I zwierząt
Tu ptak wiosenny — z której wiosny? — zastygł
Tu pocałunek — nieśmiały czy grzeszny?
Tu własna postać
Rozpięta w podskoku
Do czarnej wiśni na węgielnym drzewie
Byle do wiosny
Więc dalej w pokłady
Na dno dzieciństwa gdzie nagle — za rogiem
Jest tylko echo
I szum nietoperzy
Jakby ktoś miotał kule czarnej wełny