Nad dymiącym krajobrazem — po ostrzach paproci
On kulą niepokojącą na blade niebo wschodzi.
Pełznie — i mówią, że trupek... że świecący nieboszczyk,
A mówią i niedowidzą szumiących jego gąszczy.
A mówią i niedowidzą zielonych jezior gęstych,
Ujętych w skalne paszczęki i mlaskające rzęsy.
I cóż że dotrą do skóry — że roztopią się w bladej,
Że zostawią tam śmieszne mikroskopijne ślady.
Że będą dreptać gorliwie, przesypywać mu sole —
On niewzruszony iść będzie po cichym niebokole.
I jak dawniej pod księżycem — tak teraz pod księżycem
Będą łazić równinami męczące okolice.