Wietrzno i pusto na brzegu twym, Wisło!
Wietrzno — i pusto — i chłodno, jak w trunie...
Nad ziemią, białą, niby trup w całunie,
Jak całun jaki białe niebo zwisło,
Las, mroźnym wichrem odarty z zieleni,
Drzew się gałęźmi czerni, rosochaty,
Jak dzika trzoda rogatych jeleni —
I jęczy głośno zrabowanej szaty...
Ol jakże lubo za tym larw orszakiem,
W bezwładnej zimy milczącej dziedzinie,
Kiedy przed oczy nagle, życia znakiem,
Jedna zielona gałąź się wywinie!...
Twoja to gałąź, upiętrzona jodło!
Tyś, jako wawrzyn, wieszczej chwały godło,
Wokoło ciebie choć wszystko zwiędniało,
Nietknięta tchnieniem zagłady anioła;
Tobie, jak laurom — ach! bardziej przystało
Obwijać wieńcem ich natchnione czoła...
Bo laur, syn cudnej południa krainy,
Lśniący i gładki, jako liść wierzbiny,
Dziko odbija z bladego ich czoła,
Jak na pogrzebie muzyka wesoła.
A twoje wieńce, córo naszych kniei,
Żałobne, twarde, kolące jak ciernie,
Jakże wymownie, jak mówiły wiernie,
O wieszczych losów męczeńskiej kolei!...
Prawi poeci są jak pelikany —
Sami swe piersi rozdzierają własne,
I zowią ludzi, z ich czerwonej rany
By krwi gorącej pili strugi jasne.
A ludzkość?... śmiechem urągania płaci
Święte ofiary swej natchnionej braci,
I samotników, w twardą śmierci chwilę,
Bez łzy współczucia oddaje mogile...
Jodło ojczysta! tyż, duszo natchniona
Zlodowaciałe gdy łono opuści —
Grób przyjmie trupa w swe ciemne czeluści —
Tyż zaszum chociaż — i w niemej żałobie
Roztocz swe długie, piętrzone ramiona
Na samotnym wieszcza grobie!...