Klaskaniem mając obrzękłe prawice...

Klaskaniem mając obrzękłe prawice,
Znudzony pieśnią, lud wołał o czyny;
Wzdychały jeszcze dorodne wawrzyny,
Konary swemi wietrząc błyskawice —
Było w ojczyźnie laurowo i ciemno
I już ni miejsca dawano, ni godzin
Dla nieczekanych powić i narodzin,
Gdy Boży palec zaświtał nade mną;
Nie zdając liczby z rzeczy, które czyni,
Żyć mi rozkazał w żywota pustyni.

Dlatego od was, o laury, nie wziąłem
Listka jednego, ni ząbeczka w liściu,
Prócz może cieniu chłodnego nad czołem
(Co nie należy wam, lecz słońca przyjściu);
Nie wziąłem od was nic, o wielkoludy,
Prócz dróg, zarosłych w piołun, mech i szalej,
Prócz ziemi, klątwą spalonej, i nudy...
Samotny wszedłem i sam błądzę dalej.

Poobracanych w przeszłość, niepojętą
A uwielbioną, spotkałem niemało,
W ostrogi rdzawe utrafiałem piętą
W ścieżkach, gdzie zbitych kul sporo padało.
Nieraz obyczaj stary zawadziłem
Z wyszczerzonemi na jutrznię zębami,
Odziewający się na głowę pyłem,
By noc przedłużyć, nie zerwać ze snami.

Niewiast, zaklętych w umarłe formuły,
Spotkałem tysiąc — i było mi smętno,
Że wdzięków tyle widziałem, nieczuły,
Źrenicą na nie patrząc beznamiętną.
Tej, tamtej rękę tknąwszy marmurową,
Wzruszyłem fałdy ubrania kamienne,
A motyl nocny wzleciał jej nad głową,
Zadrżał i upadł... I odeszły senne.

I nic nie wziąłem od nich w serca wnętrze,
Stawszy się ku nim, jak one, bezwładny,
Tak samo grzeczny i zarówno żądny,
Że aż mi coraz szczęście niepojętsze!
Czemu, dlaczego w przesytu niedzielę
Przyszedłem witać i żegnać tak wiele?
Nic nie uniósłszy na sercu, prócz szaty,
Pytać was nie chcę i nie raczę, katy.

Piszę, ot, czasem... Piszę na Babylon
Do Jeruzalem — i dochodzą listy.
To zaś mi mniejsza, czy bywam omylon,
Albo nie. Piszę pamiętnik artysty,
Ogryzmolony i w siebie pochylon,
Obłędny, ależ wielce rzeczywisty!
— — — — — — — — — —
Syn minie pismo, lecz ty spomnisz, wnuku,
Co znika dzisiaj, iż czytane pędem.
Za panowania panteizmu druku,
Pod ołowianej litery urzędem —
I, jak zdarzało się na rzymskim bruku,
Mając pod stopy katakumb korytarz,
Nad czołem słońce i jaw, ufny w błędzie,
Tak znów odczyta on, co ty dziś czytasz,
Ale on spomni mnie... Bo mnie nie będzie!


* Utwór znany także pod tytułem "Do potomności"

Czytaj dalej: Pieśń III, 30 (Wybudowałem pomnik trwalszy niż ze spiżu) - Horacy