(Z dni mordów warszawskich.)
Kiedyż na te popioły i kości
Zmartwychwstania anioł z niebios zleci?
Polsko święta kapłanko wolności,
Podająca pod nóż twoje dzieci,
Kiedyż lud twój sztandary rozwinie? —
Ach! ty żyjesz krwią co z ciebie płynie!
Niech z krwi twojej świat umywa ręce
Jako Piłat z Chrystusa.... Wstyd ludom!
Ile kroć ty jękniesz w krwawej męce,
Tyle kroć ty bliższa Bogu, cudom,
Co podnosząc ciebie świat przerażą....
Oto stoisz znów z skrwawioną twarzą!
* * *
Od Powązek lud powracał z krzyżem,
Kędy odniósł na spoczynek brata,
I grób darniem obłożył mu świeżem
Za spędzone na Sybirze lata; —
Tam nań śniegi i zamiecie wiały,
Tu mieć będzie bluszcz i jaśmin biały.
Starcy pacierz szeptali, kobiety
Wiodły dzieci, a młodzież gorąca
Szła dumając: rychło na bagnety
Dadzą hasło?.... rychło trąba grzmiąca
W bój powoła? Tak szli ku kolumnie,
A z kolumny Zygmunt patrzał dumnie.
Tu stanęli, a dzieweczki trawę
Rwaną z grobów między lud rozdały
Na pamiątkę krwi, co już w murawę
Porastała. Aniołeczek biały
Jedna klękła złożywszy rączęta,
I poczęła: „Zbaw nas Matko święta!“
Oczętami, co gwiazdkom podobne
Utonęła w niebiosa błękitne.
A lud patrząc na to dziewczę drobne
Kląkł, jak kłosy uklękają żytne
Gdy zachodni wiatr przeciągnie łanem;
Tak lud ukląkł na rozmowę z Panem.
I rozpoczął pieśń, a Bóg jej słucha;
Carski wódz jej słucha przerażony.
Bóg ludowi łaską krzepi ducha,
A wódz zbrojne stawia bataljony:
„O! nim przebrzmi — rzekł — ta pieśń złowroga,
Nim Bóg miecz im da, uprzedzę Boga.“
I wnet rzeszę modlącą Moskale
Rotowemi powitali strzały.
Warczą kule, krew jakby korale
Z piersi na bruk rozlewa się biały —
Jedni giną cicho, drugim z łona
Płynie razem pieśń i krew czerwona.
Starców zapał unosi, spokojna
Młodzież śmierci upada w ramiona.
Patrz ty carze, jak rzesza niezbrojna,
Jak w moc Boga wierzący lud kona!....
Ludzie giną, a dzieweczka stoi
Cicha, w jasnej niewinności zbroi.
I na kule czeka co jej braci
I siostrzyczki porywały w koło.
Wie, że Polsce Bóg jej krew zapłaci
Więc chce zginąć; a wódz sroży czoło,
Woła gniewny: „Ten lud kul nie czuje —
Niech go jazda końmi roztratuje.
Więc konnica na klęczących goni,
Rąbie starców głowy, kłuje dzieci.
A dzieweczka śród połysków broni
Stoi, lecz już żołdak na nią leci:
„Jezus-Marja!“ krzyknęła i czeka,
Lecz się w konia patrzy, nie w człowieka.
I pewniejsza że swemi oczyma
Rychlej czucia dopatrzy w zwierzęciu.
Ostrogami party koń się zżyma,
Skacze z jezdcem w bok, a szabla w cięciu
W głaz uderza;.... z szabli skry czerwone
Nad dzieweczką zbiegły się w koronę.
* * *
Tak o Polsko! i od twego łona
Bóg odwróci rychło ostrza mieczy.
I ty Polsko, staniesz podniesiona
Na szatanie, co cię dziś niweczy,
I ty głowę zetrzesz mu zdradziecką,
Ale czystą bądź jako to dziecko.
1861.
Źródło: Poezye Mieczysława Romanowskiego, Mieczysław Romanowski, 1863.