Róże dla Safony - V

Safo śnia­da, Safo dłu­go­oka,
Drob­na i nie­po­zor­na jak zwy­kle sło­wi­ki,
Po­ko­cha­ła nie­ja­kie­go Fa­ona,
Żegla­rza uro­dy przed­niej,
Któ­ry, choć mło­dy,
Lecz nie­na­wi­dził li­ry­ki,
W szcze­gól­no­ści sa­fic­kiej ody.

Jak­żeś ubo­gą była, sio­stro, przed nim,
Ty, coś de­mo­nów usi­dli­ła tylu!
Jak po­kor­ną w jego ra­mio­nach!
Ach, bo czym był­by sło­wik bez swo­je­go try­lu,
Sło­wik w oczach głu­che­go?

Czym ja­śmi­ny, nar­dy
I fioł­ki, po­zba­wio­nym wę­chu, lub bez­no­sym?
Czym dla śpią­cych ułu­da księ­ży­co­wej nocy,
Ople­cio­nej ze­fi­rów szar­fą?
Safo!
Na­tchnio­na!
Więc się i do­cze­ka­łaś za­słu­żo­nej wzgar­dy
Nie­ja­kie­go — Fa­ona.

Czy­taj da­lej: Miłość (Nie wi­dzia­łam cię już od mie­sią­ca) – Maria Pawlikowska-Jasnorzewska