Patrzę z ziemi ku tobie, leżąc w polnym rowie,
rozłożywszy ramiona wśród szałwii i mięty,
gdy zgrzytającym wieńcem owijasz mi głowę,
lotniku, ty przez niebo porwany mój święty.
Jak farys, sam z orłami w niebieskiej pustyni,
możesz mi stamtąd wrócić groźny i zmieniony -
Nadlecieć niespodzianie, z niewiadomej strony,
i nakryć mnie skrzydłami, nie wiedząc co czynisz.