Chodź, słońce!
wypełźniemy nad ranem zza morza
po górach; na niebiosa wyciągnąć ramiona,
wytrysnąć i na gładziach wzniecić złoty pożar,
wytrysnąć i na górskim zawisnąć koronach.
Chodź, słońce!
przebiegniemy po morzu błyskami,
Przebiegniemy przez drogi nie ruszone żarem
i gdy niebo krwawiące zapłacze nad nami,
zasiejemy na polach bulgocącą gwarę.
Chodź, słońce!
wypijemy pożary kaskady na zboczam
i wyssiemy krew srebrną strumieni z kryształu,
uderzywszy gwiazd biczem ludzi tłum po oczach,
zabłysnąć migiem, błyskiem, sercem, pyłu chwałą,
wyrwać się w niebo i stłuc szklany błękit,
wybić się jeszcze raz, raz jeszcze przed końcem,
wybić się w zenit i zgasnąć bezdźwięki. Chodź, słońce!