Matko! czy są gdzieś jeszcze te ciche godziny 
snów o sławie, zwycięstwie i życiu-bezklęsce, 
marzone i zaklęte: z Bogiem, sławą, synem. 
Matko! czy są gdzieś jeszcze te jasne godziny? 
Godziny... zgonów, życia podeptane butem, 
rozbite na minuty i sekundy bólu, 
w ostrza broni i walki potrzebą przekute, 
ciążące z krokiem naprzód ołowianą kulą. 
Były dni - rozpalone szczęściem niezmierzonym, 
były dni - zachlapane błotem lilie białe, 
były dni - jak perłami usiane korony, 
były dni ciche, smutne, nijakie, nieśmiałe. 
Ty zawsze jesteś we mnie, trwasz we mnie krwiopłynem 
i trwasz tak ziemsko, jednak nadczasowo... 
Jak Chrystus cudze przyjmująca winy 
i cudze krzyże niosąca nad głową. 
Nad nami miłość żywa, bo bogata, wieczna, 
nie zakwitła na rwanych rozognieniem ranach, 
miłość jak przystań spokojna, bliskością bezpieczna 
i jedyna wzajemna bez rany poznana...