Rzemieślnik

Kochanej mojej Mamie - Krzysztof
Noc układając sprawnie na kształt giętkiej gliny
budowniczy, nim zważył, że zamiar przerasta,
już znajdował kolumnom wysmukłe przyczyny
i tak na pół widzialne dłonią tworzył miasta,
kościoły firmamentów zjeżone od sklepień
w postaci fantastyczne, pełne koni wzdętych,
scen zamarłej historii wyrzeźbionych w niebie
i nieżywe na pozór kolumnady świętych.
I ciosał z siebie kształty, i tak w noc przenosił,
że sam jak liść u drzewa, którym jego dzieło,
trzepotał w niepokoju, jeszcze Boga prosił,
ale co wkoło rosło, już się nie nagięło
jego dłoniom. Już twarde wzrastało powietrze
i opornych posągów rój unosił w górę
wielkie muskuły roślin, zaludniając przestrzeń,
i pulsowały ciężko przejrzyste marmury.
I ową, którą widział zda się w snach zamczystych,
ujrzał jasno, jak z dłoni wyfrunęła ciałem
i wśród aniołów szła jak sama promienistych,
gdy już na wykończenie kształtów ręce miał za małe.
I zaklinał: "O moce, zatrzymajcie ciemność,
oto pną się kolumny, nim dzień - nie nadążę;
o, otwórzcie tę studnię - świt biały nade mną",
i słabnąc już, pułapy jeszcze dłutem drążył.
A wtedy chlusnął chorał z otwartych niebiosów
nalewając w naczynia form wykutych - krople.
A on szeptał wstępując na posągów stopnie:
"Jakżem to sczynił kształt na podobieństwo głosu?"

Czytaj dalej: Bajka - Krzysztof Kamil Baczyński