Moja gwiazdka jest bardzo malutka,
taka śliczna, malutka jak Malicka -
aie poczekam jeszcze dziesięć latek
i wyrośnie z niej gwiazda akademicka;
będę sobie siadywał w fotelu
na Krakowskim Przedmieściu Pod Trzydziestym
i do Goetla mawiał: - Mój Goetelu,
bardzo miłe są te nasze sjesty;
w rządzie będą twierdzili, że dobrze,
Niedzialkowski, że masy powstaną,
zasię młodzież bolesławo-chrobrze
z chłodu będzie zielenieć co rano;
bo... wieczorem znów szepną kawiarnie,
że... nadzieja, że... noc... Bartłomieja,
- Galczyriskiego - krzykną - na latarnię!
A ja na to: - Przepraszam, to nie ja:
Ja już prezes, dyrektor, senator,
akademik, karmazyn, emeryt,
ja lojalny byłem i mam za to,
że tak powiem, adekwatne ordery.
Ach, nie bijcie staruszka, nie trzeba,
ja mam dziatki. I wszystko jest blaga.
Tak już dawno to było, gdym śpiewał
nacjonalistyczny huragan:
o tej nocy wszystkich serc, o moście
śpiewającym pod krokami kolumn.
Zaśpiewałem. I miałem przykrości.
Potem mdłości. I sporo bólu.
To tak dawno... ja się rozmarzam,
lecz przepraszam, więc nie bijcie za to.
Cóż ja jestem wobec Cesarza?
głupi świerszczyk, koleżski registrator.
I mnie noga boli w kolanie,
i odbija się rano okropnie.
Ja żałuję. Ja złożę podanie,
które Kazio spinaczem dopnie.
Spokój, Kostia. Bo Żydy z "Ziemiańskiej`
będą pasać słowiańskie cielę,
a młody poeta Wyspiański
starą bajkę napisze - "Wesele".