Izbę sprzątnąć, rękawicę wełnianą zacerować
dużą igłą do cerowania,
drzewa przynieść, wody napompować
to są nasze drobne zadania;
czasem zakładka od książki przepadnie -
to my liść podajemy lub ktoś żyta,
żeby wiedział, gdzie przerwał czytanie
ten, który czyta.
Czasem ktoś zachoruje w środku zimy,
to my jemu lekarstwa przynosimy,
opowiadamy, że mróz, że wicher nad rzeką,
lecz że wiosna już niedaleko,
i choremu rozpalamy w piecu,
żeby, patrząc na ogień, samotności nie czuł.
A gdy sąsiad z ciężkim tobołkiem wchodzi do bramy,
to my się do niego uśmiechamy
i pomagamy.
Raz dziecku zabawka wpadła pod autobus,
myśmy ją wyciągnęli spod kół,
tego motyla na kółkach, żeby znowu
berbeć dobrze się czuł.
A to było na wiosnę. Uśmiechał się milicjant,
uśmiechała się cala ulica.
i nas nie trzeba wołać. Myśmy z tych, co śpiewają,
co pracowitym majstrom narzędzia podają,
co korygują pisma i utwory słynne,
co, dumnie, opuszczony wstawiają przecinek,
co malują winiety, co czyszczą szkła latarń,
co kurtyny podnoszą, podlewają kwiaty,
szpilki do włosów robią, zamiatają pocztę,
co wykonują rzeczy drobne, mniej widoczne -
jak krawiec Kopernika zapomniany w wiekach:
gdy Mikołaj pcha ziemię, on igłę nawleka.
A gdy koncert, my świece wnosimy do sali.
A gdy Stwosz niebo rzeźbił, myśmy obłok pozłacali,
ten mniejszy, który tak wolno płynie.
Jesteśmy jedni z wielu, jak ten nocny stangret,
który do Beethovena z kozła huknął nagle:
- Spójrz pan, jaki księźyc w tym dzikim winie.
Nasza sprawa - drobnostki:
gryfy u skrzypiec włoskich,
polne koniki w trawie,
ramki na fotografie,
świetlik, co latem świeci,
pajacyki dla dzieci,
modre lampki na grobie,
cień jaskółki na klombie,
kolczyki i grzebienie,
pszczół fruwanie, brzęczenie
i ślad w słonecznym blasku
żeńskiej stopy na piasku,
oczy gęsi i kaczek,
latawce, pies, co skacze,
dym z komina, pył z kwiata,
słowa: mama i tata,
wiatr wesoły na drodze,
Wisła, czerwcowe noce,
dzwonki w sankach, śnieg nowy,
ogień z bierwion dębowych,
róg jelenia, kły dzika,
organowa muzyka,
i ten lecący żuraw,
i ta świecąca chmura...