Widokiem ludzi przerażony co dnia,
Na których ciężar nieszczęścia upada,
Jak twardych, ostrych kamieni kaskada
Z urwisk lecąca górskich na przechodnia:
Kiedy noc wejdzie nad świata ogromem
I usta życia gorliwe oniemi,
Pragnę zapomnieć o wszystkiem na ziemi
I w odrętwieniu spocząć nieruchomem.
Wówczas mi dziwny kraj się czasem marzy:
Przestrzenie w bezkres rozciągnięte, mroczne,
Nad niemi niebo szare, bezobłoczne,
Bezruch martwoty i cisza cmentarzy.
Na tych przestrzeniach głuchych obok siebie,
W białych całunów posępnej odzieży,
Tłum kształtów, jakby ludzkich cieni leży,
Z oczyma w ciemnem utkwionemi niebie.