W Gievonie zwierz się obudził stuzębny,
Widać krwiopijów rozwalone szyki:
»Teraz ujrzycie bój, lecz bój odrębny!«
Zgrzytnął... miecz uniósł... Zabrzmiały okrzyki,
Trąby zagrały, zagadały bębny —
Słychać rozkazy wodzów, bełkot dziki
Szwadronów, huczy odpowiedź żołnierzy...
Wichr łoskot — burza... Chwilę! grom uderzy!
Margraf od słońca zrobił daszek z dłoni,
Bo go raziło blaski jarzącemi — —
Patrzy — wciąż szybszy staje się pęd koni
Słucha wciąż rośnie. wzmaga się dreszcz ziemi —
Powietrze gwiżdże — tętni — huczy — dzwoni —
Pułki się niosą skrzydły wichrowemi.
Nad nimi sztandar połyska »Zawiei«
Z okiem padalca i gwiazdą nadziei.
Huf się rozdwoił... Lewem skrzydłem musnął
Obok zwycięzkich już Lecha zastępów.
Nagle się zwrócił i gradem w twarz plusnął...
Zawrzało. - Rzekłbyś: krwawe stado sępów
W dzioby stuknęło; wiatr, który był usnął
Na chwilę pośród wyciętych ostępów,
Zerwał się znowu i wściekłemi zęby
Runął na sosny, jodły, buki, dęby.
Lecz skrzydło prawe sunęło się dalej
Naprzeciw chmurze Stogniewowych szyków,
Dwa wichry lecą — dwa gromy — dwie fale...
Starły się. — Gievon nie słyszał okrzyków —
Tylko coś błysło na spiętrzonym wale
Głów końskich, ponad piersią wojowników —
Wionęła jakaś błyskawica złota...
A potem łoskot — szczęk mieczów grzmot młota
I ciężki piersi dech — i obłok bury —
I klekot głuchy — urywany — w rogi.
Tak, gdy uderzą o siebie dwa tury,
Oprą się łbami i poplączą rogi:
Grzmot tylko słyszysz, jakim charczą chmury,
Nie widzisz walki, a wre bój złowrogi
Gievo drży, chrzęstem przestrach zdradza zbroja.
— »O, nie upadaj, złota gwardyo moja!...
Ciało Winnildy przebiegają dreszcze.
Podpory szuka biała, drżąca ręka —
A dwie się chmury zmagają, złowieszcze
Szelesty płyną... Szum — huk... to mur stęka
Piersi lechickiej... Jeszcze — jeszcze — jeszcze,
Siłą całego ramienia — Niech pęka,
W gruzy się sypie i runie do błota — —«
— »O, nie upadaj, moja gwardyo złota!«
I nie upadła... Wzniósł się obłok siny
I odkrył oczom głuchej walki pole —
Hufce Stognicwa wśród krwawej doliny
Już się pierścieniem wygięły w półkole —
Łamią je lasów teutoburskich syny,
Choć krew na piersi, pot mają na czole —
Za chwilę pryśnie ta obręcz żelazna
I serce polskie, co to jest strach — zazna.
Gevo drży. Pod nim kopytem koń grzebie
I rzuca grudy, niby z kusz pociski,
Jeszcze cios jeden... ostatni! — Na niebie
Słońce południk przeszło, zachód blizki —
Pierścień się zwiększa — chwieje się - kolebie,
Słabsze są cięcia, mniej ogniste błyski — —
Gromów strzaskana nie odrzuci zbroja...
— »Ostatni jeszcze cios, o, gwardyo moja!«
Piekło!... nie pękła obręcz Stogniewowa —
Strzaskany pancerz mieczów się nie boi...
Hufiec się wstrzymał, jak chmura gradowa,
Związał się klamrą żelazną — i stoi.
Piekło!!... Błysnęła iskra piorunowa,
W pułkach zwycięskich straszny szczerb wykroi.
Targa się — szarpie — w konwulsyi się miota
Chluba Gievona, jego gwardya złota!
Nie! hańby takiej margraf nie przeżyje —
Runąć on woli pośród burz błyskawic:
Ma pułk nietknięty — tysiąc serc w nim bije
I tysiąc groźnych podnosi się prawic,
A tu z pogromu wracają »krwiopije«,
Jak gwiazdy błędne, wypryśnięte z mgławic —
Srom pali czoła, ale siła twórcza
Światy zapala, wpadłą pierś rozkurcza.
— »Tegom-że dożył, byście, niezwalczeni,
Stanęli dzisiaj przy mnie, jak wstyd - w mroku?
Z tysiąca ogni, z tysiąca płomieni
Jam was wywodził zawsze z słońcem w oku!
Kto życie swoje ponad godność ceni,
Kto kark swój poda, mając miecz przy boku —
Precz!... Szat nad wami nie będę rozdzierać,
Pokażę tylko, jak trzeba umierać!«
Tu spiął rumaka, ostrogę zanurza,
Aż krew bryznęła z rozprutego brzucha.
Skoczył, jak szatan... lecz za nim gna burza
I rozpętana wichrów zawierucha,
Tętent — szał — Piekło!... Słońca krwawa róża
Nad widnokręgiem stanęła — i słucha:
Czy to — potopu dawnego — szum fali
Echo przyniosło tu — i Bóg świat wali?...
.................