Było widzicie tak: będzie już ze trzy lata temu, zebrały się u japojskiego cycorza na imieniny wszystkie inne z całej Jeropy cycorze: i ruski, i chrancuski, i swancajski, i angielski, i wiela innych. Ano nic! Siedzą se, gwarzą, piwo z antałka popijają, golonką przegryzają, lukrowane pierniki chrupią. A japojski cycorz jakoś strasznie markotny. Patrzy ino na cycarzów i tak se ino pogaduje: ruski je, chrancuski je, hiśpański je, turecki je, a nie wszystkie jeszcze są. Ano — nic.
Dziwowali się cycorze: głowami kiwają, piwo z antałka popijają, golonką przegryzają, lukrowane pierniki chrupią.
A japojski cycorz jeszcze raz swoje: turecki je, chrancuski je, afrykajski je, italjański je, swancajski je, a nie wszyćkie króle są.
Wstał ci wtedy Alfons hiśpański cycorz, jako że najśmielszy był, nizko się pokłonił, usta serwetą wytarł i tak pyta:
Moiściewy i czego sobie tak w kółko pogadujecie?
A japojski cycorz, jak nie trzaśnie w stół łapą, jak nie krzyknie:
,,A gdzie polski król?''
Popatrzyli na siebie cycorze, wstał jeden, niby ruski i powiada: ,,jezdem polski król''.
A japojski cycorz, jak nie trzaśnie łapą w stół, jak nie krzyknie:
,,Nieprawda! bo jako ja japojczyk nad japojskim ludem króluje, tak nad polskim ludem polak ma królować''.
I poszło! takie ci się zaczęło japojskie wymyślanie: Kiki, miki, piki, taka sodoma, że Boże uchowaj! pokłóciły się, pogniwali się i bez to je ta cała wojna.
Źródło: Estrada, r. 1917, nr 1.