Gdy jeszcze dzieckiem śnił
I wijał wianki z róż,
Pogodny dzionek był
Od życia wolny burz;
Przy boku dziecku lśnił
Gwiaździsty anioł stróż,
I rozkosz czystą pił
Z kielicha rannych zórz.
Lecz ach! śród życia dróg
Blask zorzy zagasł mdły,
A zamiast róży — głóg,
A zamiast śmiechu — łzy.
Skrwawionych anioł nóg
Nie wiedzie już śród kry.
Zda się odwrócił Bóg,
A z nim młodzieńcze sny!
I szedł samotny w dal,
Za sterem własnych stóp,
Duchowa pękła stal
Śród ciężkich życia prób;
Śród zapomnienia fal
Utonął — żywy trup,
I żaden ludzki żal
Nie wie, gdzie jego grób.