Na rumuńskiej granicy,
W samym sercu Wyżnicy,
Moses Krumholc po dziadkach
Ma dom własny i tartak.
Za dnia kłód tartych zgrzyty,
Bierwionowe skowyty,
W szlochu tracza zajadłym
Desek spazm i drzew skamły.
Za to w wieczór świąteczny
Słychać w rynku szum rzeczny
I do okien Krumholca
Wpada światło miesiąca.
Ruski smęt kalinowy...
Ruś wyrusza na łowy,
Goni szumki i dumki...
Mosesowe frasunki...
Bo choć Moses rwachuje,
Drzewem dobrze handluje,
Deski w lejach pienięży:
Nie ma razy na księżyc!
W duszy ciemno i śpiewno...
Jakże zmóc taką rzewność?
I dylemat odwieczny:
Mój to smęt, czy szum rzeczny?
A i także po dziadkach -
Mozesowa zagadka:
Na pół płacz, na pół cichość -
Cetno w sercu czy licho?
Niby jasne - noc ruska,
Czeremoszski nurt pluska,
Chłodek rześki w ulicy:
Mieszka Moses w Wyżnicy.
Niby tak... tak... jest pewny,
Że ma tutaj skłąd drzewny,
Lecz najtrudniej jest właśnie
Rzecz tę sobie wyjaśnić.
Rzecz tę w sobie rozwikłać -
Bo to w Kutach na przykład
Też jest tartak jak tutaj,
A to przecież jest w Kutach...
Też jak tutaj o zmierzchu
Rude rogi na wierzchu,
Szumy rzeczne pod traczem...
Coś to tak... coś inaczej...
Ta uparta wątpliwość,
Wrogi, przemożny żywioł,
Moseseowy niepokój -
Czyha złe na obłoku...
Gdyby Dawid już dorósł,
Zmógłby licho wieczoru,
Moses mógłby odpetchnąć...
Dawid - pejsate cetno!
Zmógłby czay czerwieńskie
I słabości niemęskie -
Smęt ruskiego miesiąca,
Smęt Mosesa Krumholca...
Spływa błogość spod powiek...
Co to będzie za człowiek,
Byleby się uchował.
O, nadziejo kwietniowa!
Śpiewno w duszy i zewno -
Jakże zmóc taką pewność?
Krąży głowa zawrotnie...
Nie masz sił... Lament w oknie...