Ciosam kształty, ciosam trumny.
Wióry gorzkie - słowa lecą.
Szklane oczy rękom świecą -
Cóż za cieśla nierozumny!
Już niejedną zdjąłem miarę.
Trumien wielem wyobracał.
Coraz żmudniej idzie praca
Lata młode. oczy stare
Bo to miary są człowiecze.
Od miar takich wzrok się psuje.
Ręka zdziera, serce tnije -
Z tego się już nie wy leczę
Nierozumny, strugani krzyże,
Trudne jakieś składam dzieło.
A sam mc wiem. skąd się wzięło -
Chciałbym ludzi być najbliżej
Ciosał, ciosałbym kolebkę.
Co to pieści, sama nuci.
Dziatek z siebie nie wyrzuci,
Wyhołubi ciałka krzepkie
Cóż! - niech taką wygotuję.
Ręką dotknę, zakołyszę -
Przeraźliwą nutę słyszę.
Pod palcami trumnę czuję
Nie wiem, możem cieśla lichy -
Nazbyt ciosam niespokojnie.
Może to po wielkiej wojnie,
Nawyk jakiś, obłęd cichy
Może jakaś dumna pewność.
Wiara kryje się w tym trudzie.
A me tylko, jak chcą ludzie,
Lat naiwność, czułą rzewność
Nie wiem, może prościej zgoła
Ten nierozum się tłumaczy -
Może chroni od rozpaczy.
Może me ma mc z anioła
Nie wiem - ufam - kształty ciosam -
Wióry lecą, rosną, duszą.
Aż całego mnie przyprósza,
Aż się spiętrzą pod niebiosa
Pod wiórami się ułożę.
Syty smutku, z jasną twarzą -
Niech mnie bronią przed potwarzą
Wióry gorzkie, wióry Boże.