Oto szczyt! już poza mną stroma ścieżka. Spocznę!
Na traw nikłej pościeli kładnę się i dyszę:
Pode mną las - i łąki; nad sobą mam ciszę.
Ojcowizny niebieskiej błonie bezobłoczne.
Nasiąkły blaskiem przestwór, niby kryształ płynny
Czoło me uznojone rzeźwym tchem oblewa;
Na stokach gdzieś ruszone ledwie szumią drzewa,
Niebu niosące w hołdzie dank Ziemi powinny.
Cisza, jak gdyby myśli - i ziół wątłych krocie,
Dzień jesienny w pogody swej roztapiał złocie
pokój dokoła siał, by mak, przez sito...
Hej, tak kiedyś na inszym zobaczyć się szczycie
I jak teraz oczyma - duchem, patrzeć w Życie,
W tajemnicy przedwiecznej zagadkę - odkrytą!...