"I wziął tylko pięćdziesiąt." "Wieleż miał wziąć?" - "Trzysta.
Tak to z dobrego pana zły sługa korzysta." -
"A za cóż te pięćdziesiąt?" - "Psa trącił." "Cóż z tego?" -
"Ale psa faworyta jegomościnego." -
"Prawda, wielki kryminał, ale i plag wiele." -
"To łaska, że pięćdziesiąt." "I nieprzyjaciele
Taką łaskę wyświadczą." "On najlepszy z panów,
On sto plag nigdy nie dał." "Mów lepiej z tyranów,
Co dom czynią katownią, a na płacz nieczuli,
Z wnętrzności się człowieczych ku sługom wyzuli.
Ten, co gdy był sam sługą, dobre miewał pany,
Porzuciwszy niedawno podłe pasamany,
Co się niegdyś pokornie nazywał Maciejem,
Dziś jest jaśnie wielmożnym mości dobrodziejem.
Zza karety, gdzie stawał, przesiadł się w karetę,
W mundur barwę zamienił, a nader obfite
Mając zacności swojej próby oczewiste,
I herb znalazł, i przodków, i panegirystę.
Niech ziółko w krzaczek idzie, choćby w dąb urosło;
Wolno igrać Fortunie, jej to jest rzemiosło:
Cudotworna, na krzesła przerabia warsztaty."-
"Maciej chłop." "I cóż z tego? ale że bogaty,
Maciej szlachcic". "Niech będzie, ja nie chcę kaduka." -
"Ale Maciej łakomy i złych zysków szuka;
Nie pracą, lecz podejściem majętność pomnożył,
Ale nie kładł, gdzie trzeba, wziął, gdzie nie położył,
Ale Maciej niewdzięczny tym, u których służył,
Ale Maciej bogactwa na złe tylko użył,
Ale Maciej nieludzki - to satyra karze.
Nie dba ona, kto w jakiej zostaje maszkarze,
Odrzuca czczą wielmożność, a gdy z chłostą czeka,
Nie szlachcica, nie chłopa ściga, lecz człowieka.
Śpi jegomość w południe, choć pracy nie użył,
Nie śpi Marcin, noc całą i oka nie zmrużył,
Wolno panom i nadto, zbytek im nie wadzi,
Choć mało, nie godzi się ubogiej czeladzi.
Obudził się jegomość. Marcin, co czul pilnie,
Krząta się, chce, jak może, dogodzić usilnie,
Nadaremne starania! Któż panom dogodzi?
Jak legi, tak wstał niekontent jegomość dobrodziej.
Wszystko mu nie do gustu; noc na kartach strawił,
Wszystko źle; zgrał się wczoraj, klejnoty zastawił.
Przyszedł kupiec z regestrem, termin przypomina,
Trzeba oddać, a nie masz: sto plag dla Marcina!
Płacze w kącie. Więc krnąbrny po plagach się schował?
Dali drugie w dwójnasób, za co nie dziękował,
Więc dziękuje, a płacze; opłonął pan przecie
I Marcin, że po drugich nie przyszły i trzecie.
Katów waszych, nie panów, zjadłości igrzyska,
Nędzni! bydlęta z pracy, a sługi z nazwiska,
I płakać warn nie wolno, mówić jeszcze gorzej.
Przyjdzie kara za słowem okrutna tym sporze).
Paweł skąpy na czeladź, na zbytki utratny,
Za to, że od pół roka służący niepłatny
Prosił go o posiłek, łaknący czas długi,
Dał plag dwieście za strawne, a sto za zasługi.
Hojny pan! sterna karze, a płaci dziesiątkiem.
Nieźle zapomożony sługa takim wziątkiem
Milczy, a widząc, że się nie doprosi snadnie,
Co widocznie nie zyskał, po cichu ukradnie.
Zasmakuje rzemiosło, ażci złodziej w domu.
Zaprawił się na małej kwocie po kryjomu,
Pójdzie dalej. Z początku trwożny i przelękły
Ośmieli się: już kłódki, już zawiasy pękły;
Skradł skarbiec, zniknął z oczu, a odmienny stanem,
Przez kradzież (jak to teraz) zostanie i panem."
"A któż to teraz okradł?" - "Nie odpowiem snadnie,
Raczej pytaj, mój bracie, kto teraz nie kradnie.
Stracił ten kunszt odrazę, przemyślnych oświeca,
Dla głupich, dla ubogich tylko szubienica.
Inaczej o tych rzeczach świat mądry rozumie,
Nie karzą, że kto okradł, lecz że kraść nie umie.
Ale to nie o sługach. Zwyczajne u dworu
Są stopnie: jedne zysku, ą drugie honoru.
Jaśnie wielmożny tyran, bożek okoliczny,
Dla większej wspaniałości raczy mieć dwór liczny.
Stąd wyższe urzędnik!, niższe posługacze:
Pan koniuszy, co bije, masztalerz, co płacze;
Pan podskarbi, co kradnie, piwniczny, co zmyka;
Sługa pieszy, dworzanin, co ma pacholika,
Pokojowiec przez zaszczyt wspaniałemu sercu,
A dlatego, że szlachcic, bierze na kobiercu.
Pan architekt, co planty bez skutku wymyśla,
Pan doktor, co zabija, sekretarz, co zmyśla;
Pan rachmistrz, co łże w liczbie, gumienny, co w mierze;
Plenipotent, co w sądzie, komisarz, co bierze
Więcej jeszcze, jak daje, a złodziejów mniejszych
Kradnąc, sani jest użyty do usług ważniejszych.
Łowczy, co je zwierzynę, a w polu nie bywa;
Stary szafarz, co zawżdy panu potakiwa;
Pan kapitan, co Żydów drze, kiedy się proszą;
Żołnierze, co potrawy na stół w gale noszą;
Kapral, co więcej jeszcze kradnie niż dragani,
I dobosz, co pod okna capstrych tarabani,
A kiedy do kościoła jedzie z gronem gości,
Bije w dziurawy bęben werbel jegomości.
Mają króle marszałków. Co być królem może,
Jak ma być bez marszałka? Gale i podrożę
Szlachci dumny urzędnik, namiestnik powagi,
Wicetyran. Bez niego i chłosty, i plagi
Nie miałyby zaszczytu. On kary rozdawca,
On rozrządziciel męczeństw, on katowni sprawca.
A jak niegdyś przed rzymskim konsulem topory
Niosły kar wykonacze, bezwzględne liktory,
Tak przed srogim marszałkiem sążniste pajuki
Niosą skórom pamiętne boćkowskie kańczuki.
Wchodzi. Zewsząd jęczenia i płacze się wznoszą,
Oprawcy gdy rozkazy srogie nędznym głoszą.
Dom się wrzaskiem napełnia; płacz sług pana cieszy,
Wspaniały jękiem nędznych, płaczem służnej rzeszy,
Rzuca groźnym wspojźrzeniem nieszczęśliwe losy,
Karmią słuch neronowski płaczliwe odgłosy,
A w powszechnym nieszczęsnej czeladzi ucisku,
Gdy przeklęstw, narzekania dań odnosi w zysku,
Czuje, że pan, bo gnębi. Jestźe usłużony?
Bynajmniej, szczęścia tego nie znały Nerony.
Służy wiernie, kto kocha, nie ma sług, kto dręczy.
Niewolnik, co pod jarzmem obelżywym jęczy,
Dźwiga ciężar w przeklęstwie na tego, co włożył.
Klnie los, co się tym zjadlej dla niego nasrożył,
Tym dotkliwszym, odjąwszy wolność, skarat stanem,
Gdy kazał temu służyć, co niewart być panem."