Księżyc — fałszywy dukat
blaskiem do okien puka:
na ścianach, na suficie
wysrebrza się majowo,
przez tafle szyb zastygłe
magiczną woła mową — —
Nie przychodź do mnie nocą,
nie wołaj — dokąd? poco?
Nie wierzę twojej wiośnie,
nie wierzę bzom, jaśminom —
przed laty jakiś uśmiech
w majowych bzach mi zginął...
Przed laty jakieś słowa
wiosenny wiatr mi ukradł...
— To przez to muszę milczeć,
to przez to jestem smutna.
Księżyc blaskami chlusta
na zaciśnięte usta —
splecione, chłodne palce
łaskocze płynnem srebrem,
zmierzwioną ciemność czesze
dzwoniącem, lśniącem zgrzebłem.
Ciemność się miękko czesze,
palce się twardo splotły...
Sen legł na oczach kwiatem
zgniecionym i wilgotnym.
Nie warto wznosić powiek —
cóż mi nowego powiesz?...
Nie warto warg rozchylać,
nie warto rąk rozplatać,
nie pomną stopy ścieżek
księżycowego świata — —
— Blaszane cacko nocy,
nie masz nade mną mocy!
Źródło: Imiona świata, Henryka Wanda Łazowertówna, 1934.