Kiedy bezsenność odegna cud spania
I czarny anioł otworzy kwiat duszy,
Z bezsennej nocy tajemniczej głuszy
Tak wiele dźwięków dla mnie się wyłania.
I płyną ku mnie z bliska i z daleka —
Jedne radują się a drugie żalą,
Spadają na mnie rozegraną falą
Głosy natury i głosy człowieka:
Słodkiej miłości harmonijka szklana,
Wydziedziczonych zły pomruk żebraczy;
Krzyk nienawiści, zbrodni i rozpaczy,
Grany na fletni zwanej „Vox humana“.
Wschodnie muzyki dzwonią taktem scherzów,
Sypie się piasek z pod kopyt wielbłądów,
Szumią mi palmy południowych lądów
Na koralowych wyspach ludożerców.
Spadają w przepaść wodospadem rzeki,
Dżungla zaczyna swój poranny pean —
Ale najgłośniej huczy mi ocean,
Choć taki obcy i taki daleki.
Słyszę jak bezmiar wód nieokiełzany
W głębinach swoich dziko się przewala,
Jak się ku niebu spiętrza siódma fala
I sunie naprzód na kształt groźnej ściany.
A potem pęka i spada jak potwór
Na zabłąkane bryki i żaglowce
I białe piany, zwełnione jak owce,
Wciąga z okrętem w śmierci czarny otwór.
Tam za oknami gwiazd łagodna mleczność,
A tu bezsenność na krawędzi łoża...
Grajcie mi lasy i huczcie mi morza!
Jestem jak muszla, w której szumi wieczność.
Więc się nie bronię, bo wiem, że daremnie
Wzywać mi sennych, makowych haszyszy —
Wielka muzyka światów w nocnej ciszy
Nie jest poza mną, ale śpiewa we mnie.
I nie ogarnia mię wśród nocy trwoga
Przed Tajemniczem, Groźnem i Nieznanem,
Bo serce moje jest owym organem,
Na którym grają dobre palce Boga.
Źródło: Ogród Życia, Henryk Zbierzchowski, 1935.