Nie! dłużej toczyć tej walki nie mogę;
człek, i olbrzym — powinność! — to walka bez miary. —
Słaba-ś ty, aby-ś w sercu ztłumiła pożogę,
to takiej, cnoto, nie żądaj ofiary.
Przysiągłem, prawda, i pamiętani płacę;
lecz sięgnąć po nią nie śpieszę;
Przysiągłem zwalczyć siebie, — niech twój wieniec tracę,
weź go, a ja — niechaj grzeszę!
Nasz dawny układ niech zerwany będzie;
Laura mnie kocha — bierz twoją koronę!
Szczęśliwy, kto pogrzebion w roskoszy obłędzie,
Spokojnie, jak ja, żegna raje utracone.
Laura widzi, jak robak kwiat mi wieku toczy,
troska liść wiosny mej płowi,
widzi, jak ta moc duszy moją duszę tłoczy,
i, wspaniała, o mojej nagrodzie stanowi. —
Gdzie, piękna duszo, dobroć anielska cię niesie?
twą litością występek uzbrajasz na siebie;
bo jest-że w życia niezmiernym zakresie —
jest-że nagroda, piękniejsza nad ciebie?
— nad występek, którego myśl unikać chciała?
Otóż, tyrańskiem zrządzeniem,
nagroda, co mą cnotę jedna wieńczyć miała,
ostatniem tej cnoty jest tchnieniem!