I ja w Arkadji byłem w dniach zarania!
I mnie, w kołysce nad czołem —
Przyroda sojusz przysięgła zbratania —
I ja w Arkadji byłem w dniach zarania —
Choć nic stąd — prócz łez nie wziąłem!
Raz tylko wiosna kwieciem życie ściele!
Dni moich kwiaty opadły —
I Bóg milczenia, płaczcie przyjaciele!
Pochodnię moją pogrzebał w popiele,
Jasne dni moje pobladły.
Wieczności straszna! na twoim pomoście
Stawam — w pomroków powiciu —
O! weź te wróżby! coś słała mi w goście!
Jać je powracam nietknięte, w całości,
Jam szczęścia nie zaznał w życiu!
Przed tron twój niosę mą krzywdę i żale,
Sprawiedliwości bogini!
Na ziemi naszej mówią ku twej chwale,
Że spraw ludzkości dzierżąc w ręku szalę,
Tyś wierna prawom — sędzini!
Tu na nędzników mówią że grom zleci! —
Cnota zabłyśnie jak słońce —
Tajniki serca wszechwiedza rozświeci
Że będą jasno czytały w nich — dzieci!
I tu policzą cierpiące!
Tutaj pociecha wygnańcom rozlana,
Tu koniec wszelkiej boleści! —
I córa bogów — u was prawdą zwana,
Wielu tak straszna, a mału tak znana,
Kres drogi mojej obwieści!
„Snów twych — w wieczności nastąpi ziszczenie!
Lecz oddaj młodość mi swoją;
Tylko nagrody wziąwszy zapewnienie —”
Jam z piersi wydarł młodości promienie,
I młodość oddałem moją! —
„Oddaj mi Laurę! czystości gołębiej,
Którąś ukochał z zapałem!
Za grobem spłacę ból, co dziś cię gnębi! —”.
Jam serce rozdarł — i wyrwał ją z głębi,
I płacząc głośno — oddałem!
W tem śmiech, co duszę rani nakształt grotów,
Zabrzmiał szyderskim chichotem.
„Więc uwierzyłeś? na zdradę bądź gotów!
Zdradę kłamczyni, służebnej despotów,
I giń — z marzeniem twem złotem!”
Jak roju wężów syk szedł coraz dalej:
„Przeszłości strasząsz cię mary?
Czem są twe bogi, które ludzkość chwali?
Te zbawce świata — na rozumu szali?
Na strach zmyślone — lub czary?”
„Czemże jest przyszłość, co śni w grobów łonie?
Ułudna wieczności władza?
Oto nicością w dogmatu osłonie,
Bojaźnią, w własnem wymarzoną łonie,
Którą strach w potwór przeradza!”
„Mamidłem pustyń które życiem nęci —
Mumją zastygłą z przeszłości —
Z balsamem pociech, w grobie niepamięci
Pod straż milczenia złożoną — pieczęci!
To sen twej nieśmiertelności!
„Za tę nadzieję, wśród gruzów i ciemnic,
Oddałeś pewność twych losów!
Sześćdziesiąt wieków strzeże tych tajemnic,
A czyż kto wrócił z zagrobowych ciemnic,
I odkrył tajnię niebiosów?”
Widziałem wiosno, jak do twego brzegu
Anioł zniszczenia domierzył —
Jak wszystko zwarzył w szalonym swym biegu;
Lecz żaden z trupów nie powstał szeregu —!
Wtedym w te słowa uwierzył. —
Teraz z miłości — z przyjaźni wyzuty,
Stawam przed tobą królowo —
Do kropli czarę spełniłem cykuty,
Pewny, że wiek mój goryczą zatruty
Tu znajdzie nagrody słowo!
„Równą miłością mą dróżynę dzielę,”
Ozwał się genjusz z ukrycia.
Dwoma kwiatami to życie się ściele,
Niech każdy zważa co bierze w udziele,
Nadzieję? — czy kwiat użycia?
„Do których jeden z tych kwiatów się śmieje,
Niech drugi wolny zostawią!
Szalej! kto ufać niezdolny! — Nadzieję
Zostaw wierzącym! — A ludzkości dzieje
Sąd ci ostatni objawią!”
„Tyś ufał, więc ci oddana zapłata;
W tem twa nagroda — w czem praca!
Zapytaj o to wszystkich mędrców świata:
Co jedna chwila w otchłanie pomiata,
To wieczność cała nie wraca!”
Poznań, 4. II. 70. r.