Kmieć mówi, jak mu łatwiej, zaś człowiek uczony,
Jak się w szkole nasłuchał, gdy umysł natchniony,
Mówiąc, tworzy — i wiele pierw przed gramatyką
Jest Homer! Lecz profesor mówi tak, jak pisze,
I porwaćby się gotów na słońce z motyką —
A muzyk mówi, jak mu lgną w palce klawisze.
I gdyby kto zagnańca postawił dzikiego
Przed świątynią w Atenach, na której frontonie
Są te a te zarysy, rzekłby on: „Dlaczego?
Dlaczego plan przeziera z głębi, nie zaś tonie
W posadach gmachu? Czemu te wewnętrzne prawa
Sterczą, jako mamuta grzbiet z wyżyn mogiły,
Gdy linja owa najmniej siły nie dodawa,
A owy rozstęp linji nie spotęża siły?»
Pytania te i takie byłoby zdziwienie
Dzikiego Scyty. Dzikość bowiem stąd pochodzi,
Że się jest jednostronnym, jak kwiatów korzenie,
I że się przeciwwrotnych połowic nie godzi.
Kwiat śpiewa: «Ja do słońca prosto drgam!» — a korzeń,
Że kwiat mu jest korzeniem, że różność z położeń
Idzie, lecz nie z natury, i że on, w ciemności,
Gdzie dąży, czując, kwiatów podeptał próżności!
Lecz mowa piękna zawsze i wszędzie polega
Na wygłoszeniu słowa zarazem ponętnie,
I tak zarazem, że się pisownię postrzega;
Po tejto zgodzie, jak po nieomylnem piętnie,
Poznasz, pojedyńczości obcowanie z prawem,
Ducha z literą, nocnej głębokości z jawem.
Dodam tu, że Chińczykom, skoro nas obaczą,
Najdziwniejszą się rzeczą wydają guziki
Dwa ztyłu! Te, pytają Chińczyki, co znaczą?
K’czemu są? —
Użyteczność ocenia człek dziki,
Lecz harmonji ogólnej pojąć on nie może,
Jak chory wstać i swoje na plecy wziąć łoże;
On ani dostrzec zdolny, że, gdyby, jak groby
Lub jak szlafroki, ludzie zatyli, to może
Guzików dwóch na krzyżu wcale nie byłoby.