na miękkiej trawie twarzą do chmur
leżę ogromny chiński bogdychan.
nie tknął mnie żaden piorun ni mór,
a jednak czuję, że zdycham.
i kiedy z estrad płonących jaśniej
ciskam swoje ochłapy brutalny i wielki,
śmierć moja może dogryza już właśnie
moje ostatnie cukierki.
nie będę pisał wierszy, - jak pusty kłos SĄ,
lecz wiem, że ci, co raz słyszeli je,
jak zarazę za sobą wszędzie poniosą
kaprysów moich ewangelie.