Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zakochałem się
Zakochałem się w pewnej pięknej Kobiecie
W Jej niebieskich oczętach widziałem błysk
Marzyłem o Niej
Śniłem o Niej
Dnia któregoś powiedziałem Jej, że jestem
Zakochany
Dałem czas do namysłu
Pomyślałem: niech się Dziewczyna zastanowi
Aż uznałem, że nadszedł odpowiedni czas
Chciałem Ją gdzieś zaprosić
Nie zgodziła się.
Powiedziała "No i co z tego, że mnie kochasz"??"

Zakazała mi kochać.
Powiedziała, że Ona już o tym zapomniała
I lepiej, żebym ja też zapomniał,

Kochałem Ją i nadal kocham
Ale Ona zakazała mi tego
Zakazała mi kochać.
Mówiła, że lepiej, jak zapomnę.
Ale jak zapomnieć? Ja.. nie potrafię,

A dziś w nocy śniło mi się,
Że mnie przeprasza
Przeprasza, że mnie tak potraktowała
Jak śmiecia, jak nic nie wartego śmiecia...

Ale kocham, kocham, kocham Ją
I nie mogę przestać myśleć o Niej
To ma Miłość, ten cudny Kwiat,
Nie pozwala zasnąć mi
Kradnie moje sny...

Ktoś śpiewał: "Wiesz dobrze co było by dalej
Jakbyśmy byli szcześliwi
Gdybym nie kochał Cię wcale"
Może i bylibyśmy szczęśliwi,
Gdybym nie kochał Jej wcale.
Ale, mówiąc krótko, co to za Miłość bez miłości??

Ale kocham, kocham, kocham Ją
I nie mogę przestać myśleć o Niej
To ma Miłość, ten cudny Kwiat,
Nie pozwala zasnąć mi
Kradnie moje sny...


// Proszę o przeniesienie do odpowiedniego działu.

Opublikowano

Utwór przesycony uczuciami.
Ogromny ból mężczyzny, który niewłaściwie (bo bez wzajemności) ulokował swoje uczucia. W moim odczuciu jednak trochę za wprost, za dosłownie. Pretensjonalnie i prosto...

Podoba mi się jednak jeden wers: "co to za Miłość bez miłości". Nieskomplikowane, ale... silne.
Przy okazji mam pytanie. Czy ta "Miłość" przez duże "M" jest ważniejsza od tej "miłości" pisanej małą literą? To zamierzone, czy przypadkowe?
Dodatkowo pojawiło się kilka literówek. Np. "niewiaście".

Pozdrawiam:)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



W wierszu jakby utożsamiam Dziewczynę z Miłością. Przynajmniej chciałem, żeby utwór tak zabrzmiał...

"Co to za Miłość bez miłości"

miłość z małej - zwykły rzeczownik, który symbolizuje Miłość ;)
Opublikowano

Autor nie może utożsamiać osoby z miłością, tu coś nie gra, jest jakaś nieszczerość.
Rada świąteczna, zakochaj się. Bierz z każdej znajomości, to co można z niej wziąć. I ciesz się tym.
ps. trochę ta wypowiedź wygląda jak spóźniony żal za grzechy, wklejony w takim miejscu żeby każdy zauważył.

Opublikowano

Tak dzisiaj patrzę, że w tym utworze akcja za szybko się toczy ;)

Dlaczego nie mogę utożsamiać Kobiety z miłością?
Nieszczerość? Może jesteś niesprawiedliwy? Zobacz, co jest pisane z dużej litery - Dziewczyna, Kobieta, Jej, Ona, Niej,Miłość (oprócz jednego wyjątku)... To wszystko się wiąże - piszę o tej Wybrance.

Opublikowano

Moim skromnym zdaniem notabene nie powinienem tego robić, jednak zrobię. Utożsamię autora tego wiersza z jego podmiotem lirycznym. Przelewanie uczuć na papier jest nagminnym przypadkiem początkujących. Wiersz zawiera w sobie wiele wątków pisarskich. Wers rymowany tuż obok wersów bez rymów. Wers zawierający cytat obok oksymoronu "Miłość bez miłości".

Jednak, któż z nas tak nie zaczynał. :)
Pozdrawiam autora by nadal udoskanalał swoje dzieła.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Waldemar_Talar_Talar Zgadzam się ! Ładne porównania...  
    • Wieczór. Jezioro zapina horyzont ostatnim promieniem światła. Słońce – spóźniony kochanek – tonie w jedwabnej, szepczącej trzcinie. Cisza. Nie pusta. To język pragnienia natury. W niej każde ich tchnienie. Woda milczy Ale to milczenie drży – jak skóra świata przed pieszczotą dłoni. Oni. Bez imion. Miłość nie potrzebuje dźwięku. Spleceni, jakby czas tkany był z ich oddechów, jakby każdy gest, każda ścieżka - prowadziła do tej chwili, czekał zapisany w niebie. A jednak – w ich spojrzeniach cień. Dotyk losu. Świat szepcze kruchą pieśń przemijania. Ich pocałunki – ciepło ciał i drżenie warg, symfonia żywiołów: ogień i wilgoć, wieczny alfabet istnienia. Nie całują się. Oni się stwarzają. Jezioro patrzy: nieme. Wierne. Rozświetlone – bez końca Brzeg milczy, lecz to milczenie kłania się Przedwieczności – ciszą bezmierną.
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      xd   Agatko,  Jeśli zametkowałaś twórczość w gatunku haibun, to utwór powinien chociaż stać niedaleko tego gatunku.  Nie czepiam się detali, tylko podstaw.  Proza + haiku. Tylko tyle.   Przecież nikt nie każe pisać ci pod Pulitzera, ale błagam szanujmy gatunki literackie. Bo za moment ktoś posunie się dalej i zrobi się bałagan.   Nie chciałam cię urazić, ale nie mogłam przejść obojętnie, bo ktoś weźmie przykład i zacznie rworzyć potworki.   Świat na zewnątrz zapiepapier, ale tu, w świecie literatury, są pewne ramy, z których całkowicie wyjść nie można.   Jest mi smutno i przykro. I proszę o zlikwidację lajka :(   Jaka wojna? O co chodzi? Nieważne. Jak zlikwidujesz lajka usunę wpis. I będzie ok.  
    • OBŁĘD Było to w miejscu, które nie znało już światła. Nie dlatego, że słońce przestało wschodzić — po prostu nikt nie miał już siły otwierać okien. Stary dom przy końcu ulicy Węgla. Numer zatarty, szyld wykrzywiony, kamień brunatny od upływu czasu. Mówiło się, że mieszka tam człowiek, ale nie było go widać. Tylko czasem, o trzeciej nad ranem, gdy miasto już nie śniło, ale jęczało, słyszano śmiech. Taki, który nie miał ust. Na początku Tomasz sądził, że to przemęczenie. Delikatne rozjeżdżanie się myśli — jakby alfabet nagle stracił przyczepność. Niektóre słowa przestawały znaczyć. Inne zaczynały znaczyć zbyt wiele. Obłęd. Nie jako diagnoza. Jako klimat. Jak wilgoć, która nie schnie. Jak szczelina w głowie, przez którą coś się sączy. Myśli, sens, imię. Tomasz tego nie nazywał. Jeszcze. Myślał, że to stres. Że umysł się przegina, ale wraca. Ale tym razem nie wrócił. Myśli się skracały. Potem rozciągały. Potem wracały. Ale inne. Jakby coś przeszło przez niego. Jak ciecz, która zapomniała, po co była. Zaczęło mu się wydawać, że obłęd się sączy. Jak światło, które leje się z głowy. Nie świeci — wycieka. Nie ogrzewa — zostawia ślad. W środku zrobiło się chłodno. Jakby ktoś otworzył okno, a za nim nie było świata. Dwie kromki chleba z masłem. Rano. Jakby codzienność próbowała się jeszcze trzymać formy. Ale masło smakowało jak kurz. A chleb — jak tynk z sufitu. Rozmowa z lekarzem — — Tomaszu, czy wiesz, gdzie jesteś? Światło lampy tliło się w aluminiowych szwach. Głos lekarza był suchy. Jak zapis. — W środku — powiedział Tomasz. — Ale we mnie ktoś patrzy. — Kto? Nie odpowiedział. — Co widzisz, gdy zamykasz oczy? — Lustro. Ale od środka. — Czasem słyszę słowo, którego nie znam. „Szuriel.” Powtarzam je, żeby nie przestało istnieć. Albo żeby ono jeszcze istniało, póki je powtarzam. — Słyszysz głosy? — Słyszę intencje. Zanim się staną. Jakby ktoś myślał za mnie, ale używał moich słów. Lekarz zapisał coś na kartce, która nie miała znaczenia. Zanim jeszcze wszystko zaczęło szumieć — pamiętał zapach sierści psa po deszczu. Miał na imię Maks. Gdy Tomasz płakał, pies układał się przy jego nodze, nie pytając, nie oceniając. Tamto ciepło miało gęstość. Teraz zostało tylko echo temperatury. Piwnica z cegły. Cień nie odbijał tam światła. Światło się tam bało. Tam Tomasz pisał — ręką, paznokciem, zębami. Nie po to, żeby coś przekazać. Raczej, żeby trzymać się znaczeń, które jeszcze nie wyparowały. Na ścianie pojawiło się zdanie, które powtarzał bezgłośnie, jakby chciał się nim zamknąć: Rana w głowie nie boli. Ale przez nią coś patrzy. Nie wiedział, co to znaczy. Ale wiedział, że to prawda. Rysa. Przyszła nocą. Nie w murze. W środku czaszki. Słyszał ją. Jakby ktoś drapał od wewnątrz. Jakby coś próbowało wyjrzeć przez niego. A potem przyszło coś, co nie miało imienia. Nie głos. Nie cień. Obecność. Jakby jego własna świadomość usiadła obok, na krześle, i patrzyła z kąta pokoju. To nie ja myślę — powtarzał. — To ktoś myśli przeze mnie. A potem: Jestem ciałem. Ale w środku jestem rozerwany. Zakleił uszy. Nie słyszał dźwięku. Słyszał intencję dźwięku. Lustro zakrył kocem. Ale wiedział, że i tak ktoś patrzy. Nie z zewnątrz. Z wnętrza odbicia. Zapiski stały się krwią. Nie pisał po papierze. Pisał, żeby zostać. Pisał, żeby jeszcze przez chwilę być czymś więcej niż miejscem. Myśl wypływała. On za nią. W środku zostawała cisza. Ale ta cisza była zajęta. Zamieszkiwało ją coś, co nie oddychało. Tylko trwało. Zimne. Nienazwane. Zadowolone. Końcowa spirala Którejś nocy poczuł, że to coś się otwiera. Nie w murze. Nie w głowie. W samym pojęciu „ja”. To nie ja. To nie ja. To nie ja. To nie— A potem już nic. W tym samym czasie, kilka ulic dalej, ktoś inny zaczął mieć wrażenie, że jego myśli są dziwnie znajome. Jakby kiedyś należały do kogoś, kto już nie istnieje. Albo... jeszcze nie przestał. Rano znaleziono go przy stole. Nie martwego. Ale nieobecnego w sposób, który nie podlega leczeniu. Oczy miał szeroko otwarte. Jakby patrzył gdzieś głęboko za plecy rzeczywistości. Albo jakby ktoś z wnętrza jego czaszki patrzył na nich. Na ścianach zdania w spirali. Setki razy powtórzone, coraz mniejsze, coraz ciaśniejsze, jakby miały się same wessać do środka. Wydrapane zębami: „Jestem tylko przestrzenią, przez którą coś przechodzi.” Niżej, niemal szeptem, jakby napisane przez dłoń, która już nie wiedziała, że istnieje: „To echo. Nie trzeba go rozumieć. Wystarczy je usłyszeć za późno.” W prawym rogu, na ścianie z czarnej cegły, najdrobniej, krwawym paznokciem: „Ten wewnątrz mnie wyrwał szczelinę. A ty właśnie przez nią przechodzisz.” W tym miejscu już nic nie śni. Nie śni się nawet cisza.
    • @piąteprzezdziesiąte A co Ty robiłaś, gdy zaczęła się kolejna wojna?   Pa    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...