Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jeśli się ma krzepę - kogokolwiek :)
Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pięknie, to o mnie :)
dzisiaj zza okna obserwowałam jak wrony budują nowe gniazda, zięba przyleciała do karmika, dziecioł w okno zastukał, nie mówiąc o sikorkach, które tłumnie odwiedziły moje okno, a confetti sypało się z nieba,
zima jeszcze szczerzy kły lodowe, ale słońce daje jej czadu, stopiło gile dachowe:P
dzięki babo za ten cudny wiersz
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jeśli się ma krzepę - kogokolwiek :)
Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba


oj, zgadzam się ;) kiedyś mi się śniło, że mojej miłości lew odgryzł nogi i ręce, i niosłam go przez pustynię jak małe dziecko...
i ta biała sukienka ^^ to też mi wskazuje na jakiś dorosły kontekst ;P
a przenoszenie przez szkliste kałuże, to dla mnie przenoszenie przez zapłakane oczy,
gdzieś do wewnątrz, w inny świat ;) choroba,

piękny wiersz.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


pięknie, to o mnie :)
dzisiaj zza okna obserwowałam jak wrony budują nowe gniazda, zięba przyleciała do karmika, dziecioł w okno zastukał, nie mówiąc o sikorkach, które tłumnie odwiedziły moje okno, a confetti sypało się z nieba,
zima jeszcze szczerzy kły lodowe, ale słońce daje jej czadu, stopiło gile dachowe:P
dzięki babo za ten cudny wiersz
A ja dziękuję, za tak miłe słowa. Bardzo kocham naturę, ptaszki, robaczki,
no, może tylko pająki mniej, choć żadnego nie ubiję. Wiesz, ja od kilku dni,
też obserwuję pewne drzewo, dość oddalone od mojego okna, bo zauważyłam
jak do niego podfruwają wrony( lub sroki?). Uważałam, że podjadają owoce jemioły,
ale to może też gniazdo budują? A karmik u Ciebie za oknem bardzo dobrze świadczy
o ludziach, którzy go zbudowali i dbają o ptaki. One się wrótce odwdzięczą.
Właściwie, to źle powiedziałam; już się odwdzięczają, bo przylatują i są!
Ale do mnie na balkon, to tylko gołębie i sikorki, jeszcze muszę uważać, żeby sąsiadom
niżej nie brudziły. Czasem jakaś wrona, czy kawka, ale dzięcioła ani zięby - nie było.
Dziękuję za przeczytanie i ciepłe słowa,
serdecznie pozdrawiam
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba


oj, zgadzam się ;) kiedyś mi się śniło, że mojej miłości lew odgryzł nogi i ręce, i niosłam go przez pustynię jak małe dziecko...

i ta biała sukienka ^^ to też mi wskazuje na jakiś dorosły kontekst ;P
a przenoszenie przez szkliste kałuże, to dla mnie przenoszenie przez zapłakane oczy,
gdzieś do wewnątrz, w inny świat ;) choroba,

piękny wiersz.
Nie zazdroszczę takiego snu, przerażający, pewnie się umęczyłaś, ale we śnie, wszystko jest możliwe. Dziękuję bardzo za przeczytanie i opinie o wierszu. Tak, szkliste - muszą zostać,
dobrze kojarzysz. Dzięki, miło mi, serdeczności
- baba
Opublikowano

Rzeczywiście stworzyłaś w tym wierszu taki ciepły, matczyny klimat. Czyta się go z przyjemnścią. Bardzo ładny.
Trochę zawadzał mi ten cukierek uśmiechu, zbyt oczywisty i jaskrawy na tle całego wiersza, ale to tylko moje zdanie, bo wiersz na +.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Mógł zawadzać, bo ja też podchodziłam do niego jak pies do jeża.
Chodziło mi głównie o kształ uśmiechu, nie samą słodycz, wyszło, jak wyszło.
Bardzo dziękuję za przeczytanie, ciepłe przyjęcie wiersza i komentarz.
Serdeczności
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Też się zgadzam; pisz Kobieto! Piszesz ciekawe wiersze,
choć nie odpowiadasz na komentarze. To nie zarzut,
tylko stwierdzenie faktu. Więc wzajemnie: piszmy!
Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz,
pozdrawiam serdecznie
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Jeśli się ma krzepę - kogokolwiek :)
Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba
Ale dla mnie ten uśmiech jak cukierek i noszenie na rękach jest o dziecku. I już. :-)
I o dziecku ten wiersz bardzo mi się podoba.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba
Ale dla mnie ten uśmiech jak cukierek i noszenie na rękach jest o dziecku. I już. :-)
I o dziecku ten wiersz bardzo mi się podoba.
No ja prawdę mówiąc przez kałuże, to tylko dziecko, co jak się teraz zastanawiam, wiele wyjaśnia, hmmm ;)
Mnie się podoba w każdej tematyce :))
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Cukierek pasuje faktycznie do uśmiechu dziecka najbardziej, ale nie tylko.
Na pytanie: kogo można przenosić przez kałuże, odpowiedzieć mogę, że też zależy kto
kogo przenosi. Krzepa jak najbardziej jest pomocna. Kiedyś, się śpiewało:
"spójrz jaki śnieg, jaki śnieg, moja miła, ja cię przez zaspy przeniosę na rękach...",
ale jak by co, to i ja bym go też, przez te zaspy i kałuże niosła, może nie na rękach,
raczej na plecach; "na barana".
Podobno już cukier nie krzepi!
Z uśmiechem
- baba
Ale dla mnie ten uśmiech jak cukierek i noszenie na rękach jest o dziecku. I już. :-)
I o dziecku ten wiersz bardzo mi się podoba.
Witaj Oxyvio w słoneczny dzionek! Baaardzo dziękuję, za jeszcze raz. Masz słuszność,
jak każdy , kto myśli, o kimś! Wyobraź sobie, że ja też pomyślałam, że to mnie, on,
przez te kałuże, bo wieś i kałuże, najprawdziwsze! Pewna dziewczynka, która bardzo
szybko (bardzo za szybko) wydoroślała, też mnie uściskała i powiedziała, że o niej.
Chyba, to dobrze. Najważniejsze, że słonka dzisiaj wreszcie tyle! Aż się chce wyjść z domu.
Dziękuję, w taki dzień łatwiej kochać cały świat!
Całuski
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Ale dla mnie ten uśmiech jak cukierek i noszenie na rękach jest o dziecku. I już. :-)
I o dziecku ten wiersz bardzo mi się podoba.
No ja prawdę mówiąc przez kałuże, to tylko dziecko, co jak się teraz zastanawiam, wiele wyjaśnia, hmmm ;)
Mnie się podoba w każdej tematyce :))
Dzięki, dzięki, dzięki za to podobanie i za zajrzenie ponowne do izby.
W izbie dzisiaj pełno słońca, trzeba się zabrać za sprzątanie (w słońcu lśni kurz),
a potem hajda!
Nie czytałam jeszcze Twojego, ale za trochę, zajrzę, poczytam i namazgrolę.
Dzięki
- baba
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


piękny klimat
confetti to teraz sypią czy później? - to słowo nie leży mi w klimacie wiersza - nadchodzącej wiosny , budzącej się przyrody i powrotu do zdrowia

Pozdrawiam Jacek
Dziękuję, confetti sypią kwitnąc i przekwitając. Do złudzenia confetti - małe białe
płatki, za byle dotknięciem osypujące się z gałązek.
Confetti - chyba nie mają wyrazu równoznacznego w języku polskim, symbolizują radość, huczny bal, uświetniają przyjęcia. W moim odczuciu, wiosna - zawsze się kojarzyła i kojarzy
z płatkowym confetti, w tym czasie po spacerach za miastem, zawsze wracam do domu z płatkami we włosach.
Rozumiem, że mogą się również nie kojarzyć i "nie leżeć w klimacie wiersza".
Dziękuję za przeczytanie i podzielenie się z wrażeniem po przeczytaniu.
Serdecznie pozdrawiam
- baba
Opublikowano

Śliczny wiersz ! Aż zapachniało mi wiosną ;)
Szczególnie podobają mi fragmenty:

"przenosić cię będę przez szkliste kałuże
wzruszymy
głęboko tkwiące w nich nieba"

"tymczasem zdrowiej kochanie prędko
zakwitną chabry w bieli sukienki
cukierkiem uśmiechu osładzaj codzienność
goryczą
jak fartem dziel się też ze mną"

Widzę w nich oznaki prawdziwej miłości, przywiązania ...
A przenoszone przez kałużę nie musi być dziecko,tylko np. ukochana kobieta
Pozdrawiam ciepło ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Tak, też może być. Dziękuję za przeczytanie i miły komentarz,
niedługo zapachnie nam ta prawdziwa, podobno ma być wkrótce,
nawet 20stopni (?!). Ciekawe, czy będzie.
Serdecznie pozdrawiam
- baba

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się
  • Ostatnio w Warsztacie

    • Pani Dyrektor ogłosiła, że na Wigilię zostaną zaproszeni najlepsi maturzyści z ostatnich dwudziestu lat. Jak się okazało było to zaledwie kilka osób. Inicjatorem okazał się tajemniczy sponsor, który opłacił catering szkolnej Wigilii i DJ"a pod tym jednym warunkiem...

      Frekwencja dopisała, catering i DJ również stawili się punktualnie.

      Na początku był opłatek, życzenia, kolędy a później, no a później, to trzeba doczytać.

       

      Na scenę wyszła pani Krysia, woźna, która za zgodą pani dyrektor miała zaśpiewać Cichą noc. Pojawiła się umalowana, elegancka w swojej szkolnej podomce i zaczęła śpiewać, ale nie dokończyła, bo ujrzała ślady błotka na parkiecie. Oj, się zdenerwowała babeczka, jakby w nią piorun strzelił. Trwała ondulacja w mig się wyprostowała i dziwnie iskrzyła, jak sztuczne ognie. Przefikołkowała ze sceny, czym wywołała konsternację zgromadzonych, bo miała około siedemdziesiątki i ruszyła w stronę winowajcy. Po drodze chwyciła kij od mopa z zamiarem użycia wobec flejtucha, który nie wytarł porządnie obuwia przed wejściem. Nieświadomy chłopak zajęty gęstym wywodem w stronę blondynki otrzymał pierwszy cios w plecy, drugi w łydki i trzeci w pupę. Odwrócił się zaskoczony i już miał zdemolować oprawcę ciosem, gdy na własne oczy zobaczył panią Krysię, woźną, złowrogo sapiącą i charczącą w jego stronę i zwyczajnie dał nogę.

       

      – Gdzieeee w tych buuutaaach pooo szkooole?! Chuuliganieee! – Ryknęła Pani Krysia i jak wściekła niedźwiedzica rzuciła się w pogoń za chuliganem.

       

      Zgromadzeni wzruszyli ramionami i wrócili do zabawy. DJ, chcąc bardziej ożywić atmosferę, puścił remiks „Last Christmas”, od którego szyby w oknach zaczęły niebezpiecznie drżeć.

       

      Wtedy to się stało.

       

      Wszystkich ogarnęło dzikie szaleństwo. No, może nie wszystkich, bo tylko tych, którzy zjedli pierniczki.

      Zaczęli miotać się po podłodze, jakby byli opętani. Chłopcy rozrywali koszule, dziewczęta łapały się za brzuszki, które błyskawicznie wzdęły się do nienaturalnych rozmiarów. Chłopięce klatki piersiowe rozrywały się z kapiszonowym wystrzałem i wyskakiwały z nich małe Gingy. Brzuszki dziewcząt urosły do jeszcze większych rozmiarów i nagle eksplodowały z hukiem, a z ich wnętrza wysypał się brokat, który przykrył wszystko grubą warstwą.

      Muzyka zacięła się na jednym dźwięku, tworząc demoniczny klimat.

       

      Za to w drzwiach pojawił się niezgrabny kontur, który był jeszcze bardziej demoniczny.

      Sala wstrzymała oddech, a Obcy przeskoczył na środek parkietu szczerząc zęby, na którym widoczny był aparat nazębny.

       

      – Czekałem tyle lat, żeby zemścić się na was wszystkich!

       

      – Al, czy to ty? – zapytał kobiecy głos.

       

      – Tak, to ja, Al, chemik z NASA. Wkrótce na Ziemi pojawią się latające spodki z Obcymi, którzy wszystkich zabiją.

       

      – Chłopie, ale o co ci chodzi?

      – zapytał dziecięcym głosem ktoś z głębi sali.

       

      – Wiele lat temu na szkolną Wigilię upiekłem pyszne pierniczki. Zostały zjedzone do ostatniego okruszka, ale nikt mi nie podziękował, nikt mnie nie przytulił, nikt nie pogłaskał po główce, nikt mnie nie pobujał na nodze. Było mi przykro. Było mi smutno. Miałem depresję!

      Nienawidzę was wszystkich!

       

      Tymczasem na salę wpadła pani Krysia, woźna, kiedy zobaczyła bałagan, dostała oczopląsu, trzęsionki, wyprostowana trwała ondulacja stała dęba i zaryczała na całą szkołę:

       

      – Co tu się odbrokatawia!

       

      – Ty, stary patrz, pani Krysi chyba styki się przepaliły. – Grupka chłopców żartowała w kącie.

       

      Pani Krysia odwróciła się w ich stronę i poczęstowała ich promieniem lasera. To samo zrobiła z chłopcami-matkami małych Gingy i dzięwczętami, które wybuchły brokatowym szaleństwem.

      – Moja szkoła, moje zasady! – krzyknęła pani Krysia, woźna.

       

      Na szczęście nie wszyscy lubią pierniczki.

       

      Maturzyści, zamiast uciekać, wyciągnęli telefony. To nie była zwykła Wigilia – to była `Tykociński masakra`. DJ, zmienił ścieżkę dźwiękową na „Gwiezdne Wojny”.

       

      Grono pedagogiczne siedziało na końcu sali, z daleka od głośników DJ'a, sceny, całego zamieszania i z tej odległości czuwali nad porządkiem. Nad porządkiem swojego stolika.

       

      Później Pani dyrektor tłumaczyła dziennikarzom, że Wigilia przebiegła bez zakłóceń, a oni robią niepotrzebny szum medialny.

       

      Nie wiadomo, co stało się z chemikiem z NASA, ale prawdą było, że pojawiły się spodki, ale nie z UFO, tylko na kiermaszu świątecznym, które każdy mógł dowolnie pomalować i ozdobić.

       

      Pani Krysia, woźna, okazała się radzieckim prototypem humanoidów - konserwatorów powierzchni płaskich.

       

      To była prawdziwa Tykocińska masakra, która zaczęła się niewinnie, bo od...

       

      Wesołych Świąt!

       

       

  • Najczęściej komentowane w ostatnich 7 dniach



×
×
  • Dodaj nową pozycję...