Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ty, toster TUTAJ? I to z takimi tekstami???
Nadal widnieje twój post? Wstydu nie masz! Lodowisko w stosunku do twojego czoła to marna ślizgawka. Chciałam ci zaoszczędzić jeszcze większego obciachu, bo honor już straciłaś, ale widzę, że się nie obędzie, więc proszę bardzo - wyjaśnienie.

Zamieściłaś na Zetce marny wiersz, który w sposob rzeczowy i konstruktywny(cztery podpunkty) skrytykowałam. Nie odniosłaś się do uwag, (zresztą po mnie też ktoś miał podobne zastrzeżenia do tego gniotka) ale ty pomówiłaś mnie, że krytykuję dla krytyki, że chwalę wiersze osób, które mi sprzyjają, a zjeżdżam tylko tych, którzy krytykują mnie.

Zarzuciłam ci kłamstwo i napisalam - cytuję:" Posuwasz się do pomówienia. Choć raz poprzyj swoje zarzuty bezsprzecznymi argumentami i miej na tyle honoru, żeby wziąć odpowiedzialność za własne słowo pisane. Czekam na choć jeden przykład, który potwierdzi twój zarzut, albo uznam cię za konfabulantkę"

Tak było, toster?

Nie możesz zaprzeczyć, ponieważ oprócz mnie pod twoim wierszem były jeszcze inne komentarze - jestem pewna, że te osoby doskonale pamiętają i wiedzą, że piszę prawdę.

I co zrobiłaś, kiedy odwołałam się do twojego honoru i uczciwości?
- Otóż... usunęłaś swój wiersz z Zetki, żeby zatrzeć ślad/dowód gołosłowności, insynuacji i mataczenia.

Incydent jest o tyle żenujący, że sama bardzo często i bardzo chętnie krytykujesz wiersze innych i to w sposób ogólny, niemerytoryczny i małostkowy, a w obliczu nieprzychylnej recenzji u siebie - robisz sobie osobiste wycieczki pod adresem czytelnika i wysuwasz wyssane z palca zarzuty - chciałaś - to masz jak w twarz!

A teraz proszę mnie przeprosić - w innym wypadku moje myśli w sygnaturce będą oscylowały wokół agd tak, a nie inaczej - a za "wszelką zbieżność z osobami, czy wydarzeniami" nie ja jestem odpowiedzialna - wszystko.

Może cię dziwi taka reakcja z mojej strony, ale mam swoje zasady nawet tu, w wirtualnym bycie i przede wszystkim godność, na którą nie będziesz bezkarnie nastawać i z której nie zrezygnuję nawet za cenę bana.

Poza tym kiedy zdarzy mi się kogoś urazić (jesteśmy tylko ludźmi) potrafię przeprosić - zastanów się nad sobą dziewczyno, bo inaczej świat przestanie zastanawiać się nad tobą i powiedz swojemu kolesiowi Pancolkowi, żeby cię schował za zakładkę, bo się nie potrafisz zachować.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ty kłamczucho.
Broniłaś tego wiersza, argumentując, że jest po warsztacie, napisałaś też że - cytuję:" ja nigdy nie wklejam na Z niedopracowanych wierszy" i właśnie po tych słowach zarzucilaś mnie stekiem insynuacji i pomówień.
Wiesz, toster - ja już nie chcę z tobą gadać, bo mi się zwraca.
Przecież zdajesz sobie sprawę, że czytali to też i inni Forumowicze - pierwszy raz mam styczność aż z takim tupetem i zakłamaniem -żegnam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ty, toster TUTAJ? I to z takimi tekstami???
Nadal widnieje twój post? Wstydu nie masz! Lodowisko w stosunku do twojego czoła to marna ślizgawka. Chciałam ci zaoszczędzić jeszcze większego obciachu, bo honor już straciłaś, ale widzę, że się nie obędzie, więc proszę bardzo - wyjaśnienie.

Zamieściłaś na Zetce marny wiersz, który w sposob rzeczowy i konstruktywny(cztery podpunkty) skrytykowałam. Nie odniosłaś się do uwag, (zresztą po mnie też ktoś miał podobne zastrzeżenia do tego gniotka) ale ty pomówiłaś mnie, że krytykuję dla krytyki, że chwalę wiersze osób, które mi sprzyjają, a zjeżdżam tylko tych, którzy krytykują mnie.

Zarzuciłam ci kłamstwo i napisalam - cytuję:" Posuwasz się do pomówienia. Choć raz poprzyj swoje zarzuty bezsprzecznymi argumentami i miej na tyle honoru, żeby wziąć odpowiedzialność za własne słowo pisane. Czekam na choć jeden przykład, który potwierdzi twój zarzut, albo uznam cię za konfabulantkę"

Tak było, toster?

Nie możesz zaprzeczyć, ponieważ oprócz mnie pod twoim wierszem były jeszcze inne komentarze - jestem pewna, że te osoby doskonale pamiętają i wiedzą, że piszę prawdę.

I co zrobiłaś, kiedy odwołałam się do twojego honoru i uczciwości?
- Otóż... usunęłaś swój wiersz z Zetki, żeby zatrzeć ślad/dowód gołosłowności, insynuacji i mataczenia.

Incydent jest o tyle żenujący, że sama bardzo często i bardzo chętnie krytykujesz wiersze innych i to w sposób ogólny, niemerytoryczny i małostkowy, a w obliczu nieprzychylnej recenzji u siebie - robisz sobie osobiste wycieczki pod adresem czytelnika i wysuwasz wyssane z palca zarzuty - chciałaś - to masz jak w twarz!

A teraz proszę mnie przeprosić - w innym wypadku moje myśli w sygnaturce będą oscylowały wokół agd tak, a nie inaczej - a za "wszelką zbieżność z osobami, czy wydarzeniami" nie ja jestem odpowiedzialna - wszystko.

Może cię dziwi taka reakcja z mojej strony, ale mam swoje zasady nawet tu, w wirtualnym bycie i przede wszystkim godność, na którą nie będziesz bezkarnie nastawać i z której nie zrezygnuję nawet za cenę bana.

Poza tym kiedy zdarzy mi się kogoś urazić (jesteśmy tylko ludźmi) potrafię przeprosić - zastanów się nad sobą dziewczyno, bo inaczej świat przestanie zastanawiać się nad tobą i powiedz swojemu kolesiowi Pancolkowi, żeby cię schował za zakładkę, bo się nie potrafisz zachować.

Okej, czaję Twoją argumentację, a teraz Ty zrozum moją.

Skomentowałem wiersz Tostera i PRZYCHYLIŁEM SIĘ do Twoich zarzutów. Dlatego pod wierszem Fagota napisałem: TYM RAZEM nie zgadzam się z Kasią.
A Ty się do mnie przypieprzyłaś i napisałaś, że mam kulę u nogi i intelekt jakiś tam ;/
Sory, ale to nie moja wina, że Toster skasował wiersz, a Ty nie zdążyłaś zobaczyć mojego postu.

Reasumując,
1) nie jestem niczyim kolesiem i mimo że faktycznie Toster źle zareagował na dobrą krytykę z Twojej strony, uważam także, że obrażanie w sygnutarkach jest oszczerstwem i tyle. Już lepiej byś zrobiła, gdybyś zgłosiła zdania, które bezpośrednio godziły w Twoją osobę bądź upubliczniła te teksty (powtarzam: pewnie jestem wyjątkiem, ale nie mam nic do PUBLICZNEGO PRANIA BRUDÓW, być może masz inne zdanie w tej kwestii),

2) oczywiście kasowanie wierszy jest również nie do pochwalenia, kiedy są jeszcze na pierwszej stronie i ktoś ma coś pod nimi do powiedzenia.

Moim okiem,
zdrówka
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




ty, toster TUTAJ? I to z takimi tekstami???
Nadal widnieje twój post? Wstydu nie masz! Lodowisko w stosunku do twojego czoła to marna ślizgawka. Chciałam ci zaoszczędzić jeszcze większego obciachu, bo honor już straciłaś, ale widzę, że się nie obędzie, więc proszę bardzo - wyjaśnienie.

Zamieściłaś na Zetce marny wiersz, który w sposob rzeczowy i konstruktywny(cztery podpunkty) skrytykowałam. Nie odniosłaś się do uwag, (zresztą po mnie też ktoś miał podobne zastrzeżenia do tego gniotka) ale ty pomówiłaś mnie, że krytykuję dla krytyki, że chwalę wiersze osób, które mi sprzyjają, a zjeżdżam tylko tych, którzy krytykują mnie.

Zarzuciłam ci kłamstwo i napisalam - cytuję:" Posuwasz się do pomówienia. Choć raz poprzyj swoje zarzuty bezsprzecznymi argumentami i miej na tyle honoru, żeby wziąć odpowiedzialność za własne słowo pisane. Czekam na choć jeden przykład, który potwierdzi twój zarzut, albo uznam cię za konfabulantkę"

Tak było, toster?

Nie możesz zaprzeczyć, ponieważ oprócz mnie pod twoim wierszem były jeszcze inne komentarze - jestem pewna, że te osoby doskonale pamiętają i wiedzą, że piszę prawdę.

I co zrobiłaś, kiedy odwołałam się do twojego honoru i uczciwości?
- Otóż... usunęłaś swój wiersz z Zetki, żeby zatrzeć ślad/dowód gołosłowności, insynuacji i mataczenia.

Incydent jest o tyle żenujący, że sama bardzo często i bardzo chętnie krytykujesz wiersze innych i to w sposób ogólny, niemerytoryczny i małostkowy, a w obliczu nieprzychylnej recenzji u siebie - robisz sobie osobiste wycieczki pod adresem czytelnika i wysuwasz wyssane z palca zarzuty - chciałaś - to masz jak w twarz!

A teraz proszę mnie przeprosić - w innym wypadku moje myśli w sygnaturce będą oscylowały wokół agd tak, a nie inaczej - a za "wszelką zbieżność z osobami, czy wydarzeniami" nie ja jestem odpowiedzialna - wszystko.

Może cię dziwi taka reakcja z mojej strony, ale mam swoje zasady nawet tu, w wirtualnym bycie i przede wszystkim godność, na którą nie będziesz bezkarnie nastawać i z której nie zrezygnuję nawet za cenę bana.

Poza tym kiedy zdarzy mi się kogoś urazić (jesteśmy tylko ludźmi) potrafię przeprosić - zastanów się nad sobą dziewczyno, bo inaczej świat przestanie zastanawiać się nad tobą i powiedz swojemu kolesiowi Pancolkowi, żeby cię schował za zakładkę, bo się nie potrafisz zachować.

Okej, czaję Twoją argumentację, a teraz Ty zrozum moją.

Skomentowałem wiersz Tostera i PRZYCHYLIŁEM SIĘ do Twoich zarzutów. Dlatego pod wierszem Fagota napisałem: TYM RAZEM nie zgadzam się z Kasią.
A Ty się do mnie przypieprzyłaś i napisałaś, że mam kulę u nogi i intelekt jakiś tam ;/
Sory, ale to nie moja wina, że Toster skasował wiersz, a Ty nie zdążyłaś zobaczyć mojego postu.

Reasumując,
1) nie jestem niczyim kolesiem i mimo że faktycznie Toster źle zareagował na dobrą krytykę z Twojej strony, uważam także, że obrażanie w sygnutarkach jest oszczerstwem i tyle. Już lepiej byś zrobiła, gdybyś zgłosiła zdania, które bezpośrednio godziły w Twoją osobę bądź upubliczniła te teksty (powtarzam: pewnie jestem wyjątkiem, ale nie mam nic do PUBLICZNEGO PRANIA BRUDÓW, być może masz inne zdanie w tej kwestii),

2) oczywiście kasowanie wierszy jest również nie do pochwalenia, kiedy są jeszcze na pierwszej stronie i ktoś ma coś pod nimi do powiedzenia.

Moim okiem,
zdrówka

Pierdzielenie kotka za pomocą młotka. W zasadzie nie powinnam z Tobą rozmawiać, bo zawracasz wisłę kijem, ale powiem coś, tak na ewentualną przyszłość:

1.) Po kiego mnie cytowałeś? Trzeba było wlepić koment z punktacją i nie zaczepiać o moją recenzję i to rozradowaną japą - następnym razem będę wdzięczna za pominięcie.

2.) Po kiego wciskasz paluchy między tostera a kogoś tam? To cwany egzeplarz - poradzi sobie - sam widzisz, jak spływa.
A tym sprowokowałeś całą szopkę, nie wystarczyła zaczepka, trzeba postraszyć, wykorzystać sytuację - wyszedłeś na dudka, ona się otrzasnęła i polazła, a my się gryziemy.
Poza tym od budy nie znoszę frajerowania, Pancol - takie strachy, że podkablujesz to ja w ogrodzie wystawiam.
I tu masz od razu odpowiedź, dlaczego nie zgłaszam Adminowi - sama załatwiam swoje sprawy, a PRALKĘ wyciągnąłeś pierwszy, więc luzuj.

3.)Teraz bold - pieprzysz; bo przyznajesz mi rację, że nie w porządku, a negujesz fakt ewidentnego pomówienia.
Nie zarzucaj mi oszczerstwa, bo to nie ja jestem klamczuchą.
Pozwól, że sama ocenię, czy mam się za co burzyć, czy też nie.
Dokąd toster nie cofnie kalumii niczego nie zmienię - banuj mnie - mam to w tyle, wierzę w sprawiedliwość, tak, czy inaczej, ale wierzę.


A teraz daj już mi spokuj.
Opublikowano

Aż oczy przecieram ze zdumienia! A więc tak wygląda od kuchni "dział - Z". Poezjo, na jakim jesteś rozdrożu i w czyich rękach? Czy są na tym portalu jeszcze inne działy poezji? Jakaś może komórka POP? Prawda O Poetach... :(

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To tutaj to pryszcz - wypadek przy rzemiośle - koniec tematu.

Popatrz dłużej; Zetka do królestwo zrzeszonych uzurpatorów. Godni miana wspłóczesnej już nie zamieszczają, albo wklejają sporadycznie. Tu poetów na palcach policzysz. Znajdzie się i jakiś pasjonat poezji/krzewiciel całkiem w porząsiu, ze dwóch/trzech geniuszy , którym nie zawsze się chce, ze trzy rozżalone, bo przebrzmiałe kwiatki do kożucha, co się dopną wszędzie, ale co to znaczy w tym tlumie i tylko wspomnień żal, ech...
Są a jakby ich nie było, giną w gąszczu chwastów.

Teraz kreatorem poezji współczesnej jest przebojowy silikon bez zasad, z elastycznym kręgosłupem, a idolami... chyba widać. Pełna schiza i im więcej abstrakcji i odlotów na fazie, tym lepiej - bo do niej domajstrujesz każdą ideologię.

A narybek bierze przykład - też chce szybko zaistnieć - sztuka anala i do przodu za bezkrytycznymi miSZCZami - przebojem i w kupie ;D
Na P kilka osób fajnie pisze, ale tam teraz wiosennne przesilenie licznej piaskownicy - trza przeczekać.
Szkoda forum, fajne było.

A i jescze moherowa polYtyka odmieni zdemaskowanie na pokorę i jest cacy - pokora... głupie słowo; bo jak kogoś rozmontujesz do ostatniej śrubki, to jest jedyne wyjście awaryje a nie akt skruchy - i żywcem do nieba, boczną windą.

BedoM dziobać za te słowa, oj bedoM - przyjdzie mi się zwinąć - ale co mi tam ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Okej, czaję Twoją argumentację, a teraz Ty zrozum moją.

Skomentowałem wiersz Tostera i PRZYCHYLIŁEM SIĘ do Twoich zarzutów. Dlatego pod wierszem Fagota napisałem: TYM RAZEM nie zgadzam się z Kasią.
A Ty się do mnie przypieprzyłaś i napisałaś, że mam kulę u nogi i intelekt jakiś tam ;/
Sory, ale to nie moja wina, że Toster skasował wiersz, a Ty nie zdążyłaś zobaczyć mojego postu.

Reasumując,
1) nie jestem niczyim kolesiem i mimo że faktycznie Toster źle zareagował na dobrą krytykę z Twojej strony, uważam także, że obrażanie w sygnutarkach jest oszczerstwem i tyle. Już lepiej byś zrobiła, gdybyś zgłosiła zdania, które bezpośrednio godziły w Twoją osobę bądź upubliczniła te teksty (powtarzam: pewnie jestem wyjątkiem, ale nie mam nic do PUBLICZNEGO PRANIA BRUDÓW, być może masz inne zdanie w tej kwestii),

2) oczywiście kasowanie wierszy jest również nie do pochwalenia, kiedy są jeszcze na pierwszej stronie i ktoś ma coś pod nimi do powiedzenia.

Moim okiem,
zdrówka

Pierdzielenie kotka za pomocą młotka. W zasadzie nie powinnam z Tobą rozmawiać, bo zawracasz wisłę kijem, ale powiem coś, tak na ewentualną przyszłość:

1.) Po kiego mnie cytowałeś? Trzeba było wlepić koment z punktacją i nie zaczepiać o moją recenzję i to rozradowaną japą - następnym razem będę wdzięczna za pominięcie.

2.) Po kiego wciskasz paluchy między tostera a kogoś tam? To cwany egzeplarz - poradzi sobie - sam widzisz, jak spływa.
A tym sprowokowałeś całą szopkę, nie wystarczyła zaczepka, trzeba postraszyć, wykorzystać sytuację - wyszedłeś na dudka, ona się otrzasnęła i polazła, a my się gryziemy.
Poza tym od budy nie znoszę frajerowania, Pancol - takie strachy, że podkablujesz to ja w ogrodzie wystawiam.
I tu masz od razu odpowiedź, dlaczego nie zgłaszam Adminowi - sama załatwiam swoje sprawy, a PRALKĘ wyciągnąłeś pierwszy, więc luzuj.

3.)Teraz bold - pieprzysz; bo przyznajesz mi rację, że nie w porządku, a negujesz fakt ewidentnego pomówienia.
Nie zarzucaj mi oszczerstwa, bo to nie ja jestem klamczuchą.
Pozwól, że sama ocenię, czy mam się za co burzyć, czy też nie.
Dokąd toster nie cofnie kalumii niczego nie zmienię - banuj mnie - mam to w tyle, wierzę w sprawiedliwość, tak, czy inaczej, ale wierzę.


A teraz daj już mi spokuj.

Goń się, zaczepo
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



To tutaj to pryszcz - wypadek przy rzemiośle - koniec tematu.

Popatrz dłużej; Zetka do królestwo zrzeszonych uzurpatorów. Godni miana wspłóczesnej już nie zamieszczają, albo wklejają sporadycznie. Tu poetów na palcach policzysz. Znajdzie się i jakiś pasjonat poezji/krzewiciel całkiem w porząsiu, ze dwóch/trzech geniuszy , którym nie zawsze się chce, ze trzy rozżalone, bo przebrzmiałe kwiatki do kożucha, co się dopną wszędzie, ale co to znaczy w tym tlumie i tylko wspomnień żal, ech...
Są a jakby ich nie było, giną w gąszczu chwastów.

Teraz kreatorem poezji współczesnej jest przebojowy silikon bez zasad, z elastycznym kręgosłupem, a idolami... chyba widać. Pełna schiza i im więcej abstrakcji i odlotów na fazie, tym lepiej - bo do niej domajstrujesz każdą ideologię.

A narybek bierze przykład - też chce szybko zaistnieć - sztuka anala i do przodu za bezkrytycznymi miSZCZami - przebojem i w kupie ;D
Na P kilka osób fajnie pisze, ale tam teraz wiosennne przesilenie licznej piaskownicy - trza przeczekać.
Szkoda forum, fajne było.

A i jescze moherowa polYtyka odmieni zdemaskowanie na pokorę i jest cacy - pokora... głupie słowo; bo jak kogoś rozmontujesz do ostatniej śrubki, to jest jedyne wyjście awaryje a nie akt skruchy - i żywcem do nieba, boczną windą.

BedoM dziobać za te słowa, oj bedoM - przyjdzie mi się zwinąć - ale co mi tam ;)

Goń się dalej, zaczepo

A właśnie:

Opublikowano

Gdziekolwiek ląduję, na jakimkolwiek portalu, ciągle jakieś towarzystwa WA, style i nieuzasadnione klakierstwo. Błyszczy się od wazeliny tam, gdzie wielokrotnie chała i bylejakość, ale umiejętnie zaszyfrowana pod płaszczykiem poezji współczesnej. Skąd tworzy się ten twardy beton poezji i jajogłowi?
Skąd tylu ekspertów, "utytułowanych poetów na wieczorkach w remizach strażackich i klubach gospodyń wiejskich"? Z czego wynika moda na bycie poetą? Czy nie możemy po prostu pisać, wystawiać, szanować siebie i innych? Tak, żeby wszystko kręciło się dookoła Pani Poezji, a nie nas, nędznych wyrobników uczuć i emocji? Każdy ma coś do powiedzenia i napisania a największe korzyści wypływają z różnorodności stylów i poziomów. Tam wykrzesuje się prawda o poezji i jej rzeczywista definicja, którą co dzień tak trudno nam wyartykułować.
To w człowieku, w jednostce, w jego wewnętrznej przestrzeni bije źródło wolnego języka, nie w żadnej konwencji. Bo niezależnie od tego, że mówimy wspólnym językiem, każdy człowiek ma swój język. W człowieku, niczym w tyglu wytapiają się słowa, zdania, opowieści. W tyglu jego doświadczeń, cierpień i radości. I tylko ten własny język człowieka jest w stanie go opowiedzieć. Howg! Aż prosi się, żeby przytoczyć słowa austriackiego filozofa Ludwiga Wittgenstein'a: "Granice mojego języka oznaczają granice mojego świata" I to spokojnie można sobie powiesić nad łóżkiem, żeby pamiętać, że nie sami jesteśmy na tym świecie. I tyle jest światów ile ludzi. Takie uniwersalne podejście do poezji pozwoli nam na dystans do siebie i innych. Zyska na tym przede wszystkim poezja.
Nie mnie oceniać ten zamęt, ale intuicja podpowiada mi, żeby solidaryzować się z Kasiąballou.
Mylę się rzadko. Pozdrowienia :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Masz wiele racji, ale obawiam się, że zostaniesz z nimi i przy nich osamotniony, bo chociaż wiele osób myśli podobnie, jednak nieliczni mają odwagę się do tego przyznać.
Nigdy nie byłam zainteresowana solidaryzowaniem się i już nie będziemy mięli okazji, ale cieszy, że ktoś postrzega podobnie.
Życzę powodzenia - trzymaj się :)
kasia
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Najpierw piszesz, czy nie możemy po prostu pisać i żeby się wszystko kręciło dookoła poezji, bo wtedy zyska na tym poezja - popieram, ale gdy kwitujesz swoją wypowiedź stwierdzeniem, że solidaryzujesz się z Kasią, to o jakie zyskie chodzi? Chyba rozumiem o co kaman Twojej intuicji. Najtrafniejsze słowa jakie udało mi się wyłowić z Twojej wypowiedzi: "Nie mnie oceniać ten zamęt" Racja, ja też się nie wtrącam.
Opublikowano

Grażyna... szkoda, że tylko to utkwiło Ci najbardziej. To akurat jest najmniej ważne.
Widocznie piszę jakimś niezrozumiałym językiem. Chętnie odpowiedziałbym dalej, ale literówka
w Twojej odpowiedzi kontekst mi zgubiła. Pozdrawiam :)

  • 3 tygodnie później...

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...