Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

(Żonie)

wszystko cokolwiek powstało jest z tego pierwszego piękna
nawet matematycznie sterczące piersi piramid
nawet w ciepłym powietrzu drżące kopuły meczetów
nawet katedry leżące z rozrzuconymi rękami
wszystko cokolwiek powstało jest z tego pierwszego piękna
gdy nagle sutek jak warchlak wybiega z lasu koronek
kiedy zbyt szybka ręka ląduje na nim jak motyl
by teraz stać się dla niego zwiastunem gorącej nagonki
wszystko cokolwiek powstało jest z tego pierwszego piękna
z dotyku jednego Ojca co zgubił tu kształt nie słowo
kiedy jak motyl dotknął palcem podbrzusza nie czoła
by posiąść nas pod postacią płodnego złotego deszczu
kropli słońca na karku - sposobem najstarszych bogów

Opublikowano

Witam Panie Mariuszu,

podoba mi się ten boski akt stworzenia!
Może bym zapisał to w czterowersowcu, może bym "uduchowił" w znaczenia 3 wers, może przemyślałbym funkcje i celowość dwukrotnego motyla (zwłaszcza motyla do warchlaka), może bym z ostatnich 5 wersów zrobił jednak 4 (może nawet bez motyla), może może - ale i tak nie udałoby mi się dorównać olśnieniu tej perspektywy, w której Pan to stworzył.
Nawet "moda na erotyki", która wybucha - nie zaszkodziła mu - jest najwzioślejszy!
pzdr. bezet

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



No tak, akt stworzenia przypisany jest Bogu. Jeno co to za bóg? Jahwe Stworzyciel, czy pierwotny Eros? A może któryś z mroczniejszych i starszych bogów? Mnie do napisania tego wiersza popchnął impuls nie teologiczny, ale czysto erotyczny lub lepiej - seksualny; popęd, który nim został zaspokojony, zdąrzył wywołać wizję czysto religijną. I jest to chyba jednak raczej ta mroczna, pierwotna religia, wiara w koniecznośc istnienia Stwórcy, niż teologiczna pewność co do jego atrybutów. A do tego wiara w NASZ WŁASNY akt stworzenia! W życiodajny potencjał naszej seksualności, a przede wszystkim MIŁOŚCI. Sposób na zapłodnienie naszych myśli stosowany przez "najstarszych bogów" jest prosty: pełnia księżyca, pełnia lata, pora godów, czy rui. Pierwotny cud stworzenia odbywa się ciągle. Wokół nas i w nas. Cud to... życie. Pozdrawiam. MP
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Nic mi na ten temat nie wiadomo. Natomiast domyślam się, że nigdy nie miała Pani okazji natknąć się na stadko dziczych wrachlaczków wybiegających nagle z zagajnika na leśną ścieżkę. Widok zaskakujący i rozczulający jednocześnie. W takim momencie przestaje rozumieć się wielbicieli polowań. Myślę, że czytając ten ustęp stanęła Pani przed oczami raczej scenka rodem z wiejskiej chlewni, a nie rozbrykane dziczki na łonie natury. W ten sposób tłumaczę sobie Pani reakcję (choć nie mam też nic przeciwko chlewniom i warchlakom ras chodowlanych). Bardzo jestem ciekaw, czy mam rację. A może istotnie popełniłem nietakt? Proszę mi pomóc i napisać coś jeszcze od siebie. Pozdrawiam z głębi zagajnika. MP
Opublikowano

Gdybym jeszcze miał jakąś hodowlę czy studiował z zapałem na jakiejś akademii rolniczej, może przełknąłbym tego warchlaka łagodniej, a tak... smakuje mi trochę jak odrobina czosnku w czekoladzie. Ale to już pewnie kwestia tych najbardziej osobistych gustów.
Poza tym podoba mi się, także chyba dlatego, że czyta się najpłynniej z Pana dostępnych tu wierszy (wiem wiem, tu komentujemy jeden konkretny wiersz - ale ja nie jestem maszyną i nie będę ukrywał, że także pamięć ma wpływ na nasze oceny). Pozdrawiam.
[sub]Tekst był edytowany przez Witold Marek dnia 11-08-2004 16:11.[/sub]
[sub]Tekst był edytowany przez Witold Marek dnia 11-08-2004 16:12.[/sub]

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zupełnie inaczej odebrałem sutkowy wątek. Po prostu zobaczyłem to:) Koronki i owego sutka (raczej pierś nim zwieńczoną smakowicie) - sytuacja, która może się zdarzyć, gdy kobieta westchnie głęboko:))
W całości bardzo dobry tekst. Z jedną uwagą - hodujemy przez samo ha:)

l.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Ja myślę, że student agronomii właśnie skojarzy warchlaka jednoznacznie - z hodowlą. Ale to chyba istotnie rzecz gustu. Mnie warchlak kojarzy się tylko i wyłącznie pozytywnie - ten hodowlany i leśny. Widzę warchlaka i jednocześnie mam go ochotę schrupać i przed schrupaniem obronić. Taka ambiwalentna gorączka... jakby
PS. W płynnym przeczytaniu też tkwi niebezpieczeństwo - pośpiechu. Ideałem jest chyba wiersz, który jest "trudny"(a więc który trzeba przeczytać kilka razy, żeby cały przekaz odebrać), ale który jednocześnie przyciąga uwagę, jest ciekawy, sugestywny - co przesłania nam trudności w lekturze. I w rezultacie wracamy do wiersza wiele razy. Przynajmniej ja tak lubię :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Natomiast Koleżanka von Maahn leje po prostu miód na me serce (jako, że Koleżanką jest, a nie Kolegą), dając dowód na to, że i wśród płci pięknej zdrowe podejście do tematu powyższego wierszyka jest obecne. Więc jeszcze nie wszystko stracone :)
Opublikowano

sutek nei ma tu znaczenia, nei zawadza na pewno :))... tekst dla mnei neico podzielony... część bardzo dobra, a czasem już troche gorzej. Ale klimat jest, forma adekwatna do tresci, ersyfikacja nie razi a wiec i miło sie czytao...

no podoba sie :)))

Tera

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Schrupać i przed schrupaniem obronić :) Taaak... Dobrze że sam ich nie chrupię, ale może to także przeszkadza mi we właściwym odbiorze tego porównania?

Żarty żartami, ale chyba nigdy nie zdajemy sobie do końca sprawy, jakie subiektywne uwarunkowania powodują, że wypowiadamy taki, a nie inny "obiektywny" sąd o danym utworze. Indywidualne lektury to tylko część problemu, bo możemy mieć nie wiem jaką erudycję, a całokształtem tego, co zbudowało naszą osobowość, świadczyć przeciwko zastanym ogólnikom ocen.
Szukanie rzekomych defektów w wierszu d l a t e g o, że nam się nie podoba - to chyba częste zjawisko na każdym forum komentatorskim, nie tylko w internecie. Zresztą na pewno nie odkrywam tutaj Ameryki...

A co do stopnia trudności, z jakim czytamy, odczytujemy wiersz: nie jest z tym tak jednoznacznie, bo nie zawsze o odczytywanie jakiejś nadzwyczaj ważnej treści przy mniej ważnej formie musi w dobrym tekście chodzić. Poezja to poezja.

Pozdrawiam.
[sub]Tekst był edytowany przez Witold Marek dnia 17-08-2004 13:38.[/sub]
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Myślę, że jeśli wiersz nam się nie podoba, to komentowanie tego wiersza służy tyleż autorowi, co komentatorowi. Opisywanie (nazwać=poznać) defektów uczy czegoś ich obu. Autor fabrykujący defekty stymuluje komentatora do zastanowienia się nad nimi. Komentator rozpoczyna dyskusję, w której obaj wypowiadają sądy, odkrywają nawet pewne "prawdy", do których w pojedynkę, bez stymulacji szarych komórek, nie mieliby szansy dotrzeć. I na swój sposób mogą odkryć Amerykę... Bez sporu nie ma postepu (niektórzy mówią dobitniej - że bez wojny...). Pozdrawiam. mp
Opublikowano

Bardzo mi się podoba... Jest to bardziej proza niźli poezja, jednakże utwór jest pisany sercem (i dłonią i piórem). Chciałabym od męża dostać kiedyś taki wiersz (ale on pewnie nie będzie tak pisał)...

"z dotyku jednego Ojca co zgubił tu kształt nie słowo
kiedy jak motyl dotknął palcem podbrzusza nie czoła "

Naprawdę bardzo mi się podoba Panie Mariuszu (jeśli pomyliłam imię, przepraszam, ostatnio mam do tego tendencje :). Lekko się czyta. Z ciepełkiem w sercu... Pozdrawiam, Pat.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


"Jak kocha to popisze", że sparafrazuję ludowe powiedzonko. A to "ciepełko" (które udało się autorowi sprowokować mimo całego patosu, którego zakochanemu samcowi trudno jest w wierszu uniknąć) to... to dla autora największy komplement :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @sam_i_swoi    Być może masz rację, że powinienem napisać "od" zamiast "po". Zamienię słowa.     Ale-ale, Panie sam_i_ swoi! Jako że mam żaden zamiar wstydzić się tytułu naukowego, zapytam: Jak ma się reinkarnacja do karnacji??     Dzięki za odwiedziny, czytanie i komentarz. Pozdrawiam Cię. ;)) 
    • nachodzą koszmary jeden przelecieć chciał mnie ja mu nie dałem przenika wnikliwie co napisałem łapy precz i krąży wokoło zjawia się znika kosz mar pełen i zegar tyka wskazówka ani drgnie przeleciał - to po mnie i do śmietnika brrrr ja ani drżę  
    • @Corleone 11 Nie brak tu jednakże nadziei, reinkarnacja wobec takiej karnacji to pigment na sklepienie. Końcówka! Panie magistrze! Po latach od podjęcia... PS nie wiem co się dzieje, ciemnieje mi, gdy widzę te tytuły naukowe :)
    • ... mam za sobą pewną drogę rozwoju duchowego, a tym samym energetycznej refleksji - celowo nie napisałem "teologicznej" - refleksji, którą jednak rozpocząłem przy pomocy osób, związanych życiowo i strukturalnie z tak zwanym Kościołem Rzymskokatolickim - i z którym to rozwojem wiąże się napisana przeze mnie powieść "Inne spojrzenie" oraz niektóre z opowiadań, dlatego pozwalam sobie na większą otwartość i szczerość. Na które, rzecz jasna, w wiekach tak zwanych średnich - a przynajmniej w Europie - pozwolić sobie nie mógłbym bez ryzyka, nazwijmy sprawę po imieniu, torturowobolesnych, a potem bolesnych ogniście - konsekwencji. Dzięki pośrednictwu instytucji, której  nazwę - znów celowo, pozostawiając domysł Tobie, mój Czytelniku - znów pominę. Wiem: trochę dużo zaimka względnego w różnych przypadkach.     Jako taż właśnie osoba czytam obecnie powieść, w którą (i znów ten zaimek) powinienem zagłębić się już dawno: napisane przez Colleen McCullough "Ptaki ciernistych krzewów", a opublikowane przez "Książkę i Wiedzę" w tysiąc dziewięćset dziewięćdziesięsiątym pierwszym roku. Powiedzieć, że trudno wyjaśnić, dlaczego zabrałem się za nią dopiero teraz, jest całkowicie awystarczającym tłumaczeniem, z czego w pełni zdaję sobie sprawę. Tak się złożyło. Tak się stało. Były inne książki i inne sprawy - to wszystko prawda. Podobnie jak prawdą jest, że przypadek nie istnieje. Tak potoczyła się moja czytelnicza przeszłość pomimo, iż odeszła już do innego wymiaru moja tażwcieleniowa mama polecała mi zarówno samą powieść, jak i nakręcony na jej podstawie film z Sydney Penny, Rachel Ward i Richard'em Chamberlain'em w rolach głównych.     Znajduje się w "Ptakach" wiele zdań, samych sobie wartych uwagi - azależnie od faktu, że całe one są warte uwagi, stanowiąc jedną z książek, które przeczytać  powinien każdy - względnie zapoznać się z jej treścią za pośrednictwem audiobook'a. I to bynajmniej nie z powodu kontrowersyjności przedstawienia prawdy, że ludziom tak zwanego Kościoła - będącymi niestety często duchownymi tylko z nazwy, azależnie od tego, czy są szeregowymi księżmi, biskupami lub nawet kardynałami czy też zakonnikami bądź mnichami -  zdarzały się, zdarzają i prawdopodobnie zdarzać będą - czasy albo okresy słabości i zwątpień, które w końcu są zupełnie naturalne. Jeżeli bowiem ktoś nie wątpi, oznacza to tym samym, iż nie myśli, a każdy silny może trafić na kogoś ode siebie silniejszego albo znaleźć się w sytuacji, gdy z kimś ode siebie silniejszym zmierzyc się będzie musiał. Ze zrozumiałego dla Ciebie, Czytelniku, powodu - a właściwie zrozumiałych powodów- przytoczę żadne z tych zdań, chociaż oczywiście znalazłoby się dla nich miejsce w tymże opowiadaniu.     Czytam "Ptaki ciernistych krzewów" i jako magister teologii przeglądam się w nich. Zestawiam ją ze sobą zastanawiając się, co zrobiłbym będąc na miejscu księdza, a potem biskupa i kardynała Ralfa. Jako mężczyzna, przyznaję, że o wiele mniej zastanawiam się nad tym, co będąc kobietą zrobiłbym na miejscu Meghan. Być może głębiej zastanowię się nad tym później; możliwe też, że uczynię to dopiero w kolejnym wcieleniu, jeśli "moja" dusza zdecyduje się inkarnować w kobiecy organizm, w co jednak osobiście wątpię. Azależnie jednak od mojej osobistej przyszłości, z dużą dozą prawdopodobieństwa mogę stwierdzić, że czytającej "Ptaki" kobiecie dużo łatwiej - oczywiście przy odpowiednio wysokiej własnej wrażliwości oraz zaangażowaniach czytelniczym, psychicznym i uczuciowym - byłoby utożsamić się z Meggie, a tym samym ją zrozumieć.     Czytam i myślę. Zatrzymuję się przy wspomnianych zdaniach i wracam do przeszłości. Wspominam siebie z czasu studiów i osoby, z którymi tamten czas mnie zetknął: studiujących na tym samym uniwersytetecie kleryków oraz księży wykładowców, prowadzących zajęcia dla wszystkich studentów. Tu pozwolę sobie wspomnieć księdza profesora Marka Starowieyskiego, u którego zacząłem pisać swoją pracę magisterską z zakresu patrologii (teologii tak zwanych Ojców Kościoła) oraz jego ucznia i asystenta księdza doktora Józefa Naumowicza, pod którego kierunkiem tę pracę dokończyłem i obroniłem. Wspominam też - atakując i potępiając nikogo - dwukrotny  udział w pielgrzymkach na tak zwaną Jasną Górę, podczas których - naturalnie przecież - działy się wydarzenia ze sfery słabości z udziałem osób ściślej z tak zwanym Kościołem związanych. Wspominam i...     Trafem przyszedł czas, abym książkę tę przeczytał będąc właśnie podróżując po Peru i po Boliwii - na południu, chociaż daleko od Australii. Lata od podjęcia wspomnianych studiów i po ich zakończeniu...       La Paz, 30. Września 2025 

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @wierszyki Bo bohaterów dziś nie ma.... mógł zaśpiewać Niemen, dzięki :) etymologia zżarło podaje o tym że - jedzenie, zwierzę, silnik, rdzę i o, uczucia, i o komarach które mi fundujesz, mam teraz w głowie luz i komarów blues Pozdrawiam. :)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...