Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

haiku


Rekomendowane odpowiedzi

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A dla mnie nie:) Nawet jeśli tak, to dla mnie jest to ten rodzaj metafor, tzw. dozwolonych:) Ps. Czytaj powyżej:) Pozdrawiam ciepło:)

Zazwyczaj staram się odczytywać haiku nie przeglądając komentarzy innych Czytelników i wyjaśnień Autora, które czasem spaczają mój odbiór.
Tak też było i z Twoim haiku Kasiu. Obraz nie wywołał uśmiechu u mnie.
Poza tym myślałam, że to dziecko zachwyca się widokiem za szybą, a jest odwrotnie.
Obserwator jest zachwycony przyklejoną do szyby buźką dziecka.
Poniższe wyjaśnienia nie przekonują mnie, bo przeczą temu, o czym piszesz w haiku.



Zgadzam się, że są metafory i metafory, które są przemycane w haiku.
I tak, jak wspomnienia w plecaku mogą być do przyjęcia, tak "przyklejona buzia"
no choćbym chciała, nie da rady. :-)). Taki jest po prostu mój odbiór.
Dziecko było inspiracją do napisania haiku. Pomimo, iż go nie widziałam, bo siedziało za mną, wyobraziłam sobie jego przyklejoną buźkę i oczy pełne zachwytu!To haiku o zachwycie dziecka otaczającym światem, a nie obserwatora dzieckiem.

cóż za widok!
szeroko otwarte
oczy dziecka
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

  • Odpowiedzi 55
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Katarzynko :-)
Wyróżniłam sprzeczności. Dziecko siedziało za Tobą i słyszałaś tylko jego głos.
Nie widziałaś więc rozpłaszczonego noska i w ogóle twarzy dziecka przyklejonej do szyby, a której widokiem zachwycasz się w haiku. Taki obraz mogłaś zobaczyć tylko na zewnątrz autobusu. Z Twoich wyjaśnień wynika, że to głos Cię zachwycił, a resztę sobie wyobraziłaś.


Czasem lepiej za dużo nie mówić i nie wyjaśniać. ;-))

Serdecznie pozdrawiam,
Madzia :-))
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Katarzynko :-)
Wyróżniłam sprzeczności. Dziecko siedziało za Tobą i słyszałaś tylko jego głos.
Nie widziałaś więc rozpłaszczonego noska i w ogóle twarzy dziecka przyklejonej do szyby, a której widokiem zachwycasz się w haiku. Taki obraz mogłaś zobaczyć tylko na zewnątrz autobusu. Z Twoich wyjaśnień wynika, że to głos Cię zachwycił, a resztę sobie wyobraziłaś.


Czasem lepiej za dużo nie mówić i nie wyjaśniać. ;-))

Serdecznie pozdrawiam,
Madzia :-))
Dokładnie tak było. A co jest złego w tym, że sobie wyobraziłam taką sytuację? Wielokrotnie widziałam dziecko z buźką przyklejoną do szyby, a zachwyt wspomnianego dziecka mi o tym przypomniał i pomógł napisać haiku. Coś w tym złego Madziu, bo nie bardzo rozumiem? Czy wszystkie Twoje haiku są tylko i wyłącznie odzwierciedleniem tego, co robisz i widzisz, czy też tego co mogłabyś lub chciałabyś zobaczyć, tego co Ci w duszy gra?
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kasiu :-)
widzę, że poczułaś się zaatakowana. Całkiem niepotrzebnie. Starałam się w życzliwy sposób
przekazać Ci to, co czuję. Jeśli mi się nie udało - przepraszam. :-(

Na przyszłość postaram się [u]nie komentować komentarzy i przypisków Autora[/u].
To dobra lekcja. Dzięki :-)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Kasiu :-)
widzę, że poczułaś się zaatakowana. Całkiem niepotrzebnie. Starałam się w życzliwy sposób
przekazać Ci to, co czuję. Jeśli mi się nie udało - przepraszam. :-(

Na przyszłość postaram się nie komentować komentarzy i przypisków Autora.
To dobra lekcja. Dzięki :-)
Nie poczułam się zaatakowana Madzieńko, tylko zauważyłam, że niektórzy naprawdę szukają dziury w całym i pomimo, że sami stosują pewne środki w swoich utworach, zarzucają podobne postępowanie innym. Tego nie potrafię zrozumieć.
Masz prawo do własnych odczuć i cieszę sie, że o nich piszesz. Nie czuj się urażona, bo dobrze wiesz, że jestem Ci życzliwa, co myślę, udowodniłam nie tak dawno. Dobrze wiesz, że dobrze Ci życzę i że kibicuję temu, co robisz.
Nie rozumiem, dlaczego miałabyś przestać komentować??? Każdy z nas ma prawo do swobodnego wyrażania swoich myśli, a że czasami brak w nich obiektywizmu (co daje się ostatnio na orgu zauważyć)...cóż...bywa i tak.
Powoli zaczyna tworzyć się tu grono wzajemnej adoracji, co w poezji jest śmiertelnym grzechem, dlatego ja muszę złapać troszkę oddechu i słoneczka:) i sobie odpocząć. A wraz ze mną moje hai:)))Pozdrawiam Cię ciepło Madziu.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja tak. Niezbyt ładnie się zachowujesz. Co do okularów, to radziłbym założyć, może
widziałabyś więcej?

Pozdrawiam.
??? Tak...ja wiem, że brzydko się zachowuję, bo ośmieliłam się, kolejny raz (jako jedna z nielicznych), narazić się BK i skrytykować jego utwór, a przecież patent na krytykę ma tylko On. Co do okularów...to był żart. Myślałam, że masz poczucie humoru, ale widocznie myliłam się. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę więcej dystansu do samego siebie, pogody i przede wszystkim uśmiechu:)))))))))))))))))))))))))) Świeci słoneczko, więc chyba warto troszkę wyluzować i nie brać wszystkiego tak do siebie!
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


A ja tak. Niezbyt ładnie się zachowujesz. Co do okularów, to radziłbym założyć, może
widziałabyś więcej?

Pozdrawiam.
??? Tak...ja wiem, że brzydko się zachowuję, bo ośmieliłam się, kolejny raz (jako jedna z nielicznych), narazić się BK i skrytykować jego utwór, a przecież patent na krytykę ma tylko On. Co do okularów...to był żart. Myślałam, że masz poczucie humoru, ale widocznie myliłam się. Pozdrawiam Cię serdecznie i życzę więcej dystansu do samego siebie, pogody i przede wszystkim uśmiechu:)))))))))))))))))))))))))) Świeci słoneczko, więc chyba warto troszkę wyluzować i nie brać wszystkiego tak do siebie!
Dziwne poczucie humoru. Aż cieszę się, że nie nawiązałaś do tego co napisałem
o złodzieju, któremu wszystko lepiło się w nocy do rąk, a rano lepią mu się powieki.
Ładnie z Twojej strony, że ograniczyłaś się tylko do Peela z okularami :)

Niepotrzebnie też mieszasz w to wszystko osobę postronną. A przy okazji:
"odgarniam rzesę" to nie przenośnia, bo chodzi o rzęsę na stawie, czy oczku wodnym.
Sam mam takie na działce i też robię to czasem, właśnie po to, żeby wieczorem
widać w nim było księżyc albo światla lampionów, a nie jakieś farkocle.
Rybki też są zadowolone, trochę mniej ta przybłęda, przeraźliwie brzydka żaba,
ale skoro nie poszła sobie nigdzie przez dwa lata to znaczy, że i ją tą bawi.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Witajcie!
Choć tyleeee już tutaj zostało napisane i choć od ripost aż gęsto, wtrącę jeszcze mały post.
Kasi "cóż za widok!" moim i pana M.Szymczaka zdaniem wyraża zachwyt, urzeczenie. Jak zwał, tak zwał, w każdym razie w 1. znaczeniu ( czyli nadrzędnym) w "Słowniku języka polskiego", Warszawa 1994, s. 697, jak byk stoi:
"Widok- widziana przestrzeń, fragment (...), urozmaicony, malowniczy, bajeczny, zachwycający widok (...). Przed oczyma otwiera się wspaniały widok".

To tyle w sprawie L1, serdecznie wszystkich pozdrawiam.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pan Szymczak widocznie tylko liznął temat z jednej strony :)
Najlepiej wkleić cóż za widok w Google i zobaczyć, jak kojarzy się innym.
Okazuje się, że nie tylko słodko, ale również w znaczeniu ujemnym:

[...]
Cóż za widok bolesny, cóż za jęki okropne W powietrzu wędrujące, przez świat wojujący O prawo i wolność, ale tu.... Nie istnieje prawo, sprawiedliwość, ...
[...]
Cóż za widok nam się ukazał…. Kolejka ludzi ma ze 150 m. To co najmniej 3-4 h czekania. Niestety rozmowa z kierownikiem kolejki ani z ludźmi stojącymi nie ...
[...]

www.google.com/search?client=opera&rls=pl&q=c%C3%B3%C5%BC+za+widok!&sourceid=opera&ie=utf-8&oe=utf-8


Na to wszystko wpada teściowa i cóż za widok ukazuje się jej świdrującym oczkom? Siostra leży na podłodze i zanosi się donośnym szlochem, a na łożu, ...

www.google.com/search?hl=pl&newwindow=1&client=opera&rls=pl&q=c%C3%B3%C5%BC+za+widok!&start=40&sa=N

O dziwo zza skał wyłoniła się tylko Hedra, ale cóż to był za widok... przerażający ogień niszczył wszystko co napotkała na swej drodze, a zbliżała się do ...
[...]
h ttp://mir3.pl/news.php?readmore=14
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


;) Fajne niedopowiedzenie.
Ale nie o to chodzi, tam nie ma trzech (raczej) kropek. To Google podają zawsze fragment
szukanego tekstu kończąc cytat w ten sposób. Trzeba dopiero kliknąć na odnośnik, żeby zobaczyć cały artykuł. Czyli tak to wygląda przykładowo w Googlach:

MORZE KRWI. Cóż za widok bolesny Cóż za jęki okropne W powietrzu wędrujące Przez świat wojujący O prawo i wolność Ale tu.... Nie istnieje ...

a tak po kliknięciu odnośnika do strony, z której fragment został zacytowany:

www.gmf.pl/poezja/index.php?kat=passion&nr=23437


Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Na 99 procent wiedziałem, że wiesz i wskazujesz na trzy kropki jako początek czegoś intrygującego, czego nie chce się tak napawadę wiedzieć, żeby nie popsuć wrażenia.
Ale po dzisiejszym dniu wolałem w zarodku zdusić ewentualne nieporozumienie,
czyli ten jeden procent. Przepraszam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Kasiu, cóż za widok!


Pozdrawiam, I 34, choć trochę dziwny to nick, ale... I jak Imię; 34 jak trzy wersy haiku i czwarty – olśnienie albo trzy-mać formę, cztery w wersie to za mało; lub do trzech razy sztuka, za czwartym... wylotka.

:)
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




Kasiu, cóż za widok!


Pozdrawiam, I 34, choć trochę dziwny to nick, ale... I jak Imię; 34 jak trzy wersy haiku i czwarty – olśnienie albo trzy-mać formę, cztery w wersie to za mało; lub do trzech razy sztuka, za czwartym... wylotka.

:)
Właśnie sobie coś przypomniałem :) Kiedyś bardzo fajnie oddał podobny temat nie byle kto,
jeśli chodzi o haiku, bo Grzegorz Sionkowski. Może zainteresuje to Panie:


pa pa przez szybę
zamiast całusa
świński ryjek


Z humorem, bez wykrzykników: co za widok! i najważniejsze: obraz
rodzi się właściwie w naszej głowie.

Pozdrawiam.
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • ,,Dopóki walczysz, jesteś zwycięscą ,, Św. Augustyn   stoisz nad przepaścią na progu nieskończoności nie widać światła pogrąża ciemność pochłania bezsilność   walcz o siebie zaufaj sobie Bogu białe róże uśmiechają się z Ołtarza   pomoc jest w pobliżu zawsze nie wybieraj nigdy zła walcz o siebie prawdę   światła nie trzeba szukać  jest w nas to dar wystarczy wierzyć zaufać Bogu   Jezu ufam Tobie   9.2024  andrew Piątek, dzień wspomnienia męki i śmierci  
    • Z ostatnich wieści ze wschodu: rzeczywistość  przez okulary zobaczyć nie można.    Istnieje więc  pajęczyna światów, więcej niż much, co najmniej o jeden – nadal ten jeden.   Wybuch. Odłamki.  Cisza. Rozpad kategorii – czy tu tylko o ruchu?   Piękno podobno tkwi  w czyimś oku. Ale współczucie nie musi.
    • - Ma? - Da. - Kasza jeża. - Że ja z saka dam.    
    • - Jada; jeża kanapka, jak pana. - Każe - jadaj.                
    • Tekst powtórkowy     Zastygam z nożem w dłoni na krawędzi chaosu. Przepaść przede mną ogromna. Nie mam gdzie uciec. Szkoda, że nie dobiegłem do ściany. Mógłby chociaż walić głową w mur. Pozostało tylko jedno. Odwrócić się, by ujrzeć co jest za mną. Przyjąć na klatę dosłownie wszystko, cokolwiek zobaczę. Też tak uczynię. Czuję nagle pustkę w głowie i cholerny chłód. Za cienkie ścianki, a nie założyłem beretu.   Widzę siebie na podłodze, ubabranego krwią ukochanej. Skąd wiem, że akurat z niej wyciekła? Pragnę ją znowu przytulić, ale krew przytulić trudno. Kawałek udka też. Zlatuje z mlasknięciem. Aż mi głupio. To chyba profanacja zwłok. Mówię: przepraszam.   Na próżno, gdyż leży biedna w kałuży koloru pomidorka, dosłownie rozbebeszona i nic do niej nie dociera. O co tu chodzi? Rozumowanie spowite mgłą. Dokładam wszelkich starań, by włożyć wilgotne wnętrzności z powrotem do brzucha, jako zadośćuczynienie. To nie takie proste. Spływają mi z rąk. Zastygam jednak w zastanowieniu. Przecież nie mam gdzie. Ona już żadnego brzucha nie posiada. Ciało jak ten rozłożysty kwiat, rozmazane na parkiecie. Trochę ją zgarniam w jedno miejsce, by nie wpaść w poślizg przy wstawaniu. Wstaję.   Lecz i tak mam wrażenie, że chodzę w gęstym kompocie z kościanymi pestkami. Ślizgam się na gałce ocznej i upadam wprost na ukochany bajzel. O mało co, a straciłbym wzrok, gdyby zostało nadziane na wystający szpikulec złamanego żeberka. Na szczęście musnęło tylko policzek. W nieruchomym wzroku jednej źrenicy, widzę wiele retorycznych pytań, lecz najważniejsze brzmi: dlaczego? Skąd mam do diabła wiedzieć. Przyszedłem, usiadłem, zobaczyłem. Ale to wszystko jeszcze nie jest najgorsze. Nie wiem, czy moje zmysły i ja, to jedno i to samo.   On tu jest cały czas, jakby poza moją świadomością. Czuję jego obecność. Czasami najtrudniej uwierzyć w to, co po gębie tłucze, podpala wzrok i patrzy, aż popiół zostanie. Myślę intensywnie. A przynajmniej myślę, że myślę. Jak tu się dostał i czy to w ogóle możliwe. Muszę uwierzyć, że tak. Zniszczył nie tylko jej świat, ale także mój. Cholerny dupek morderca.   Wystaje nieokreślonym obrazem z ciała, jakby pragnął oklasków z racji swojej wielkości. Przyszpilił ukochaną nie wiadomo czym, niczym motyla w gablocie. Na dodatek rozgarnął byle jak na wszystkie strony. Za grosz artyzmu. Dlaczego go nie zauważyłem, gdy upadłem na zwłoki? Nawet musiałem się o niego oprzeć przy wstawaniu. Świadczą o tym krwawe ślady moich palców na jego gładkiej, parszywej powierzchni. Jakiej powierzchni? Co ja plotę. Znowu ześwirowany warkocz?   Przede mną pojawia się znikąd. Wielki jak góra, leży mózg. Wiem że to mój, chociaż nie wiem skąd ta pewność. Jak mogę cokolwiek myśleć, skoro ta szara ciastowatość istnieje poza mną. Teraz będzie mi łatwiej odszukać prawdziwe ja. Zaczynam się wspinać po ogromnych gąbczastych zmarszczkach. Wykrawam wielkie kawałki i szukam swoich myśli. Bezskutecznie. Odkładam dokładnie w to samo miejsce, żeby nie namieszać i nie zgłupieć do reszty. Dostrzegam jakieś dziwne wybrzuszenie. Tnę je nożem w nadziei, że znajdę swoje: ego. Niestety, nic tam nie ma. To tylko większa fałdka, odstająca od reszty.   Nagle mam wrażenie, że leżę na: zimnej, płaskiej skale. Z góry ścieka woda, oświetlona słabym blaskiem dalekiej szczeliny, do której muszę dotrzeć. Na domiar złego, nade mną wisi to samo. Bardzo nisko. Prawie dotyka spoconych, zdenerwowanych pleców. A najgorsza jest przytłaczająca klaustrofobia.   Wiem, że sufit cały czas nieznacznie się obniża. Czy zdążę wyjść, czy też zostanę nadzieniem skalnej kanapki. Żebym tylko do jakiegoś wgłębienia nie wleciał, bo wszystko wokół szare. Trudno zauważyć dziurę, przy słabym świetle. Gdybym został uwięziony na dobre, niczym sardynka w puszce, to będę czekał w ciemności na śmierć, nie wiadomo jak długo, nie mogąc nic na to poradzić.   I znowu zmiana otoczenia. W oddali, prawie przy wierzchołku, widzę otwór w ogromnym mózgu. Podchodzę bliżej i zaglądam do wewnątrz. Na dnie spoczywa coś w rodzaju zwierciadła. Odbija błękit nieba. Jest dokładnie widoczne, a przecież otwór zasłaniam sobą. Czyżbym był przezroczysty. Spoglądam na dłoń. Nie widzę przez nią mózgu. O co w tym wszystkim chodzi. A może tylko w zestawieniu z lustrem, przenika przeze mnie światło?   Zatem czaszka nie jest zupełnie pusta, skoro myślę, to co robię. Coś tam jeszcze jest.   Część ukochanej jest schowana w podłodze. Dopiero teraz dostrzegam wokół wystające klapki parkietu pomieszane ze skórą i tłuszczem. Na jego umownym boku sterczy kawałek jelita. Musiało się przykleić, gdy rozrywał ciało. A wszystko czerwonawo-różowo-szare. Tatar do spożycia jak nic. Żółtko tylko wbić.   Zdecydowanie coś ze mną nie tak. Nie mogę się połapać w tym wszystkim. Dziwaczne rozmyślania rozsadzają umysł. Przecież to moja najdroższa. Jak mogę tak spokojnie o tym myśleć. Układać obrazy gastronomiczne. Może dlatego, że od wczoraj nic nie jadłem. Ciekawe czemu? Odruchowo łapię głowę, żebym miał pewność, że jeszcze ją mam i myślę tym co trzeba, a nie czym innym. Obawiam się jednak, że to bardzo złudny spokój.   Możliwe, że część bodźców, tych najbardziej ostatecznych, nie dotarła jeszcze do mojego mózgu. Broni żywiciela na wszelkie sposoby, rzucając przed nim zasłonę innych doznań, bym traktował to co widzę, jak swoisty spektakl z efektami specjalnymi i zapomniał o tym, co najbardziej boli. Lecz w końcu i tak trzeba będzie wyjść z teatru, przystanąć, popatrzeć i w jakąś rolę uwierzyć.   Nagle widzę ogromne ręce. Obejmują pofałdowany, szary kopiec i zaczynają go dźwigać w kierunku nieboskłonu. Turlam się i spadam na coś w rodzaju trawy. Mam chyba sto procent pewności, że moja głowa nie jest pusta, bo gdy ją poruszam, to coś się obija o wewnętrzne strony i słyszę przytłumione odgłosy. Dotykam ją dwoma rękami i po raz kolejny jestem nieco zdziwiony. Kopułę czaszki mogę odkręcić. Też tak czynię. Odkręcam z kościanym zgrzytem, który skrzypiąc, rozwala echem ściany pustki wokół... ale nie nade mną i jakby niezupełnej. Wyczuwam jeszcze większy ciężar w środku. No cóż – myślę sobie – wyjmę i zobaczę, co to jest.   Coś mi dzisiaj: zdziwieniami obrodziło, lecz za dużo tego. Przestaje to robić na mnie wrażenie. Trzymam w dłoni: żelazną duszę. Jednocześnie dostrzegam w oddali stół, chociaż pojęcia nie mam, skąd się nagle wziął. Coś na nim stoi. Podchodzę bliżej. To starodawne żelazko. Widzę też koszulę. Wiem, że to moja. Strasznie pognieciona. Jak psu z gardła wyciągnięta. Prawie odruchowo wkładam żelazo do wnętrza żelazka. Staje się gorące, chociaż dusza była zimna. Zaczynam prasować.   Trudno mi idzie. Nie prasowałem już wiele długich lat, lecz za każdym przesunięciem gorącej powierzchni po cienkim materiale, jest mi dziwnie lżej. Widzę jak zgniecenia zanikają. Jakby coś ze mnie ulatywało i wlatywało jednocześnie. Niechcący dotykam gorącej części. Nie narzekam. Prasuję dalej, chociaż cholernie boli. Po jakimś czasie, wygląda świetnie. Gładka jak pupcia niemowlęcia. Odczuwam wielką ulgę. A nawet jestem szczęśliwy. Zakładam ją na siebie. Co z tego, że już jedną mam. A kto mi zabroni. Na ręce nie ma żadnych bąbli, ale ból nie ustępuje.   W oddali widzę ciemną chmurę, a pod nią rozwieszony sznur. Na nim wiele powieszonych, brudnych, samotnych koszul. W porywach wiatru, wyginają się na wszystkie strony z przepalonymi dziurami. Jakby chciały się oderwać, jakby tęskniły, lecz wybór został im odebrany. Przygnębiający to widok. Mam wrażenie, że czas się do nich skończył. A zatem przemijanie też. Będą wisieć bez końca. Przy mnie jest spokojnie i w miarę jasno, ale jakoś mnie to nie cieszy. Nie patrzę już więcej w tamtą stronę. To ponad moje siły. Wiem, że nie mogę im pomóc. Nie mam takich możliwości. Jestem tylko.   Z tym złudnym spokojem jednak coś nie tak. Przede mną, jakby znikąd, pojawia się szklana trumna. Unosi się lekko nad ziemią. Nie wiem dokładnie, co zawiera. Przed chwilą byłem przekonany, że jest blisko mnie. Idę w jej kierunku. Domyślam się kogo tam zobaczę. Jestem coraz bliżej. Spód trumny, porusza delikatnie zieloną trawę, na kształt obrazów, dotyczących mojego życia. Takiego jakie było naprawdę, a nie takiego, jakie ja widziałem. A niby skąd to wiem?   W środku dostrzegam coś w rodzaju mgły. Snuje się wewnątrz nieustannie. No cóż. Zdziwienie mnie nie opuszcza. Mgła wolno opada na dno. Taki obiekt w trumnie jest dla mnie kompletnym zaskoczeniem. Niczym w białym puchu, widzę: kwiat paproci. Jest dużo większy, ładniejszy. Oderwany od macierzystej rośliny, której tam nie ma. A jednak zakwitł. Ma coś takiego w sobie, co przyciąga mój wzrok.   Nigdy go nie widziałem, nawet na zdjęciu, ale wiem na co patrzę. Nie mogę tego pojąć. Tej niezrozumiałej dla mnie sytuacji. Wiem tylko, że zakwita raz w roku. Czyżby tak samo raz... a później już cały czas?   Krwawi, lecz za chwilę krew zamienia się w białego motyla. Przenika przez przezroczyste wieko i nagle znika.   Mam wrażenie, jakbym miał coś przekazywane, obiektami i sytuacjami, które są mi znane lub poznaje je dopiero teraz. W przeciwnym wypadku bym nie wiedział, na co patrzę i zupełnie bym tego nie ogarnął.   Nagle w absolutnej ciszy wieko się otwiera. Kwiat płynie w moim kierunku. Dlaczego nie mógł przeniknąć, tak samo jak motyl? Jest coraz bliżej twarzy. Widzę wszystkie szczegóły. Wchłania się przez nią do otwartej głowy, lecz z niej nie ucieka. Wiem o tym. Czuję przyjemne ciepło.   Znowu stoję samotny w tym dziwnym świecie.   Zakrywam czaszkę kopułą, którą zdjąłem, bo zaczyna padać. W tej chwili nawet głupi deszcz mnie raduję, bo jest taki: rzeczywisty, namacalny... lecz jednak nie chcę, żeby naleciał do środka.   Mimo wszystko czuję, że wnętrze głowy coś wypełnia, a połączenie wokół robi się trwałe. Jest trochę bardziej ociężała, lecz jednocześnie lżejsza.    Zgubiłem nóż, lecz nie odczuwam straty. Chyba dlatego, że jestem tak samo głupi, jak byłem na początku.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...