Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

na przedmieściach szare, obite blachą chałupy,
blado się zrobiło, nawet twoje piegi uciekły w zagajnik, o!
gdyby nawet cichy i durnowaty świat wiejskich dyskotek?

och, jak pięknie poczuć swojski klimacik niegdysiejszego
podrywu, ach! jak cudnie wyprężałeś ciałko do uroczej
nimfetki, jak nabrzmiewały jej usteczka, cała nabrzmiewała
i czerwieniała niczym dojrzewające jabłuszko, ech!

głucho się zrobiło, duszno. nagle pękła ziemia, trzasnęło
nad głową sine niebo, trach. obudziło mnie słońce
w letnią noc i wślizgnęło się we mnie, w ciebie.

Opublikowano

Tytuł sugeruje, że wiersz będzie napisany raczej w pogodnej i luźnej tonacji Podmiot liryczny zwraca się do konkretnej, bardzo bliskiej mu osoby Tekst zatem ma adresata Jego tematyka jest hmmm miłosna ?

W każdym razie strofa pierwsza, a przynajmniej jej początkowe części są opisem miejsca /nota bene dość obskurnego/ , w którym peel wraz z ukochaną się znajdują Pod koniec tejże zwrotki pada pytanie, mnie osobiście dość ono frapuje Skoro dyskoteki, to czy na pewno ciche ? Toż z samego założenia nań zawsze jest głośno Kolejna zwrotka to apoteoza adresatki Podmiot liryczny obrazuje odbiorcy jej wygląd

Ostatnia strofa zastanawiająca Chociaż jeżeli 'duszno', a ' trzasnęło nad głową sine niebo' i potem jeszcze 'trach', to zapewne zaczęło padać Tylko czemu potem podmiot liryczny się budzi ? Deszcz go uśpił ?

Może jestem za bardzo zmęczony i nie potrafię rozszyfrować wszystkich zamysłów, ale z pewnością tego tekstu nie można brać na poważnie Traktuję go raczej jako żart, próbę wyśmiania niektórych grafomańskich wybryków niektórych użytkowników forum

Pozdrawiam

Opublikowano

Gilgotki – dotykanie wrażliwych miejsc na czyimś ciele mające wymusić śmiech.

na przedmieściach szare, obite blachą chałupy,
blado się zrobiło, nawet twoje piegi uciekły w zagajnik, o!


O! mamy pierwszy dotyk, pierwszą gilgotkę :)
a zaraz tutaj dwie (och i ach) następne:

och, jak pięknie poczuć swojski klimacik niegdysiejszego
podrywu, ach! jak cudnie wyprężałeś ciałko do uroczej


Tak, klimacik niegdysiejszego podrywu był nieco rubaszny
a sam podryw, można powiedzieć, że niczym dzisiejsza piłka nożna: bardzo kontaktowy.
Nie bez powodu nazywano takie umizgi choćby końskimi zalotami.

Dziś nie ma już na wsi, nawet koni, czasem tylko jabłuszka
na sklepowym stoisku przypominają Peelowi usta dziewczyny sprzed lat –
nadmiernie wymalowane tanią, czerwoną szminką, co zamiast delikatnie
je podkreślać okropnie gilgotało w oczy.

I jeszcze na koniec wiersza świetna puenta:

nad głową sine niebo, trach. obudziło mnie słońce
w letnią noc i wślizgnęło się we mnie, w ciebie.


Trach! - ostatnia gilgotka, ale poprzez "r" brzmiąca raczej jak cios prosto w serce,
przez żebra. Tak mocna żeby zostać, pomimo obcesowości, na zawsze w pamięci.

Wiersz super, zabieg z gilgotkami bardzo interesujacy, doskonale przenosi
Czytelnika na wiejską dyskotekę, pod zagajnik, na łąkę i dalej, dalej... gdzie
już tylko sam pamięcią sięgnie ;)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



ha! i jednak można poważnie podejść do nieco "niepoważnego" wiersza, cieszę się zwłaszcza z odczytania tytułu - już się bałem, że zostanę doszczętnie zjechany z powodu tego "zabawowego" zabiegu :D
dzięki piękne za ten wpis:)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Pewnie, że można, tym bardziej gdy wszystko do siebie w tym wierszu pasuje.
Już pierwsza gilgotka (a co za tym idzie - śmiech, taki... po prostu) doskonale kontrastuje szare, obite blachą chałupy:

na przedmieściach szare, obite blachą chałupy,
blado się zrobiło, nawet twoje piegi uciekły w zagajnik, o!

Wiersz jest, owszem, zabawny. Tak jak zabawnie powspominać po latach pierwsze
miłosne podchody. Człowiek śmieje się sam z siebie... tylko skąd nagle
ta łezka w oku?
Pozdrawiam, o! ;)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz różni się od produkcji Hani jedynie asekuracyjnym komentarzem odautorskim (gilgotki). Śmiech, zgodnie z definicją, jest tu wymuszony (to nie to samo, co czysta zabawa - przynajmniej dla mnie). Zabawa na Z - ce powinna mieć literacką finezję a nie przaśność ludowego festynu. Tylko czekać na następne " gilgotki " na forum, szerzej bramy otwórzcie...
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Wiersz różni się od produkcji Hani jedynie asekuracyjnym komentarzem odautorskim (gilgotki). Śmiech, zgodnie z definicją, jest tu wymuszony (to nie to samo, co czysta zabawa - przynajmniej dla mnie). Zabawa na Z - ce powinna mieć literacką finezję a nie przaśność ludowego festynu. Tylko czekać na następne " gilgotki " na forum, szerzej bramy otwórzcie...
jedynie? cóż za demagog nam tutaj wyrasta

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @Natuskaa

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Buch!    Rach!   Ciach!   Maszyna  Czy strach?   I życie ukryte  Za zasłoną świadomości    Bo czas nie ma  Dla nikogo litości    Gdy pędzi za nieznanym 
    • MRÓWKI część trzecia Zacząłem się zastanawiać nad marnością ludzkiego ciała, ale szybko tego zaniechałem, myśli przekierowałem na inny tor tak adekwatny w mojej obecnej sytuacji. Podświadomie żałowałem, że rozbiłem namiot w tak niebezpiecznym miejscu, lecz teraz było już za późno na skorygowanie tej pozycji.  Mrówki coraz natarczywiej atakowały. W pewnej chwili zobaczyłem, że przez dolną część namiotu w lewym rogu wchodzą masy mrówek jak czująca krew krwiożercza banda małych wampirów.  Zdarzyły przegryźć mocne namiotowe płótno w 10 minut, to co dopiero ze mną będzie, wystarczy im 5 minut aby dokończyć krwiożerczego dzieła. Wtuliłem się w ten jeszcze cały róg namiotu i zdrętwiały ze strachu czekałem na tą straszną powolną śmierć.  Pierwsze mrówki już zaczęły mnie gryźć, opędzałem się jak mogłem najlepiej i wyłem z bólu. Było ich coraz więcej, wnętrze  namiotu zrobiło się czerwone jak zachodzące słońce od ich małych szkarłatnych ciałek. Nagle usłyszałem tuż nad namiotem, ale może się tylko przesłyszałem, warkot silnika, chyba śmigłowca. Wybiegłem z namiotu resztkami sił, cały pogryziony i zobaczyłem drabinkę, która piloci helikoptera zrzucili mi na ratunek. Był to patrol powietrzny strzegący lasów przed pożarami, etc. Chwyciłem się kurczowo drabinki jak tonący brzytwy, to była ostatnia szansa na wybawienie od tych małych potworków. NIe miałem już siły, aby wspiąć się wyżej. Tracąc z bólu przytomność czułem jeszcze, że jestem wciągany do śmigłowca przez pilotów. Tracąc resztki przytomności, usłyszałem jeszcze jak pilot meldował do bazy, że zauważyli na leśnej polanie masę czerwonych mrówek oblegających mały, jednoosobowy zielony namiot i właśnie uratowali turystę pół przytomnego i pogryzionego przez mrówki i zmierzają szybko jak tylko możliwe do najbliższego szpitala. Koniec   P.S. Odpowiadanko napisałem w Grudniu 1976 roku. Kontynuując mrówkowe przygody, następnym razem będzie to trochę inną historyjka zatytułowana: Bitwa Mrówek.
    • Ma Dag: odmawiam, a i wam Doga dam.        
    • Samo zło łzo mas.    
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...