Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

eh, panie smutny, melancholia
cóż przy tym winie pan wyślęczał?
jest na dnie szkiełka coś lepszego,
jest może jakaś sensu tęcza?

tam tajemnicy nie ma żadnej,
w okrągłym denku jest krzywizna,
nie ma w niej jasnych świetlnych znaków,
dawno sprawdzone, trzeba przyznać

reasumując, raz na trzeźwo
tej ciekawości zbyć się wielkiej,
to lepsze niż, przysięgam wszystkim,
nabitym poczuć się w butelkę

Opublikowano

ty sobie przedstaw, że kolejka
była cudowna, aż po rondo,
tam i z powrotem się wahałem,
czy płacić potem, czy a konto.
aż mnie złożyło po tych hertzach
z których piwnice słyną w wierszach.

ech, zakochałem się w kolejce,
troszkę przykusej, ale jednak
chociaż przez chwilę mogłem z góry
patrzyć jak rozum w niej się miesza
i jak radości, melancholie,
w wino zmieniają słone krople.

jak tu nie kochać dna pucharu
w którym kolejki są ukryte,
piękne, pędzące z lat dziecięcych
po dzień jutrzejszy, w którym miniesz
kilka stanowisk, do okienka,
gdzie ci sprzedadzą chwilę piękna.


miło Cię czytać :)

Opublikowano

ja sobie siedzę grzecznie w domu
troszeczkę zimno, na kolankach
wierszyki składam, no bo lubię
aż naglę patrzę - niespodzianka!

amehob przyszedł jaki grzeczny,
ten, co w kolejce się zakochał
ten, co ma rozum niezmieszany,
bo krótka była, ot radocha

zakochaj ty się lepiej w wierszach
skoroś tak łasy na amory,
a wieczna zgoda między nami,
przepowiem radę gestem szczodrym

i mnie miło :)

Opublikowano

czasem w butelce tej nabitej
mieszka duch dobry zwany Dżinnem
dlatego warto skrzydła podciąć
złej melancholii dobrym winem

pamiętaj Alu żeby jednak
pić na wesoło nie na smutno
bo łez napłynie ci do oczu
duszka zobaczyć będzie trudno


stęskniłam się za Tobą, dawno Cię nie było :)))

Opublikowano

wiersz ma adresata. wiemy, że lubi on pić wino, jako że uważa je za dobry środek na smutki. podmiot liryczny to obserwator i zdaję się, że bliska osoba dla adresata, może przyjaciel. peel także poucza, daje rady.

podmiot liryczny zatem zwraca się do osoby, której musiało przytrafić się coś przykrego /'panie smutny, melancholia'/. stara się go pocieszyć, zwraca także uwagę, że alkohol nie jest dobrym rozwiązaniem. nie warto tracić sił, zdrowia i pieniędzy. udało mu się dojść do tegoż wniosku drogą dedukcji, rzecz jasna ;)

hmmm zdaje się, że nie mam zarzutów w kwestii warsztatowej. może troszeczkę zgrzyta inwersja w czwartym wersie, ale da się to przeżyć ;) przygnębiająca, ale jakże egzystencjalna tematyka; a przedstawiona w dość humorystyczny sposób.

przekonuje mnie ten tekst. pojawił się uśmiech na twarzy. warto zapamiętać sobie słowa podmiotu lirycznego. ech, pamiętam jak dwa lata temu dawałaś mi rady ;) dziękuję Ci niezmiernie za poświęcony wtedy czas :) plusowo

pozdrawiam.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zapijam smutek droga pani
Który mi w trzewia wlazł głęboko
Spokoju nie chce mi dać pamięć
Gdyż pewna pani tak beztrosko

Na orgu się pojawia wierszem
By smucić słowem od nie chcenia
Że ktoś nabija ją w butelkę
A ona pragnie zapomnienia

Sama zaś ginie wieczność całą
Dysputy wiodąc wciąż w „telersach”
Laury zbiera – i nie małe
W krainie niejednego wiersza

A ją wciąż czekam tych wierszyków
Co to są lżejsze od powietrza
Mając uśmiechu sporo przy tym
Czy to poezja jest piękniejsza?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



rozlej ten smutek na połowę,
bo co za dużo, to zaszkodzi
chybaś przemiły panie Jacku
trochę za wiele mi posłodził

jeśli zaś chodzi o butelkę
to przepowiadam, będzie bieda
prędzej rozbiję w drobny maczek
i sama się w nią nabić nie dam

Dziękuję Jacku, pozdrawiam :)
Opublikowano

ot, tak posiedzieć i pobujać
się wśród poezji, na fotelu,
szklaneczką czegoś mocniejszego
podkolorować sens bajerów
o tym, że miłość kocha ludzi,
i że gdy znajdzie, to nie zgubi.

albo, powiedzmy, zasnąć w lesie,
do mchu przytulić zmarszczki losu
i słuchać świerszczy, aż libretto
odnajdzie nutę dla doboszów.
potem sekundy poodliczać
i niech bujają się w rocznicach.

piękna ta błogość wśród skowronków,
piękne papużki nierozłączki,
gdy jednak sens przerasta słowo,
to każdy szuka innej zwrotki
pośród własnego rozmilczenia
i pośród szlaków, gdzie nas nie ma.


dobranoc Alu :)

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.




skolorowałeś, że aż miło
jeszcze troszeczkę i namówisz
czy przyobiecasz gdy wypiję
że nic z tych czarów mnie nie zgubi

ja już skowronki słyszę teraz
i świat kołysze się okrętem
kiedy tak czytam twoje wiersze
co tam przy wszystkich mówić będę

więc polej jeszcze kilka zwrotek
bo na papierze straszna suchość
w dobrym gatunku masz atrament
a u mnie z rymem jakoś krucho

dzień dobry :)
Opublikowano

świat zawsze wielbił skromnych w słowie,
więc się nie dziwię, że i ciebie.
choćbyś wypiła rów mariański,
to nie napiszesz nigdy lepiej.

gdzieś przeczytałem, że się nie da
napełnić tego, co jest pełne,
pomyśl, czy można wspiąć się wyżej
niż czoło nieba, którym jesteś.

ode mnie nic się nie nauczysz,
choć czasem stawiam stopy prosto,
to wciąż się cofam, bo tak mam już,
że to, co za mną, musi rosnąć

jak samosiejka melancholii.
z matematyczną dokładnością
śledzę czas przeszły, cierń kwitnący
na dnie pustyni, tam gdzie mądrość

wpaja ulica mimowolnie.
zacny gatunek atramentu
jest tylko łupem po balandze,
gdzie sens kolejek nie miał sensu.


dzień dobry?

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


cała przyjemność po mojej stronie :)

może to i lepiej. w końcu dwa lata.

wręcz przeciwnie. podeszłaś do mnie ze sporym dystansem i spokojem. dzięki Bogu, że Twój mejl umotywował mnie do dalszego pisania.

jeszcze raz ogromnie dziękuję :)

pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



żartujesz chyba acan ze mnie,
chwilami nawet się zachciewa
założyć sobie te kłamstewka,
potem obnosić, podejrzewasz?

zgaduję, że są dla ozdoby
żeby nacieszyć głodne oczy
ażeby połknąć i uwierzyć
trzeba by w winie wpierw namoczyć

wszak zachwalałeś, chcę skosztować
za pan brat jestem z ciekawością
bo samosiejki, kwiaty cierni
imponujące jednak dość są


Dzień dobry :)

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

      my nie robimy tego na pokaz 
    • jest zieleń odnaleziona dalej pagórki i skrzydła ptaków niebo włóczy się między słowami ostatni wers sączy atrament na starym cmentarzu przekwitły szafirki samotny Chrystus czyta wiersze zmarli odeszli z marzeniami zostały pękające nagrobki i bezdomny poeta linijką wiersza zraniony
    • Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • Albo zakonnik był ślepy i głuchy na ostatnie wydarzenia w mieście albo trybunał, ściągnął go gdzieś z Reims lub Sedan, gdzie nic nie wiedziano o ostatnim głośnym zabójstwie kardynała Magnion. A kto tego dokonał, każdy tu od więźniów zamku, przez przekupki i kowali na jarmarku, po strażników miejskich, wiedział to doskonałe. Bo przecież jest sytuacją co najmniej niecodzienną i na dodatek przerażająco groteskową, że szanowany kardynał został znaleziony martwy, wieczorem dnia 23 kwietnia, na brudnym bruku dzielnicy Gayet. A trzeba wiedzieć o tym, że żaden świątobliwy mąż nie mógłby nawet w najgorszym upadku moralnym i psychicznym, myśleć choćby o tym by powziąść swe kroki do tej dzielnicy. Chyba jedynie po to by wydać temu miejscu osobistą krucjatę i w imię walki z upadkiem ideałów, zwalczać obecny tam od wieków nierząd, złodziejstwo, inflamię, partactwo i sutenerstwo. Kto wie, może i kardynał poległ chwalebnie pośród tego gnijącego wszędzie wokół występku. Dość powiedzieć, że ktoś mu dopomógł w tym by ujrzał z pewnością szybciej niż sam zamierzał, chwałę naszego Ojca, który jest w niebie. A sztylet z prostą, czarną rękojeścią z pewnością umożliwił i ułatwił bardzo to spotkanie. Wystawał on z piersi księdza na wysokości serca.     Nie to jednak wydawało się w całej sytuacji najgorsze. Kardynał Magnion, oprócz życia i rozumu, zgubił jeszcze gdzieś po drodze całe swe odzienie i nagi jak go Pan Bóg stworzył, wypadł na bruk z okna pobliskiej upadłej i zatęchłej kamieniczki.     Lecz i jeszcze nie to było najgorsze. Okno na piętrze tego budynku było oknem na świat, ten brudny, dziki i żądny krwi świat grzechu i śmierci. Zatrzaśnięta teraz na głucho okiennica, zasłonięta czerwoną płachta materiału, chroniła prywatność, klientów tego przybytku. Pokoje na piętrze były wynajmowanymi suterenami, dla najbogatszych klientów.     A czym tam handlowano w ścisłej tajemnicy i zmowie, wiadomej tylko wybranym? Gładkością, młodością i miękkością wdzięków tutejszych dziewcząt oczywiście. Kamienica i jej odarte ściany i front skrywały burdel, lecz nie taką pierwszą, lepszą mordownię dla zubożałych cieśli, bednarzy czy paskudnych, zakompleksionych żaków co na widok fikuśnych technik miłosnych, francowatych matron o cyckach sięgających pasa i gębach bezzębnych, poznaczonych bliznami po ospie, uciekali z portkami u kostek i wiszącymi kusiami w rękach zaklinając się po drodze, że od teraz już tylko miłość uprawiać będą z potrzeby serca a nie zasobności sakiew.     Ta kamienica była domem uciech dla możnych urzędników i rycerzy, królów podziemia i książąt występku. Kardynałów w purpurze i zakonników w czarnych i białych habitach. Co bogatszych mistrzów cechów i uczniów przykościelnych kolegiów. Chuć była tu panią, która potęgowała najróżniejsze zachcianki i fantazję. A ograniczeniem była jedynie pojemność sakiew. Co prawda nie można było trwale okaleczać dziewcząt - choć niektóre z nich nosiły na bladych rzyciach, wypalone znaki herbowe rodów co niektórych klientów - ani ich zabijać lecz wszystko ponad to było dozwolone a nawet mile widziane bo jak przecież wiadomo nasz klient nasz pan. A zadowolony i zaspokojony klient to wyższy utarg i życie w dostatku. A kto żył w największym dostatku i szczęściu. Oczywiście właściciel. A gdzie był teraz…     Lochy w Neufchatel - uśmiechnąłem się do zakonnika a on próbował też zrobić to samo względem mnie - Są miejscem, które słyszy wiele próśb, błagań czy modlitw. Lecz Boga próżno tu szukać ojcze. Lecz nawet gdyby jego łaska sięgała też tutaj to prędzej sam by mnie zabił niżbym miał wyjawić litanię mych grzechów na Twe ucho ojcze. Jeśli Was do mnie posłano a Wy zgodziliście się mi udzielić łaski odkupienia winy i chcecie mnie rozgrzeszyć w dniu mego rozbratu ze światem. Znaczy to tyle, że nie wiecie komu i co odpuścicie. Dla takich jak ja, stryczek jest nie karą a wybawieniem a prawdziwa kara czeka na mnie w piekle za to co uczyniłem i co zaprowadziło mnie do Neuchatel a za kilka godzin na szafot St Genevieuve. Taki czyn nie podlega pokucie ojcze. Spowiedź jest tu zbyteczna.   Zakonnik długo i świdrująco przeszywał mnie wzrokiem wreszcie spokojnie odrzekł   - Zabiliście kardynała - jego lekko kobiecy ton przybrał zimną, niepokojąco pozbawioną uczuć barwę - Lecz wiemy dobrze obaj, że nie był on bez winy, a każde grzeszne postępowanie gdzie wina jest bezsprzeczna musi sprowadzić na ciało i duszę karę naszego Pana. Kardynał Magnion był wilkiem co ubrał na potrzeby gminu i współbraci owczą, niewinną skórę. Lecz Boga i przeznaczenia nie zdołał oszukać. Pan widział jego zepsucie i grzech cudzołóstwa w sercu I jego sztylet go dosięgnął. Niechaj spoczywa w pokoju a Bóg jeśli zechce przebaczy mu w dniu sądu.     Po tych słowach, czułem że krew napływa mi szeroką falą do wszystkich żył i naczyń. Wzrok wyostrzył się, oddech skrócił a bicie serca odbijało się echem aż w krtani. Ledwo i bardzo powoli ale stanąłem na nogach, jeszcze mocno niepewnych i ścierpniętych, nie spuszczałem jednak wzroku z tego osobliwego i tajemniczego gościa.     - Nie patrzcie na mnie synu jak niewierny Tomasz w oblicze zmartwychwstałego Zbawiciela - i on dźwignął się z kolan lecz dużo szybciej i sprawniej ode mnie - Nie twierdzę, że prawy z was człowiek bo jednak nie da się ukryć że lista waszego występku jest tak długa, że można by wybrukować nimi drogę z Paryża do Rzymu i z powrotem. Lecz nie jesteście też bezmyślnym i ciemnym frantem, koczującym w ciemnym zaułku jak szczur na sakwy, życie czy godność przechodniów i przypadkowych ofiar. Sami się szkoliliście na duchownego w moim zakonie a ojciec Wasz dbał o to by niczego Wam nie brakło i mimo innego nazwiska dbał o Was jak o swego prawdziwego syna. Kardynał Lefort był człowiekiem wielkiego formatu i prawdziwie katolickiego serca     Wzmianka o ojczymie była już kroplą która przepełniła czarę i wywołała całkowity mętlik w moim i tak przepełnionym umyśle.     - Któż Wy!? Bo widać znacie mnie lepiej niż ktokolwiek! Skąd znacie historię o mnie i ojcu Lefort!? To tajemnica o której wiedziało ledwie kilka osób i nikt oprócz mnie samego nie stąpa już po ziemi by się nią dzielić z postronnymi. - cofałem się ostrożnie pod ścianę, słysząc tylko ciche piski szczurów i jakieś niezrozumiałe bełkoty z sąsiedniej celi - Duchem świętym jesteście czy czartem przeklętym z piekła co dybie na mą funta kłaków nie wartą duszę górnolotnego alfonsa i sprawnego włamywacza?!     Zakończyłem zdanie soczystym przekleństwem i akurat wtedy moje dłonie wyczuły chłód kamiennej ściany pod palcami. Przywarłem do niej jak do ostatniej opoki i czekałem na postać zakonnika, która przechadzała się znów w mroku celi.     - Nie bój się mnie Orlon - jego głos był znów pełen ciepła i ojcowskiego uczucia - Nie zstąpiłem tu z nieba ani nie wyległem z odmętów piekieł. Na nic mi Twa upadła dusza bo nie mam władzy by rozporządzać jej zbawieniem. Znałem Twego ojczyma i był mi on dozgonnym przyjacielem i druhem. Bardzo przeżyłem jego śmierć w pożarze opactwa i nigdy już nie powróciłem tam by nie rozpamiętywać chwil radosnych i rozmów o wierze, życiu i sensie istnienia. To właśnie w trakcie takiej rozmowy, Twój ojczym wspomniał o Tobie, że jesteś jego przybranym acz ukochanym synem i jedynym potomkiem. Uratował Cię z ulicy. Twoja nieznana nikomu matka, choć czy tak można określać te upadłe ladacznice z dzielnic Houron czy Gayet, które nowonarodzone dzieci porzucają przy śmietniskach głównych ulic, topią w rzece albo zrzucają z mostu czy podżynają gardła płaczącym niemiłosiernie w noc, niebogom, porzuciła Cię obok progu kościoła św Pawła i tylko to Cię uratowało. Po mszy kardynał znalazł tobołek z Tobą w środku i zaniósł do mojego klasztoru, tam starano wychować Cię na człowieka statecznego i uczonego. Lecz Ty wolałeś życie wygnańca i szczenięcia ulicy. Choć nauka filozofii i kaligrafii nie poszła na marne, starasz się wydać swoje wiersze w pomniejszych oficynach, lecz ze względu na kryminalny żywot, odprawiają Cię z kwitkiem. Szkoda wielka, bo sam chętnie czytałbym o młóceniu bezbożnym młódek w perfumowanych piernatach, bogatych burdeli czy przestępczych opowieściach, kończących się najczęściej w ciemni lochów lub w ramionach drewnianych oblubienic co w tańcu ze śmiercią ostawiają jeno szkielet biały, stukoczący kośćmi na wietrze. Widzisz. Ty byłeś uczonym a stałeś się frantem a ja byłem frantem co odkupił winy i stał się uczonym.   Podszedł do mnie i położył rękę na ramieniu w braterskim geście.   - Jeśli Ci mój drogi przyjacielu Bóg nasz litościwy pomóc nie zdoła to może Bóg szelmów, frantów i murew upadłych, będzie bardziej skory ku temu - roześmiał się i dokończył - Może i on mnie przysłał bym nie Twą duszę a głowę uratował. A uwierz mi to jestem w stanie zrobić. Unikniesz stryczka po raz kolejny. Gdybyś tylko na wdzięki innych oblubienic niż te drewniane był tak oporny to mógłbym Cię zwać prawie świętym.     Wziął mnie w ramiona i mocno uścisnął. A ja poczułem pustkę. Nie wiem już nic. Choć nie. Chcę uratować swą nędzną głowę ponad wszystko.
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...