Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Ten Welki Człowiek zmienił oblicze naszej ziemi i całego świata. Pamiętajmy o tym i w akcie wdzięczności pielęgnujmy w sobie Jego przykazania i przesłania. Postępujmy tak, jak by tego oczekiwał i by mógł uśmiechnąć się z przestrzeni nieba. To bedzie z naszej strony najwłaściwsze podziekowanie za Jego, pełne, cierpienia życie. A dzisiaj i każdego dnia prośmy Boga o Jego szybką beatyfikację.

Opublikowano

Ło Jezu. Teraz to wszędzie tylko ten Jan Paweł i pusty slogan JP2. Bożka jakiegoś z niego zrobiliście, a ja myślałem, że chrześcijaństwo to religia monoteistyczna. Przysłali mi nawet smsa, że mam 2,44 PLN na jakąś tam ewangelizację przekazać. Niezłą trzepią na nim kaskę.
A teraz pytam poważnie: w jaki sposób zmienił obliczę tego świata. Tylko proszę mi nie pisać o upadku komuny.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jestem katolikiem, więc zapewne zostanę potraktowany jako stronnik swojej wiary od siedmiu boleści, ale tutaj wypada jedynie polecieć banałem: widziałeś tłumy, który na całym świecie czciły Jego osobę, jeździły na pielgrzymki, żeby się z Nim spotkać? Widziałeś jak Jego śmierć dotknęła miliony wrażliwych osób, przyzwyczajonych do Jego dobrotliwego wyrazu twarzy, głębokiej wiary, pracowitości i krzepiących słów? Czy to nie jest zajebiście dużo? Czy nie można zmieniać świata poprzez zjawisko empatii?
Ja uważam, że tak. Rozumiem, że ateiści nie odczuli tej straty, niemniej cynizm każdego 2 dnia kwietnia można schować na 24 godziny do szafy.

[*]
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jestem katolikiem, więc zapewne zostanę potraktowany jako stronnik swojej wiary od siedmiu boleści, ale tutaj wypada jedynie polecieć banałem: widziałeś tłumy, który na całym świecie czciły Jego osobę, jeździły na pielgrzymki, żeby się z Nim spotkać? Widziałeś jak Jego śmierć dotknęła miliony wrażliwych osób, przyzwyczajonych do Jego dobrotliwego wyrazu twarzy, głębokiej wiary, pracowitości i krzepiących słów? Czy to nie jest zajebiście dużo? Czy nie można zmieniać świata poprzez zjawisko empatii?
Ja uważam, że tak. Rozumiem, że ateiści nie odczuli tej straty, niemniej cynizm każdego 2 dnia kwietnia można schować na 24 godziny do szafy.

[*]

Jaki cynizm? Mnie też dotknęła śmierć tego człowieka. Napiszę więcej: pamiętam co się działo trzy lata temu i wg mnie ludzie nie pozwolili mu odejść z godnością. Szum medialny, świeczki w oknach, debilne łańcuszki i wspólne pochody nienawidzących się kibiców. Nawet dziś dostałem łańcuszek. Wielkie halo i duża kasa, to mnie boli. Nad grobem nie robi się dyskoteki.
Widziałem te tłumy, ale dzięki nim świat nie stał się lepszy. Wiara daje ukojenie, ale nie zmienia świata. No chyba, że na gorsze, bo jest się o co bić.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jestem katolikiem, więc zapewne zostanę potraktowany jako stronnik swojej wiary od siedmiu boleści, ale tutaj wypada jedynie polecieć banałem: widziałeś tłumy, który na całym świecie czciły Jego osobę, jeździły na pielgrzymki, żeby się z Nim spotkać? Widziałeś jak Jego śmierć dotknęła miliony wrażliwych osób, przyzwyczajonych do Jego dobrotliwego wyrazu twarzy, głębokiej wiary, pracowitości i krzepiących słów? Czy to nie jest zajebiście dużo? Czy nie można zmieniać świata poprzez zjawisko empatii?
Ja uważam, że tak. Rozumiem, że ateiści nie odczuli tej straty, niemniej cynizm każdego 2 dnia kwietnia można schować na 24 godziny do szafy.

[*]

Jaki cynizm? Mnie też dotknęła śmierć tego człowieka. Napiszę więcej: pamiętam co się działo trzy lata temu i wg mnie ludzie nie pozwolili mu odejść z godnością. Szum medialny, świeczki w oknach, debilne łańcuszki i wspólne pochody nienawidzących się kibiców. Nawet dziś dostałem łańcuszek. Wielkie halo i duża kasa, to mnie boli. Nad grobem nie robi się dyskoteki.
Widziałem te tłumy, ale dzięki nim świat nie stał się lepszy. Wiara daje ukojenie, ale nie zmienia świata. No chyba, że na gorsze, bo jest się o co bić.

Ale właśnie ten szum medialny był potrzebny ludziom; relacje z różnych części świata, poczucie jakiejś tam solidarności i wreszcie pogrzeb, w którym mała część opłakujących mogła uczestniczyć. Zgadzam się z Tobą, że niektóre sceny były gorszące np. kiedy ciało JPII przenosili na katafalku do bazyliki, a ludzie robili Mu zdjęcia jak nienormalni. Zresztą samo 'zwiedzanie' potem niewiele miało wspólnego z chrześcijańską kontemplacją.

Co do wiary, wszystko zależy od konkretnego wyznawcy; można faktycznie być dzięki niej lepszym człowiekiem albo 'szczekać' w przeddzień rocznicy śmierci papieża o traktacie ratyfikacyjnym w pewnej rozgłośni radiowej.
Osobiście szanuję wszystkich ateistów/deistów/islamistów/żydów itd., jeśli Oni szanują mnie. Jakby ludzie na siłę się nie nawracali bądź nie uświadamiali (np. że wiara w Boga to zbiorowy akt ciemnoty), byłoby lepiej. Dużo lepiej. Pokojowa koegzystencja.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jaki cynizm? Mnie też dotknęła śmierć tego człowieka. Napiszę więcej: pamiętam co się działo trzy lata temu i wg mnie ludzie nie pozwolili mu odejść z godnością. Szum medialny, świeczki w oknach, debilne łańcuszki i wspólne pochody nienawidzących się kibiców. Nawet dziś dostałem łańcuszek. Wielkie halo i duża kasa, to mnie boli. Nad grobem nie robi się dyskoteki.
Widziałem te tłumy, ale dzięki nim świat nie stał się lepszy. Wiara daje ukojenie, ale nie zmienia świata. No chyba, że na gorsze, bo jest się o co bić.

Ale właśnie ten szum medialny był potrzebny ludziom; relacje z różnych części świata, poczucie jakiejś tam solidarności i wreszcie pogrzeb, w którym mała część opłakujących mogła uczestniczyć. Zgadzam się z Tobą, że niektóre sceny były gorszące np. kiedy ciało JPII przenosili na katafalku do bazyliki, a ludzie robili Mu zdjęcia jak nienormalni. Zresztą samo 'zwiedzanie' potem niewiele miało wspólnego z chrześcijańską kontemplacją.

Co do wiary, wszystko zależy od konkretnego wyznawcy; można faktycznie być dzięki niej lepszym człowiekiem albo 'szczekać' w przeddzień rocznicy śmierci papieża o traktacie ratyfikacyjnym w pewnej rozgłośni radiowej.
Osobiście szanuję wszystkich ateistów/deistów/islamistów/żydów itd., jeśli Oni szanują mnie. Jakby ludzie na siłę się nie nawracali bądź nie uświadamiali (np. że wiara w Boga to zbiorowy akt ciemnoty), byłoby lepiej. Dużo lepiej. Pokojowa koegzystencja.

Nie chodziło mi o to, że były transmisje, bo to przecież normalne, że media informują ludzi. Natomiast nie podobało mi się to w jaki sposób podawano niektóre informacje, które nie były nawet potwierdzone. W pamięć mi zapadła sytuacja kiedy podano, że umarł i w kościołach zaczęły bić dzwony, podczas gdy on jeszcze żył. Farsa na całego, nad człowiekiem który umiera.

Ja nie wierzę w to, że dzięki wierze można być lepszym człowiekiem. Myślę, że taki pogląd godzi w elegancję ludzkiej natury. W to, że człowiek tak po prostu potrafi być dobry, jeżeli tylko wychowuje się w normalnych warunkach. Uważam, że moralność nie wyłania się z wiary ani religii, tylko z nas samych.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jestem katolikiem, więc zapewne zostanę potraktowany jako stronnik swojej wiary od siedmiu boleści, ale tutaj wypada jedynie polecieć banałem: widziałeś tłumy, który na całym świecie czciły Jego osobę, jeździły na pielgrzymki, żeby się z Nim spotkać? Widziałeś jak Jego śmierć dotknęła miliony wrażliwych osób, przyzwyczajonych do Jego dobrotliwego wyrazu twarzy, głębokiej wiary, pracowitości i krzepiących słów? Czy to nie jest zajebiście dużo? Czy nie można zmieniać świata poprzez zjawisko empatii?
Ja uważam, że tak. Rozumiem, że ateiści nie odczuli tej straty, niemniej cynizm każdego 2 dnia kwietnia można schować na 24 godziny do szafy.

[*]
ja widziałem tłumy płaczące z radości na widok Paris Hilton - jej śmierć - gdyby tylko telewizja zechciała również mogłaby wywołać spontaniczne białe (a raczej różowe) marsze...
póki zył - mieliśmy go w dupie, umarł, też go mamy - tylko od czasu do czasu jak potrzeba zapełnić ramówke w TV to sie go wywleka i wysyła sms... sory, ale tak to dokładnie wygląda - popytaj się znajomych ilu z nich zna jego "nauki", potrafi powiedzieć czego tak naprawde dokonal, albo w czym tkwi jego wielkość??... to że płaczą po nim miliony o wielkości bynajmniej nie świadczy - to zwykła sztuczka medialna - świadczy o ludzkiej głupocie a nie o wrażaliwości - patrz przykład Paris Hilton (jej przypadek jest o tyle fajny, że ona też została wylansowana absolutnie od zera - a ide o zakład, że nie miałaby gorszych wyników w rozpoznawalności niż jp )
więc nie pieprzcie o jego dobrotliwym wyrazie twarzy, tylko podajcie fakty - dlaczego ten człowiek jest wielki?? był głową kościoła a w kościele szerzyła sie pedofilia - jak w partii leppera wybuchały skandale - wszystkiemu był winien jej szef, jak w kosciele gwałcili dzieci: jego szef jest wielkim człowiekiem...
o jego poglądach na życie i człowieka tez raczej nie ma co gadać, bo 99%polaków ich nie zna a 99,9 i tak ma je w dupie... za to wszyscy płaczą i twierdzą "że wielkim człowiekiem był" - a dlaczego był?? bo przecież gdyby nie był to wszystkie telewizje by po nim nie płakały, miliony ludzi nie umieszczałoby sobie opisów na gg jak to im go brakuje - a przecież musi im go brakowac skoro WSZYSTKIM go brakuje - a wszystkim go brakuje bo wielkim człowiekiem był...
tak - 2 IV to dzien bardzo depresyjny - pokazuje jak tępi są ludzie i jak łatwo nimi manipulować...
Opublikowano

Ja tam nie jestem zwolennikiem takiego zadęcia, jakie się prezentuje. Ale do Jana Pawła II szacunek duży miałem, mimo że specjalnie wierzący nie jestem. Czego dokonał? Stać go było na poważne ekumeniczne gesty. Swoją postawą dawał przykład (co z tego, że mało realny do spełniania przez większość) na przykład zachowaniem wobec swojego niedoszłego mordercy. Szanowałem go również za to, że miał poczucie obowiązku wobec świata. Przecież nie dla przyjemności tyle tych pielgrzymek, szczególnie pod koniec, gdy jego zdrowie podupadło, odbywał. Mógł siedzieć na Stolicy Piotrowej i wydawać orędzia, których nikt by nie słuchał. A on jeździł po świecie i ludzie go słuchali. Ktoś powie, że to było wołanie na puszczy. Być może. Ale być może też jego słowa trafiały; jeśli nie zawsze, to może czasem.
I ja tak sobie myślę, że dobrotliwy facet, ubrany na biało, który mówi z telewizora "nie lękajcie się", to dużo. To duża zasługa. Bo z telewizora rzadko pokrzepienie płynie. Raczej zgryzota i demoralizacja.
Odnośnie tej dobroduszności, to ja bym dodał, że mnie się zawsze zdawało, że ta dobrotliwa twarz jest zasnuta jakimś smutkiem. To nie była szwejkowska dobrotliwość, ani zadowolona, ani głupawa, a właśnie zasnuta jakąś smutną refleksją.
Przede wszystkim szanuję go za to, że był w stanie udźwignąć taki ciężar. Być twarzą, głową, emblematem takiej instytucji, z obowiązkami wobec ludzkości, instytucji, wiary, Boga i nie wiadomo czego jeszcze. Świecić oczami za inkwizycję, borykać się ze zmianami obyczajowymi, bronić stanowiska kościoła w sprawach kontrowersyjnych, a z drugiej strony nie dopuszczać do odwrotu od religii. Na każdym kroku dawać świadectwo pokory i posłannictwa. Do tego nie zapominać o Polsce.
Pan myśli, że nie bolały go doniesienia o dewiacjach wśród kapłanów? ale co miał zrobić? co można zrobić z czymś, co jest nieuniknione? bo dlaczego do dewiacji może dochodzić wśród świeckich, a u księży już nie? to są tacy sami ludzie, nawet bardziej narażeni, bo można sobie próbować wyobrazić, co z mężczyzny potrafi zrobić celibat. Ale to już dyskusja na inny temat.
Trzeba szanować Jana Pawła II choćby za to, że funkcja go nie przerosła. A że ludzie lubią się gromadzić z potrzeby gromadzenia to co innego.

Opublikowano

zdzisław dyrman - Ja tam nie jestem zwolennikiem takiego zadęcia, jakie się prezentuje. Ale do Jana Pawła II szacunek duży miałem, mimo że specjalnie wierzący nie jestem. Czego dokonał? Stać go było na poważne ekumeniczne gesty. Swoją postawą dawał przykład (co z tego, że mało realny do spełniania przez większość) na przykład zachowaniem wobec swojego niedoszłego mordercy. Szanowałem go również za to, że miał poczucie obowiązku wobec świata. Przecież nie dla przyjemności tyle tych pielgrzymek, szczególnie pod koniec, gdy jego zdrowie podupadło, odbywał. Mógł siedzieć na Stolicy Piotrowej i wydawać orędzia, których nikt by nie słuchał. A on jeździł po świecie i ludzie go słuchali. Ktoś powie, że to było wołanie na puszczy. Być może. Ale być może też jego słowa trafiały; jeśli nie zawsze, to może czasem.
I ja tak sobie myślę, że dobrotliwy facet, ubrany na biało, który mówi z telewizora "nie lękajcie się", to dużo. To duża zasługa. Bo z telewizora rzadko pokrzepienie płynie. Raczej zgryzota i demoralizacja.
Odnośnie tej dobroduszności, to ja bym dodał, że mnie się zawsze zdawało, że ta dobrotliwa twarz jest zasnuta jakimś smutkiem. To nie była szwejkowska dobrotliwość, ani zadowolona, ani głupawa, a właśnie zasnuta jakąś smutną refleksją.
Przede wszystkim szanuję go za to, że był w stanie udźwignąć taki ciężar. Być twarzą, głową, emblematem takiej instytucji, z obowiązkami wobec ludzkości, instytucji, wiary, Boga i nie wiadomo czego jeszcze. Świecić oczami za inkwizycję, borykać się ze zmianami obyczajowymi, bronić stanowiska kościoła w sprawach kontrowersyjnych, a z drugiej strony nie dopuszczać do odwrotu od religii. Na każdym kroku dawać świadectwo pokory i posłannictwa. Do tego nie zapominać o Polsce.
Pan myśli, że nie bolały go doniesienia o dewiacjach wśród kapłanów? ale co miał zrobić? co można zrobić z czymś, co jest nieuniknione? bo dlaczego do dewiacji może dochodzić wśród świeckich, a u księży już nie? to są tacy sami ludzie, nawet bardziej narażeni, bo można sobie próbować wyobrazić, co z mężczyzny potrafi zrobić celibat. Ale to już dyskusja na inny temat.
Trzeba szanować Jana Pawła II choćby za to, że funkcja go nie przerosła. A że ludzie lubią się gromadzić z potrzeby gromadzenia to co innego.

To najbardziej sensowna wypowiedź.

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jaki cynizm? Mnie też dotknęła śmierć tego człowieka. Napiszę więcej: pamiętam co się działo trzy lata temu i wg mnie ludzie nie pozwolili mu odejść z godnością. Szum medialny, świeczki w oknach, debilne łańcuszki i wspólne pochody nienawidzących się kibiców. Nawet dziś dostałem łańcuszek. Wielkie halo i duża kasa, to mnie boli. Nad grobem nie robi się dyskoteki.
Widziałem te tłumy, ale dzięki nim świat nie stał się lepszy. Wiara daje ukojenie, ale nie zmienia świata. No chyba, że na gorsze, bo jest się o co bić.

Ale właśnie ten szum medialny był potrzebny ludziom; relacje z różnych części świata, poczucie jakiejś tam solidarności i wreszcie pogrzeb, w którym mała część opłakujących mogła uczestniczyć. Zgadzam się z Tobą, że niektóre sceny były gorszące np. kiedy ciało JPII przenosili na katafalku do bazyliki, a ludzie robili Mu zdjęcia jak nienormalni. Zresztą samo 'zwiedzanie' potem niewiele miało wspólnego z chrześcijańską kontemplacją.

Co do wiary, wszystko zależy od konkretnego wyznawcy; można faktycznie być dzięki niej lepszym człowiekiem albo 'szczekać' w przeddzień rocznicy śmierci papieża o traktacie ratyfikacyjnym w pewnej rozgłośni radiowej.
Osobiście szanuję wszystkich ateistów/deistów/islamistów/żydów itd., jeśli Oni szanują mnie. Jakby ludzie na siłę się nie nawracali bądź nie uświadamiali (np. że wiara w Boga to zbiorowy akt ciemnoty), byłoby lepiej. Dużo lepiej. Pokojowa koegzystencja.

Pancolku, podpisuję się pod twoimi wypowiedziami. Nie będę powielać tego, co mówisz, dodam tylko, że wierzący to nie tylko gromadzący się w tłumie, by podziwiać lub krytykować, ale słuchający bardzo uważnie, rozważający wypowiedzi i próbujący wcielać je w zycie. Dla mnie JP II to także niedościgniony wzór tolerancji i dobrze by było chocby w tym go naśladować; dla niego każdy człowiek, niezależnie od wyznania czy rasy, był najwazniejszy jako dziecko Boga, niewierzący także. Gdybyśmy właściwie rozumieli pojęcie tolerancji, nie byłoby...potępiania tego, czego być może nie znamy, czy nie pojmujemy albo w co nie wierzymy, zwłaszcza, że miliony na świecie wierzą...i to należałoby uszanować.
Staram się pamiętać i zgłębiać nauczanie JPII.

Serdecznie pozdrawiam
-teresa
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jestem katolikiem, więc zapewne zostanę potraktowany jako stronnik swojej wiary od siedmiu boleści, ale tutaj wypada jedynie polecieć banałem: widziałeś tłumy, który na całym świecie czciły Jego osobę, jeździły na pielgrzymki, żeby się z Nim spotkać? Widziałeś jak Jego śmierć dotknęła miliony wrażliwych osób, przyzwyczajonych do Jego dobrotliwego wyrazu twarzy, głębokiej wiary, pracowitości i krzepiących słów? Czy to nie jest zajebiście dużo? Czy nie można zmieniać świata poprzez zjawisko empatii?
Ja uważam, że tak. Rozumiem, że ateiści nie odczuli tej straty, niemniej cynizm każdego 2 dnia kwietnia można schować na 24 godziny do szafy.

[*]
ja widziałem tłumy płaczące z radości na widok Paris Hilton - jej śmierć - gdyby tylko telewizja zechciała również mogłaby wywołać spontaniczne białe (a raczej różowe) marsze...
póki zył - mieliśmy go w dupie, umarł, też go mamy - tylko od czasu do czasu jak potrzeba zapełnić ramówke w TV to sie go wywleka i wysyła sms... sory, ale tak to dokładnie wygląda - popytaj się znajomych ilu z nich zna jego "nauki", potrafi powiedzieć czego tak naprawde dokonal, albo w czym tkwi jego wielkość??... to że płaczą po nim miliony o wielkości bynajmniej nie świadczy - to zwykła sztuczka medialna - świadczy o ludzkiej głupocie a nie o wrażaliwości - patrz przykład Paris Hilton (jej przypadek jest o tyle fajny, że ona też została wylansowana absolutnie od zera - a ide o zakład, że nie miałaby gorszych wyników w rozpoznawalności niż jp )
więc nie pieprzcie o jego dobrotliwym wyrazie twarzy, tylko podajcie fakty - dlaczego ten człowiek jest wielki?? był głową kościoła a w kościele szerzyła sie pedofilia - jak w partii leppera wybuchały skandale - wszystkiemu był winien jej szef, jak w kosciele gwałcili dzieci: jego szef jest wielkim człowiekiem...
o jego poglądach na życie i człowieka tez raczej nie ma co gadać, bo 99%polaków ich nie zna a 99,9 i tak ma je w dupie... za to wszyscy płaczą i twierdzą "że wielkim człowiekiem był" - a dlaczego był?? bo przecież gdyby nie był to wszystkie telewizje by po nim nie płakały, miliony ludzi nie umieszczałoby sobie opisów na gg jak to im go brakuje - a przecież musi im go brakowac skoro WSZYSTKIM go brakuje - a wszystkim go brakuje bo wielkim człowiekiem był...
tak - 2 IV to dzien bardzo depresyjny - pokazuje jak tępi są ludzie i jak łatwo nimi manipulować...

głos rozsądku, wtrącającdo towjej wypowiedzi ostatnio moja znajoma mowi: musze o 21.37 iść do kościoła. A ja: dlaczego? Ona: bo jest rocznica śmierci papieża Ja: no to co? po co akurat do kościoła: ona: bo łupio błoby nie być ;p ;p

kazelot - ludzźmie tka łatwo manipulowac, święty Boże, a JP2 napewno by sobie nie zyczył by traktować go jak Bożka i przyćmiewac Ojca.

pzodr
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Patryku, rozumiem w takim razie. U mnie w ogóle dzwonów nie słyszałem, bo o 21 odbyła się msza, w której uczestniczyłem, więc dowiedziałem się w domu.

Co do drugiej części Twojej wypowiedzi, to kwestia bardzo sporna, bo zależy od punktu widzenia. Wierzący zawsze będzie twierdził, że stawianie nad sobą jakiegoś Absolutu/Twórcy ułatwia bycie dobrym człowiekiem (co nie znaczy zapewnia). Niewierzący zaś w ripoście zacznie przytaczać przykłady i inne uwarunkowania kształtujące ludzki charakter. Jak dla mnie obaj mamy poniekąd rację i poniekąd się mylimy.
PS: dzięki za odzew i wybacz, jeśli cynizm Cię uraził. Był wykierowany w bardziej ogólne nastawienie, nie Twoje.



Kazelocie, porównywania Paris Hilton do papieża nie warto komentować, bo znam wielu ludzi takich jak Ty, twierdzących zawzięcie w każdej sytuacji, że katolicy to bezkształtna, ciemna masa, którą można w każdej sytuacji dowolnie uformować. Twoja opinia wynika z braku współodczuwania w tamtych dniach i polemika nic tu nie da.
Na zarzuty odnośnie kościoła, odpowiedział Zdzisław.



To jest głos 42 razy bardziej trzeźwy i rozsądny niż mój, więc się podpisuję.



Teresko, pięknie uzupełniłaś moje myśli. Zakładanie z góry, że każdy katolik to nieoświecony tępak, który nigdy nie wysłuchał żadnej homilii Jana Pawła II jest dla mnie niezrozumiałe.
Odpozdrawiam równie serdecznie.

Pancuś
Opublikowano

rocznica smierci jakiejś tam głowy jakiegoś tam kościoła - powinno mnie nie obchodzić z racji takiego a nie innego podejścia do religii zinstytucjonalizowanej - a jednak obchodzi bo ma realny wpływ na moje życie poprzez podbijanie kato-politycznego bębenka w naszym kochanym kraju.

kilka refleksji.

na Hitlera tez chodziły tłumy, tez całował dzieci.

rozgraniczam papę jako człowieka i jako głowę państwa watykańskiego.

jako człowiek, z tego co zauważyłem i przeczytałem (jego) - człowiek bystry inteligentny, dowcipny i potrafiący zachować luz i bezpośredniość w kontaktach z tłumami pomimo wysokiego stanowiska (jak np kwach czy berlusconi). ale tez uparty, nieustępliwy. ostatnimi laty, gdy niedołężnego starca wożono go w plastikowym wózku i pokazywano tłumowi, przed oczami miałem człowieka - słonia z filmu lyncha . szkoda mi go było.

i teraz pytanie - co wielkiego uczynił JPII? bo wciąż o tym słyszę. dla świata? poza słownymi deklaracjami i wyrazami współczucia- nic. ściskanie sie z pinochetem, castro, zwalczanie i ostre traktowanie biskupów wspierających lewicową partyzantkę w kontrolowanych przez multikorporacje utrzymujące reżimy krajach ameryki płd. - tych rzeczy nie mogę w subiektywnym odczuciu zaliczyć mu na plus.

zastanawiam sie, czy racjonalnie członkowie kościoła katolickiego mogą ocenić rozwój swojego kościoła w czasie jego pontyfikatu. karol wojtyła wszedł na tron z "betonu"- opcji konserwatywnej, zachowawczej i niereformowalnej. i ta opcja zatrzymała reformy w kościele na ćwierć wieku! czyli realnie kościół nie zatrzymał sie nawet ale cofnął w czasie - do średniowiecza. celibat, kapłaństwo kobiet zakaz aborcji przy równoczesnym zakazie antykoncepcji. kto sie interesuje ten wie, że politycznie demokracji w watykanie nie ma. co więcej, opcje tą tak ugruntował, że katolicyzm za następne 25 lat wróci do katakumb, bo nikt rozsądny nie będzie upatrywał w tym systemie religijnym drogi do boga.

oczywiście nie w polsce. to że mamy POLSKIEGO papieża utrzymywało ten zakompleksiony naród w ekstazie przez wiele lat (Małysz tylko przez 4). teraz udowodnimy z procesie ze czynił cuda - jako święty też się przyda. niech gra bębenek.

pozdrawiam

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Zawsze mnie wybitnie bawi, kiedy ludzie nie utożsmiający się z kościołem głośno krytykują jego zacofanie. To czy kościół będzie zezwalał na śluby homoseksualne, prezerwatywy itd., nawróci kogolwiek? Absurd jakich mało. Rozumiem, że odejście od tradycji i 'idea postępowości' spowoduje, że ludzie 'zaczną upatrywać w tym systemie religijnym drogi do boga'?
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


Podbijania bębęnka nie kocham zbytnio, ale to, co Pan pisze dalej mogę tylko wytłumaczyć młodzieńczym radykalizmem i brakiem odpowiedzialności za słowa.

Coś takiego można nazwać tylko knajackim nadużyciem. Zastanawiam się, co Pan miał na celu używając takiej, delikatnie mówiąc, niefortunnej analogii.

Następne przyrównanie: Kwaśniewski, Berlusconi. Czy Pan naprawdę uważa, że takie porównania są stosowne? Czy nie jest manipulacją stawianie papieża obok osób ze świata polityki, do tego, co do których uczciwości istnieją publicznie poważne wątpliwości? Znów się zastanawiam, co Pan miał na celu. Powiedzieć, że Jan Paweł II to był polityk, który prowadził szemrane interesy?
Co do niedołężności, to nie sądzę, aby ktokolwiek papieża zmuszał do czegokolwiek. Nie wydawało mi się także, aby był niedołężny psychicznie i ubezwłasnowolniony. Jeżeli ma Pan jakiekolwiek dane na ten temat (potwierdzone), to proszę je ujawnić, a nie wypisywać takie wydajomisiowate fantazmaty.


A jak by Pan pogodził chrześcijańską zasadę wybaczania win, przykazanie miłości z bojkotowaniem Pinocheta, czy Castro? To są symbole, które wielu ludziom są obce, bo są tak zapiekli w nienawiści, że nawet i nad grobem wroga będą jeszcze chyłkiem wyciągać kwiatki z wiązanek.
Jak głowa kościoła miała traktować hierarchów kościelnych, którzy wybitnie angażowali się w politykę? Papież miał ich pogłaskać i zachęcić, by zwalczali tych parszywych kapitalistów?
I pytanie do Pana: czego Pan by oczekiwał od papieża? Rewolucji w prawie kanonicznym, obyczajowej w kościele, natychmiastowej liberalizacji? Pan żartuje chyba.

Ja się zastanawiam, czy Pan jest w stanie cokolwiek racjonalnie ocenić, zwłaszcza przy tym poziomie wnikliwości analiz, jaki Pan przedstawia tutaj. O jakich reformach w kościele Pan mówi, które rzekomo Jan Paweł II zatrzymał? Kościół katolicki zawsze był instytucją bardzo konserwatywną i ja nie słyszałem o wewnątrzkościelnym ruchu na rzecz zniesienia celibatu, czy kapłaństwa kobiet. W kościele katolickim demokracji nie było nigdy, namiastką jej jest jedynie wybór papieża właśnie. To instytucja hierarchiczna. I nie wiem, na jakiej podstawie Pan sądzi, że kościół cofnął się do średniowiecza. Cały cytowany ustęp to stek niepotwierdzonych i niczym niepopartych bzdur. Jedynym nowym zagadnieniem w tym zestawie jest kapłaństwo kobiet, co do reszty z nich kościół od wielu wielu lat stoi na tym samym stanowisku, zatem nie wiem, gdzie tu wsteczne działanie Jana Pawła II, który był określany przez watykanistów jako umiarkowany postępowiec. "Beton", o którym Pan pisze, jest reprezentowany przez papieża obecnego.
Na koniec, nie wiem skąd u Pana przekonanie o upadku katolicyzmu. Mnie się wydaje, że on przeżyje nas wszystkich i to w niezłej kondycji. Nawet jeśli dojdzie do laicyzacji Europy, to jest jeszcze Afryka, Ameryka Łacińska. To potężna instytucja i nie tak łatwo upadnie.


Bo Pan najprawdopodobniej jest zbyt młody, aby rozumieć to, jak ważny był Jan Paweł II dla Polaków jako źródło nadziei i świadomości, że świat nie pozostanie obojętny na to, co dziać się może w Polsce. Papież-Polak gwarantował nieprzemilczanie krzywd, jakie wyrządzano tu ludziom.
Itp. itd.
Opublikowano

jak to niezwiązani? dzwony nawalają mi o 6 bo miasto działkę oddało z 1% wartości, krzyż na rondzie, parking w samym centrum z bonifikatą za 1% wartosci - na cele sakralne. parking jak był tak jest, tyle ze pieniądze ksiądz proboszcz kasuje.

"a jednak obchodzi bo ma realny wpływ na moje życie poprzez podbijanie kato-politycznego bębenka w naszym kochanym kraju"

pancolku, czy ty np na temat tybetu nie bedziesz sie wypowiadał? pewnie mniej "związany jesteś niż ja z kościołem kat.
"oczy kościół będzie zezwalał na śluby homoseksualne, prezerwatywy itd., nawróci kogolwiek? Absurd jakich mało. Rozumiem, że odejście od tradycji i 'idea postępowości' spowoduje, że ludzie 'zaczną upatrywać w tym systemie religijnym drogi do boga'?" moim zdaniem TAK, a przynajmniej nie bedą od niego odchodzić. dorzuć jeszcze rozwody.

zaznaczyłem, że na temat wewnętrznych spraw kościoła to są wyłącznie moje dywagacje. i je podtrzymuję. a że Ciebie ubawiłem - miło mi, polecam się.

Patryk Nikodem - kraje Ameryki Płd i środkowej. gwatemala chile (UNITED Fruits) oraz inne kraje gdzie kosciol wspiera lewactwo

Opublikowano

Panie Dyrman. radykalizm - w pana odczuciu. możliwe. ale dlaczego postponuje pan radykalizm dodając "młodzieńczy?" to po 30 nie można mieć radykalnych (dla innych, dla mnie racjonalnych) poglądów> nie może pan zarzucać mi braku odpowiedzialności za słowa. z mojej perspektywy nie obraziłem swoją wypowiedzią uczuć innych, jednak wyraziłem SWOJE zdanie.

wyżej na wielkość JPII jako argument podano fakt, iż przychodziły nań miliony. nie wszędzie. argument śmieszny, stąd kontrastowe przywołanie A. Hitlera, który notabene ma nadal swoich wyznawców. doceniłem inteligencję i swobodę w wystąpieniach karola wojtyły jako osoby publicznej i podałem osoby, u których również to zauważyłem. mogę podać inne: JFK kennedy, clinton, urban. nie porównywałem, innych cech czy postępowania tychźe osob nie oceniałem w tej wypowiedzi.

"A jak by Pan pogodził chrześcijańską zasadę wybaczania win, przykazanie miłości z bojkotowaniem Pinocheta, czy Castro? To są symbole, które wielu ludziom są obce, bo są tak zapiekli w nienawiści, że nawet i nad grobem wroga będą jeszcze chyłkiem wyciągać kwiatki z wiązanek."

kościół nie ma monopolu, to są wartości również humanistyczne, świeckie. no chyba że w świetle historii chrześcijaństwa należy je tak mocno podkreślać by zatrzeć jej prawdziwy obraz)

Jak głowa kościoła miała traktować hierarchów kościelnych, którzy wybitnie angażowali się w politykę? Papież miał ich pogłaskać i zachęcić, by zwalczali tych parszywych kapitalistów?

Panie Zdzisławie. tam kosciól zwalcza kapitalistów, a tutaj przed 89 co robił? walczył o wolność, tak? relatywizm z nutką hipokryzji. (nawiasem mówiąc to ta walka śmiesznie wyglądała jeżeli posłuchać o TW kapłanach).

I pytanie do Pana: czego Pan by oczekiwał od papieża? Rewolucji w prawie kanonicznym, obyczajowej w kościele, natychmiastowej liberalizacji? Pan żartuje chyba."

ja niczego nie oczekuje. natomiast jeżeli czułbym sie członkiem kościoła (wspólnoty) to z moimi poglądami oczekiwałbym może nie rewolucji, ale etapowej liberalizacji.


"Na koniec, nie wiem skąd u Pana przekonanie o upadku katolicyzmu. Mnie się wydaje, że on przeżyje nas wszystkich i to w niezłej kondycji. Nawet jeśli dojdzie do laicyzacji Europy, to jest jeszcze Afryka, Ameryka Łacińska. To potężna instytucja i nie tak łatwo upadnie."

i wtedy spodziewam się pewnej liberalizacji, o której było wyżej.

"Bo Pan najprawdopodobniej jest zbyt młody, aby rozumieć to, jak ważny był Jan Paweł II dla Polaków jako źródło nadziei i świadomości, że świat nie pozostanie obojętny na to, co dziać się może w Polsce. Papież-Polak gwarantował nieprzemilczanie krzywd, jakie wyrządzano tu ludziom.
Itp. itd."
wróćmy do ameryki pld. im nie gwarantował. wolał np wybaczać pinochetowi.

Rocznik 74. pamiętam 13 grudnia jak i dzień w którym Ali Agca postrzelił papieża. to był szok.za mlody? nie sądze.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się


  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • @KOBIETA dla mnie to erotyk, delikatny, a jednak. witaj
    • Bluźnierstwo  Okrucieństwo    Krew rozlana  Na wszystkie strony    I bijące kościelne dzwony    Grzesznik karmi się swoim grzechem  A głupiec dławi śmiechem 
    • Na południe od stepu ciągnie się basen Morza Wewnętrznego. Większość jego linii brzegowiej znajduje się pod panowaniem Imperium Buduńskiego. Jeśli wliczyć w to również terytorium Chanatu Ordy Dadańskiej, który to jest buduńskim lennikiem, wtedy Imperium panuje nad całością tego morza. Tak przynajmniej mają się sprawy według państwowych dokumentów. Prawda jest taka, iż step sam w sobie nie należał ani do Unii Lechicko-Estowskiej na zachodzie, ani do Carstwa Sepentrii na wschodzie, ani nawet do Inperium Buduńskiego na południu, nie należy on w pełni do nikogo. Temu też w bezprawiu panoszą się po nim halyjskie bandy, szukające łatwego zarobku w rabunkach. Lud ten był plemieniem zahartowanym przez liczne wojny i dzikie niebezpieczne tereny.    Halyjczycy w szczególności upodobali sobie dręczenie panów południa, z racji ich innowierstwa. Mieszkańcy dzikiego stepu nie tylko byli zawziętymi wojownikami, prędkimi jeźdźcami, ale też zaprawionymi żeglarzami. Kilka wielkich rzek przecinało step, na nich to z drewna wierzbowego lub lipowego budowano zwrotne łodzie, które nazywano czajkami. Przez rzeki przepływano ujściem do morza. Będąc już na otwartej wodzie, kilkadziesiąt łodzi zbierało się w jedną grupę i Halyjczycy wyruszali na wojaż, zwany chadzką, łupiąc skarby i pustosząc liczne buduńskie porty, rozsiane na brzegach Morza Wewnętrznego.    Był schyłek kwietnia, gdy halyjska flotylla powracała na step. Obłowili się tak, że dym czerniał z odległych zgliszczy, a w mnogich garncach pełnych złota i klejnotów mogli zanurzyć ręce po łokcie. Unosili garście monet, które przesiewały się im przez palce, dźwięcząc melodyjnie, gdy na powrót upadały do naczyń. Śmiech huczał między łodziami, załoganci upstrzali swoich atamanów w wymyślne bibeloty.     Beztroski nastrój musiał jednak z czasem ustąpić. Za czajkami na horyzoncie, wśród blasku Słońca rozszczepianego przez morskie fale, majaczyły maszty galer, mknących za nimi w pościgu. Pchane były nie tylko wiatrem, lecz także wspomagane łopoczącymi o taflę wiosłami, napędzanymi siłą niewolniczych mięśni. Wkrótce jednak żagle zwinięto, a to dlatego, że zerwał się nagły wiatr i niebo zachodziło coraz gęstszymi chmurami. Poznali wtedy wszyscy załoganci, że nadciąga zlewa. Widoczność stopniowo słabła, pierwsze ciężkie krople poczęły rozbijać się o pokłady, dmący wicher zagłuszał komendy atamanów. Wzburzone fale wznosiły się na wysokości, jakich jeszcze wówczas nie spotkano, rozbójnicy trzymali się kurczowo olinowań, by nagłe uderzenie nie zmyło ich w morską otchłań. Większość jednak miała o tyle szczęścia, iż sztorm nie zachwiał ich kursu, a nawet popędził bliżej do docelowego brzegu. Jedna czajka padła jednak ofiarą chwiejnego kaprysu Doli. Odłączona od pobratymców, zboczyła ostro na południowy wschód. Łódź noc całą dryfowała, smagana ze wszystkich stron siłami natury. Rankiem rozpogodziło się, nie był to jednak koniec zmartwień porwanej załogi. Wrzuceni zostali w bliskie towarzystwo pościgowych galer buduńskich. Czajka otoczona została ścisłym kordonem, a aż dwie galery podpływały, gotowe do abordażu. Zamknięci w pułapce Halyjczycy nie stracili jednak jeszcze ducha, czajka wyposażona była w dwa falkonety, huczały one naprzemiennie, aż jedna z podpływających galer poszła na dno. Druga jednak wbiła się w pokład łodzi taranem i chmara Buduńczyków ostrzelała muszkietami załogę czajki, następnie ciasno zalała małą przestrzeń, przeskakując na nią i siekając szablami. Załoga czajki broniła się dzielnie, choć dobrze wiedzieli, że nie wyjdą z tego cało. Z szególną zawziętością walczył ich czarnowłosy ataman, który to wkrótce pozostał sam, pośród zalanych krwią ciał towarzyszy. Zabił on w samotnej obronie szablą jeszcze dwóch Buduńczyków, po czym złapano go na arkan. Spętany, wił się jak wściekły pies, ogłuszono więc go, uderzeniem głowy o maszt. Zaciągnięty został na pokład galery, wraz ze zrabowanym skarbem.   * * *    Ataman wkrótce zbudził się na ławie, pod pokładem galery. Nasiąknięty słonowatą wilgocią zapach drewna szturmował jego nozdrza, choć po chwili uderzył go dużo gorszy zapach, spoconych ciał wymęczonych niewolników. Ktoś go właśnie chlusnął wiadrem lodowatej wody, wzdrygnął się z mrozu. Smagły żołnierz krzyczał coś niezrozumiale nad jego uchem, a gdy jeniec chciał unieść pięści, by brutalnie uciszyć nieznajomego, załopotały tylko ogniwa łańcucha, był przykuty do wiosła. Czarnowłosy ataman mógł więc jedynie wbijać w tego człowieka swój niepojęcie dziki wzrok. Stojący nad nim Buduńczyk odwdzięczył się za to smagnięciem bata.    - On każe ci wiosłować - rzekł nagle człowiek siedzący obok na ławie.    Czarnowłosy spojrzał na współwięźnia, był zaskoczony, gdy zorientował się, że ten był równie ciemny na skórze, co wrzeszczący na nich żołnierz. Rozejrzał się wokół i większość tutejszych raczej przypominała odcieniem skóry Halyjczyków, Sepentrionów czy Lechitów, wszyscy jednak co do jednego ubrani byli w skąpe łachy i zarośnięci na twarzach. Nie mając wyboru chwycił za drzewiec wiosła i razem z ciemnym sąsiadem pchali i ciągneli, w ustalonym przez reszte rytmie. Wkrótce nowy więzień nie rozróżniał już, czy w ustach czuje słony posmak wody, którą go oblano, czy to już tylko spływający pot tak mu nawilża wargi. Nie miał na szczęście większych problemów z operowaniem wiosła, na swobodne jego machanie pozwalała mu tężyzna fizyczna. Było tak przynajmniej narazie, nie widział czy surowa, niewolnicza dieta pozwoli utrzymać mu odpowiednią do tego formę.     Dzień mijał mozolnie, choć tak właściwie ciężko było dokładnie ustalić porę dnia w nieustannym półmroku. Jednak wieczorem ciemność pogłębiała się i utrzymywała aż do rana, temu galernicy potrafili ogólnikowo odgadnąć, która połowa doby aktualnie panuje. Na kolację podano im półmisek sucharków. Miał on starczyć dla całej ławy, która mieściła razem pięciu wioślarzy. Czarnowłosy Halyjczyk siedział na krawędzi, tak więc podał pozostałym do rąk posiłek. Widział jak na ich dłoniach ropieją odciski od nieustannego wiosłowania. Ciężko było się nasycić skromnym prowiantem podanym przez strażników, szczególnie człowiekowi, który dopiero co przybył i nie przyzwyczaił się do głodowych porcji.     - Jak cię zwą? - zapytał smagły sąsiad.    - Jegor - odpowiedział szorstko czarnowłosy.    - Ja jestem Ekim. Ekim Jildizeli. Tu obok mnie siedzi profesor Heinrich, jest Teutonem. W trakcie rejsu nie wolno nam rozmawiać, lecz mamy chwilę swobody przy posiłkach.    - Co robisz na tej galerze? Większość tu wygląda na ludzi z moich stron, porwanych do jasyru, ty z kolei przypominasz mi Buduńczyka.    - Tak w rzeczy samej jest, jestem Buduńczykiem, lecz nie jest to fakt, który w jakikolwiek sposób mógłby uratować moją skórę. Uwierz mi lub nie, ale niegdyś byłem poważanym dostojnikiem w mej Ojczyźnie. Powiem więcej, to ja zbudowałem statek, którym teraz płyniemy, a dokładniej byłem konstruktorem i kierownikiem budowy tego i wielu innych statków. Piąłem się po szczeblach kariery, zdobywając honorowe tytuły. Co rusz stocznie z wschodnich wybrzeży Morza Wewnętrznego wysyłały mi nowe zlecenia, opiewające na wysokie kwoty. Taki stan rzeczy jednak powodował zazdrość wśród szych, które przede mną zdążyły się dobrać do koryta. Zawiązała się więc przeciw mnie konspiracja, którą przewodził niejaki Tekir. Owa konspiracja obarczyła mnie oskarżeniami o współpracę z Halyjczykami, sfałszofane listy miały dowodzić, iż to ja miałem otworzyć bramę jednego z portów, w zamian za bogactwa, których w ten sposób miałem się dorobić. Dzięki temu rozbójnicy mieli podbić miasto z dwóch frontów. Na Tengri, to wszystko oczywiście była bzdura, ale sędziowie nie chcieli mnie usłuchać. Tylko moja przykładna służba w stoczni uratowała mnie od stryczka. I w taki oto sposób wylądowałem tutaj. Siedzę już pod pokładem dłuższy czas, temu też podłapałem trochę twego języka.    - A drugi kolega jak tu trafił - Jegor zwrócił wzrok na Heinricha, przyjrzał mu się uważnie i był to mężczyzna w średnim wieku o topornie ciosanych rysach twarzy - Teutonia Wschodnia jest stąd dość daleko i leży nad innym morzem.    - Tu gdzie teraz ty siedzisz, Herr Jegor, siedział do niedawna mój asystent, Markus. Ja i on byliśmy ludźmi nauki, archeologami. Zmierzyliśmy w te strony w poszukiwaniu pewnego starożytnego miasta, którego dzieje zatarły się pod naporem zęba czasu. Badaliśmy już je od kilku lat, po tym jak pewien kupiec dostarczył nam gliniane tablice zawierające osobliwe znaki. Kupiec zarzekał się, że fale wyrzuciły te tablice na brzeg. Udało nam się ustalić, iż owe znaki były w rzeczywistości dawno zapomnianym pismem, które staraliśmy się przez następne dwa lata rozszyfrować. Powiodło nam się, gdy zauważyliśmy, iż niektóre symbole naznaczone są pewnym podobieństwem do dialektów używanych przez starożytne, kilku tysiącletnie ludy znad brzegów Morza Wewnętrznego. Po rozgryzieniu tajemniczych tablic, poznaliśmy przybliżoną lokalizację miasta. Dotarłszy do wybrzeży Morza Wewnętrznego, wynajęliśmy barkę, która miała opłynąć kilka razy basen morza, w poszukiwaniu wyspy, na której według glinianych kronik rzekome miasto miało się wnosić. Mein gott, popełniliśmy jednak z Markusem wielki błąd, gdyż nie sprawdziliśmy na czyją tak naprawdę łajbę się pakujemy, a gdy się w tym zorientowaliśmy, było już za późno. Otóż łódź, na której pływaliśmy, należała do piratów. Podczas rejsu napotkaliśmy Buduńską galerę, która bez ostrzeżenia nas zaatakowała. Zostaliśmy wzięci za część załogi i pojmani jako jeńcy. Pływam tu od tego czasu. Markus niestety niedawno wyzionął ducha z wycieńczenia.    Przerwa na posiłek skończyła się, oznajmił to schodzący pod pokład Buduńczyk. Smagnął kilka razy batem w powietrze i rozdarł gardło, po tym powrócił na wyższy pokład i powtórzył tam tę czynność. Jegor wywnioskował, iż nad nim muszą również siedzieć rzędy niewolników. Wiosłowali przez pół nocy, po czym nastąpiła dłuższa przerwa. Wzmożył się wiatr i galera rozwinąć mogła żagle, rozmowy jednak między więźniami w dalszym ciągu były zakazane.    Mijały kolejne dni, a Jegor zżywał się powoli z towarzyszami niedoli, każdego dnia dzieląc z nimi cierpienie i posiłki. W takich warunkach lepiej można poznać człowieka, niż zna go własna matka. I tak minęły dwa tygodnie katorżniczej pracy na galerze. Nadszedł w końcu czas, kiedy to atmosfera panująca wokół zaczęła się zmieniać, zrobiło się wyraźnie duszno. Jegor wyczuwał instynktownie, że coś osobliwego wisi w powietrzu. Choć grube dechy kadłuba wygłuszały dźwięki z otoczenia i słychać było głównie tylko skrzypienie. Mimo wszystko jednak jego wyczulony słuch wyłapał, iż fale stawały się coraz bardziej burzliwe. Łomotały też w burty i statek kołysał się chaotycznie z coraz większą siłą. Nad głowami galerników rozległ się jakby huk armatni, coś trzaskało i powaliło się z łomotem, do nozdrzy dobiegał duszący zapach. Strażnicy na dolnym pokładzie zaczęli się wiercić z niepokoju, ktoś ich wezwał na górę. W zamian dwóch Buduńczyków zbiegło na dół, obaj w drżących dłoniach nieśli pęki kluczy, a przerażenie malowało się na ich niezwykle pobladłych twarzach. Jeden z nich podbiegł do Jegora i uwolnił go z ciasnych, stalowych obręczy. Drugi podbiegł do innego Halyjczyka. Wrzeszczeli coś i wtedy Jegor zauważył, że obaj Buduńczycy trzymają w rękach wiadra.    - Statek się pali, cały forkasztel w ogniu, fokmaszt obalony, jest kilku rannych - wyjaśniał w pośpiechu siedzący obok Ekim - brakuje im rąk do gaszenia.    Jegor nie zastanawiał się więc więcej, podniósł się z ławy, kolana strzeliły mu od zbytniego zasiedzenia się, wziął podawane mu przez Buduńczyka wiadro i gdy ten odwrócił się, myśląc, iż Jegor posłusznie za nim podąży i pomoże przemóc pożar, pojmany ataman z potężnym zamachem rozbił wiadro na buduńskim czerepie. Huk zaalarmował drugiego marynarza, skorzystał na tym oswobodzony rodak Jegora i również i on rozbił wiadro na łbie klucznika. Obaj następnie powalili i skopali zdezorientowanych marynarzy, a gdy ci byli już nieprzytomni, porwali ich klucze i bułaty, po czym zaczęli oswobadzać pozostałych niewolników. Oswobodzeni powstawali dość niepewnie, ich wola została już złamana, Jegor jednak starał się ich zagrzać do buntu. Od strony rufy znajdowała zbrojownia, każdy przytomniejszy na umyśle rzucił się w jej stronę. Uzbrajali się w berdysze i bułaty, niektórzy wzięli dodatkowo pistolety, znaleziono nawet kilka garłaczy. Gdy strażnicy powrócili pod pokład, w zmartwieniu długiej nieobecności kluczników, czekała ich niemiła niespodzianka. Dwóch pierwszych błyskawicznie zostało zabitych, następna dwójka zdążyła przed śmiercią wznieść alarm, reszta nie śmiała już zejść do galerników. Chaos całkowicie zapanował po środku Morza Wewnętrznego. Buduńczycy wrzeszczeli coś do oswobodzonych niewolników, Ekim wyszedł na przód, by uważniej się temu przysłuchać. Wzdrygnął się nagle wystraszony, źrenice okolone ciemno-dębową barwą mu zmalały.    - Na Tengri! Zamierzają rozstrzelać niewolników na górze, jeśli nie złożymy broni - wyjaśnił drżącym głosem.    - Parszywie z nami postępują. Mam ja jednak plan jak się z nimi rozprawić. Tamci na górze są teraz zbici w ciasną masę, przez to, że wszyscy wybiegli na górny pokład. Podzielimy się więc na dwie grupy. Pierwsza, ta większa, stanie przy schodach do górnego pokładu. Druga grupa, dzierżąca garłacze, rozlokuje się na całej długości statku. Na mój sygnał, jednocześnie, druga grupa ma wystrzelić salwę w sufit, a pierwsza wybiegnie na górę, nie bacząc na nic. Choć deski pokładu są grube i wątpię, że garłacze narobią tym na górze poważnych szkód, choć kilka pocisków powinno się przebić i przynajmniej lekko zranić i zdezorientować tamtych. Po wystrzale, druga grupa złączy się z pierwszą. Będziemy na nich szarżować i rozniesiemy ich szablami, jeśli nie, to i tak nie ma dla nas ratunku.    Entuzjazm buntowników opadł, kilku było gotowych pójść na układ z Buduńczykami. Spora część jednak była już wyjątkowo zdesperowana i czuła niebywały wstręt do wiosła. Nie widziało się im spędzić pod pokładem nie do końca wiadomo ile jeszcze lat, nim krewni ich wykupią lub pomrą z wycieńczenia. Tak więc postąpili według wskazówek atamana.    Wrzask dobył się z gardła Jegora, a tuż za nim podążyła ogłuszająca salwa garłaczy. Szarża dowodzona przez atamana była w tym czasie już u szczytu schodów. Błyskawice pląsały wokół czarnych obłoków, wiatr zagłuszał niemal całkowicie wszystkie głosy, płomień na statku strawił już połowę pokładu, tak naprawdę połowa jeńców zdążyła już przez to ścierpieć okropne katusze i umrzeć w beznadziei. Nic z tego nie zatrzymało jednak szaleńczej szarży, rozpaliło to ją nawet jeszcze bardziej, gdyż musieli się pospieszyć, by ratować kogo się da. Buduńczycy oczywiście nie spodziewali się tak desperacko rozpaczliwego ataku. Padali cięci w szaleńczej furii wygłodniałych Lechitów, Sepentrionów i Halyjczyków. Tylko kilku wciąż przykutych niewolników padło od muszkietowych kul, większość strzelców, by ratować swe życie, skupiła się na napastnikach. Stojącej w tyle grupie drugiej, udało się nabić garłacze, pierwsza grupa więc rozstąpiła się, strzelcy wybiegli na przód i przerobili resztki buduńskich marynarzy na poszatkowane strzępy mięsa. Galera została w pełni oczyszczona z Buduńczyków, z wyłączeniem Ekima oczywiście.     W trymiga zabrano się za uwalnianie niewolników. Pokład wciąż płonął, spopielony taran odpadł, burtt również się zajarzyły, kadłub mógł wkrótce pęknąć na pół. Jegor kazał chwytać za wiadra i szukać beczek z wodą, sam złapał za ster, by uregulować kurs. Zbliżali się bowiem nieubłaganie w kierunku ostro wystających z wody i gęsto usianych skał. Wiatr i fale jednak zdawały się być potężniejsze od steru, galera niechybnie zbliżała się ku kolizji. Ostatni rozkaz Jegora brzmiał “Trzymać się”. Po tym statek mocno uderzył w skałę, przewracając go, uderzenie głową w pokład pozbawiło go przytomności. 
    • Ktoś ważny zawodzi — z dodatkiem obrazy. Coś niewybaczalnego. Na horyzoncie pojawia się dal dusz, które kiedyś były sobie bliskie. Mijacie się w prozie życia, udając nieznajomych.   Zapomniane chwile radości i spełnienia, spotkania w kawiarni, z wkładką do kawy pełną łez śmiechu. Zapomniałeś, jak było?   Siedzisz na kanapie w towarzystwie samotności. Hej, świecie — czy naprawdę ci się to opłaca?   Mądrością życia są dobrze obstawione obligacje z kapitałem relacji. Opłaca się tobie…?

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @Roma Ten wiersz jest jak cicha modlitwa, szeptana między wiarą a czułością. Nie potrzebuje wielkich słów – wystarczy jego prawda. Pozdrawiam:)
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...