Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

zdzisław dyrman

Użytkownicy
  • Postów

    227
  • Dołączył

  • Ostatnia wizyta

    nigdy

Treść opublikowana przez zdzisław dyrman

  1. A nieco wyżej czytała Pani? Wątek, dla przykładu, "Informacja". Nie mam zamiaru tworzyć TWA z M. Krzywakiem, ale dla mnie to jedna z najbardziej starających się o to forum osób ;p Dziwne jest to, że pobyt Pana M. na forum jest o wiele bardziej użyteczny, niż Pani M., a mimo wszystko to Jemu przypina się etykietkę "chama" i "prostaka". A ją - broni. Jakby była księżniczką, którą chce zjeść wielki, paskudny smok. No cóż, Pan Michał do najmilszych czasem nie należy. Nie zawsze jest oazą spokoju, ale to jest tylko jedna strona medalu. Tak samo jak u Marianny - chciałem, żeby się wzięła nieco za siebie, bo w Niej też coś dobrego siedzi ;p Radziłbym postarać się o dostrzeganie w ludziach również tych lepszych stron. Pa. Mam przez to rozumieć, że w twórczości nie ma dżentelmenów? Mężczyźni traktują tu autorów bezpardonowo, bez żadnego względu min. na płeć i potrzeby indywidualne? Może jednak coś od czegoś zależy: bynajmniej wybór lektury od czytelnika/m. Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu Choćby najbardziej pobieżnym, Że się spotkali pan ten i pani W pociągu dalekobieżnym. Ona - na pozór duży intelekt, On - jakby trochę mniej, Ona z tych, co to pragną zbyt wiele, On szeptał jej: Za kim to, choć go wcześniej nie znałem, Przez ciasny peron się przepychałem? Za Panią, bynajmniej za Panią... Przez kogo płonę i zbaczam z trasy, Czyniąc dopłatę do pierwszej klasy? Przez Panią, bynajmniej przez Panią! Byłem jak wagon na ślepym torze, Pani zaś cichą stać mi się może Przystanią, bynajmniej, przystanią... Mówię, jak czuję, mówię, jak muszę, Gdzie Pani każe - tam z chęcią ruszę Za Panią, bynajmniej za Panią! Ta pani tego pana męczyła Przez cztery stacje co najmniej, Zwłaszcza złośliwie zaś wyszydziła Użycie słowa "bynajmniej". A on - cóż, w końcu nie był zbyt tępy, Cokolwiek przygasł - to fakt, Jednak ogromne zrobił postępy, Mówiąc jej tak: Człowiek czasami serce otworzy. Kto go wysłucha? Kto mu pomoże? Nie pani, bynajmniej nie pani... I kto, nie patrząc na tę zdania składnię, Dojrzy, co człowiek ma w sercu na dnie? Nie pani, bynajmniej nie pani... Dla pani, proszę pani, wszystko jest proste: Myśli są trzeźwe, słowa są ostre I ranią, cholernie mnie ranią! I wiem, że jeśli szczęście dogonię, W cichej przystani kiedyś się schronię, To nie z panią, bynajmniej nie z panią! Trudno nie wspomnieć w opowiadaniu, Które jest prawie skończone, Że gdy rozstali się ten pan z panią, Szedłem za nimi peronem. I wówczas - tego, co się zatliło I uleciało w dal, Przez małą chwilę mi się zrobiło Bynajmniej żal... ---- Wojciech Młynarski ---- tak mi się skojarzyło... :)
  2. Panie kazelot, jak zwykle wszystko Pan gmatwa. 1) Najpierw Pan pisał o koncepcjach życia a potem o "innych przejawach życia". To niech się Pan zdecyduje. I nie wiem, z czym tu Pan polemizuje (chyba że tylko stara się Pan tworzyć takie wrażenie). W obydwu przykładach nie można mówić o bezpośrednim zagrożeniu życia, ponieważ brak okoliczności podlegających ocenie bezpośredniości. Nie wystarczy taka ogólność, jaką Pan zaprezentował. 2) Ja tego nie piszę, co Pan napisał. Nie widzę też żadnej niejasności tylko analogie bez sensu. Jeżeli wg Pana ciąża jest bezpośrednim zagrożeniem życia kobiety, to podejrzewam, że myli Pan pojęcia. Ale nawet gdyby była, to Pana argument o radiomaryjanach, którzy by zabijali "w obronie życia poczętego", również nie pasuje, bo zabijając kobietę w ciąży, która stanowiłaby zagrożenie dla noszonego przez siebie płodu, zabiliby również ten płód. Rozumie Pan paradoks, który Pan stworzył? 3) Ja nie jestem inteligentem, proszę Pana. W każdym razie sam do takich się nie zaliczam. Nie muszę czytać, żeby wiedzieć, jakie tam się znajdują tezy. Niemniej przykład nie dotyczył istoty poglądów, które Pan teraz, nie wiedzieć po co, wywleka, tylko wartościowania całego dzieła tylko i wyłącznie ze względów ideologicznych. Chodziło mi właśnie o to, że nie wypowiadam się na temat wartości "Mein Kampf", bo moje preferencje ideologiczne nie wystarczą do oceny publikacji. A te manipulacje mediów to Pan wszędzie widzi. Niech Pan uważa, bo to niedaleko do paranoi.
  3. Biologiczne, proszę Pana, bo wszelkie inne aspekty życia wynikają z biologii. Jeżeli zakończy się czyjeś życie biologiczne, to nie ma co gadać o innych przejawach życia, chyba że wejdziemy na wątpliwy grunt metafizyki. To bardzo ciekawe, co Pan pisze o tych koncepcjach. Bez względu na koncepcje, zagrożenie wolności (chociaż zależy w jakim znaczeniu), czy rozwoju nie stanowi bezpośredniego zagrożenia życia. Z aborcją to jest większy kłopot niż się Panu wydaje. Bo jeżeli przyjąć, że przeciwdziałanie aborcji to ochrona życia, to trudno tutaj w ogóle zakładać możliwość odebrania życia w sytuacji bezpośredniego zagrożenia, bo głównym zagrożeniem jest matka, a zabicie matki doprowadzi do śmierci płodu. To nie pierwszy raz, kiedy Pan takie kompletnie nielogiczne przykłady podaje. Tak to jest, jak się nie pomyśli tylko wypisuje, co ślina na język przyniesie. Jeżeli Pan nazywa książkę szmirą z powodu przesłania, jakie niesie, to znaczy, że Pan jest ideolog i niewiele się różni od twórców indeksu ksiąg zakazanych. Podam przykład, mniemam, że logiczny. Nie czytałem "Mein Kampf", ale wiem, jakie zawiera tezy. Nie zgadzam się z nimi. Czy to jest warunek wystarczający, by nazwać tę publikację szmirą? A jeśli chodzi o listy lektur to uważam, że to debilizm, a zatem ani wpisywanie ani usuwanie z niej elementów mnie nie ekscytuje.
  4. Po pierwsze, prawem niezbywalnym autora jest potraktować temat z takiej a nie innej strony i nie ma on obowiązku być obiektywny. Po drugie, niezgoda z przekazem książki, czy też z wybranym jego elementem, i w związku z tym nazywanie jej szmirą, to jest pomyłka. Po trzecie, jeżeli Pan w ogóle czytał tę książkę, to powinien Pan wyłuskać ten drobny niuans, że bohater ewidentnie usprawiedliwiał sam siebie wieloma rzeczami, między innymi tezą, że pewnym ludziom wolno więcej niż innym. Upraszczając sprawę, ta książka w większości swojej objętości opisuje problemy moralne i człowieka wobec nich. Tu nie chodziło o potępienie jednostek wybitnych jako takich, a raczej tezy, że wolno im więcej niż innym. Z tym się Pan nie zgadza? Czyli pewne osoby, w bliżej nieokreślony sposób "specjalne" mają prawo moralne kogoś zabić? O tym prawie decydują okoliczności, nie jednostka. Człowiek ma prawo zabić w obronie życia swojego bądź cudzego, gdy jest ono bezpośrednio zagrożone. I nie ma tu nad czym dyskutować.
  5. uznani za frajerów mają podobnie - dlaczego ich nikt nie broni? :> odpowiedź: bo oni raczej nie dadzą dupy w podzięce :) ps. czy ciągniecie dziewczynek za włosy też jest uznawane za przemoc fizyczną z powodu odmiennej orientacji seksualnej?? :D dramat, geje gejami - czego się spodziewać po osobach chorych psychicznie (zanim ktos mnie posądzi o dyskrymiancję przypominam że współwystępowanie zaburzeń psychicznych to naukowo potwierdzony fakt) - bardziej martwi, że rzekomo "normalni" podchwytują.. przejadą się jak im wrócic synek ze szkoły z bananem w dupie i powie że nie mógł się sprzeciwić bo mają zakaz dyskryminowania gejów i ich zabaw :D koniec świata, kiedy ta wojna przyjdzie bo odór zgnitych mózgów zaczyna być nie do wytrzymania :D Każdy Pana wpis jest nie do wytrzymania, a jakoś nie widzę, by ktoś Pana tu dyskryminował. :) Po pierwsze bardzo ciekawe jest to Pana przyrównanie choroby psychicznej do zaburzenia psychicznego. Według tego nadmierna lękliwość, bądź socjofobia to choroby psychiczne, według tego większość nastolatków to ludzie chorzy psychicznie, bo wykazują wiele psychicznych zaburzeń. Po drugie ciekawią mnie te dowody naukowe, o których Pan nadmienił, chętnie się z nimi zapoznam, jeżeli oczywiście poda Pan źródła.
  6. Sam Pan zaczął. Nie znam tych opinii. Niemniej nadal brak tutaj Pana komentarza, nadal nie wiem, co Pan chce powiedzieć, chyba że po prostu podaje Pan opinie, z którymi się zgadza. Jak wyżej. Zabawna jest ta Pańska tendencja do wyciągania wniosków na temat interlokutora (tekst pogrubiony). Nadal pytam: z czym Pan polemizuje? Bo nadal jest to niejasne. Co Pan chce powiedzieć poprzez zwrócenie uwagi na "mechanizmy wkręcania buraków"? Jaką wartość polemiczną wobec moich wypowiedzi niesie przykład Michała Wiśniewskiego? że jego popularność wynika z tego samego, co popularność papieża? że wspomniana przez Pana miłość i szacunek są sterowane przez media? Zatem gdzie tu jest spójność z opiniotwórczymi ośrodkami, które Pan zacytował na początku wypowiedzi. TVN, Gazeta Wyborcza, Doda... Takie źródła wedle Pańskiego przekazu stanowią rząd dusz nad "matołkami", czyli chyba tymi wszystkimi, którzy nie uznają za stosowne utrzymywać bzdurnej postawy mądrusia-kontestatora, bo nie jest ich główną motywacją szukać na prawo i lewo haków, na które złe i manipulujące media chcą ich złapać. Proszę Pana, jest różnica pomiędzy zdrowym dystansem do "masażu medialnego" a pułapką chaosu poddawania w wątpliwość wszystkiego i nazywania tego myśleniem. Pokazywanie papieża przy każdej możliwej okazji to nie jest manipulacja opinią, a raczej wykorzystywanie przez media jego wizerunku dla podbicia oglądalności. Zatem jest zupełnie odwrotnie niż sugeruje Pańska analogia do Wiśniewskiego, który z całą pewnością stara się media wykorzystać, nie odwrotnie. Zatem w przypadku papieża media raczej nie tworzą rzeczywistości, tylko ją pokazują. U podstaw działań mediów leży zasada, która mówi, że jest ważne to, co podają media. Stąd też media kreują tematy, podbijają bębenek itp itd. I to się sprawdza w sytuacji kiedy pokazuje się przypadek jakiejś rodziny, jej tragicznej sytuacji, dramatu, i na tym się poprzestaje, mimo że dużo bardziej istotna jest skala globalna, czyli tysiące rodzin w sytuacji podobnej, i bardziej ważne ze społecznego punktu widzenia byłoby zainicjowanie publicznej debaty i stworzenie nacisku na władze w kontekście systemowym, nie indywidualnym. Ale nie jest tak w przypadku papieża, bo choćby się Pan kazelot skichał, to każdy papież będzie ważny z racji swojej funkcji i będzie pokazywany przez media. Po prostu nie da się zignorować przywódcy największej organizacji religijnej globu. I teraz pytanie. Kto stworzył obraz Jana Pawła II. Media, które powstawały dopiero po 1989, czy on sam, który działał wcześniej, a w Polsce miał media i władze przeciwko sobie. A tak w ogóle, to Pan wciąż na te media najeżdża, że manipulują itd. A Pan nie? A czy Pańskie ciągłe sugestie dotyczące mediów, polityków itp nie zawierają tylko i wyłącznie insynuacji, gdyż nie pisze Pan konkretów, tylko stosuje aluzje i niedopowiedzenia, które mają tworzyć rzeczywistość "oczywistej oczywistości"; czy to nie jest manipulacja? czy to, że rzadko kiedy zajmuje Pan jakiekolwiek stanowisko, tylko skupia się na wywlekaniu kontrowersji w maksymalnej ilości, czy to nie jest prowokacja i manipulacja? Media przynajmniej robią to w określonym celu: zarobki, nierzadko polityka. A Pan?
  7. "A wy bijecie murzynów." Moim zdaniem mija się z celem odpowiadanie na "argumenty" zahaczające o bardzo różne sfery potraktowane hasłowo. Co do moich, to Pan chyba zapomniał, że ja z Panem w ogóle nie rozmawiałem i nie zaistniało między nami coś, co można nazwać różnicą zdań. Pan wybrał sobie moje wypowiedzi, pozbawił kontekstu i tak je skomentował, kawałek po kawałku. Ależ ja chyba dokładnie napisałem, z czego wynika mój szacunek. To po pierwsze. A po drugie, wcale nie zamierzam polemizować z Pana poglądami; a na pewno nie z 45 poglądami na 45 różnych spraw wymienionymi pod tematem "Jan Paweł II". Owszem. Jeżeli stwierdzam, że odczuwam szacunek, to tak jest, bo tak być musi. I jeżeli to wg Pana świadczy o tym, że nie wiem, co myślę i mówię, to nie ma tutaj z czym polemizować, gdyż widać Pan wie lepiej ode mnie, za co i kogo szanuję. Argument pozornie logiczny podałem konkretnie. Fakt, że 60% społeczeństwa popiera Tuska, świadczy tylko i wyłącznie o tym, że 60% popiera Tuska. A nawet niekoniecznie tyle, bo wszystko zależy, skąd pochodzą takie dane, w jaki sposób były zbierane i jaka była próba. Niemniej nie ma w tym dla mnie nic niewygodnego. Takie wyciąganie wniosków to Pana problem, nie mój.
  8. Pana prawo i ja z nim nie dyskutuję, tym bardziej, że nie pretenduję do dokonywania ocen dotyczących wielkości. Moje prawo to obdarzać szacunkiem zgodnie z własnym sumieniem. Quod erat demonstrandum, czyli oto kazelot wykazał jak na dłoni, że dorobek Jana Pawła II jest taki sam, jak dorobek Paris Hilton. Wprawdzie nie sądzę, by Pan wierzył w te sofizmaty, ale szermowanie zasadami "oczywistych oczywistości" jest w Pana przypadku cokolwiek dziwne. Ja się mogę tylko domyślać skąd u Pana ta pogarda dla ludzi. Ale jeśli ktoś tu się ośmiesza, to Pan, bo znowu wypisuje Pan rzeczy pozornie logiczne. "jeżeli 60% popwiera tuska jeżeli 80% wzrusza sie słuchając wiśniewskiego, jeżeli codziennie 6mln oglada Mjak miłość - to to są siłą rzeczy ci sami ludzie którzy potem rwą włosy z głowy za swoim kochanym papieżem... " Siłą jakiej rzeczy, Panie kochany? I którzy to ci sami ludzie? ci co popierają Tuska, czy co słuchają Wiśniewskiego, czy może ci, co oglądają dany serial? Pan wierzy w takie naiwne klasyfikacje? I Pan uważa, że ma prawo innych nazywać debilami? A potem jeszcze Pan pisze o jakichś programach telewizyjnych, ale a propos czego? Wie Pan, ja bym na Pana miejscu nie tworzył takiej przepaści intelektualnej między Panem a średnią populacyjną, bo jeśli idzie o prezentację argumentów, ich logikę i spójność, to Pan specjalnie nie odbiega. Zaczynając od tego, że notorycznie pisze Pan nie na temat; do dyskusji miesza Pan miliony dodatkowych wątków i jedyne, co z tego wynika, to to, że Pan jest przeciw.
  9. Wie Pan, ja bywam w kościele wyłącznie przy okazji takich uroczystości jak chrzty, komunie, śluby itp. Nie przypominam sobie, żebym kiedykolwiek brał udział w jakiejś manifestacji kościelnej. Ani jakiejkolwiek innej. Od dziecka nienawidzę tłoku i zrzeszania się. I jeśli już Pan nalega, to powiem, że prywatnie uważam KPN za takich samych oszołomów jak lewaków, ikonowiczów i te wszystkie pozostałe kurioza. I zawsze bardzo mnie bawi, kiedy radykał, zgodnie z prawem podstawowego błędu atrybucji, posądza innych o radykalizm. Gdyby Pan czytał Pismo Święte, to też doszedłby do wniosku, że rzeczy tam zawarte są młodzieńczo, a wręcz dziecięco naiwne. Za tym można wysnuć następny wniosek, że chrześcijaństwo, a zatem katolicyzm też takie są. I instytucje kościelne. I hierarchowie. I kapłani. I wierni. No i dobrze. Ale po co w takim układzie pcha się Pan w dysputy o czymś, u czego źródła są rzeczy dziecięco naiwne. Przykazanie miłości jest naiwne. Wszystkie przykazania są. No i tak, ja w swoim sumieniu rozważam te naiwności, taki ze mnie zdziecinniały staruszek. Nie kradnę, nie zabijam itd. Ja wiem, że to dla lewaków śmieszne. Na szczęście jest ich w Polsce ułamek procenta. Sceptycyzm to zdrowa rzecz. Ale ja w tym tekście nie zauważyłem braku zrozumienia dla kultu Jana Pawła II w Polsce. Ciekawa rzecz, że są tam opinie z krajów na temat pontyfikatów, szkoda, że niepodpisane, ale mimo to, interesujące jest, że mimo wynikających z nich nastrojów reformatorskich, na nowego papieża wybrano Ratzingera. Chyba nikt nie spodziewał się po nim, że zbliży naukę kościoła bardziej do życia. Ten tekst jest tendencyjny, rozumiem, że "dla równowagi" napisany, jako reakcja na bałwochwalcze polskie zachwyty. Jest też, bo jakże by inaczej, demoniczna organizacja Opus Dei. To nie jest miejsce, ale wieloma przykładami można zbić ten zlepek średnio rzetelnych faktów, na przykład, skoro w Niemczech był tak silny ruch postępowy w kościele, to dlaczego utajnione są materiały dotyczące Anneliese Michel? Czego się kościół niemiecki boi? A już wyjątkowo obłudne jest zakończenie tego tekstu. Nie można się oprzeć wrażeniu, że młody autor-racjonalista robi sobie jaja. Tyle że to naprawdę nie świadczy dobrze o racjonaliście, że za przeciwnika znalazł sobie kościół, bo to bardzo kiepski adwersarz: argumentów logicznych nie ma, jego doktryny chwieją się w posadach oparte na wątpliwych dogmatach. I finał jest taki jak u Barei: "no, dobrze, nie mamy pańskiego płaszcza; i co nam pan zrobi?". I młody autor-racjonalista może się co najwyżej ugryźć w tyłek, albo rechotać razem z innym młodym autorem-racjonalistą, a nic z tego innego nie wynika. Nadal nie bardzo wiem, z jakiego punktu w tej dyskusji Pan polemizuje. PS Proszę Pana, ja nie mieszam do takich dyskusji wrażenia, że jest Pan lewakiem, które to wrażenie jest tak oczobitne, że aż razi. Nie mieszam do tej dyskusji faktu, że lewaków nie znoszę, bo to bardzo mało konstruktywni ludzie.
  10. Panie kazelot, odpowiem w punktach. 1) Jest Pan zabawny, gdy twierdzi, że kilka miliardów ludzi przebacza potencjalnemu mordercy. Podam przykład, tylko niech Pan nie zaczyna o Iraku, bo to ad hoc; po 11 września jakoś ludzie nie byli skłonni wybaczyć, wręcz żądni byli krwi. Te manifestacje przy każdej spektakularnej i nagłośnionej sprawie kryminalnej też jakoś nie świadczą o ludzkiej skłonności do przebaczania, a raczej o żądzy zemsty. 2) Proszę Pana, słuchali. Ale to jest tak jak z Panem i Panem Magnetowitem: czytają, niby rozumieją, ale w efekcie przyczepią się do części wypowiedzi, jak gdyby w niechęci do złapania jej obrazu całościowego. Przywołuje Pan Tuska, ale znów jest to analogia, która się kupy nie trzyma, bo, gdy ten mówi o "cywilizacji miłości" to to faktycznie jest pieprzenie, bo to urzędnik państwowy, który powinien się zająć konkretnymi problemami i najlepiej to je rozwiązać. Natomiast papież to człowiek od głoszenia idei, bo jakie inne ma on kompetencje wobec świata? Jasne, jasne, reformy, itd. Ale gadanie o reformach w tak skostniałej instytucji, i to skostniałej nie od papieża, ale w całej swojej istocie, poczynając od zasad jej funkcjonowania, jest największym bredzeniem w tym wątku. Mnie się wydaje, że jest udowodnione, jak ciągłe podróże, bynajmniej nie w celach rekreacyjnych, wpływają na kondycję człowieka. Tym bardziej dla starszego człowieka. Tym bardziej schorowanego. 3) No i po co Pan wypisuje takie głupoty, że niby kogoś obrażam? Czy Pan sam rozumie, co napisał? 4) Co mu nie wyszło? I według których watykanistów? Co to znaczy "wszelkich"? Czepianie się za pośrednictwem ogólników nie wywołuje wrażenia rzetelności. 5) Panie kazelot, ja nic nie miałem udowadniać. Zastanawiam się za to, co Pan chce udowodnić. Niech Pan spróbuje wysunąć jakąś jednolitą tezę, zamiast atakować kolejne zdania, bo zauważyłem, że to Pańska jedyna umiejętność polemiczna. Niechby Pan chociaż napisał, co Pan rozumie przez próbę papieskiego działania w tej mierze. I czy Panu się wydaje, że gdyby jego administracja przedsięwzięła jakieś środki, to czy Pan by się o tym dowiedział? Zapewne Pan teraz powie, że gdyby Jan Paweł II był wielki, z dnia na dzień wprowadziłby jawność jako główną zasadę działania administracji kościelnej. Jest Pan zabawny. A ten Dziwisz to już w ogóle nie wiem, skąd się Panu wziął. Ale niech będzie, wydaje mi się, że jest traktowany przez ludzi jako swego rodzaju pamiątka-relikwia po papieżu; stąd wyciągam wniosek, że jednak był dla ludzi w Polsce ważny, przeciwnie do tego, co Panowie (chyba, bo nie widzę żadnej spójnej tezy tutaj) chcą wykazać. 6) Niestety, Panie kazelot, dzisiaj papież nie posiada hiszpańskiej inkwizycji w arsenale i nie może spuścić ze smyczy żadnych psów, nawet jeśli to domini canes. Nie posiada też żadnej realnej siły na polu międzynarodowym, bo politycy traktują go właśnie tak, jak Pan pisze: takiego dziadka, co to fajnie się z nim spotkać, pogada sobie, panie, pogada, a my dalej robimy swoje. Ale nie mówimy tutaj o politycznych konsekwencjach działań papieskich. Nawet ekskomuniką papież nie obłoży, bo to śmieszne i dzisiaj nikt sobie z tego nie robi nic. Jedyny wpływ, jaki może posiadać to poprzez wpływ na wiernych na całym świecie. Ale ja nie wiem, czy to byłoby dobrze, gdyby kościół używał swojego wpływu na wiernych w kwestiach politycznych. To się niestety zdarza, ale gdyby papież dawał przykład z góry takiej polityki, to dopiero byłby powrót do średniowiecza. Ja bardzo chętnie podyskutuję z Panem, Panie kazelot, ale najpierw niech Pan stanie na jakimś stanowisku, odrobinę bardziej poważnym niż to, że Paris Hilton również kochają ludzie.
  11. Dlatego, że zazwyczaj radykalizm wiąże się z młodzieńczością. Dlatego też, że radykalizm zazwyczaj jest bardzo daleki od realizmu. A zarzut braku odpowiedzialności za słowa nie dotyczył Pańskiego prawa do wyrażania własnej opinii, nigdzie nie twierdziłem, że wypowiada Pan cudzą, lecz raczej zabierania głosu w dyskusji za pomocą kontrowersyjnych skrótów myślowych. Tyle że Pan najwyraźniej nie rozumie, że nie można sobie ot tak zestawiać w pary osób i pojęć tylko na podstawie jednego podobieństwa. To jest nadużycie. Tym bardziej jeśli nie opatruje się tego komentarzem konkretnym, tylko lansuje jakąś tezę kontestatorską. Używa Pan takich zestawień, aby deprecjonować dorobek osoby dla wielu świętej. I Pan mówi, że nikogo nie obraża? Docenił Pan, ale nie ocenił, a zatem co z tego wynika? Pisze Pan rzeczy kontrowersyjne, ale na tyle pozbawione komentarza, że można Panu przypisać albo dążenie do prowokacji albo indolencję. Nawet odpowiadając na moją wypowiedź nic Pan nie wyjaśnił, poza tym, że Pan wyraża swoje zdanie. Ale jak ono brzmi tak naprawdę? Co Pana opinia niesie? Proszę wprost napisać, zamiast się zasłaniać jakimiś aluzjami, wątpliwymi analogiami i próbami podpuszczenia bardziej zapalonych zwolenników Jana Pawła II. Nikt tu nie pisał o monopolu. Ale nawet gdyby, to co to wnosi do obrazu, który Pan był łaskaw poddać w wątpliwość. Jakie znaczenie ma fakt, że miłość bliźniego jest wartością uniwersalną. Co to ma do rzeczy w kwestii oceny pontyfikatu. Pana niezrozumienie papieża i jego działań wynika chyba z tego, że Pan traktuje kościół jako organizację polityczną. Błąd. Nawet jeżeli zdarza się, że funkcjonariusze kościelni mieszają się w politykę, to jest to jedynie dowodem na niemożność globalnego podporządkowania zasadom. I prawo i kościół mówią, że kraść nie wolno. Jednak to się zdarza. Wszędzie i we wszystkich zawodach tego świata. Wie Pan, ja nigdy nie prowadziłem studiów na temat działalności kościelnej przeciwko PRL-owi. Nigdy mnie to specjalnie nie interesowało, tak samo jak teraz nie interesuje mnie, kto był TW, kto nie. Wspieranie bojówek a drukowanie bibuły to jednak dwie różne rzeczy. I może to Pan nazwać relatywizmem z nutką hipokryzji, ale to chyba znowu będzie nadużycie. Jeżeli Pan nie ma oczekiwań, to skąd krytyka. Bez oczekiwań i wyobrażenia nie może zaistnieć dysonans pomiędzy wartością oczekiwaną a stanem faktycznym. Jest to logiczny klops. Ale załóżmy hipotetycznie, że jako ewentualny członek kościoła oczekiwałby Pan. Czy Pan wie, czym jest "etapowa liberalizacja" w takiej instytucji jak kościół? Trwa dekady, a czasem wieki. Etapowa liberalizacja to było coś, co prezentował Jan Paweł II. Zaczyna się od gestów. I nie można mieć do niego pretensji o to, że zadrażnienia historyczne, pojednanie między różnymi wyznaniami, mediacje międzykulturowe stawiał wyżej niż kwestie prezerwatyw i gejowskich małżeństw. Kiedy? i jednak się Pan spodziewa, ale po co to Panu, skoro Pan nie jest członkiem kościoła? jest Pan wolny, nikt Panu nie zabrania stosować antykoncepcji, być swobodnym obyczajowo itp itd A Jaruzelskiemu nie wybaczał? co to ma do rzeczy? kościół to nie instytucja sądownicza, a papież to nie sędzia. Jest Pan takim znawcą stosunków południowoamerykańskich? to wie Pan chyba, że w większości krajów jedna junta goniła drugą juntę i każda miała swoje powody, żeby terrorem podporządkowywać sobie społeczeństwa. Tutaj się tak prosto nie trafi, choćby też z tego powodu, że było to efektem zimnej wojny. Nie wiem, co papież mógł gwarantować Latynosom, to trzeba ich zapytać. Ja też wolę wybaczać niż dyszeć zemstą, tak jak dziś u nas ci wszyscy mali ludzie, którzy z niskich pobudek wyszukują tajniaków, załatwiając przy tym swoje brudne sprawy. Jednak chyba tak, bo niby Pan pamięta, ale jednak nie rozumie. Dla Polaków papież był ważny z dodatkowych względów. I niech Pan nie mówi, że nie był ważny jako wsparcie duchowe, skoro świadkowie tamtych czasów mówią, że był. Dla Pana może nie, bo był Pan dzieckiem wtedy. Ale to aspekt wybitnie polski, zdecydowanie nieuniwersalny, acz przecież mówimy o polskim kontekście pontyfikatu. Wydaje mi się, że różnica między nami w tej kwestii polega na tym, że ja nie mieszam swoich zapatrywań polityczno-społecznych do oceny pontyfikatu i staram się ujmować go w ramy instytucji, w której funkcjonował. Staram się widzieć, że ten człowiek skupiał się na pryncypiach, na idei, nie na polityce; na założeniu, że papież jest następcą Piotra, a kapłani apostołami, których zadaniem jest szerzyć Dobrą Nowinę. Można się spierać, że to założenie jest dalekie od życia. Ale tak jest zawsze z ideami, to wskazówki, nie gotowe rozwiązania systemowe. Jeszcze do tych Pańskich porównań. Są tak samo rzetelne i tyle samo wnoszą, co taki oto przykład malkontenctwa: kręcenie nosem na najnowszą limuzynę, bo przecież maluch też ma koła, i zastawa, i żiguli, i garbus; więc co w niej takiego fajnego?
  12. Podbijania bębęnka nie kocham zbytnio, ale to, co Pan pisze dalej mogę tylko wytłumaczyć młodzieńczym radykalizmem i brakiem odpowiedzialności za słowa. Coś takiego można nazwać tylko knajackim nadużyciem. Zastanawiam się, co Pan miał na celu używając takiej, delikatnie mówiąc, niefortunnej analogii. Następne przyrównanie: Kwaśniewski, Berlusconi. Czy Pan naprawdę uważa, że takie porównania są stosowne? Czy nie jest manipulacją stawianie papieża obok osób ze świata polityki, do tego, co do których uczciwości istnieją publicznie poważne wątpliwości? Znów się zastanawiam, co Pan miał na celu. Powiedzieć, że Jan Paweł II to był polityk, który prowadził szemrane interesy? Co do niedołężności, to nie sądzę, aby ktokolwiek papieża zmuszał do czegokolwiek. Nie wydawało mi się także, aby był niedołężny psychicznie i ubezwłasnowolniony. Jeżeli ma Pan jakiekolwiek dane na ten temat (potwierdzone), to proszę je ujawnić, a nie wypisywać takie wydajomisiowate fantazmaty. A jak by Pan pogodził chrześcijańską zasadę wybaczania win, przykazanie miłości z bojkotowaniem Pinocheta, czy Castro? To są symbole, które wielu ludziom są obce, bo są tak zapiekli w nienawiści, że nawet i nad grobem wroga będą jeszcze chyłkiem wyciągać kwiatki z wiązanek. Jak głowa kościoła miała traktować hierarchów kościelnych, którzy wybitnie angażowali się w politykę? Papież miał ich pogłaskać i zachęcić, by zwalczali tych parszywych kapitalistów? I pytanie do Pana: czego Pan by oczekiwał od papieża? Rewolucji w prawie kanonicznym, obyczajowej w kościele, natychmiastowej liberalizacji? Pan żartuje chyba. Ja się zastanawiam, czy Pan jest w stanie cokolwiek racjonalnie ocenić, zwłaszcza przy tym poziomie wnikliwości analiz, jaki Pan przedstawia tutaj. O jakich reformach w kościele Pan mówi, które rzekomo Jan Paweł II zatrzymał? Kościół katolicki zawsze był instytucją bardzo konserwatywną i ja nie słyszałem o wewnątrzkościelnym ruchu na rzecz zniesienia celibatu, czy kapłaństwa kobiet. W kościele katolickim demokracji nie było nigdy, namiastką jej jest jedynie wybór papieża właśnie. To instytucja hierarchiczna. I nie wiem, na jakiej podstawie Pan sądzi, że kościół cofnął się do średniowiecza. Cały cytowany ustęp to stek niepotwierdzonych i niczym niepopartych bzdur. Jedynym nowym zagadnieniem w tym zestawie jest kapłaństwo kobiet, co do reszty z nich kościół od wielu wielu lat stoi na tym samym stanowisku, zatem nie wiem, gdzie tu wsteczne działanie Jana Pawła II, który był określany przez watykanistów jako umiarkowany postępowiec. "Beton", o którym Pan pisze, jest reprezentowany przez papieża obecnego. Na koniec, nie wiem skąd u Pana przekonanie o upadku katolicyzmu. Mnie się wydaje, że on przeżyje nas wszystkich i to w niezłej kondycji. Nawet jeśli dojdzie do laicyzacji Europy, to jest jeszcze Afryka, Ameryka Łacińska. To potężna instytucja i nie tak łatwo upadnie. Bo Pan najprawdopodobniej jest zbyt młody, aby rozumieć to, jak ważny był Jan Paweł II dla Polaków jako źródło nadziei i świadomości, że świat nie pozostanie obojętny na to, co dziać się może w Polsce. Papież-Polak gwarantował nieprzemilczanie krzywd, jakie wyrządzano tu ludziom. Itp. itd.
  13. Ja tam nie jestem zwolennikiem takiego zadęcia, jakie się prezentuje. Ale do Jana Pawła II szacunek duży miałem, mimo że specjalnie wierzący nie jestem. Czego dokonał? Stać go było na poważne ekumeniczne gesty. Swoją postawą dawał przykład (co z tego, że mało realny do spełniania przez większość) na przykład zachowaniem wobec swojego niedoszłego mordercy. Szanowałem go również za to, że miał poczucie obowiązku wobec świata. Przecież nie dla przyjemności tyle tych pielgrzymek, szczególnie pod koniec, gdy jego zdrowie podupadło, odbywał. Mógł siedzieć na Stolicy Piotrowej i wydawać orędzia, których nikt by nie słuchał. A on jeździł po świecie i ludzie go słuchali. Ktoś powie, że to było wołanie na puszczy. Być może. Ale być może też jego słowa trafiały; jeśli nie zawsze, to może czasem. I ja tak sobie myślę, że dobrotliwy facet, ubrany na biało, który mówi z telewizora "nie lękajcie się", to dużo. To duża zasługa. Bo z telewizora rzadko pokrzepienie płynie. Raczej zgryzota i demoralizacja. Odnośnie tej dobroduszności, to ja bym dodał, że mnie się zawsze zdawało, że ta dobrotliwa twarz jest zasnuta jakimś smutkiem. To nie była szwejkowska dobrotliwość, ani zadowolona, ani głupawa, a właśnie zasnuta jakąś smutną refleksją. Przede wszystkim szanuję go za to, że był w stanie udźwignąć taki ciężar. Być twarzą, głową, emblematem takiej instytucji, z obowiązkami wobec ludzkości, instytucji, wiary, Boga i nie wiadomo czego jeszcze. Świecić oczami za inkwizycję, borykać się ze zmianami obyczajowymi, bronić stanowiska kościoła w sprawach kontrowersyjnych, a z drugiej strony nie dopuszczać do odwrotu od religii. Na każdym kroku dawać świadectwo pokory i posłannictwa. Do tego nie zapominać o Polsce. Pan myśli, że nie bolały go doniesienia o dewiacjach wśród kapłanów? ale co miał zrobić? co można zrobić z czymś, co jest nieuniknione? bo dlaczego do dewiacji może dochodzić wśród świeckich, a u księży już nie? to są tacy sami ludzie, nawet bardziej narażeni, bo można sobie próbować wyobrazić, co z mężczyzny potrafi zrobić celibat. Ale to już dyskusja na inny temat. Trzeba szanować Jana Pawła II choćby za to, że funkcja go nie przerosła. A że ludzie lubią się gromadzić z potrzeby gromadzenia to co innego.
  14. Pan Sojan chce jeszcze bardziej obrzydzić poezję młodzieży szkolnej? Pytałem czy to Prima, bo w tych Dz.U., w których sprawdzałem, nie ma czegoś takiego. A może to dopiero projekt? Tylko skąd w takim razie sygnatura i to jeszcze z zeszłego roku? Kręcisz Pan coś, Panie Krzywak.:D
  15. "Spieprzaj, dziadu" wydaje mi się być dużo bardziej wulgarne od "durnia", acz rozumiem, że tutaj chodzi o to, że jak Pan Profesor obraża jest dobrze, a jak obrażają Pana Profesora, jest źle. Rozumiem to doskonale, bo do samego siebie stosuję tę samą filozofię. Co do zdurnienia to ja nie wiem, kto je okazuje bardziej, czy ten, kto swobodnie komentuje różne wydarzenia, zgodnie z własnym sumieniem i wiedzą, czy ten, kto na przykład domaga się udziału w nominacjach ministrów, mimo że nie ma żadnych ku temu podstaw w konstytucji. Nie wiem też, czy nie jest bardziej kompromitujące dla profesora prawa to, że nie wie, że Wałęsa miał trzech swoich ministrów na podstawie tzw. "Małej Konstytucji", która nie obowiązuje od roku 1997. Oczywiście inną kwestią jest używanie publiczne epitetu "dureń" wobec, jak by nie było, głowy państwa. Jednak ja mam wątpliwości, czy ta głowa państwa interesuje się czymkolwiek innym niż tylko interesem pewnej partii i brata. Po prostu różni ludzie wyrażają swoje wątpliwości w różny sposób. Jeżeli Pan uważa, że za komuny było dobrze, bo prominenci byli nietykalni, to też Pana prawo. Zwróciłbym jednak uwagę na fakt, że w czasach naszych, gdy więzienia są przepełnione, wielu skazanych oczekuje na możliwość wykonania wyroku, to ja się sądom nie dziwię, że nie chcą wsadzać do więzienia za jedno słowo. Zgodnie z art. 135 ust.2 kodeksu karnego za znieważenie prezydenta grozi kara pozbawienia wolności do lat 3. To bzdurne, może nie tyle sam przepis, co sankcja. Nie wydaje mi się, by ten czyn był tak szkodliwy społecznie, aby należało obciążać społeczeństwo kosztami pozbawienia wolności. Tak, trzeba się kierować własnym rozumem, lecz w tych sprawach, które Pan wmieszał, należałoby się również kierować obiektywizmem.
  16. zdzisław dyrman

    Biel

    Panie Messalinie, przykro mi to pisać, ale odnoszę wrażenie, że to Pan się czepia. A odbijanie piłeczki przypomina mi słynną scenę gry w "salonowca" w filmie "Rejs": "nie Pan, to ja". Pisze Pan, że ja się czepiam, a ja się pytam, bo mnie Pan zdumiał. Użycie w jednej frazie tych samych czasowników może być traktowane jako błąd stylistyczny, jednakowoż w sytuacjach, kiedy kontekst nie implikuje bezpośrednio konieczności użycia takiego słowa, a nie innego. Mamy tu do czynienia z fragmentem wypowiedzi. Najpierw mówi narrator, potem postać. Dla mnie to nie jest w ogóle błąd, co najwyżej można podyskutować nad tym, czy nie dałoby się tego jakoś wzbogacić. Nie wydaje mi się, aby porównanie takiego wiersza z piosenką było trafne. Piosenkę obowiązują pewne ramy muzyczne, w takim wierszu autor może te ramy ignorować. Niemniej nie rozumiem nakazowości czasownika. Zrozumiałbym, gdyby chodziło o uporczywe kończenie wersów, czy fraz, czy stawianie akcentów rytmicznych na czasownikach, gdyby w grę wchodziły rymy czasownikowe... Ale to nie jest piosenka. To wiersz współczesny. W kwestii narracji na samym początku wypowiedzi swojej dokonał Pan pewnego odwrócenia, które może jest kluczowe dla Pana dezaprobaty. Nie chodzi o traktowanie poezji jako narracji, ale o stosowanie narracji w poezji. Robiło i nadal robi to wielu autorów, nie tylko w internecie. Co innego, czy takie wiersze trafiają do kogoś, a co innego, gdy ktoś skreśla takie pozycje z list poezji. Pan wybaczy, ale coś takiego jak "KRAINA Poezja" kojarzy mi się z natchnionymi i egzaltowanymi twórcami i dla mnie nie stanowi wykładni poetyckiej. Rozumiem, że ktoś się może tym kierować, natomiast powinien zdawać sobie sprawę, że to jest jakiś wycinek zjawiska sztuki słowa. Tak samo przykład z Holoubkiem. To jest jakiś wycinek. Poeta raczej nie pisze pod kątem targetu, nie koncentruje się na grupach odbiorców. Pisze dla ludzi w ogóle. Trafi, czy nie trafi, to już inna sprawa. Poeta pisze "co mu w duszy gra" - tematyka, zjawiska itd. Sposób to efekt obróbki intelektualnej, autorskiego wyboru, w którego ocenie skłaniałbym się bardziej do śledzenia konsekwencji trwania w wyborze i dyscypliny autorskiej, niźli prywatnych zapatrywań estetycznych. Zwraca Pan uwagę (pośrednio) na brak dwuznaczności. Zbyt wiele dwuznaczności w wierszu czyni go nieczytelnym. Wiele też zależy od autorskiego zamiaru. Przecież w tym utworze są dwuznaczności, niemniej one nie prowadzą na manowce, nie wymagają gimnastyki kalamburowej, żeby zrozumieć jasno przekaz. I właśnie bardzo dobrze. To jest wielka sztuka metaforyzować lekko, ale przy okazji nie trywializować i stwarzać przestrzeń do refleksji. Wydaje mi się, że "gdy budzisz mnie, ślepnę" to piękna metafora-paradoks, i gdy ją czytam, mam wrażenie, że nie ma lepszej, by mogła się znaleźć na jej miejscu. Czy to nie jest kunszt poetycki? Czy to nie jest "odpowiednie dać rzeczy - słowo"? I czy nie sądzi Pan, że mnożenie wieloznaczności i mylenie tropów to nie jest jedyna droga poezji? Że można napisać dobry wiersz, który będzie bazował na jednej metaforze, za to tak celnej, że wystarcza za najbardziej kwiecisty styl? Na koniec napiszę po raz kolejny, że środki stylistyczne to nie tylko metafora, nie tylko dwuznaczność. Narracyjny styl wypowiedzi jest również takim środkiem. Poezji nie ma, gdy środków brak, nie wtedy, gdy kręcimy na nie nosem. Pozdrawiam
  17. Cały ten wątek jest, przykro mi to stwierdzić, zbudowany z opinii będących pokłosiem narodowych lęków i kompleksów, oraz powtarzanie zasłyszanych manipulacji. Po pierwsze, przypisywanie mediom roli wymyślacza nieistniejącego antysemityzmu, czy faszyzmu, to jedna z takich manipulacji. Obiektywnie trzeba stwierdzić, że te zjawiska istnieją; ja to wiem, bo się z tym osobiście spotkałem i nie tylko ja. Pytanie o skalę. Otóż w mediach rzadko się porusza temat skali zjawiska, z tego prostego powodu, że bardziej interesująca jest dla nich nośność tematu niż dobro społeczne. Zatem będą mówić o każdym możliwym przypadku antysemityzmu, faszyzmu, dyskryminacji, dlatego, że to spektakularne i to dobry news. Oczywiście są media skrajnie prawicowe, ale to nie jest mainstream. To media, które mają ściśle określony target i mogą być opiniotwórcze jedynie w tym kręgu. Po drugie, nie wiem, skąd pogląd, że ktokolwiek wyśmiewa patriotyzm lokalny, czy narodowy. Obawiam się, że to również opinia zasłyszana z kręgów zaawansowanej prawicy, która używa takich argumentów, by obrzydzić obywatelom UE. To znany motyw, by przedstawiać Europę Zachodnią jako zdegenerowane społeczeństwo, w którym dochodzi do zbrodni przeciw naturze i w którym wszelkie wartości zostały zdeprawowane. Symptomatyczne jest, że takie głosy pojawiają się w kraju, w którym na największy autorytet w kwestii honoru lansuje się Jarosław Kaczyński, który deklarował, że po porażce wyborczej odda przywództwo w partii. Jeśli ktokolwiek wyśmiewa jakiś patriotyzm, to ten w wydaniu polskim, podszyty tchórzem i kompleksami. W "patriotycznych" okrzykach na forum publicznym widać jak na dłoni żerowanie na lękach historycznych. W tym wątku też to widać. Żyjemy w czasach terroryzmu. Ale ten prawdziwy terroryzm to nie jacyś biedni ludzie z ładunkami wybuchowymi, ale elity, które walczą ze sobą stosując terroryzm polityczny wobec współobywateli. Terroryzm polityczny polega na tym, że wmawia się Polakom, że zachód jest zły, bo tam są geje, faszyści, pedofile i "sodomia i gomoria". Tak jakby w Polsce tych zjawisk nie było. Wmawia się Polakom, że zachód zmówił się, żeby ograbić naród polski z mienia po 1989, że Niemcy chcą teraz ograbić Polskę domagając się rekompensat za przesiedlenia (dodając "określone środowiska w USA", nie wymieniając z nazwy, ale wiadomo, że chodzi o Żydów). Nagłaśnia się sprawy tej kobiety, co wyemigrowała z Polski w latach 70-tych, czy 80-tych i teraz ma dostać z powrotem własność, którą zabrało jej państwo. Nie mówi się o tym, że Powiernictwo Pruskie to zbiór dziadków, których reprezentuje kilka hien, którzy nie mają żadnego poparcia, ani rządu niemieckiego, ani prawa międzynarodowego. Nie mówi się o tym, że Erika Steinbach funkcjonuje tylko dlatego, że jest wygodna dla rządów niemieckich, gdyż można nią łatwo odwrócić uwagę od palących problemów społecznych w Niemczech. Inną bzdurą i manipulacją jest stwierdzenie, że kraje zachodnie zawsze będą zainteresowane tym, by Polska była biednym krajem. To są wypowiedzi świadczące o dużym niedoinformowaniu, bądź bardzo złej woli. Przede wszystkim już teraz Polska nie jest konkurencyjna pod względem siły roboczej. Wprawdzie nadal Polacy są tańsi niż na zachodzie, przy czym dość dobrze wykwalifikowani. Jednak wydajnością nieco ustępują zachodowi, co moim skromnym zdaniem nie jest winą siły roboczej, ale kadr kierowniczych - struktury zarządzania i organizacji w polskich firmach zazwyczaj siedzą w buszu w porównaniu ze standardami zachodnimi. Dużo tańsza jest Ukraina, otwarta na inwestycje, a relacja ceny do kwalifikacji dużo korzystniejsza. Polska wygrywa w tej chwili inwestycje zachodnie bardziej ze względu na dobre położenie (logistyka), siła robocza jest mniej istotna, bardziej jej kwalifikacje. Światowa produkcja niskokwalifikowana jest przenoszona do takich krajów jak Indie, Bangladesz, Pakistan. Już nawet nie do Chin, bo tam już technologie wyższe. Rynek zbytu? Co to jest niecałe 40 milionów Polaków wobec dwóch miliardów Chińczyków i Hindusów? Poza tym, co to za rynek zbytu, jeżeli ludzie biedni? To jedna strona medalu. Poza tym Polska biednym krajem już nie jest. Jest w gronie światowej middle-upper class. Polska była naprawdę biedna po stanie wojennym, a właściwie wskutek embarga. O, to to dopiero było ograbianie Polski. Niewielu wie, w jakich warunkach odbywało się wtedy kupowanie na zachodzie na potrzeby polskiego przemysłu. Polska nie była samowystarczalna, produkcja opierała się w sporej części na imporcie podzespołów, technologii z zachodu. Więc odbywało się to tak, że jechał na zachód oficer służb specjalnych z walizką i paszportem dyplomatycznym. W walizce miał dewizy i miał wrócić np. z podzespołami, czy materiałami do produkcji układów scalonych. Np. materiały światłoczułe, tego w Polsce się nie produkowało, cokolwiek, co było potrzebne do fotolitografii. Oczywiście cena była nieporównywalnie wyższa od rynkowych, wręcz zbójecka. Następnie oficer wracał z walizką. Jeździli jak słynne mrówki na Ukrainę. Kupowano tak też technologie. Znam sytuację z nowych czasów, kiedy inwestor przyjechał do Polski, do pewnego zakładu i zobaczył linię produkcyjną z czasów embarga. Inwestor powiedział: postawimy wam nową linię produkcyjną za darmo, jeśli powiecie, kto wam to sprzedał. Takie rzeczy się działy w stanie wojennym i to była dopiero eksploatacja gospodarcza. Dlatego śmieszy mnie, gdy ktoś się rozpisuje o tym, że zachód teraz wykorzystuje nasz kraj gospodarczo. Śmieszy mnie również straszenie traktatami, które rzekomą mają Polsce narzucić małżeństwa gejów, prawo do adopcji dla osób homoseksualnych i eutanazję. To jest podobny sposób manipulacji, jak ten z czasów międzywojennych, kiedy to środowiska klerykalne sprzeciwiały się małżeństwom cywilnym i cywilnym rozwodom, tak samo wtedy straszono degeneracją. Tyle że wtedy te środowiska nie szły tak daleko, by nazywać zachodnie społeczeństwa zdegenerowanymi. Straszy się utratą suwerenności. Tyle że nikt nie mówi o tym, że twór pod nazwą (?) Unia Europejska stanął na rozdrożu. W tym momencie w zastraszającym tempie produkuję biurokrację i zajmuje się tylko wypłacaniem pieniędzy przy jednoczesnym generowaniu coraz wyższych kosztów i rosnącej nieruchawości i skrępowanych wieloma regulacjami rękach. Jedna możliwość to Unię zreformować. Druga to rozwiązać. A u nas nie dyskutuje się o zapisach traktatu, u nas mamy przekrzykiwanie w tym, że jest zły. Nie widać konstruktywnej propozycji przeciwników. I jak tu się dziwić Starej Unii, że ma Polskę za hamulcowego, jeżeli głównie hołduje tradycji liberum veto i sprawia wrażenie jakby chodziło tylko o unijne pieniądze. Więc po to była akcesja? Żeby ściągnąć z bogatszych krajów kasę? Może zatem trzeba z Unii wyjść? Tylko jakoś tak nie bardzo wypada, skoro się tyle pieniędzy wzięło w tej, czy innej formie. Można próbować to usprawiedliwić historią. Że to odszkodowanie za Jałtę na przykład. Ale czy ktoś będzie traktował Polskę poważnie po czymś takim? To są wnioski wynikające z ledwie głębszej analizy tego, co się w Polsce mówi. Zabawna jest też niekonsekwencja pewnych środowisk. Nie dalej jak wczoraj słynny poseł Bosak Krzysztof w programie "Warto rozmawiać" powoływał się na konwencję Parlamentu Europejskiego napominającą Polskę w sprawie zbyt łagodnego i dziurawego ustawodawstwa dotyczącego ochrony dzieci przed przemocą seksualną, przemocą wirtualną, pedofilią itp itd. Jak to? Więc organ tej paskudnej organizacji, która chce zniewolić polski naród i wmusić mu dominację i propagandę pedałów, lesbijek, adopcji homo, i cholera wie, co jeszcze najgorszego, więc ten organ napomina nasz kraj w kwestii ochrony prawnej naszych dzieci? I powołuje się na to Krzysztof Bosak, Liga Polskich Rodzin, kumpel Wierzejskiego, obrońca Nieomylnej Rzecznik? Chyba mu się od tego tańca coś zakręciło. I Pan Zbyszek Dwa też powtarza podobne bzdury oparte na niekonsekwencji. Czytamy: "Jednak trzeba dodać, że Polacy od długiego czasu są pozbawiani tożsamości, patriotyzmu i dbania o swoje dobre imię." Przez kogo pozbawiani? I to od długiego czasu? Przez media. Znowu zasłyszany gdzieś slogan, bez konkretów. Wie Pan, mnie się wydaje, że jednak media niewielkie mają tutaj zasługi. Dużo mniejsze niż zabory, okupacja, czy PRL. Cóż to za ludzie, którzy chcą poprawić sprawy i idee? Tego już Pan nie pisze, ale pewnie np pan Bosak tutaj się znajdzie. Drogi Panie. Odpowiedzialni są politycy, którym nawet nie chce się inteligentnie "ściemniać". Nawet na to się nie muszą zdobyć, bo "ciemny lud to kupi". A jeśli Pan się nabiera na te gadki pozornych obrońców wartości, to niech Pan się zastanowi, do czego one prowadzą w realiach poza gadaniem, dzieleniem ludzi, mąceniem i rzucaniem inwektywami. Co ci ludzie zrobili dla poprawienia spraw, o których Pan mówi, poza wymienionymi przeze mnie przed chwilą działaniami pozorowanymi. Plują na media, a jednocześnie o to im chodzi, żeby puścili obrazek z nimi w roli głównej, nieważna merytoryka, ważne by powiedzieć coś spektakularnego, użyć dużych słów. To tak jak z kiepską poezją, bez treści, ale z wielkimi słowami. Czyli, jak to mówi Pan Krzywak: kupa. Panie Zbyszku, niech Pan najpierw sam otworzy oczy i zobaczy jakiej manipulacji Pan uległ. Niech Pan spróbuje dojrzeć, czy ludzie, których Pan słucha proponują Panu coś w zamian za to, co bezprzykładnie potępiają i krytykują. Niech Pan mi na przykład powie, o ile za rządów PiS-u wzrosły nakłady na kulturę, na sport. Niech Pan porówna wkład swoich idoli w poczucie patriotyzmu z wkładem takiego Adama Małysza, który stara się tylko oddać dwa dobre skoki?
  18. grunt to optymizm ciekawe tylko dlaczego model życia milionów japończyków różni się od modelu amerykanów - islamskie kobiety i murzyńskie dzieci też sobie taki model życia wybrały Chce Pan powiedzieć, że peel jest Japończykiem? islamską kobietą? czy murzyńskim dzieckiem? Bo mnie się raczej wydaje, że peel jest europejskim mężczyzną, dla którego jedyną presją może być pragnienie tatusia, by miał dobra pracę i niechęć mamusi, by synek skończył w rynsztoku. Może jeszcze koledzy, którzy "prą do kariery". Lecz ich też w drodze wyboru można olać wraz z tzw. "karierą". nb. dzisiejsi młodzi Japończycy kontestują styl życia rodziców, do tego stopnia, że w ogóle nie chcą pracować i w sporej części nie pracują. W ciągu ostatnich 15 lat japońskie społeczeństwo amerykanizuje się w przyspieszonym tempie; tak, że można się spodziewać, że termin karoshi niebawem umrze. Poza tym Pan jak zwykle przyrównuje zjawiska niewspółmierne do siebie. W Japonii nie istnieje zinstytucjonalizowana działalność mająca na celu egzekwowanie zachowania "społecznie pożądanego". Zupełnie inaczej jest w radykalnym islamie, gdzie kobietę za nieposłuszeństwo czeka śmierć, zgodnie z obowiązującym prawem. Zostało nam murzyńskie dziecko, jednak to już zupełnie karkołomna teoria. Bo nie wynika mi z tekstu, że peel jest ofiarą światowego handlu żywym towarem i jako afrykańskie dziecko został sprzedany HTS do niewolniczej pracy.
  19. Nie trzyma rytmu, dlatego kicha.
  20. Kiedyś byłem zakochany. Potem się ożeniłem. I koniec. ;p
  21. Sam powiedziałeś, że mógł być żebrakiem. A z żebraka nikt nie ściąga podatków. A widzisz ;) Tylko śmierci wykiwać się nie da. Ale pomyślimy, pomyślimy. Może trzeba jej posmarować ;) Nie?;) Pan się przejdzie na dworzec centralny w Warszawie i zobaczy na jakiej zasadzie funkcjonują tam bezdomni. Jeżeli mają jakiś "utarg", to jest ktoś, kto ściąga podatek... a że to nie urząd skarbowy to insza inszość. Tam gdzie jest przychód, zawsze się znajdą "inspektorzy".:D
  22. Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że mam do czynienia z narzekaniem na stan rzeczy, który w zasadzie jest kwestią wyboru. Model życia właśnie z wyboru wynika. Nikt przecież nie zmusza do takiej pracy a nie innej. Nikt też nie zmusza do pracy w ogóle. Można być żebrakiem na przykład. I w tym wypadku praca jest wyborem: z tych dwóch możliwości (a jest ich więcej, bo można szukać kobiety, która utrzyma, a pewnie i inne by się znalazły) peel wybrał pracę. I nie ma co utyskiwać na własny wybór! Peel stylizuje się na bezwolnego, tak jakby wszystko było z góry narzucone, a on nie ma na nic wpływu. Może tak być. Może peel nie ma za grosz charakteru, poddaje się najmniejszej presji, ucieka, ustępuje. Nie konfrontuje swoich wartości z rzeczywistością. Poza narzekaniem na stan faktyczny, rzecz jasna. Ale uleganie naciskom i ucieczka od wyboru to też swego rodzaju wybór. Tak samo jest z wyrażaniem emocji. Nikt nie powiedział: nie wolno. To, że peel nie może, wynika z narzuconego z zewnątrz a może od wewnątrz przekonania, że nie uchodzi. Bo dlaczego nie wolno? Nowe przepisy wprowadzili? Obyczaj? Teraz jest moda na panów, którzy się nie wstydzą swoich emocji. Cel: zarobić miliony. To taki trochę mało realny, w obozach pracy nie zarabia się kokosów, o miliony ciężko. A mamuty? Czasy się zmieniły, siła fizyczna już nie gra takiej roli, zatem mamuty łowią także kobiety i one nie mają takich rozterek raczej. Więc może jednak nadziana kobieta? Nic nie poradzę na to, że tragizm peela wcale mnie nie rusza, a wręcz śmieszy. Takie zrzucanie odpowiedzialności za własne życie na złe i niepasujące warunki i okoliczności jest żałosne. Jak ktoś nie chce zapakowania w uniform i zasuwania w mrówkowcu, to wolna wola. Nawet przed wojskiem da radę uciec, jeżeli wykaże się trochę inwencji. Nieuniknione są tylko dwie rzeczy: śmierć i podatki.;)
  23. Proszę Pana, jeśli chodzi o termin "bełkot" to chyba ma ono bardzo ściśle określone ramy znaczeniowe i nietrudno o obiektywizm. Z Wojaczka zrozumiałem tyle, że mi wystarczy. Atoli nie wiem, co miał na celu ten przytyk, tym bardziej, że niczym niepoparty. Owszem, zarzut uważam za nietrafiony. I Pana argumentację też, ponieważ fraza przykładowa przez Pana podana dotyczy sposobu realizacji motywu, a nie motywu samego w sobie. Trudno uznać "ocean wzruszeń" jako motyw w poezji. Motywem tutaj jest raczej pseudopoetycka egzaltacja, z którą wszak nie mamy tutaj do czynienia. Rozumiem, że Pan stara się być wymagający, ale przy okazji Pan przesadza i nie wiem, po co miesza do tego wszystkiego autora. A obrazoburczością wcale nie jest ciężko popaść w groteskę, czego wielokrotne dowody widzimy na tym portalu, kiedy młodzi i gniewni autorzy starają się być na siłę gniewni. W tym wierszu cenię oszczędność formy i niewymuszoność tej wypowiedzi. A ogólniki? Znaczy, co? Chlejący ojciec jest ogólnikiem wyświechtanym? Kurwa domowa? Bo nie wiem. Pisze Pan o klimacie, czym go Pan tworzy? Czy nie słowami, które już wszystkie były? Czy nie jest tak, że to Pan cały czas używa ogólników, nie pisze o konkretach, tylko używa określeń bez odniesienia i komentarza, jako "oczywistą oczywistość"?
  24. " na siedząco kłębi się rewolucja.", "marzec ale zadymka" -> może się trochę kojarzyć, prawda?;) zwłaszcza, że to sam początek tekstu i razem z tytułem tworzy pewne wrażenie. Czytelnik (o dobrej woli) zakłada, że nie ma przypadku w tekście.;)
×
×
  • Dodaj nową pozycję...