Skocz do zawartości
Polski Portal Literacki

Rekomendowane odpowiedzi

Opublikowano

Temat może i dziwny, ale wyrazcie swoje zdanie ;-)
hmmm, taki kącik a'la Bravo Girls chyba nikom u nie przeszkadza ;p

Otóz od kilku lat mam problem z tzw. "snami proroczymi" (możecie zaczać się smiać bo i mnie to śmieszy, ale co tam) Często jest tak, że najpierw się coś mi przyśni, a ptoem się to dzieje. Z naukowego punktu widzneia powinna to bc korelacja pozorna (lubię to słowo) i nie powinienem sie martwic, ot przypadek, nagięta interpretacja i już mi wychodzi tak bzdura jak jakies tam rozne pierdoly senne i w sumie to nie powinienem do tego wagi przywiazywac, ale jest to tak wku*wiające, że już nie mogę! Niby moge to ignorować, ale czy tn owie wkurzajace jak sie dzieje tak jak we snie? Moze po prostu mam doby nalityczny mozg, ale... ale to jest dosyc dziwne.

A jak u was ;-)

Ufff, no to sie zrobiło Bravo ;-)

  • Odpowiedzi 43
  • Dodano
  • Ostatniej odpowiedzi

Top użytkownicy w tym temacie

Top użytkownicy w tym temacie

Opublikowano

Mnie też się to czasem zdarza. Ale niezbyt często. Ze snami w ogóle jest fajnie - najbardziej to, że są tak nieprzewidywalne. Nie masz czasem tak, ze myślisz o czymś bardzo intensywnie przed zaśnięciem, prowokując taki wyreżyserowany sen a potem kicha ... bo śni Ci się całkiem coś innego? Albo, że śni Ci się coś fajnego - budzisz się na chwilę i zaciskasz powieki, bo wiesz, że już nie śpisz ale chcesz dalej - i udaje się - a potem wszystko to doskonale pamiętasz?

Miałam taki czas, kiedy śniły mi się co noc, erotyki ze znajomymi, Bogu ducha winnymi, kolegami z pracy. Niewyżyta Erotomanka???? Raczej nie. Pamiętałam takie detale, że aż mi było głupio następnego dnia, kiedy spotykaliśmy się przy automacie z kawą. Potem nagle, bez powodu to minęło.

Czyż to nie cudowne, że nasze mózgi płatają takie figle?

pozdrawiam przedpołudniowo - Ania

Opublikowano

Sny, mary itp. są czaderskie. Zwłaszcza świadomy sen i déjà vu.

Czy ktoś z was wierzy, że rzeczywistość powstała podczas snu nie różni się prawie od naszej "prawdziwej"? Tzn. chodzi mi o to, że sny są realne tak samo jak jawa.

Niezwykłość tych "mrzonek" fajnie ujmuje pewien wiersz Szymborskiej: [url]www.poezja.org/index.php?akcja=wierszeznanych&ude=36[/url]

Sen i wyobraźnia to rzeczy cudowne!

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


cudownie to by było jakby nie tylko mózgi płatały takie figle :)

to nie w temacie - to nie jest sen proroczy - to zwykła niezaspokojona żądza :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


to zalezy jakie to sny - jeżeli budzisz się rano i potrafisz powiedzieć co się dzisiaj stanie (pod warunkiem że nie jest to sen o tym jaką ocenę dostaniesz, bo to przewaznie mozesz przewidziec i bez pomocy snów) - to tak - jesteś medium :)
ale jeśli coś Ci sie przytrafia i WTEDY nagle cie oswieca ze przecież ci sie to śniło - to Ci się wydaje :) - to taka iluzja w mózgu (jedna z półkul jest szybsza niż druga)
a jak Ci sięśniagroby a potem ktoś umiera - to to już efekt wybujał fantazji - łączenie tego ze sobą..
generalnie sny prorocze nie istnieją bo istnieć nie mogą.. nawet jeżeli się nam coś śni co potem sie wydarzy - to jets to efekt zwykłego przewidywania (jakby ta pani się jednak przespała z tym kolegą, to mogłaby powiedziec ze to prorocze było :) ).. i zbiegu okoliczności - bo sny mamy codziennie - to zwykła statystyka że czasami akurat nastepnego dnia zdarzy się coś podobnego co nam się śniło
Opublikowano

czemu mam nieodparte wrażenie, że jednak trochę "na skróty" rozprawiasz się z tematem ? - Pomijam moje niezaspokojone czy nie żądze (co Ty możesz o Tym wiedzieć?) - ale jednak tzw. prorocze sny odegrały w historii ludzkości dość istotna rolę - więc ja bym tego tak łatwo nie lekceważyła ....

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Tu wchodzi jeszcze kwestia wiary. Ja nie wierzę w przypadek i nie ma dla mnie czegoś takiego jak "zbieg okoliczności". Dlaczego w to nie wierzę? Proszę obliczyć rachunek prawdopodobieństwa tego, że po Wielkim Wybuchu powstaje coś tak skomplikowanego jak ekosystem planety Ziemia.

To prawie tak, jakby po wybuchu w drukarni powstała encyklopedia z milionami haseł i pojęć.

Czy nie lepiej uznać, że nasz umysł jest bardzo ułomny i nie można nim wszystkiego zbadać? Co chwilę się potykamy, mylimy w najprostszych rzeczach. Zapominamy o kluczach do mieszkania, robimy błąd interpunkcyjny. Wszystko to jakby sugeruje, że nie powinniśmy wykluczać czegoś, co nie zostało zbadane przez nasz rozum. W każdym bądź razie - ja swojemu rozumkowi nie ufam do końca ;D

A co do snów proroczych - OBY nikt nigdy ich nie zbadał, nie zanalizował. Nie wiedział skąd się biorą. Niech życie pozostanie tajemnicze, bo tylko takie ma smak (przynajmniej w moim odczuciu).



Właśnie. "To nie może istnieć". Spróbował Pan kiedyś nieco elastyczniej spojrzeć na świat? Niczego nie skreślać i dopuścić różnorakie możliwości?

Czy istnieje tylko jedna możliwość a klapek z oczu ściągnąć się nie da? Wydaje się nam czasem, że możemy twardo stąpać po ziemi. Zapominamy wtedy o 99.(9)% nicości w atomach?

Przepraszam, jeśli zanudziłem. Ale zawsze staję w opozycji do takiego "trzeźwego" patrzenia na rzeczywistość. Pozdrawiam.
Opublikowano

ale ja bardzo lubie "nietrzeźwe" patrzenie na świat :) jestem romantykiem i idealistą, wierze w teorie połowek i inne takie.. wierze że ludzie robią wiele "nieracjonalych" rzeczy i zę warto je robić bo one są piękne... ale w przesadne bzdury nie wierze - a wiara w przewidywanie przyszłości to już bzdura - pewnie że mozna ją "przewidzieć" - tak samo jak się przewiduje krach na giełdzie albo upadek komuny - i jako że we śnie też myślimy - może nam się to nawet przyśnić (to co przewidujemy) - ale w żadne sygnały z Przyszłości nie wierze - z prostej przyczyny: wtedy stały by się one teraźniejszością i zmieniłyby przyszłość - a wtedy skąd by się wzięły skoro ta przyszłość z ktorej pochodzily nigdy sie nie wydarzyła? (to takie rozkminy po "12małp" :) )
nie ale mowie serio - wierze że człowiek jest cudem, ale w zjawiska paranormalne nie wierze, bo wtedy trywailizowałyby nasze życie - jaki sens byłby walczyć i sie starać, skoro moze przyjść dobra wróżka i wszystko odmnienić? to byłby bezsens :)

co do encyklopedii: to już matematyka.
prawdopodobienstwo że układajac na chybił trafił klocki w scrabble, ułożysz sensowne 10-literowe słowo wynosi powiedzmy 1:9999 - że ułozysz takich słow milion połączonych w encyklopedie - wynosi pewnie 1-99999 do potęgi 99999999999999 - ale w końcu kiedyś, za ileśtam miliardową kombinacją ułozysz... a biorąc pod uwagę że wszechswiat jest nieograniczony ani fizycznie (mówią że nasz wszechswiat powstał z wybuchu i teraz sie rozszerza a potem sie zacznie kurczyć - ale co jest poza granicami "naszego" wszechswiata? - pewnie miliardy następnych wszechświatów ktore sobie wybuchaja i sie kurczą) -ani czasowo (co bedzie jak sie za tysiac milardow lat skurczy? za nastepny tysiac wybuchnie znowu i tak do usranej nieskonczonosci - wnisoek z tego taki że jakiej byś sobie ogromnej liczby (lat, czy planet) nie wymyslił której potrzebowałbyś żeby mieć pewność że taka encyklopedia mogłaby powstać przez przypadek - ona jest nie tylko mozliwa ale i pewna - mozesz sobie ją pomnożyć przez samą siebie - bo wszechswiat nie ma żadnych ograniczeń - innymi słowy jak bardzo wyjątkowi byśmy nie byli, to powstaliśmy z przypadku - który był statystycznie pewny...
/ale sie rozgadałem - ide ogladac star treka :) /

Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


raczej w historii ludzkości odegrali rolę ludzie którzy wierzyli że mają prorocze sny (i ludzie którzy im w to wierzyli) - i wcale nie mowie że to źle, ale to nie zmienia faktu że te ich sny nigdy nie istniały...
tzn. oczywiscie, że wszystko się moze czlowiekowi przyśnić- mogą mi sięprzyśnic liczby do totolotka i wygram - szanse na to są pewnie jeszcze mniejsze niz skreślenie liczb na jawie - ale to możliwe - tyle że to bynajmniej nie swiadczy o tym ze sen był proroczy..
że umieram tez juz pare razy mi się śniło - i co? jak umre to mam stwierdzic ze jestem prorokiem bo to przewidzialem? :)
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.


jak mi jeszcze pani wytlumaczy jak wygląda to dobijanie sie w czasie i przestrzeni kosmicznej to bede wdzieczny :)
uśpiony umysl pracuje calkiem podobnie jak nie uśpiony tylko z mniejszymi ograniczeniami - ale opiera się tylko i wyłacznie na dostepnych mu faktach (czyli na pamieci osoby śpiacej) - tyle ze sobie ja dowolnie modyfikuje (jak to wyobraźnia) - na jawie teżmozemy sobie pofantazjować, albo pomarzyć - a to ze czasami te marzenia potem sie spełniają?? nie widze tu żadnej metafizyki
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Przewidywanie przyszłości to rzecz nie tak prosta jak się nam wydaje. Istnieje również teoria, że wróżenie układa przyszłość, a nie ujawnia nam ją.

Poza tym - wszystkie "przecieki z przyszłości" są niejasne. Niesprecyzowane. Określają tylko okoliczności, jakie wytworzy w danej chwili los.

Człowiek może i jest wolny. Ma prawo do decydowania. Ale cały czas idzie jakby po moście. Może przejść na jedną krawędź, potem na drugą, ale pole jego działania jest ograniczone (szerokość tego mostu). Tak myślę.

Pozdrawiam.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jeżeli zdajesz sobie sprawę z tego, że śnisz - masz świadomy sen, czyli LD. Można wtedy decydować o tym co się w takim śnie robi i wszystko to kontrolować. Ja np. lubię sobie polatać :) Kwestia treningu.
Opublikowano

Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.



Jeżeli zdajesz sobie sprawę z tego, że śnisz - masz świadomy sen, czyli LD. Można wtedy decydować o tym co się w takim śnie robi i wszystko to kontrolować. Ja np. lubię sobie polatać :) Kwestia treningu.

raz w życiu miałem taki sen, że wiedizałem że śnie ;-) super bło!
pozdr.

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się



  • Zarejestruj się. To bardzo proste!

    Dzięki rejestracji zyskasz możliwość komentowania i dodawania własnych utworów.

  • Ostatnio dodane

  • Ostatnie komentarze

    • Ponura polska jesień, Przywołuje na myśl historii karty smutne, Nierzadko także wspomnienia bolesne, Czasem w gorzki szloch przyobleczone,   Jesiennych ulewnych deszczy strugi, Obmywają wielkich bohaterów kamienne nagrobki, Spływając swymi maleńkimi kropelkami, Wzdłuż liter na inskrypcjach wyżłobionych,   Drzewa tak zadumane i smutne, Z soczystych liści ogołocone, Na jesiennego szarego nieba tle, Ponurym są często obrazem…   Jesienny wiatr nuci dawne pieśni, O wielkich powstaniach utopionych we krwi, O szlachetnych zrywach niepodległościowych, Które zaborcy bez litości tłumili,   Tam gdzie echo dawnych bitew wciąż brzmi, Mgła spowija pola i mogiły, A opadające liście niczym matek łzy, Za poległych swe modlitwy szepcą w ciszy,   Gdy przed pomnikiem partyzantów płonie znicz, A wokół tyle opadłych żółtych liści, Do refleksji nad losem Ojczyzny, W jesiennej szarudze ma dusza się budzi,   Gdy zimny wiatr gwałtownie powieje, A zamigocą trwożnie zniczy płomienie, O tragicznych kartach kampanii wrześniowej, Często myślę ze smutkiem,   Szczególnie o tamtych pierwszych jej dniach, Gdy w cieniu ostrzałów i bombardowań Tylu ludziom zawalił się świat, Pielęgnowane latami marzenia grzebiąc w gruzach…   Gdy z wolna zarysowywał się świt I zawyły nagle alarmowe syreny, A tysiące niewinnych bezbronnych dzieci, Wyrywały ze snu odgłosy eksplozji,   Porzucając niedokończone swe sny, Nim zamglone rozwarły się powieki, Zmuszone do panicznej ucieczki, Wpadały w koszmar dni codziennych…   Uciekając przed okrutną wojną, Z panicznego strachu przerażone drżąc, Dziecięcą twarzyczką załzawioną, Błagały cicho o bezpieczny kąt…   Pomiędzy gruzami zburzonych kamienic Strużki zaschniętej krwi, Majaczące w oddali na polach rozległych Dogasające płonące czołgi,   Były odtąd ich codziennymi obrazami, Strasznymi i tak bardzo różnymi, Od tych przechowanych pod powiekami Z radosnego dzieciństwa chwil beztroskich…   Samemu tak stojąc zatopiony w smutku, Na spowitym jesienną mgłą cmentarzu, Od pożółkłego zdjęcia w starym modlitewniku, Nie odrywając swych oczu,   Za wszystkich ofiarnie broniących Polski, Na polach tamtych bitew pamiętnych, Ofiarowujących Ojczyźnie niezliczone swe trudy, Na tylu szlakach partyzanckich,   Za każdego młodego żołnierza, Który choć śmierci się lękał, A mężnie wytrwał w okopach, Nim niemiecka kula przecięła nić życia,   Za wszystkie bohaterskie sanitariuszki, Omdlewających ze zmęczenia lekarzy, Zasypane pod gruzami maleńkie dzieci, Matki wypłakujące swe oczy,   Wyszeptuję ciche swe modlitwy, O spokój ich wszystkich duszy, By zimny wiatr jesienny, Zaniósł je bezzwłocznie przed Tron Boży,   By każdego z ofiarnie poległych, W obronie swej ukochanej Ojczyzny, Bóg miłosierny w Niebiosach nagrodził, Obdarowując każdego z nich życiem wiecznym…   A ja wciąż zadumany, Powracając z wolna do codzienności, Oddalę się cicho przez nikogo niezauważony, Szepcząc ciągle słowa mych modlitw…  

      Zaloguj się, aby zobaczyć zawartość.

    • @andrew Czy rzeczywiście świat współczesny tak nas odczłowieczył? Czy liczy się tylko pogoń za wciąż rosnącą presja społeczną w każdej dziedzinie? A gdzie przestrzeń, by być sobą?
    • @Tectosmith całkiem. jakbym czytał któreś z opowiadań Konrada Fiałkowskiego z tomu "Kosmodrom".
    • @Manek Szerzenie mowy nienawiści??? Przecież nie skłamałem w ani jednym wersie!
    • Widzą mnie. Przez te korytarze. Przez te imaginacje. Patrzą. Wodzą za mną wzrokiem nieruchomym. Te ich oczy. Te ich wielookie twarze… Ale czy to są w ogóle ich twarze? Wydrapuję żyletką te spojrzenia z okładek. Ze stronic starych gazet. Z pożółkłych płacht. Zapomnianych. Nie odtrącam ich. Było ich pełno zawsze i wszędzie. Nie odtrącam… Kiedyś odganiałem ręką te spojrzenia wnikliwe. Czujne. Odganiałem jak ćmy, co puszyściały w przelocie. Albo mole wzruszone jakimś powiewem nagłym z fałd ciężkich zasłon, bądź ubrań porzuconych w kącie. Z barłogu. Z legowiska. Ze sterty pokrytej kurzem. Szarym pyłem. W tym oddechu idącym od otwartych szeroko okien. Od nocy. Od księżyca… Od drzew. Od tych topól strzelistych. Szumiących. Szemrzących cicho. Od tych drzew skostniałych z zimna. Od chmur płynących. Od tych chmur w otchłani z jasnymi snopami deszczu...   Siedzę przy stole. Na krześle. Siedzę przy stole oparty łokciami o blat. Oparłszy się na złożonych dłoniach brodą. Zamieram i śnię. I znowu śnię na jawie. Wokół mnie płomienie świec. Drżące. Migoczące. Rozedrgane cienie na suficie i ścianach. Na podłodze błyszczące plamy. Na klepce. Czepiają się sęków. Czepiają się te widma. Te zjawy z nieokreślonych ustroni i prześwitów z ciemnej linii dalekiego lasu. Na stole płonące świece. Na parapetach. Na szafie. Na podłodze. Świece wszędzie. Płonące gwiazdy na niebie. Wszechświat wokół mnie. Ogromna otchłań i mróz zapomnienia…   Przede mną porcelanowy talerz z okruchami czerstwego chleba i emaliowany kubek, odrapany, otłuczony. Pusty… A więc to moja ostatnia wieczerza…   *   Wirujące obłoki nade mną. Pode mną mgławice, spirale galaktyk. Nade mną… Nasyca się we mnie jakaś deliryczna ekscytacja. Jakieś wielokrotne, uporczywe widzenie tego samego, tylko pod różnymi kątami. Wciąż te same zardzewiałe skorupy blaszanych karoserii, powyginanych prętów, pancernych płyt, pogiętych, stępionych mocno bagnetów i noży… Przedzieram się przez to wszystko z donośnym chrzęstem i stukotem spadających na ziemię przedmiotów. Idę, raniąc sobie łokcie, kolana… Idę… I słyszę. I słyszę wciąż w mojej głowie piskliwy szum. I pulsowanie, takie jakby podzwanianie. I znowu drzwi. Kolejne. Uchylone. Spoza nich dobiega to nikłe: dzyn-dzyn. A więc ktoś tu był. I jest! Ktoś mnie ogląda i podziwia jak w ZOO. Nie mogę się pozbyć tych mar natrętnych. Dzyn-dzyn.. Tych namolnych widziadeł, które plączą się tutaj bez celu. Dzyn-dzyn… I widzę je. I słyszę... Nie. Nie dosłyszę, co mówią do siebie, będąc w tych pokracznych pozach. Gestykulują kościstymi palcami obwieszonymi maleńkimi dzwoneczkami… Dzyn-dzyn… Wciąż to nieustanne dzyn-dzyn...   *   Otaczają mnie blaski. Mrugające iskry. Kiedy siedzę przy stole, oparłszy brodę na dłoniach. Mieni się wazon z kryształu z uschniętą łodygą martwego kwiatu. Cóż jeszcze mógłbym ci powiedzieć? Będę ci pisał jeszcze. Kartki rozrzucone na stole. Pogniecione. Na podłodze. Ciśnięte w kąt w formie kulek. Wszędzie. W dłoni. W tej dłoni ściskającej pióro, bądź długopis… W tej dłoni pomazanej tuszem, atramentem. W tej dłoni odrętwiałej. I w tym odrętwieniu trwam, co idzie od łokcia do czubków palców. Mrowienie. Miliardy igieł... W serwantce lustra migoty i drżenia. W serwantce filiżanki, porcelanowy dzbanek. Talerze. Kryształowa karafka ojca. Zaciskam powieki. Szczypiące.   Dlaczego ten deszcz? Latarnie na ulicy. Noc. Zamglone światła. Deszcz. Drzewa oplatają się nawzajem gałęziami. Nagimi odnogami. Drzewa splecione. Supły… Deszcz… Zamglone poświaty ulicznych latarni. Idę. Kiedy idę – deszcz… Wciąż deszcz… Stukocze o blaszane rynny starych kamienic. O daszki okrągłych ogłoszeniowych słupów. O blaszane kapelusze ulicznych latarni… Deszcz… Kiedy idę tak. A idę tak, bo lubię. Kiedy deszcz… I ten deszcz wystukuje mi. Spada na dłonie. Na policzki. Na usta. Na twarz…   *   To rotuje. To wciąż rotuje. Oddala się, ciągnąc za sobą długą smugę. Rezonuje od tego jakiś magnetyzm. To się oddala. To wciąż się oddala, nieubłaganie. Kiedy idę długim korytarzem, muskam palcami żeliwne rury, które ciągną się kilometrami w głąb. Które się ciągną i wiją. Które pokryła brunatna pleśń. W których stukoty i jęki. Zamilkłe. W których milczenie. Martwa cisza. Ciągnące się rury. Rozgałęzienia jakieś. Wychodzą. Wchodzą. Rozchodzą się. Łączą… Od jednej ściany do drugiej. Z podłogi w sufit. Przebijają się znikąd donikąd. Martwy krwiobieg w ścianach z popękaną, odłażącą farbą. Chrzęszczący pod stopami gruz, potłuczone szkło... Na języku i w gardle gryzący szary pył zapomnienia. Uchylone drzwi. Otwarte na oścież. Zamknięte na klucz. Na klamkę. Naciskam z cichym skrzypieniem. Wchodzę. W półmroku sali kamienne popiersia okryte zakurzoną folią. Rozrzucone dłuta, młotki… W półmroku. Zapach jakichś dalekich, zeskorupiałych w mimowolnym grymasie gipsowych twarzy. W odległym echu dawnego czasu. Pożółkłe plakaty na ścianach. Uśmiechnięte twarze. Patrzące filuternie oblicza dawno umarłych…   Kto tu jest? Nie ma nikogo.   Szklane gabloty. Zardzewiałe metalowe stelaże. Na pólkach chemiczne odczynniki. Przeciekające butle z jakąś czarna mazią. Odór rozkładu i czegoś jeszcze, jakby opętanego chorobą o nieskończonym wzroście… Na ścianach potłuczone, popękane porcelanowe płytki z rozmazanymi smugami zakrzepłej krwi. Od dawna ślepe, zgasłe oczy okrągłej wielookiej lampy. Przekrzywionej w bezradnym błaganiu o litość, w jakimś spazmie agonii. W kącie, między stojakami do kroplówek, ociężały, porysowany korpus z kobaltem-60 w środku pokryła rdza. Na metalowym stole resztki nadpalonej skóry z siwą sierścią kozła. Nie przeżył. Wtedy, kiedy blade strumienie wypalały jego wnętrze do cna… Walające się na podłodze stare, zwietrzałe gazety. Czarne nagłówki. Czarno-białe zdjęcia. Pierwszy wybuch jądrowy na atolu Bikini. Pozwijane plakaty... Szukam czegoś. Szperam. Odgarniam goła stopą… Nie ma. Nie było chyba nigdy.   *   Powiedz mi coś. Milczysz jak głaz wilgotny. Jak lśniący głaz na poboczu zamglonej drogi. Zjada mnie promieniowanie. Zżera moje komórki w powolnej agresji. Wokół mojej głowy mży złociście aureola smutku w opadających powoli cząsteczkach lśniącego kurzu. Jakby to były drobniutkie, wirujące płatki śniegu. Jakby rozmyślający Chrystus, coraz bardziej jaśniejący i z rękami skrzyżowanymi na piersiach, szykował się powoli na ekstazę zbawienia w oślepiającym potoku światła...   I jeszcze...   Otwieram zlepione powieki... Długo jeszcze? Ile już tu jestem? Milczysz... A jednak twoje milczenie rozsadza moją czaszkę niczym wybuchający wewnątrz granat. Siedzę przy stole a on naprzeciw szczerzy do mnie zęby w szyderczym uśmiechu. Kto? Nikt. To moje własne widzimisię. Moje chorobliwe samounicestwienie, które znika, kiedy tylko znowu zamknę je powiekami. I znowu widzę – ciebie. Jesteś tutaj. Obok. We mnie. W przeszłości jesteś. A ponieważ i ja jestem w głębokiej przeszłości, nie ma nas tu i teraz. Zatem byliśmy. A tutaj, w teraźniejszości tkwisz głęboko rozgałęzieniami korzenia. W ziemi. W tej czarnej glebie. W tej wilgotnej, w której ojciec mój zdążył się już rozpaść w najdrobniejsze szczegóły dawno przeżytych dziejów. W atomy. W ziarna rozkwitające w ogrodzie pąkami peonii…   Przełykam ślinę, czując sadzę z komina, dym płonących świec na podniebieniu. One wokół mnie rozpalają się jeszcze i drżą. Marzyłem. I śniłem. Albo i śnię nadal. Na jawie. I jeszcze… Moje nocne misterium. Moje własne bycie mistrzem ceremonii, której nie ma, która jest tylko we mnie. Mówię coś. Poruszam milczącymi ustami. Tak jak mówił do mnie mój nieżywy już ojciec, wtedy, kiedy pamiętałem jeszcze. Przyszedł odwiedzić mnie, ale tylko na chwilę. Przyszedł sam. Tym razem bez matki. Posiedział na krześle. A bardziej, tylko przysiadł. Tak, jak się przysiada na moment przed daleką podróżą. Lecz zdążył jeszcze zapalić papierosa, oparłszy się jednym łokciem o blat stołu..I w kłębach błękitnawego dymu, zaczął swoją przemowę pełną wzruszeń. To znowu ze śmiechem, albo powagą człowieka z zasadami. A jego oczy za szkłami okularów stawały się coraz bardziej lśniące. Coś mówił. Albo i nie mówił niczego. A to, co mówił było moim przywidzeniem. Omamem słuchowym. Fantasmagorią. Tylko siedział nieruchomo. Jak posąg z kamienia. Ale wiem, że odchodząc, położył jeszcze swoją dłoń na moim ramieniu, w takim jakby muśnięciu, w ledwie wyczuwalnym tknięciu. Czy może bardziej wyobrażeniu…   Sam już nie wiem czy tu był. I czy był jeszcze…Chłód powiał od schodowej klatki. Od wielkiego przeciągu drzwi trzasnęły w oddali…   (Włodzimierz Zastawniak, 2025-11-23)      
  • Najczęściej komentowane

×
×
  • Dodaj nową pozycję...